Lewicki: Sojusznicze gwarancje dla Polski w 1939 roku i dziś. Które są silniejsze i bardziej wiarygodne?

Gdy dziś w Polsce mówi się o sojuszach, to ma się na myśli NATO oraz relacje z USA. Jak silne są te sojusze i czy rzeczywiście będą działać, czy zagwarantują nam bezpieczeństwo?

Wokół tematu jest wiele nieporozumień, które zaczynają się od błędnego rozumienia czym jest sojusz wojskowy. Najczęściej rozumie się go jako bezwzględne zobowiązanie do wspólnego wystąpienia przeciwko innemu państwu, szczególnie wobec jego agresji. Tymczasem tak działały sojusze w czasach dawnych, jeszcze do pierwszej wojny światowej. Wtedy sojusz, inaczej koalicja, oznaczał zobowiązanie do wspólnych działań militarnych przeciw stronie trzeciej w razie zajścia określonego w umowie przypadku, zwanego z łaciny „casus foederis”. W takiej umowie o sojuszu były sprecyzowane konkretne i szczegółowe zobowiązania każdej ze stron. Odnosiło się to do liczebności wojsk jakie każda strona ma wystawić i w jakim terminie, kiedy mają one przystąpić do działań zbrojnych i na jaki okres, a nawet kto ma ponieść koszty ich utrzymania. Tak na przykład, konwencja wojskowa miedzy Rosją i Francją z 1892 roku precyzowała, że  Rosja ma wystawić 700–800 tys. żołnierzy a Francja 1,3 mln żołnierzy, oraz że mają oni być niezwłocznie skierowani przeciwko wspólnemu wrogowi: „Jeśli Francja zostanie napadnięta przez Niemcy lub Włochy wspomagane przez Niemcy, Rosja użyje wszystkich będących w jej dyspozycji sił dla zaatakowania Niemiec”. Tego rodzaju sojusze miały oczywiste zalety, gdyż pozwalały uwzględniać siłę sojuszniczej armii w planowaniu wojennym.

 Miały też one poważny feler, który ostatecznie skutkował wybuchem pierwszej wojny światowej, a po części, także i drugiej wojny światowej. Otóż takie sojusze działały jak automat, gdzie  zajście jednego zdarzenia powodowało wywołanie drugiego i w ten sposób lokalny kryzys, związany z zabójstwem księcia Ferdynanda, spowodował efekt domina, który spowodował rozpętanie wojny światowej. Na dodatek, ogłoszenie mobilizacji uznawano wówczas za akt wojny i reagowano adekwatnie, czyli  jej wypowiedzeniem. Taki przypadek zaszedł, gdy Rosja, a potem Francja, ogłosiły mobilizację i Niemcy, w odpowiedzi na to, wypowiedziały wojnę Rosji i Francji oraz uruchomiły swój precyzyjny plan wojenny, plan Schlieffena, co w następstwie spowodowało, że po pogwałceniu neutralności Belgii, w stanie wojny znalazła się także Wielka Brytania.

Działanie podobnego automatu spowodowało także wybuch II wojny światowej. Polska utrzymywała asertywną postawę wobec Niemiec, gdyż była, jak jej się zdawało, zabezpieczona sojuszem z Anglią i Francją. Sojusz z Francją przewidywał, że na wypadek ataku Niemiec na Polskę, armia francuska natychmiast podejmie działania lotnicze natomiast w piętnastym dniu od mobilizacji rozpocznie ofensywę większością swych sił. Umowa z Wielką Brytanią nie zawierała terminów akcji wojskowych, ale także była sformułowana kategorycznie i jej artykuł pierwszy stanowił: „W razie gdyby jedna ze stron umawiających się znalazła się w działaniach wojennych z jednym z mocarstw europejskich na skutek agresji tego ostatniego  (…) druga strona umawiająca się udzieli bezzwłocznie (…) wszelkiej pomocy i poparcia będących w jego mocy.”

W praktyce okazało się, że układy te zadziałały tylko (a może aż) jeśli chodzi o wypowiedzenie Niemcom wojny. Owej przewidywanej ofensywy 15 dnia nie było, gdyż na konferencji w Abbeville, która odbyła się  12 września, francusko-brytyjska Najwyższa Rada Wojenna tak właśnie zadecydowała. Dlaczego? Zapewne głównym powodem była sytuacja na francie niemiecko-polskim, gdzie do tego czasu Niemcy przełamali już polską obronę nie tylko na linii Narwi, ale przekroczyli też rzeki Bug i San, doszli do Wisły oraz okrążali Warszawę. Perspektywy organizacji skutecznej obrony przez siły polskie były w tym momencie nikłe, gdyż nie było już żadnej naturalnej rubieży wzdłuż której można by obronę organizować, a także nie funkcjonowało już zintegrowane naczelne dowództwo sił polskich.

Takie były i tak zadziałały sojusznicze gwarancje dla Polski w roku 1939. A jak to wygląda dziś? Jeśli chodzi o same zapisy to są one zdecydowanie słabsze niż były w 1939 roku. Dziś wszystko opiera się na artykule 5 Traktatu Północnoatlantyckiego. Co by o nim nie mówić, to na pewno nie zawiera on tak precyzyjnych i jednoznacznych zapisów jak poprzednio zawierane sojusze, które określały wielkość sił i terminy ich użycia. Obecnie zapis stwierdza: „Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub kilka z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uważana za napaść przeciwko nim wszystkim”, ale jeśli chodzi o działania, które w związku z zajściem takiego zdarzenia mają być podjęte, to są one opisane bardzo niejasno: „udzieli pomocy Stronie lub Stronom tak napadniętym, podejmując natychmiast indywidualnie i w porozumieniu z innymi Stronami taką akcję, jaką uzna za konieczną, nie wyłączając użycia siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północnoatlantyckiego”.

Widzimy zatem, że gdy poprzednio obowiązek przystąpienia do działań zbrojnych był jasno sformułowany, to teraz tylko „nie wyłącza się” użycia siły zbrojnej. Zatem każde państwo podejmie akcję jaką uzna za właściwą, czyli zamiast wysłania sił zbrojnych może też złożyć protest, nałożyć sankcje lub w podobny sposób okazać solidarność z napadniętym. Dlaczego tak niejasno sformułowano te zapisy? Najpewniej z tego powodu, żeby nigdy więcej nie dopuścić do skonstruowania  automatu, jaki spowodował poprzednie wojny światowe.

Twierdzi się, że NATO okazało skuteczność przez prawie 70 lat swego trwania. Trzeba jednak zauważyć, że ta „skuteczność” wynikała z tego, że ani razu nie doszło do kryzysu, który by przetestował jak to wszystko działa. Jedynym przypadkiem kiedy wykorzystano zapisy Traktatu była sytuacja gdy USA powołały się na artykuł piąty przy okazji ataku terrorystycznego 11 września 2001. Była to sytuacja szczególna i solidarność Ameryce okazały wtedy praktycznie wszystkie kraje świata, także te które z NATO nie miały nigdy nic wspólnego, a nawet Rosja.

Mówiąc otwarcie, dla Polski lepiej będzie nie sprawdzać jak zadziała NATO w przypadku zagrożenia kraju, gdyż wówczas, przy obecnych zapisach traktatowych, nie byłoby nawet podstaw do wyrażenia pretensji w przypadku gdyby realnej pomocy nie udzielono.  Bo w końcu, czy zajęcie Polski przez jakiegoś wroga, podważyłoby „bezpieczeństwo obszaru północnoatlantyckiego”? A przecież tak właśnie traktat określa najważniejsze zadanie sojuszu. Można mieć wątpliwości, skoro Polska do Atlantyku nawet bezpośredniego dostępu nie ma, to tym bardziej nie jest oczywiste jej znaczenie dla bezpieczeństwa tego obszaru.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 16 Average: 4.3]
Facebook

9 thoughts on “Lewicki: Sojusznicze gwarancje dla Polski w 1939 roku i dziś. Które są silniejsze i bardziej wiarygodne?”

  1. Pod art. 5 podpadają jeszcze 2 ataki:
    – Smoleńsk, żaden kraj nie poczuwa się do bycia zaatakowanym
    – sprawa Skripalla… to już kabaret na całego

    1. Co do Smoleńska, to na pewno został on uznany za teren położony poza obszarem północnoatlantyckim, a jeśli chodzi o Skripalla, no cóż, najpewniej NATO musiałoby wtedy zaatakować Wielką Brytanię 🙂

      1. Gdy Ruscy urzZamach na elitę polityczno-wojskową państwa członkowskiego nie jest atakiem na NATO?
        Pomysł z atakiem na UK to śmiała teza… masz dowody na odpowiedzialność rządu UK za zamach chemiczny na własnych cywili?

  2. „Owej przewidywanej ofensywy 15 dnia nie było, gdyż na konferencji w Abbeville, która odbyła się 12 września, francusko-brytyjska Najwyższa Rada Wojenna tak właśnie zadecydowała. Dlaczego? ” – pyta Autor. Otóż przyczyna „drole de guerre” była inna – pakt Ribbentrop-Mołotow. Zachód bał się sojuszu niemiecko-rosyjskiego i skierowania jego ostrza Zachód, choć Hitler i tak na Zachód uderzył (mając w Rosji sojusznika). Kluczowe pytanie brzmi: czy pakt Ribbentrop-Mołotow skutkowałby rozbiorem Polski, gdyby Anglia i Francja zaatakowały Niemcy w pierwszych dniach września ’39 ? Moim zdaniem, gdyby Zachód od razu ruszył na Niemcy, pakt Ribbentrop-Mołotow w kwestii polskiej pozostałby na papierze… Niby dlaczego Rosja Sowiecka czekała z atakiem na Polskę (wbrew naleganiom Hitlera) aż do 17 września ? Propozycja odpowiedzi: czekała na decyzje aliantów w Abbeville.

    1. W Abbeville tak zdecydowano bo obrona polska zawaliła się i Polsce pomóc już by nie zdążyli. A Stalin wkroczył z tego samego powodu. Gdyby wojna ciągnęła się dłużej to czekałby w nadziei na wzajemne wykrwawienie się Niemiec i Zachodu po to żeby wkroczyć jak w masło nie tylko do Polski. Nie o Kresy mu chodziło. Kresy to był nędzny ochłap w porównaniu z tym na co liczył.
      Nawiasem mówiąc kto nam miał pomóc? Anglia ze swoimi 6 dywizjami w Europie? Ich flota miała podpłynąć pod Jasną Górę? A Francja? Francja liczyła 42 mln mieszkańców a III Rzesza 80 mln. W dodatku Francja musiała toczyć wojnę na dwa fronty bo jeszcze z Włochami też liczącymi 42 mln.
      Liczenie przez Polskę na pomoc Zachodu było dowodem na zaćmienie umysłowe. To dokładnie tak jak liczenie dzisiaj na USA w razie konfliktu z Rosją. Amerykanie nie są w stanie nam pomóc. Ewentualnie mogą nas pomścić jeśli zechcą ryzykować z tego powodu wojnę z mocarstwem nuklearnym. Wiz nam nie dają ale życie za nas oddadzą?

      1. @Adam Kowalczyk. „W Abbeville tak zdecydowano bo obrona polska zawaliła się i Polsce pomóc już by nie zdążyli.” – nie zgodzę się z Pana poglądem. Zachód wiedział, że polska obrona szybko się zawali, więc dlaczego czekał ? Otóż Zachód przeciwko Hitlerowi potrzebował Rosji, a jednocześnie chciał rękami Hitlera zniszczyć komunizm. Zachód nie wszedł do realnej wojny, gdyż spodziewał się, że Hitler po pokonaniu Polski najpierw ruszy na Wschód. Zawiedli się, bo gdyby mieli pewność, że Hitler ruszy na Zachód, uderzyliby pierwsi, choćby po to żeby utworzyć drugi front. Pełna zgoda co do celów Stalina, jednak żeby mieć granicę geopolityczną na Łabie trzeba było bardzo dużo zainwestować w wysiłek wojenny.
        Kto miał nam pomóc ? Odpowiadam: Francja i Rosja – tak jak w I wojnie światowej, tylko wtedy trzeba by było było prowadzić skuteczną „endecką” politykę, nie mocarstwową sanacyjno-beckowską.

  3. @Jarek
    „Zachód wiedział, że polska obrona szybko się zawali, więc dlaczego czekał ?”
    Nikt, ani my, ani Zachód, nie spodziewał się destrukcji polskich sił zbrojnych w tak krótkim czasie. To była ta nowość, którą ta wojna przyniosła. Potrzebowali czasu na mobilizację. W dodatku Francuzi wiedzieli od dawna, że Niemcy mają lub szybko uzyskają przewagę nad Francją. Dlatego nie planowali wojny ofensywnej przeciwko Niemcom. Stąd budowa linii Maginota, stąd defensywna doktryna wojenna, stąd defensywne szkolenie wojska do obrony. Nie dość, że sądzili iż mają kilka tygodni na mobilizację to jeszcze myśleli, że będą tkwić w okopach jak podczas I wojny. A tu czołgi i współpraca z lotnictwem (Niemcy tu byli pionierami) rozstrzygnęły sprawę w ciągu kilku dni.
    I taki drobiazg – polski Sztab Główny zmobilizował komplet swoich własnych oficerów dopiero 7 września i tego dnia Wódz Naczelny przeniósł się do Brześcia. Tego też dnia skończyło się dowodzenie polskimi armiami. Centralne dowodzenie stało się fikcją. Od tej pory wojska walczyły na własną rękę. A przecież w Polsce mobilizacja trwała na raty od marca. Już w kwietniu na granicy z Niemcami mieliśmy więcej wojska niż Wielka Brytania w Europie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *