Macierewicz – ostatnia nadzieja libertarian

   Verloc – bohater słynnej książki Józefa Conrada pt. The Secret Agent – jest typowym przykładem błędnego rewolucjonisty, który zagubiony w sieci intryg, spisków i podwójnej gry szpiegowskiej doprowadza nieumyślnie do śmierci swego przybranego syna w zamachu terrorystycznym. Sam Verloc kończy swój żywot marnie, a ciekawych tego jak potoczył się jego los odsyłam do wyżej wspomnianej książki. Takich błędnych rewolucjonistów było w literaturze o wiele więcej; przypomnieć można chociażby zięcia Jean Valjeana – bohatera Le Miserables – który zostaje wciągnięty w udział w antypaństwowej wolcie. Niewątpliwie jednak etos Błędnego Rewolucjonisty – człowieka, który za wszelką cenę dąży do zmiany status quo, niejednokrotnie podejmując się działań skrajnie pozbawionych sensu lub stricte samobójczych – nie jest tylko i wyłącznie tworem literatury. XVIII i XIX-wieczni pisarze czerpali inspirację z życia społecznego i politycznego.

            Nie zamierzam jednak badać historii wszelkiej maści ruchów rewolucyjnych, choć zapewne w szeregach chociażby dekabrystów znalazł się niejeden błędny rewolucjonista opętany wizją obalenia Mikołaja I. Śmiem twierdzić, iż nie należy sięgać daleko, aby znaleźć postać, która dobrze wkomponowuje się w koncepcję niezłomnego rewolucjonisty. W polskich warunkach politycznych jest tylko jedna taka osoba i jest nią nie kto inny jak Antoni Macierewicz.

            Na pierwszy rzut oka pan Antoni nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych postaci związanych z szeroko pojętą polską prawicą: ot wysoki, lekko szpakowaty dżentelmen w nienagannie wyprasowanym garniturze. Zdradza go jednak spojrzenie – przenikliwe, gorejące szczerym blaskiem, mocno wyeksponowane gałki oczne wydają się hipnotyzować każdą postać, która się do niego zbliży. Ściskając mikrofon w swej dłoni stwierdza: „wiemy wystarczająco dużo, by wskazać na eksplozję jako przyczynę tragedii, choć wiele pytań czeka nadal na odpowiedź”.  Pan Macierewicz gardzi słowem „teoria” bądź „hipoteza”. Jako wieszcz jedynej, słusznej prawdy jednego dnia jest w stanie krzepić serca Polonii w Chicago, tłumacząc gorliwym słuchaczom techniczne zawiłości raportu pana prof. Biniendy, a kilka godzin później wsiada w samolot i rusza spowrotem do Polski, by tam, w sali ojca Pio w Krośnie ciskać gromy w stronę zbrodniczego rządu Donalda Tuska, który boi się prawdy, boi się raportu Biniendy i boi się także jego – Błędnego Rycerza Rewolucji.

            Strach rządu jest uzasadniony. W przeciwieństwie do wielu internetowych anarchistów, którzy ograniczają się do wypisywania uszczypliwych komentarzy na portalach typu wykop, pan Antoni zapewne nie ma nawet pojęcia czym są portale internetowe. Jego mottem jest działanie, a synonimem prawdziwego działania jest burzenie, likwidacja. Ugodowe szukanie kompromisu to pojęcie dla niego nieznane. Gdy likwidował WSI nie baczył na to, że jego lista znajdzie się w rękach wszystkich agencji wywiadowczych świata, a polscy szpiedzy znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Był gotów dokonać poświęceń, idea zlikwidowania zbrodniczego organu, jakim było WSI stanęła na pierwszym miejscu. Likwidacja i niszczenie państwowych instytucji jest dla pana Macierewicza niczym nieustanny marsz ku paruzji, eschatologicznemu końcowi, zwieńczeniu czasu i materii. Ostateczność nastąpi po całkowitym rozbiciu wszelkich struktur i formalnych konstrukcji, które w jego oczach są szkodliwe. On sam na potrzeby swej deterministycznej ideologii przybiera szatę wykolejeńca, pariasa, który w psychodelicznym amoku jest w stanie jedynie burzyć i rozbijać. Który człowiek gotów jest w ekstatycznym uniesieniu latać samolotem z jednej strony świata na drugą i głosić nieustannie te same prawdy (podkreślam, nie teorie, prawdy) o eksplodujących samolotach i spisku rządowych elit? W pewnym sensie pan Antoni jest neoplatonikiem; podąża tą samą drogą co św. Augustyn uznając, że wszystko co istnieje jest dobre i tylko dobro tworzy i buduje. Dlatego w swych politycznych działaniach odrzuca miałki, demokratyczny bełkot i próby żmudnego budowania kompromisów. Jego celem jest likwidowanie zła, które i tak nie istnieje, walczenie z metafizyczną strzygą, reprezentującą wszystko co najgorsze i najparszywsze. „Lemingi” nie pojmą jego walki – to walka z niewidocznym przeciwnikiem, który stosując okrutną demagogię sprawuje rząd dusz nad uciśnionymi Polakami. Tym wrogiem nie jest krytykowany wielokrotnie przez ludzi z jego otoczenia Donald Tusk, bynajmniej, premier jest tylko ucieleśnieniem nieistniejącego, prawie wirtualnego, acz fundamentalnego i arcygroźnego zła, które będąc w swej teorii jedynie brakiem dobra, pozostaje skryte głęboko w szczelinach różnych przyziemnych instytucji, począwszy od Wojskowych Służb Informacyjnych, przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych, a skończywszy na samym sejmie i senacie.

            Jako poseł PiS i ulubieniec telewizji Trwam i Radia Maryja, poseł Macierewicz jest postacią, której ideologia jest najeżona antynomiami. Z jednej strony jest mężem, ojcem, reprezentantem konserwatywnej partii, z drugiej niezmordowanym Don Kichotem, uwikłanym w szaleńcza walkę z wiatrakami, którą on sam uznaje za dążenie do naświetlenia objawionej prawdy o wielu rządowych spiskach, uknutych w celu zniszczenia… no właśnie, czego?

            On sam nie wie, on sam nie ma pojęcia i chyba go to nawet niezbyt interesuje. Czy uczciwe byłoby ordynarne wrzucenie posła Macierewicza do worka z etykietą „pisowiec”, a następnie pozostawienie owego wora w piwnicznej komórce opisanej jako „radykalna prawica”? Wszak nawet jeśli sam pan Macierewicz przedstawi się jako „prawicowiec, konserwatysta”, to jego unikatowe podejście do prowadzenia polityki, oparte na zasadzie „dziel i niszcz”, ma się nijak do utrzymania organicznego ładu, legalizmu i wspierania instytucji państwowej.

            W takim razie może najłatwiej zakwalifikować go jako rewolucjonistę i anarchistę? Zwracając uwagę na casus likwidacji WSI warto przypomnieć, że w pewnym sensie czystka jakiej dokonał pan Macierewicz była równie „racjonalna” i „logiczna”, co kastrowanie kadry oficerskiej wojska sowieckiego przez Stalina w latach 30. Pojawia się jednak pewien dysonans, gdyż sam pan Antoni za nic w świecie publicznie nie pochwaliłby dokonań Koby. Poza tym warto przypomnieć, iż pan Macierewicz był współzałożycielem KOR-u i do ostatniej kropli chałupniczego atramentu w piwnicznym offsecie walczył z PRL. Już w tamtych czasach w jego jaźni ewidentnie wykluwała się idea „dzielenia i niszczenia” – karkołomnego galopu ku zgładzeniu efemerycznego zła.

            Kim więc jest ów enigmatyczny Błędny Rycerz Rewolucji? Jakie miejsce ma obrać na barykadzie politycznej gry? Jaka ideologia mu przyświeca? Długo zastanawiałem się nad odpowiedzią, ale obecnie przychodzi mi niezmiernie łatwo wysunąć następującą hipotezę: poseł Antoni Macierewicz jest libertarianinem!

            Czyżby na twarzach czytelnika malował się grymas zdziwienia? Czyżby bardziej wrażliwi użytkownicy różnych forów o tematyce kons-liberalno-libertariańskiej, noszący na swych tęgich głowach charakterystycznie ułożone długie włosy mieli ochotę w tej właśnie chwili z oburzeniem odrzucić teorię jakoby Błędny Rycerz Rewolucji reprezentował ich ukochany nurt polityczny? Proszę jeszcze chwilę poczekać, postaram się uzasadnić.

            Jak wspomniałem wcześniej, dla posła Macierewicza wiele politycznych mrzonek nie ma żadnego znaczenia. Wyobraźmy sobie hipotetyczną rozmowę premiera Macierewicza z jego sekretarzem. Do prosto umeblowanego gabinetu wkracza młody stażysta w garniturze i oznajmia:

– Czcigodny premierze, bezrobocie w kraju szaleje, co należy uczynić?

– Proszę pana, należy je zlikwidować! – odpowiada autorytatywnie premier Macierewicz

– Ale jak? Ekonomiści dwoją się i troją, z ich uszu wydobywa się para siarczysta i niczym gęsta mgła nad libertariańskim Singapurem roztacza się w ich pracowniach.

– Proszę pana, oni myślą za dużo, bezrobocie należy po prostu zlikwidować.

Sekretarz pochyla się lekko, po czym udaje się na naradę z reprezentantami organu wykonawczego, który wdraża rady premiera w życie. Po pewnym czasie bezrobocie znika… zostaje po prostu kompletnie wyrugowane z życia, potępione, zlikwidowane. Nie jest to jednak koniec problemu. Sekretarz jest zmuszony po raz kolejny zanudzać premiera Macierewicza swymi nieustającymi pytaniami:

– Czcigodny premierze, pojawia się kolejny problem: wiele osób narzeka na to, że w kraju w dalszym ciągu występuje korupcja w urzędach i w policji.

Premier Macierewicz odchyla się nieznacznie na swym skórzanym fotelu, zadziera lekko swój pokryty siwizną podbródek, po czym pochyla się gwałtownie do przodu i zerkając prosto w oczy swego sekretarza, odpowiada:

– Rozwiązanie jest dziecinne proste. Proszę pana, policję i urzędy należy po prostu zlikwidować! Zapewne w szeregach policjantów i urzędników znajdują się sabotażyści, którzy nadużywają swoich kompetencji. Likwidacja załatwi ten problem.

– Ale cóż wtedy, czcigodny premierze, jeśli mogę oczywiście zapytać, będzie ze wszystkimi sprawami, które załatwiają urzędy i policja? Co z kradzieżami, napadami, co z rozliczeniem podatków, dokumentów, akt własności i tak dalej? – pyta lekko skonfundowany sekretarz.

– Proszę pana, to bardzo proste. Po likwidacji policji należy krótko po, albo nawet symultanicznie zlikwidować przestępczość. Podobną strategię należy obrać w przypadku urzędów. Wraz z ich likwidacją proszę zlikwidować wszelkie sprawy, które załatwiają.

Po raz kolejny sekretarz opuszcza gabinet premiera i kieruje jego rady do organów wykonawczych, które likwidują wszystko, co powinno według jego wizji zostać zlikwidowane.

            Wielokrotnie reprezentanci ideologii z pogranicza konserwatywnego liberalizmu i libertarianizmu  są pewni tego, że najprostszym panaceum na wiele bolączek naszego ziemskiego padołu łez jest po prostu likwidacja. Podatki działają nieefektywnie? Zlikwidować podatki; publiczna służba zdrowia działa źle? Zlikwidować publiczną służbę zdrowia; powszechna edukacja nie funkcjonuje najlepiej? Zlikwidować powszechną edukację. Wymieniać można bez końca. Czym więc się to różni od mistycznej walki posła Macierewicza z wirtualnym złem, które staje w opozycji do kreatywnego i budującego dobra?

            Kluczowym elementem jest jednak stosunek Błędnego Rycerza Rewolucji (wydaje mi się, że jako pierwszy tego trafnego terminu użył Paweł Chlewicki) do instytucji państwa. Niezależnie, czy krajem władali działacze PZPR, czy członkowie demokratycznego rządu PO jedynym lekarstwem na ich błędy, wypaczenia, korupcję i nieudolność jest likwidacja całego urzędu administrowania krajem. Niezależnie od tego, jakie plany i koncepcje mogą kotłować się w głowach mędrykujących doradców gospodarczych i społecznych, nie wyobrażam sobie, aby ktoś taki jak Antoni Macierewicz, doszedłszy do władzy, zwracał choćby najmniejszą uwagę na ich parszywe rady i próbował okazać litość wobec różnych instytucji i organów, które każdego dnia są źródłem tylu problemów i niepowodzeń.

            Nie jestem prorokiem i niestety nie wiem, jak wyglądałaby Polska po objęciu władzy przez Antoniego Macierewicza. Jestem jednak przekonany, że jego rządy są prawdopodobnie jedyną realną szansą na ziszczenie marzeń wielu libertarian i wprowadzenie takich zmian, które radykalnie zmniejszą wpływ państwa na obywateli i wszelkie sprawy mające miejsce w obrębie polskich granic. Pan Macierewicz zapewne nigdy nie przyzna się do bycia libertarianinem, ale właśnie to jest dowodem na jego libertariańskie podejście do kwestii sprawowania władzy nad krajem. Po cóż czytać Ludwika von Misesa, Friedricha Augusta von Hayeka czy innego reprezentanta szkoły austriackiej, skoro fundamentem całego nurtu jest ograniczenie wpływu państwa? Wszak kluczem do zmiany status quo nie jest ideologiczne i teoretyczne zadufanie, a podjęcie działań, które będą miały realny wpływ na rozpowszechnienie i ostateczne zaadaptowanie na gruncie polskim idei libertarianizmu.

            Skończcie się łudzić, że twory polityczne pokroju Kongres Nowej Prawicy dojdą do władzy, bo nawet 5,5% w sondażu jest pyrrusowym zwycięstwem, zaś Janusz Korwin-Mikke, po kolejnej spektakularnej porażce, tym razem w Rybniku, jest ewidentnie człowiekiem nastawionym raczej na kompletne wyśmianie obecnego systemu, aniżeli jego przemianę.

            Dlatego moja rada dla libertarian jest prosta: Głosujcie na posła Macierewicza, a nie będziecie zawiedzeni, tylko on jest w stanie ostatecznie zgładzić znienawidzone przez was państwo!

Adam Czeladnik

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Macierewicz – ostatnia nadzieja libertarian”

  1. Gdyby to była prawda, Macierewicz być może miałby mój głos. ;-D Pobożni socjaliści jednak nigdy nie będą libertarianami. Może i p. Antoni lubi niszczyć, ale tylko po to by zastąpić zniszczone własnymi jak to „centroprawica” ma w zwyczaju.

  2. @Qba: Powiedzmy sobie szczerze, może artykuł pana Czeladnika jest napisany mocno ironicznie, ale zastanówmy się nad poglądami głoszonymi przez większość korwinistów i część mniej racjonalnej KaNaPy. Ich wizja ogranicza się do zlikwidowania podatków, później urzędów, a na końcu samego państwa. Jeśli porównać osiągnięcia np. JKM do osiągnieć Antoniego, to ten drugi ma zdecydowanie lepsze wyniki na polu wprowadzania akapu (vide likwidacja WSI i sabotowanie rządu na każdym kroku).

  3. @Filip Daniel Cee | Hmmm Korwin w ogóle nie jest za likwidacja państwa, a do tego to antydemokrata. Z tego wynikałoby, że korwiniści nie mogliby być libertarianami, choć fakt faktem są libertarianie, którzy nie wiedzieć czemu mają p. Janusza za swojego idola. Gdyby na miejscu WSI nie powstały SKW i SWW to może byłbym skłonny przyznać Panu rację.

  4. @QBA: Ma pan rację i właśnie tu jest problem — rzadko udaje się zlikwidować konkretną instytucję tak, aby na jej miejsce nie pojawił się żaden substytut. Mi jednak tylko chodzi o samą czynność i działanie. Pan Macierewicz jednak jest w dalszym ciągu posłem PiS. Gdyby nagle zaczął otwarcie mówić swoich planach burzenia różnych instytucji, to zapewne nie zyskałby takiego pogłosu, a może nawet podzieliłby los pana WIplera, który zbytnio obnosił się swoimi libertariańskimi i anty-podatkowymi poglądami.

  5. Neoplatonikiem był jednak raczej samozwańczy zawiadowca pogańskich bogów Plotyn, niż pokorny sługa jedynego Boga Augustyn.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *