Modzelewski: Dwadzieścia lat unijnego VAT-u w Polsce – ciszej nad tą trumną

Czy ktoś dziś pamięta festiwal głupot opowiadanych przed dwudziestu laty na temat „zalet” unijnej wersji VAT-u, którą wprowadzono w Polsce z dniem 1 maja 2004 r.? Szczyty nonsensu jak zawsze osiągnęła „Gazeta Wyborcza” publikując wielomiesięczny wywiad z zapomnianym już ekspertem z tzw. wielkiej czwórki, który zachwalał zalety i domniemane przewagi tej wersji VAT-u oraz odsądzając jednocześnie od czci i wiary polski dorobek. A przecież już wtedy było wiadomo (również w Polsce), że po ponad trzydziestu latach harmonizacji tego podatku stała się nieznanym w historii polem wyłudzania nienależnych i pozornie należnych zwrotów, a budżety wielu państw członkowskich stały się przysłowiową dojną krową dla wszelkiej maści oszustów. Nawet wysocy funkcjonariusze państwowi chwalili w publicznych wypowiedziach swoiste „zalety” unijnej wersji tego podatku m.in. twierdząc, że dziś nie warto zarabiać popełniając pospolite przestępstwa (np. wyłudzenia rozbójnicze), lecz wystarczy wyłudzać zwroty unijnego VAT-U. Ile w ciągu tych dwudziestu lat zarobili wyłudzacze, oszuści i wszelkiego rodzaju „biznes optymalizacyjny” na tym podatku? Było to co najmniej 350 mld zł, a „luka” z lat 2008-2014 – oficjalnie była szacowana na ponad 280 mld zł. W zeszłym roku zwrócono aż 219 mld zł, czyli prawie dwa razy więcej niż w 2021 r. (113 mld zł) i owa luka znów ma dwucyfrową wysokość. Żniwa więc były obfite, a uczciwi podatnicy sowicie finansowali „optymalizację podatkową” wybranych, czyli masową grabież środków publicznych.

            Czy musiało się tak stać? Czy unijna wersja tego podatku jest aż tak patologiczna, że państwa członkowskie były skazane na masową grabież środków publicznych? Odpowiedź jest oczywiście negatywna. Są państwa członkowskie, które implementując ten sam „unijny szmelc” (bardzo trafne określenie jednego ze znanych publicystów), nie dały pola oszustom i wyłudzaczom, czyli implementowali te nonsensy w sposób umiejętny, kierując się interesem swojego kraju i uczciwych podatników. Nam się to nie udało, przynajmniej w latach 2004-2018, bo w okresie od 2017 do 2020 r. uchylono kilka przepisów umożliwiających wyłudzenia zwrotów tego podatku. Dlaczego jednak nie zrobiono tego wcześniej? Odpowiedź być może jest dość banalna: wszystkie ośrodki decyzyjne rządzące tym podatkiem zostały opanowane przez ludzi, którzy albo nie mieli pojęcia o tym podatku lub psuli go nieświadomie albo działali w złej wierze. Nie było tu również istotnych różnic między dwoma wrogimi częściami tzw. POPiSu, bo gdy rządzili liberałowie, to najwięcej do powiedzenia na temat tego podatku miała pewna dama z tzw. międzynarodowej firmy doradczej („społeczna doradczyni ministra finansów”) a w czasach rządów prawicy „ekspert” z tego samego podmiotu był nawet wiceministrem finansów do spraw podatków. Wokół resortu kręcą się wciąż ci sami ludzie, którzy na łamach „opiniotwóczych” mediów od dwudziestu lat chwalą te patologie legislacyjne jako rozwiązania „korzystne dla podatników”. I tu zapewne mieli rację i nawet z reguły wiadomo, którzy to są podatnicy. Przykładowo: wprowadzono  i następnie rozszerzano zakres tzw. odwrotnego obciążenia (lata 2011-2019), przez co całe branże (np. złomiarska, stalowa, metali kolorowych, elektryczna) przestały płacić ten podatek i uzyskiwały wielomiliardowe zwroty. Każdy kto chciał przeciwstawić się tym działaniom podlegał politycznej i medialnej agresji a nawet próbom zastraszania (byłem adresatem tego rodzaju działań). Warto było jednak podjąć tę walkę, bo po ośmiu latach zmagań udało się wreszcie zlikwidować owo odwrotne obciążenia i wprowadzić w to miejsce obowiązkową podzieloną płatność (2019 r.) a ostatnio udało się zablokować całkowitą degradację fakturowania dokonaną przy pomocy tzw. obowiązkowych faktur ustrukturyzowanych. Były też i mniejsze sukcesy, ale o nich opowiem kiedy indziej.

            Podatnicy już się połapali na czym polega biznesowo-legislacyjna praktyka unijnego VAT-u:

  • najpierw wprowadzono nowe przepisy, które są wyrazem implementacji rozwiązań unijnych,
  • potem pojawili się „renomowani” usługodawcy, którzy chwalą się, że to oni napisali te przepisy znając sposoby ich wykorzystania w interesie klientów,
  • na koniec przychodził kontroler, a często wręcz prokurator, który kwestionował owe „schematy optymalizacyjne” i trzeba było wstecznie płacić zaległe podatki lub zwracać zwroty,
  • znów pojawia się ten sam usługodawca, który chce zarobić na obsłudze sporów, które sam sprowokował.

Może warto by stworzyć galerię ojców (i matek) unijnej wersji tego podatku i docenić ich „zasługi” dla rozwoju optymalizacji podatkowej i rozwoju wiedzy o „luce podatkowej”.

Prof. Witold Modzelewskis

Click to rate this post!
[Total: 23 Average: 4.7]
Facebook

1 thoughts on “Modzelewski: Dwadzieścia lat unijnego VAT-u w Polsce – ciszej nad tą trumną”

  1. „Podatnicy już się połapali na czym polega biznesowo-legislacyjna praktyka unijnego VAT-u”

    Nie, moim zdaniem polega to — biorąc pod uwagę skalę wyłudzeń — na zupełnie czymś innym: Polska, jako kolonia Zachodu, w taki ukryty sposób płaci „trybut” krajowi/krajom „posiadacza” Polski. Dawniej robiono to otwarcie — teraz ukrywa się taką prawdę przed skolonizowanym społeczeństwem.
    Gdy — lata temu — prowadziłem własną DG i wystąpiłem o zwrot coś 500 zł. nadpłaty, to „z automatu” miałem kontrolę. Nie, nie dlatego, że byłem o cokolwiek podejrzewany — tylko tego wymagały przepisy: „podmiot występuje o zwrot nadpłaty VAT, więc najpierw kontrola”. Tak więc w przypadku tych wielomilionowych zwrotów w każdym takim przypadku zachodzą dwie możliwości:
    — albo kontroli nie przeprowadzano (wbrew przepisom)
    — albo przeprowadzano — ale „naiwny” kontroler „niczego podejrzanego nie stwierdził”
    Oczywiście obie możliwości zachodzą tylko w przypadku kogoś z „kryszą” na bardzo wysokim szczeblu — czyli po prostu instytucje państwa polskiego w ten sposób ZEZWALAŁY I ZEZWALAJĄ DALEJ na nielegalne transfery miliardów złotych z polskiego budżetu. Łatwo się o tym przekonać — bo z relacji prasowo-internetowych można się dowiedzieć, że gdy za „karuzele vatowskie” biorą się jacyś złodziejaszkowie bez stosownego „poparcia”, to (o, dziwo!) dość szybko udaje się ustalić, że to tylko „kombinacje”, a nie rzeczywisty obrót czymkolwiek.
    „Zadziwiające” jest także, że nie stanowi to problemu dla żadnego z kolejnych ministrów finansów; skala „wyłudzeń” jest taka, że gdyby ich nie było, to prawdopodobnie nigdy nie mielibyśmy „luki budżetowej” (lub sporadycznie i mniejszą) — jednak każdy kolejny minister finansów podchodzi do tego z jakąś „cichą rezygnacją” typu: „ano, ukradli; wszędzie na świecie kradną, więc i w Polsce też. No robimy, co możemy, czynimy starania” itd.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *