Nieudana repolonizacja Mazurów z Działdowa

Formalnie obszar ten wszedł do Polski wraz z wkroczeniem w styczniu 1920 roku wojsk generała Hallera. Był zamieszkiwany przez około 24 tysiące osób, z czego zdecydowaną większość, bo 18 tysięcy stanowili Mazurzy.

Ta mozaika etniczna powodowała, od samego początku, liczne problemy, które trwały do końca istnienia II Rzeczypospolitej. Po pierwsze obserwowaliśmy konflikt o podłożu ekonomicznym. Włączenie Działdowa jako ważnego węzła kolejowego, które połączyło centralne regiony z Pomorzem (linia Warszawa-Brodnica-Jabłonowo-Grudziądz) miało dla Polski znaczenie strategiczne. Rozumiała to ludność polska, zarówno miejscowa, jak i napływowa. Ale fakt odcięcia dotychczasowych powiązań Działdowa z pruską gospodarką, miał olbrzymi wpływał na postrzeganie Polski przez autochtonów, dla których sytuacja w latach 20-tych często oznaczała społeczny regres. Nie mniej ważny okazał się spór o charakterze wyznaniowym. Duży odsetek Mazurów był wyznania ewangelickiego-unijnego. W celu ich repolonizacji postanowiono, że będą oni oddani duszpasterskiej opiece kościoła ewangelicko-augsburskiego. Na jego czele stał patriota i propaństwowiec bp Juliusz Bursche, zaangażowany bezpośrednio w problematykę mazurską. W 1921 roku aktywność rozpoczęło Polsko – Mazurskie Zrzeszenie Ewangelickie. Fiaskiem zakończyło się powołanie polskiego zboru ewangelickiego w Działdowie, do którego przystąpiło, poza napływowymi cieszyńskimi luteranami, tylko 6 miejscowych Mazurów. W zdecydowanej większości autochtoni pozostali wierni swojemu kościołowi unijnemu, którego kierownictwo znajdowało się w Berlinie. Co gorsza, coraz częściej decydowali się na udział w nabożeństwach odprawianych w języku niemieckim. Do tego dochodził problem korpusu urzędniczego, który zgodnie z sugestią ówczesnego starosty działdowskiego, był uzupełniany początkowo polskimi ewangelikami z Warszawy, a potem ze Śląska Cieszyńskiego ze Zrzeszenia Ewangelików Polaków. Obejmowali oni najważniejsze funkcje w samorządach, co siłą rzeczy nie mogło podobać się miejscowym Mazurom.

Pomimo licznych inicjatyw takich jak powołany w Warszawie Związek Przyjaciół Mazur, wydawania „Gazety Mazurskiej” (1922), otwarcia Domu Ludowego w Działdowie (1922), czy Muzeum Mazurskiego (1927), narastała wśród działdowskich Mazurów atmosfera neutralności, a nawet podejrzliwości wobec państwa polskiego. Postępował proces wyjazdów do Niemiec, a liczba miejscowej ludności mazurskiej spadła w 1931 roku o dwie trzecie. Wsparcie Warszawy dla sprawy mazurskiej ustało po dojściu do władzy obozu piłsudczykowskiego w imię poprawy relacji polsko-niemieckich. Inaczej zachowywał się Berlin. Do dotychczasowego skutecznego wsparcia Republiki Weimarskiej na polu społeczno-ekonomicznym (banki, kredyty, pożyczki), doszło nazistowskie oddziaływania o charakterze polityczno-propagandowym. Przełożyło się to na dalszą ściślejszą identyfikację Mazurów z niemieckością. Podobnie jak w PRL, polska administracja nie była w stanie przez prawie 15 lat II Rzeczypospolitej zrozumieć specyfiki ludności pogranicza. Skomplikowanych dziejów ludności mazurskiej, której – jak pisał Adolf Szymański w 1921 roku – „główne cechy charakterystyczne to ich polskie pochodzenie i zwyczaje, niemiecka tradycja, polskie nazwiska i niemieckie imiona, polskie przysłowia i niemieckie pieśni, słowiańska religijność i niemieckie wyznanie”. Nie pozostawiono Mazurom możliwości samoidentyfikacji, wtłaczając ich w podział Polak – Niemiec. Dopiero w 1935 roku dało się zaobserwować racjonalniejsze podejście polskich władz do problemu działdowskich Mazurów. Powołany w tym roku Związek Mazurów postawił sobie za główny cel ochronę interesów tej ludności poprzez rozwój ekonomiczny. Szczególną uwagę miano przykładać do zachowania ich kulturowej, a zwłaszcza religijnej odrębności. Szansę na zbliżenie Mazurów, w tym młodego pokolenia do polskości, upatrywano na polu edukacyjnym (gimnazjum, liceum). Część z absolwentów była w późniejszym okresie zaangażowana w działalność konspiracyjną (II wojna światowa) i organizacyjną (włączenie Warmii i Mazur do Polski po 1945 roku).

Natychmiast po wejściu wojsk hitlerowskich do Działdowa w 1939 roku przystąpiono do wcielenia w życie planów germanizacyjnych. Doszło do podziału ludności, w tym mazurskiej, na cztery kategorie. Do pierwszej zaliczeni zostali „czyści rasowo aktywiści”, działający na rzecz Niemiec w okresie międzywojennym. W drugiej znalazły się osoby, który – jak określono – „zachowały niemieckość”. W trzeciej grupie umieszczono spolonizowanych Niemców, często z małżeństw mieszanych. Czwartą stanowiły osoby, które musiały być poddane od początku procesowi regermanizacji. Wśród Mazurów niewielu otrzymało pierwszą kategorię. Przeważała druga i trzecia. Po wojnie Mazurom, którzy byli obywatelami II RP, a później otrzymali obywatelstwo niemieckie, nie przysługiwało między innymi prawo do ziemi. Ich majątki były przejmowane i przekazywane polskim osadnikom z rejonów Mławy i Ciechanowa. Przy weryfikacji narodowościowej komuniści sięgnęli do arsenału wykorzystywanego w II RP. Powielano stare błędy. W tej sytuacji wielu Mazurów uciekało ze swoich rodzinnych stron, głównie w rejony większych skupisk swoich współziomków. Sporo z nich znalazło się w powiecie szczycieńskim. W 1950 roku na działdowszczyźnie przebywało już nie więcej niż 500 Mazurów. Dziś spora część ich dzieci i wnuków, podobnie jak potomków autochtonów z powiatu giżyckiego czy mrągowskiego, wtopiła się w niemiecki organizm państwowy.

MARCIN PALADE
aw

Click to rate this post!
[Total: 1 Average: 5]
Facebook

0 thoughts on “Nieudana repolonizacja Mazurów z Działdowa”

  1. „Podobnie jak w PRL, polska administracja nie była w stanie przez prawie 15 lat II Rzeczypospolitej zrozumieć specyfiki ludności pogranicza.” No właśnie i do dzisiaj jest ten sam problem i nam Ślązakom od 1945 r. próbuje się wpierać wielkie przywiązanie do jakieś „macierzy”. Mówiąc trywialnie: Rzeczpospolio – odwal się od nas i nie wpieraj nam na siłę kim mamy być.

  2. @foxmann No, teraz to sie Pan jednak zagalopowal.Przynaleznosc do macierzy jest czyms realnym, tyle tylko, ze macierzy nie nalezy pojmowac po jakobinsku.W Chorwacji czesc ludnosci jest wloskojezyczna, maja wlasne gazety, w domu rozmawiaja po wlosku , a sa w macierzy i czuja sie w niej dzis dobrze.

  3. panie Ratnik: Akurat macierz jest czymś nieprzesuwalnym i niezmienialnym, chodziło mi oczywiście o wpieranie taniego nacjonalizmu. Jest jasne, że np. przed wojną byli na Śląsku ludzie, którzy nie mówili po polsku a czuli się Polakami i odwrotnie i różnych jeszcze innych kombinacjach. Chodzi mi tylko o to retorykę polską, która z każdego próbuje robić na siłę Polaka i to w zależności jaka opcja polityczna, dodatkowo na taką właśnie opcję polityczną (np. PiS). Mało tego martyrologia i ciągłe pretensje do całego świata o wszystko to akurat jest mi kulturowo i mentalnościowo obce. Muszę jednak z różnych względów w takiej rzeczywistości funkcjonować, dlatego nie lubię kiedy nie ma uczciwego rozliczenia z własną historią, kiedy Polacy zawsze przedstawiają się inaczej niż w rzeczywistości są. Poza tym nie mam nic do nikogo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *