Red. Memches pisze:
„Kiedy Ruch Palikota atakuje PiS z lewej strony, pewne środowiska robią to samo, tyle że ze strony prawej. Oto podczas wizyty patriarchy Cyryla w Polsce na rosyjskich portalach zostało opublikowane oświadczenie autorstwa m.in. prezesa Klubu Zachowawczo – Monarchistycznego Adama Wielomskiego i redaktora naczelnego tygodnika «Myśl Polska» Jana Engelgarda. W tekście tym możemy przeczytać, że polska prawica już na początku wieku XX «wysuwała postulat pojednania narodów polskiego i rosyjskiego», a PiS to tak naprawdę rusofobiczna łże-prawica, której korzenie tkwią w «lewicowo – liberalnej» organizacji jaką był KOR. O ile Palikot to prowokator traktujący politykę jako wielki happening, o tyle Wielomski i Engelgard podchodzą do swoich inicjatyw bardzo poważnie”.
Powyższe zarzuty mają związek z oświadczeniem redaktora „Myśli Polskiej” i prezesa KZM-u, odnoszącym się do wizyty patriarchy Cyryla w Polsce. W oświadczeniu tym reprezentanci obu środowisk, odwołując się do historycznych tradycji polskiej prawicy, stwierdzają, że to, co współcześnie za prawicę w Polsce uchodzi i dość powszechnie jest za nią uznawane, przynajmniej w odniesieniu do poruszanego zagadnienia, więcej ma wspólnego z rewolucyjną strategią PPS-u, KOR-u i Jana Józefa Lipskiego niż z polską narodową i konserwatywną prawicą właśnie. Wszystko to wyraźnie irytuje publicystę „Rzeczpospolitej”, który w podobnej deklaracji dopatruje się znamion działań o charakterze denuncjacji i donosu. Rzekomej śmieszności akcji Wielomskiego i Engelgarda dodaje, zdaniem publicysty, fakt nikłego poparcia, jakim wymienieni dysponują. Próba zaś kontynuowania metody wypracowanej przez Wielopolskiego i Dmowskiego pachnie, zdaniem Memchesa, antykwaryzmem i muzeum.
W dalszej części artykułu red. Memches słusznie natomiast diagnozuje podobieństwa cechujące stosunek do Rosji, dominujący tak w Platformie, jak i w PiS-ie. Memches ma rację, obie partie pod tym względem niewiele się różnią od siebie, Platforma potrafi jednak być bardziej wyrachowana i pragmatyczna, nie kierując się wyłącznie emocjami. Mało zrozumiała jest natomiast próba zestawiania wspólnej inicjatywy „Myśli Polskiej” i KZM-u z działaniami Janusza Palikota. Ten ostatni jest bowiem politykiem mało wiarygodnym, zmieniającym swoje poglądy wraz ze zmianą bieżącej koniunktury politycznej. Delikatnie rzecz ujmując, mało eleganckie jest także sugerowanie obu środowiskom i reprezentującym je postaciom działań koniunkturalnych, mających u swego podłoża chęć „wkroczenie do wielkiej polityki”.
Nie wiem, jakie poglądy i od kiedy głosi rzeczony publicysta „Rzepy”, wiem jednak, że zarówno prof. Wielomski, jak i red. Engelgard swoje przekonania głoszą, w swoim zasadniczym zrębie, w niezmienionej formie od z górą dwudziestu lat. Redaktor „Myśli” podobne poglądy formułował nawet jeszcze wcześniej, bo już w latach 80. ub. wieku jako młody działacz środowisk narodowych (w ramach oficjalnie działających PZKS-u, a następnie PAX-u, a także na łamach prasy nielegalnej, m.in. w periodyku „Nowe Horyzonty”). Nie na miejscu jest zatem insynuowanie rzekomego koniunkturalizmu działań obu Panów.
Jak na ironię zakrawa natomiast fakt, że Memches to, co poddaje w swoim wywodzie największej krytyce (paralele zachodzące w poglądach przedstawicieli PiS-u, a dawnymi działaczami KOR-u), kilka linijek potem sam, zapewne w sposób nie zamierzony, potwierdza. W tekście czytamy: „Paradoksalnie natomiast retoryka zaprezentowana przez Annę Fotygę mało odbiega od chociażby retoryki Adama Michnika. Mamy tu ciepłe i przyjazne nastawienie do Rosji, ale jako kraju, w którym zarówno władzę polityczną, jak i rząd dusz sprawują dzisiejsi dysydenci. Takiego kraju jednak nie ma”. Red. Memches ma rację, cenna jest szczególnie ostatnia uwaga – Rosji projektowanej i przez PiS, i przez środowisko „Gazety Wyborczej” po prostu nie ma. A fakt zbieżności obu przytoczonych stanowisk to wcale nie paradoks. Tym, co natomiast stanowi clou rzekomej rusofilii Wielomskiego i Engelgarda jest dostrzeganie Rosji takiej, która realnie istnieje i z taką właśnie Rosją układanie wzajemnych relacji.
Na koniec chciałbym jeszcze postawić autorowi omawianego powyżej tekstu kilka pytań:
– Czy jako dziennikarz współpracujący z mieniącymi się być konserwatywno-tradycjonalistycznymi tytułami („Uważam Rze” i „Rzeczpospolita” odwołująca się od pewnego czasu bardzo wyraźnie do tradycji chrześcijańsko-narodowego dziennika o tym samym tytule, redagowanego w latach 20. ub. wieku przez Stanisława Strońskiego), za „muzealną” uważa także wspólną inicjatywę kościołów polskiego i rosyjskiego, wszak chrześcijaństwo ma jeszcze dłuższą metrykę niż „endecka ideologia”?
– Czy za jedyną słuszną dla układania wzajemnych stosunków polsko-rosyjskich uważa rzekomo nierusofobiczną ofertę PiS-u?
– Czy dwa duże słowiańskie i chrześcijańskie narody naprawdę nie mogą otworzyć nowego rozdziału w tysiącletniej historii swoich wzajemnych relacji?
– Dlaczego, nawet gdybyśmy założyli, że zarzuty powyższe są słuszne, Polska jako jedyne chyba w Europie państwo ma nie mieć swojej „polskiej partii” w Rosji, nastawionej na współpracę ze wschodnim sąsiadem w odróżnieniu do, jak sam słusznie zauważa, przeważającej części klasy polskiej klasy politycznej?
– I wreszcie, która tradycja, jeżeli nie jest nią spuścizna petersburskich realistów i Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego z początku XX wieku, może posłużyć jako punkt wyjścia dla realizacji planu zarysowanego powyżej („partia polska” w Rosji)?
Na dzisiejszej prawicy linia podziału w stosunku do Rosji wydaje się być jasna, albo ktoś staje na stanowisku przyjętym przez Episkopat Polski i chce razem z Rosją budować w Europie cywilizację chrześcijańską, albo symbolicznie staje dziś w jednym szeregu z obrońcami Pussy Riot (jak uczynił to jeden z rzekomo prawicowych dzienników). Albo, albo, innej drogi nie ma i nie zmienią tego żadne intelektualne łamańce.
Maciej Motas
myslpolska.pl
aw