W ostatnim czasie bardzo często przychodzi mi zgadzać się z opiniami wyrażanymi publicznie przez Romana Giertycha. W dużej mierze podzielam jego ogląd otaczającej nas rzeczywistości po nastaniu „dobrej zmiany”.
Były lider LPR-u słusznie moim zdaniem naczelne zagrożenie płynące z rządów PiS-u dostrzega w anarchizacji życia w Polsce wynikającej z quasi rewolucyjnej filozofii przyświecającej liderom tej partii. Demolowanie instytucji państwa, na czele z wymiarem sprawiedliwości, już dziś skutkuje m.in. dualizmem prawnym i już choćby z tej przyczyny jest groźne. Zgadzam się również z Giertychem w całej rozciągłości, gdy podkreśla, że wszyscy staliśmy się obecnie w jakimś sensie zakładnikami jednego człowieka, który paradoksalnie nie piastuje w państwie oficjalnie żadnej funkcji, poza przewodnictwem rządzącej partii.
Pewna część jego poglądów budzi jednak mój sprzeciw. Niestety, czasami poglądy prezentowane przez byłego ministra edukacji narodowej idą na zbyt daleki kompromis z poglądami z kręgu TVN i PO, a niekiedy wręcz i „GW”. Uwidacznia się to przede wszystkim, gdy na horyzoncie pojawia się problematyka narodowa. Giertych jako ekspozytariusz endeckiej tradycji i dawny wskrzesiciel Młodzieży Wszechpolskiej zabiera głos nader często także i na ten temat. Nierzadko jego wypowiedzi ukazują w bardzo pozytywnym świetle osobę Romana Dmowskiego (swoista rehabilitacja za „Dmowskiego do Ligi bym nie przyjął”), czy też tę część wszechpolskiej spuścizny i dorobku, których ocena nie podlega większym kontrowersjom.
Problem pojawia się, gdy Giertych odnosi się do współczesnych adeptów ideologii nacjonalistycznej, szczególnie tych spod znaku ONR-u. Swoją niechęć do tej organizacji rozciąga jednak także na okres przedwojenny. W „Kropce nad i” z 30 sierpnia br. znalazł dla niej jedynie określenie mianem zdrajców obozu narodowego, współpracowników sanacyjnego reżimu.
Osobiście uważam kierunek, w jakim ewoluuje obecnie obóz „młodonarodowy” za błędny. Mierzi mnie szczególnie antykomunizm (bez komunizmu) nacjonalistycznej młodzieży i idący z tym w parze rozdęty do niebotycznych rozmiarów bezrefleksyjny kult „żołnierzy wyklętych”. Nie należę w związku z tym do admiratorów współczesnych odmian narodowego radykalizmu, w tym dzisiejszego ONR-u, który, stosując uproszczoną narrację otaczającej nas rzeczywistości, niewiele różni się od PiS-u, może jedynie poza stopniem radykalizmu głoszonych haseł.
O ile też przedwojenny ONR swoją działalność opierał na solidnych podstawach intelektualnych, o tyle jego współcześni naśladowcy (przede wszystkim w sferze zewnętrznej) ograniczają się do aktywności opartej na odruchach, czasami słusznych (sprzeciw wobec uchodźców, krytyka mniejszości seksualnych), innym razem zaś mocno wątpliwych (np. wpisywanie się w pisowską nagonkę na opozycję i TK). Rozróżniam jednak obecny ONR od tego pierwszego, historycznego. Organizację powołaną do życia Deklaracją z 14 kwietnia 1934 r. uważam za elitarną, zrzeszającą, przynajmniej w łonie kadry przywódczej, autentyczny kwiat młodej polskiej inteligencji, która stanowiła integralną część obozu narodowego. Można to powiedzieć zarówno w odniesieniu do RNR „Falangi”, jak i ONR „ABC”.
Nazwiska z jednej strony Wojciecha Wasiutyńskiego, Mariana Reutta i Władysława Jana Grabskiego, z drugiej zaś Henryka Rossmana, Jana Mosdorfa i Wojciecha Zaleskiego mówią same za siebie. Dlatego próbę dezawuowania historycznego ONR-u przez dawnego przywódcę LPR-u uważam za nieuzasadnioną i niezrozumiałą. Być może totalną krytykę ONR-u przejął on od swego dziadka Jędrzeja, który w pracy „O wyjście z kryzysu” z 1938 r. poświęcił jej spory ustęp, znajdując jednak nawet i dla falangistów kilka cieplejszych słów.
Podobnie rzecz ma się w odniesieniu do toczącego się sporu wokół Jedwabnego, który ostatnio odżył z nową siłą. Giertych oburza się na „prymitywno-nacjonalistyczne” odruchy PiS-u, negujące polską odpowiedzialność za opisywane wydarzenia. Warto przypomnieć, że PiS przejął w tym względzie dawną argumentację środowisk narodowych (w tym „Myśli Polskiej”), które domagały się od IPN-u pod kierownictwem Leona Kieresa przeprowadzenia rzetelnego śledztwa w tej sprawie. Giertych odrzuca jednak w tym względzie stanowisko swego dawnego środowiska na rzecz politycznej poprawności. Nie przysporzy mu to jednak z całą pewnością nowych zwolenników, a u dawnych nawet z sentymentu nie wzbudzi cienia sympatii.
Maciej Motas
za: myslpolska.org