Lewicki: W Warszawie wesela nie będzie

Wszystko było już przygotowane, łącznie z prezydenckimi limuzynami przywiezionymi z USA. Miał Donald Trump na dwa dni pojawić się w Warszawie i, nie ma co ukrywać, zgodnie z oczekiwaniami zdynamizować kampanię wyborczą PiS-u.

Miały być twarde deklaracje o sojuszu, o zniesieniu wiz i odpowiednio celebrowane podpisanie, jak donosiły media Sakiewicza, „kluczowego memorandum” w sprawie bezpieczeństwa wojskowego, jak też wiele innych umów o współpracy gospodarczej, technologicznej, czy politycznej.

Wszystko to miało dać napęd narracji PiS przed wyborami i tworzyć wrażenie, że Polska jest tym właśnie „kluczowym” sojusznikiem Ameryki w Europie, że od iluś tam setek lat po raz pierwszy jesteśmy w tak wspaniałej konfiguracji i wszystko to jest oczywiście zasługa polityki „dobrej zmiany”.

Tymczasem, wszystkie te rachuby na propagandowe i wyborcze zdyskontowanie tego wydarzenia runęły z powodu, jak się podaje, huraganu Dorian, który ma z niespotykana siłą uderzyć w stan Floryda. Tenże stan odgrywa jednocześnie wielką rolę w wyborach prezydenckich w USA i stąd Trump mógłby ponieść duże straty polityczny gdyby podczas walki z żywiołem nie było go na miejscu.

Jednak to tłumaczenie nie jest jakoś szczególnie przekonywujące, gdyż do wyborów w USA jest jeszcze prawie półtora roku, a tenże huragan może, jak się przewiduje, dojść do Florydy, w nocy z niedzieli na poniedziałek, czyli w czasie gdy Trump już i tak wróciłby z Polski. Zresztą Trump zawsze mógłby skrócić wizytę w Polsce i zarządzić wcześniejszy powrót.

Te okoliczności staną się źródłem wielu domniemań i spekulacji na temat tego, co tak naprawdę było przyczyną tego odwołania, czy przełożenia wizyty Trumpa w Polsce. Niewątpliwie znajda się tacy, którzy będą twierdzić, że chodzić może o ów list 88 senatorów w sprawie wzmożenia nacisków na Polskę by ta zrealizowała roszenia majątkowe organizacji żydowskich. Jest bardzo prawdopodobne, że właśnie ta sprawa wchodziła w grę, gdyż 17 września odbędą się także wybory w Izraelu, zaś tak mocno nagłośniona wizyta w Polsce, będąca jednocześnie przecież wsparciem rządu w Warszawie, który, jak na razie deklaruje nieuleganie roszczeniom majątkowym, byłaby jednocześnie sygnałem dla środowisk żydowskich w USA i władz Izraela, że Ameryka ich żądań od Polski nie popiera w sposób zdecydowany.

To zaś osłabiłoby wyborcze szanse Netanyahu, a nade wszystko postawiłoby pod znakiem zapytania wsparcie lobby izraelskiego dla Trumpa w nadchodzących wyborach prezydenckich w USA, na które Trump bardzo liczy. Zatem wiele może wskazywać, że taka właśnie kalkulacja polityczna, mogła stać za decyzją Trumpa, by do Polski akurat teraz nie przyjeżdżać.

Nad tymi obchodami 80. rocznicy wybuchu wojny od samego początku pojawiały się kontrowersje. Najpierw władze polskie odmówiły zaproszenia na nie prezydenta Rosji Władimira Putina. Kilka dni temu okazało się, że z tego powodu, pominięcia Putina, zrezygnował z przyjazdu prezydent Białorusi Łukaszenka. Teraz zrezygnował z przyjazdu także Trump. Okazało się zatem, że przygotowywane od dawna wydarzenie, które miało dowieść ważnej roli władz Polski nie tylko w naszej części Europy ale także w całej Europie, krok za krokiem traci swe znaczenie i za sukces uważane już być nie może. Kolejny dowód na to, że polska polityka zagraniczna wymaga zmiany.

Stanisław Lewicki

Click to rate this post!
[Total: 9 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *