Nowak: Alternatywa dla Polski? Korwin, Braun i Mateusz Piskorski

Aż 78 proc. Polek i Polaków popiera protesty rolników. Co więcej, skala poparcia się nie zmniejsza, gdy konfrontujemy interes polskich rolników z potrzebami walczącej Ukrainy i Zielonym Ładem UE – alarmuje skrajnie proukraiński portal OKO.press. Aż 79 proc. (47 proc. zdecydowanie) uważa, że należy zatrzymać import żywności z Ukrainy i odrzuca argument, że może to zaszkodzić walczącemu z Rosją krajowi – podkreśla serwis, powołując się na zamówiony przez siebie oraz przez TOK FM sondaż przeprowadzony przez Ipsos.

Powyższe dane, które sprawiają wrażenie oddających realne nastroje społeczne, muszą być dla Systemu co najmniej alarmujące. Oto miażdżąca większość Polaków nie tylko popiera rolników, ale jest gotowa popierać ich nawet przy świadomości, że może to zaszkodzić Ukrainie. Rację ma zatem kol. Krystian Jachacy, który powiedział na kanale „Chrobry Szlak”:

Tabu wobec Ukrainy przez te protesty padło. Ludzie zaczynają dostrzegać bardzo poważne ekonomiczne koszty ukrainofilskiej polityki. Dla środowisk ukrainofilskich w Polsce te protesty są gwoździem do trumny i do polityki ukrainofilskiej nie ma powrotu ani ekonomicznie, ani politycznie – zauważył celnie wzmiankowany komentator.

Pikanterii dodaje fakt, że nad protestami unosi się duch śp. Andrzeja Leppera, który staje się dla bieżących wydarzeń istotnym punktem odniesienia. „Takich protestów nie było od czasów Leppera” – można przeczytać tu i ówdzie, wchodząc na największe media elektroniczne w Polsce. Ostatni prawdziwy trybun ludowy III RP to wymowny dowód na to, że wprawdzie można zabić ciało, za to nie można zabić ducha. Wyśmiewany i kreowany za życia na chama z obory śp. Lepper nie tylko tryumfuje zza grobu nad swoim oprawcą Mariuszem Kamińskim, ale też tryumfuje jako ten, którego nadzwyczaj trafne diagnozy o nadchodzącym kolonialnym usytuowaniu III RP w Unii Europejskiej hulają po Internecie niczym natchnione mowy profetyczne. Pod nagraniami wystąpień Leppera pełno jest zaś komentarzy internautów żałujących niesprawiedliwych ocen, które formułowali pod adresem nieżyjącego dziś polityka.

Tymczasem, usiłujący zapanować nad komunikacją rządu z rolnikami wiceminister Kołodziejczak robił do niedawna karierę właśnie jako „drugi Lepper”, podczas gdy dziś znajduje się on w samym oku cyklonu, ponieważ w pewnym momencie wybrał alianse z Donaldem Tuskiem zamiast iść ścieżką dłuższą i trudniejszą, ale zdecydowanie bardziej konsekwentną i bardziej pasującą do miana „drugiego Leppera”. Bez względu na rezultat rozmów na linii rząd-rolnicy, jedno wiemy na pewno – schedy po śp. Andrzeju Lepperze Michał Kołodziejczak już nie przejmie.

Wiemy za to na pewno, że rację ma Krystian Jachacy – ukrainofile ponieśli całkowitą klęskę, ponad 10 lat propagandy od czasu Majdanu nie przyniosło rezultatu, a Polacy mimo wszystko nie zostali zaprogramowani tak, by bez względu na okoliczności popierać wbrew sobie interes ukraiński, nie pomaga też nawet szantaż w postaci agresji Rosji.

Skończony cynik mógłby też dodać, że gdyby nie było rzezi wołyńskiej, to należałoby ją wymyślić, ale akurat miała ona miejsce naprawdę, więc nie ma nic prostszego, niż nastawianie Polaków przeciwko obecnej Ukrainie. Niemniej – bezmiar okrucieństwa tej masakry nie robił na Polakach aż takiego wrażenia jak bieżący interes ekonomiczny, który ku zmorze twórców Systemu połączył  polskich konsumentów i producentów, połączył zatem miasto i wieś, a więc dwa płuca narodu zaczęły wreszcie oddychać równomiernie i w tym samym rytmie.

Desperacja jest zresztą na tyle wielka, że doszło do mało wyszukanej prowokacji wymierzonej w wizerunek rolników, gdy jakiś figurant nie tylko wywiesił baner niczym „na zamówienie”, który to baner wzywał Putina do zrobienia porządku z całym złem tego świata, ale też „przyozdobiono” ów transparent flagą ZSRR. Tyleż to jednak wyszukane, co skuteczne, bo prowokacje także trzeba umieć robić, a te jednak zbyt grubymi nićmi też szyte być nie mogą.

Mamy zatem poparcie społeczeństwa dla rolników, mamy agonię ukrainofilii, którą chamskie wypowiedzi polityków z Kijowa jedynie przyspieszają, mamy narastającą atmosferę prowojenną ze strony dotychczasowych elit politycznych, mamy też ożywienie mitu śp. Andrzeja Leppera, mamy także coraz trudniejszą sytuację społeczno-ekonomiczną w kraju, a co za tym idzie, wzrost przestępczości, mamy również tlące się konflikty etniczne, nawet jeśli ich podłoże bywa wyłącznie subiektywne.

Nie mamy za to swojej partii. I nie łudźmy się, że będzie to Konfederacja, ponieważ Kontrsystem posiada tam jedynie swojego ambasadora w postaci Grzegorza Brauna, jego misja jest zresztą w fazie schyłkowej. Dla nikogo o zdrowych zmysłach partia Wiplera, Bosaka i Mentzena nie będzie wiarygodna, ponieważ wszyscy pamiętają osamotnienie Korwina czy Brauna, gdy ci mówili rzeczy będące dziś oczywistymi.

Dziś Konfederację trzyma przy życiu właściwie wyłącznie Grzegorz Braun, przy czym jest to głównie pudrowanie trupa, udawanie że jeszcze coś dobrego z tego projektu wyjdzie. Zresztą, sam Braun zdaje się już nie wierzyć, że projekt Konfederacji będzie tym, czy miał być u zarania. Paradoksem jest, że Bosak, Wipler i Mentzen są politycznymi beneficjentami własnej niemocy; tego, że nie są w stanie usunąć Brauna z Konfederacji.

I tak, Braun od początku przestrzegający przed ukrainizacją, Korwin wyśmiewający wręcz propagandę nadwiślańskich podnóżków upadającego z wolna reżimu kijowskiego, a dodatkowo będący zwolennikiem rozwiązań par excellence autorytarnych i zamordystycznych, stanowiliby w obecnej sytuacji społecznej zgrany duet. Obydwaj kontestują obecność Polski w Unii Europejskiej, obydwaj są też za karą śmierci, co przy spodziewanym wzroście przestępczości, w tym tej importowanej i zorganizowanej w gangi, może przysporzyć dodatkowego poparcia. Obydwaj są też wiarygodni da grup protestu kontestujących obecną rzeczywistość społeczno-ekonomiczną (ale mogący tę wiarygodność stracić, występując ramię w ramię z Bosakiem czy Mentzenem), a więc rolników, o ile nie będą zbyt nachalnie się pod nich podczepiać. Na to ostatnie się jednak nie zanosi, tym bardziej więc tandem ten może liczyć na dobry wynik w wyborach europejskich.

Wspomniany duet jest jednak niepełny, gdyż brakuje w nim elementu uwiarygodniającego kontynuowanie linii śp. Andrzeja Leppera, a tak się składa, że jednym z jego najbliższych współpracowników był także prześladowany przez III RP Mateusz Piskorski. Były poseł Samoobrony spędził 3 lata w areszcie wydobywczym właśnie za to, że postulował dokładnie to, co postulują – choć nie wprost – zbuntowani rolnicy. Zaprzestanie jednowymiarowej i kosztownej polityki proukraińskiej, otwarcie się na kraje i rynki spoza kolektywnego Zachodu, zaniechanie płacenia za cudzą wojnę interesem polskich producentów i konsumentów – linia Piskorskiego jest dziś linią polskich rolników, a ta z kolei ma zdecydowane poparcie całego społeczeństwa. Piskorski jest także i pod tym względem wiarygodny jako polityk reaktywujący mit Leppera. Jako reprezentant lewicy narodowej ma zaś wystarczająco dużo punktów stycznych z Korwinem i Braunem, by wspólnie przeprowadzić szturm chociażby na Parlament Europejski.

Dzisiejszy interes rolników, producentów, jak i konsumentów, ale i całego narodu narażonego na wojnę przez tych, którzy chcą „wgniatać Putina w ziemię”, zaciera podziały lewica vs prawica. Czas na swoisty „sojusz ekstremów”, czas na polską interpretację fenomenu AfD, czas wreszcie na postawienie żagla, gdy wieje wiatr przemian. Alternatywa dla Polski to Korwin, Braun i Mateusz Piskorski.

Jan Nowak

Click to rate this post!
[Total: 54 Average: 4.1]
Facebook

40 thoughts on “Nowak: Alternatywa dla Polski? Korwin, Braun i Mateusz Piskorski”

  1. Aż 79 proc. (47 proc. zdecydowanie) uważa, że należy zatrzymać import żywności z Ukrainy i odrzuca argument, że może to zaszkodzić walczącemu z Rosją krajowi – podkreśla serwis

    A czy Ukraina kiedykolwiek brała pod uwagę, co może, a co nie może „zaszkodzić Polsce”? Jeśli tak — to chyba tylko po to, aby wybierać „to pierwsze”. Może ja przypomnę historię wspomnianą chyba już ponad 10 lat temu przez St. Srokowskiego, która przydarzyła się jego przyjacielowi-nauczycielowi:

    „Otóż po zakończonej lekcji podszedł do szafki uczniów, w których trzymają oni swoje osobiste rzeczy, czasami książki, podręczniki, zeszyty. I szafki te są otwarte. Każdy może zobaczyć, co one mieszczą. I mój przyjaciel zobaczył rzeczy, które go poraziły. Powiada mi: – Wyobraź sobie, co ja widzę? Zdjęcie polskiej flagi przekreślone mazakiem.

    Drugie zdjęcie, na którym widnieje godło Polski, orzeł biały, zbryzgane farbą i poszarpane, a na czoło wysuwa się czerwono-czarna flaga ukraińskich nazistów z czasów wojny oraz portret Stepana Bandery. Własnym oczom nie wierzę – chwyta się za głowę – Podchodzimy do ucznia, do którego ta szafka należy i pytam go, co to wszystko znaczy. A on hardo mi odpowiada: – Jak to co? To kawałek Ukrainy. Ja jestem Ukraińcem i trzymam tam narodowe skarby – tak mówi. – Te skarby? – dopytuję. – Banderę i czerwono-czarną flagę? – Tak – odpowiada bez wahania – to są nasze symbole. Symbole wolnej Ukrainy. Nienawidzę Polski. Polska okupowała Ukrainę. Moją stolicą jest Kijów, a nie Warszawa. – Ale przecież uczysz się w polskiej szkole, w Warszawie!? – z niedowierzaniem ciągnę. – To chwilowa sprawa. Wykorzystamy was, pokończymy studia i wyjedziemy do swojej ojczyzny – już mówi w liczbie mnogiej. – A poza tym, w jakiej tam polskiej szkole? – butnie rzuca. – Niedługo przyłączymy was do Ukrainy. I będziemy wielkim państwem. Mogę panu pokazać mapy, na których wyraźnie widać, jak wielka jest Ukraina. A jak przyłączymy Kraków i Warszawę, będzie jeszcze większa. Mogę panu przesłać emailem filmy o prawdziwej i wielkiej Ukrainie. – Nauczyciel tego słuchał ze zdumieniem, a uczeń na jego oczach wyciągnął z kieszeni niebiesko-żółtą opaskę i nałożył na rękaw. – Widzi pan, jestem Ukraińcem – powiedział. – I co ja mam teraz z tym zrobić? – pyta mój przyjaciel. – Ta sytuacja rozłożyła mnie na łopatki – powiada. – Zrozumiałem, że twoje przestrogi – mówi do mnie – nie są wyssane z palca. Kiedy czytałem napisane przez ciebie felietony i artykuły w „WG”, byłem dość sceptyczny, nie do końca wierzyłem, że masz rację, i że demony zła się odradzają. Nie tylko pomniki Bandery na Ukrainie. I jak piszesz, w Polsce, gdzieś na wschodzie, ale teraz widzę, że odradzają się tutaj, pod moim bokiem, w stolicy kraju, w sercu Polski. I to w umyśle dziecka. Bo ten chłopiec ma trzynaście lat. – No, właśnie, ma trzynaście lat – odpowiadam przyjacielowi. I to nie on sam z siebie zaraził się nazistowską ideologią. Wyniósł ją z domu, może ze środowiska ukraińskiego.

    Ktoś musiał mu w głowę wbijać, że Bandera to wzór i bohater. I że słowa, które wypowiadał jeden z ideologów ukraińskiego nazizmu, Mychajło Kołodziński: Trzeba krwi, dajmy morze krwi, trzeba terroru, uczyńmy go piekielnym […]. Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń. W walce nie ma etyki – że słowa te są i dla tego chłopca ważne. – Boję się go teraz – wyznaje przyjaciel. – Nie wiem, jak do niego podejść. Boję się, kto z niego wyrośnie. Z nikim z polskich kolegów się nie przyjaźni. Nie mam pojęcia, do czego jest zdolny – martwi się. I ma rację. A ja zadaję pytanie: Polska wspiera Ukrainę. Dostarcza jej pomoc, którą Kijów wykorzystuje, by zabijać.”

  2. ja jednak chciałbym zwrócić uwagę na 'detal’: zajmowanie się spekulowaniem nt. rolników, Brauna, Piskorskiego>jestem całym sercem 'za’ ale istnieje REALNE niebezpieczeństwo jakie na ukropolińskie lewactwo pod wodzą Tuska-Hołowni-Czarzasztego mających błogosławieństwo ambasady USA: promocja qwertyLGBT+kurewsta:
    IDZIEMY po wasze dzieci śpiewają amerykańscy dewianci:
    https://youtu.be/aCcYs2WLeo8
    posłujacie – uprzejma prośba – 'ZE ZROZUMIENIEM’ i zacznijcie się zajmować poważną cywilizacyjną groźbą jaka wisi nad Polską a nie zajmujcie się bzdetami.

    1. Sz.Autorze,
      pisze Pan
      „Alternatywa dla Polski to Korwin, Braun i Mateusz Piskorski.”
      Ta alternatywa sama w sobie jest sprzeczna. Chyba,że chodzi o zagarnianie ilościowe wyborców. Tylko w jakim celu?
      Horyzonty polityczne są diametralnie różne:
      1. Geostrategicznie J.K i G.B reprezentują opcję Zachodnią (Złotego Miliarda),
      zaś M.P preferuje otwarcie
      EuroAzjatyckie.
      2. Dwaj są fanami ” wolnego rynku” zaś
      M.P reprezentuje kierunek wybitnie
      ukierunkowany społecznie.
      3. Odwoływanie się do wątków polskiej
      historii jest także biegunowo różne.
      Np. stosunek do Polski Ludowej.

      Konkludując:
      G.Braunowi i J.K.Mikke jest b.blisko do
      D.Tuska a jeszcze bliżej do Sz.Hołowni po linii Fedowskiej.

  3. Bruksela i Waszyngton decydują o najważniejszych aspektach polityki gospodarczej i handlowej a nie kolejne polskie rządy. Nastroje społeczne mogą być niewygodne dla rządzących, ale rząd polski nie jest władny, aby kreować politykę handlową wobec Ukrainy. Być może nawet Bruksela nie ma nic przeciwko likwidacji części rolnictwa europejskiego i dlatego import taniej żywności z Ukrainy czy Ameryki południowej jest logiczny w kontekście celów klimatycznych UE. Cele te zakładają bowiem znaczne ograniczenie produkcji rolnej w UE. Drugim celem może być likwidacja średniej wielkości gospodarstw na rzecz ogromnych konglomeratów będących własnością międzynarodowych potentatów produkcji rolnej. Od czasu Covida widać wyraźnie wspieranie transnarodowych korporacji kosztem lokalnych podmiotów gospodarczych.

  4. Interes „rolników” i polskich konsumentów jest sprzeczny. „Rolnicy” chcieliby jak najwyższych cen żywności, zakazu jej importu, nie tylko z Ukrainy, ale w ogóle zewsząd i pozycji monopolistycznej.

    Natomiast konsumenci – przeciwnie. Potrzebują jak najniższych cen i jak najszerszego wyboru. Dlatego na wszelkie deklaracje o „poparciu dla strajkujących rolników” należy podchodzić bardzo sceptycznie. Zresztą widać było to rzekome „poparcie” w Warszawie podczas ostatnich „rolniczych” demonstracji. A wzywanie przez „rolników” na pomoc katechona Putina na pewno nie przysporzyło im popularności wśród Polaków.

    1. Panie Pilaster, a czy zielony ład nie jest sprzeczny z otwarciem granicy na produkty rolne z Ukrainy produkowane bez żadnych norm? Czy nie jest też sprzeczny z zasadami równej konkurencji, gdzie europejscy rolnicy muszą wypełniać szereg nakazów, które znacznie podnoszą koszty produkcji?

      1. Może i jest sprzeczny. Jednak otwarcie rynków jest zawsze korzystne dla konsumentów, czyli dla wszystkich, a zamknięcie, korzystne dla monopolistów, czyli w tym przypadku tzw. „rolników”.

        Jeżeli konsumenci faktycznie baliby się „gorszych jakościowo” produktów żywnościowych z Ukrainy, to nie kupowaliby produktów żywnościowych wytworzonych z ich udziałem, tylko szukali droższych ofert, które cwani i chciwi producenci oznaczaliby specjalnym oznakowaniem „wolny od składników ukraińskich”. Tak jest przecież w przypadku produktów „wolne od GMO”, albo „bez glutenu”, „bez konserwantów”, czy „bez glutaminianu sodu”.

        Ponieważ jednak producenci takiego oznakowania nie stosują, to znaczy że nie ma na niego rynkowego zapotrzebowania i konsumenci się ukraińskiej żywności nie obawiają.

        1. To znaczy według pana Pilastra można zdeptać prawo rolników do uczciwej konkurencji w imię prawa konsumentów do „tańszej żywności”.
          Kolejne pytania do pana Pilastra:
          Czy prawodawstwo UE ograniczające zastosowanie pewnych środków produkcji (pestycydów, nawozów) miało coś na celu np: produkcje zdrowszej żywności, ograniczenie emisji substancji szkodliwych do środowiska itp., czy nie miało żadnego celu? Jeżeli miało cel to dlaczego UE otwiera rynek na produkty, które są produkowane bez żadnych ograniczeń?
          W jakim sensie rolnicy UE są monopolistami? Proszę podać definicję monopolu, której Pan używa.

          1. Nie są monopolistami, tylko kliką – grupą interesów, która nie chce żadnej, dodatkowej konkurencji. Tak samo, jak korporacje taksówkarskie.

            1. Bzdura. Korporacje taksówkarskie nie działają na arenie międzynarodowej tylko w ramach jednego państwa, a więc jednego prawodawstwa i obowiązują ich te same przepisy
              Rolników europejskich i ukraińskich obowiązują różne i w tym jest problem.

              1. Tak samo jak innych rolników spoza Europy. jednak import żywności z Maroka, Turcji, Ekwadoru, czy Indii jakoś nie stanowi problemu. Nie stanowi, bo kraje te nie stoją na drodze Moskwie. A Ukraina stoi. I dlatego protestować należy przeciwko żywności z Ukrainy, a nie z Maroka, Turcji, Ekwadoru i Indii. To przecież jasne. 🙁

                1. Import całkowity pszenicy do UE w okresie od maja 2021 do maja 2022 wyniósł 2,36 mln. ton. Po otwarciu na import z Ukrainy w okresie od maja 2022 do maja 2024 wyniósł już 8 mln. ton. Mamy tuta 239% wzrostu. Czyli w ciągu jednego roku na rynku pojawia się 2,5 razy więcej pszenicy i nie jest to pszenica z Ekwadoru, Maroka, Turcji. Czy teraz już Pan rozumie dlaczego rolnicy protestują przeciw importowi z Ukrainy? Czy jeszcze widzi Pan macki Kremla na tych protestach?

                  1. A czy Murzyni teraz nie protestują, że im biała Europa sprzątnęła tanią pszenicę sprzed nosa, robiąc konkurencję po stronie popytu?

                  2. Żeby Pan tutaj przedstawił nie wiadomo jakie dowody, pilaster i tak nigdy nie wycofa się ze swoich słów, choćby były największymi bzdurami, widocznymi czarno na białym. To jest człowiek albo niespełna rozumu albo tak zindoktrynowany. On potrafi kłamać mając cytaty z tekstu źródłowego 🙂

          2. Protestujący „rolnicy” nie domagają się żadnej uczciwej konkurencji, tylko monopolu. Gdyby chcieli uczciwej konkurencji, w pierwszej kolejności zaproponowaliby rezygnację z dopłat do upraw, preferencyjnych (czyli na nasz koszt) kredytów i zaczęliby płacić podatki, których obecnie nie płacą (np ZUS)

            Rynek UE otwiera się na produkty żywnościowe nie tylko z Ukrainy, ale i z wielu innych krajów spoza UE. Dzisiaj w markecie pilaster widział np ziemniaki z Maroka. I jakoś żadnych problemów z „jakością” nie ma.

            Definicję monopolisty pilaster wielokrotnie podawał. monopolista jest ten producent, który pobiera rentę monopolisty r*K/(1-exp(-r*t)), związaną z istnieniem stawianych przez władzę barier wejścia na dany rynek

            K – wysokość bariery wejścia
            r – stopa procentowa
            t -czas istnienia biznesu

            1. Rolników nikt nie pytał o to czy chcą spełniać wymogi, które stawia przed nimi UE tylko po prostu muszą je spełniać bo inaczej nie dostaną dopłat lub zostanie im odebrane prawo do hodowli bydła, kur itp..
              Skoro zmuszeni do egzystowania w określonych warunkach przez prawodawcę czyli w tym przypadku UE i ten sam prawodawca pozwala na masowy napływ towaru, którego produkcja nie podlega żadnym regulacjom to według mnie jest to nieuczciwa konkurencja.
              W UE jest 9,1 mln gospodarstw rolnych. Trudno nazwać ten rynek monopolem.
              Zamykanie granic na napływ określonych towarów ponieważ szkodzą rodzimym producentom jest normalną praktyką. Zapyta Pan Wuja Sama, czyli zapewne dla Pana jeden wzorców wolnego rynku, dlaczego stosuje cła lub embarga.

              1. Monopol występuje nie tam, gdzie jest mało firm, tylko tam, gdzie pobiera się rentę monopolisty, czyli tam, gdzie albo istnieją wysokie bariery wejścia, albo bardzo wysokie stopy procentowe (w krajach biednych i zacofanych), albo państwo jest niestabilne, nieudolne i skorumpowane. W UE nie zachodzą te dwa ostatnie czynniki, ale są bardzo wysokie bariery wejścia Zatem rolnictwo w Europie jak najbardziej pobiera rentę monopolisty i to w znaczącej wysokości. Cała awantura wzięła się właśnie z tego, że te bariery chwilowo nieco osłabły, co u monopolisty wywołało atak furii.

                1. Do Pana nie docierają żadne argumenty. Więc powtórzę, moze to coś da.
                  Rolnicy w UE zostali zmuszeni przez władze do funkcjonowania w określonych warunkach ( nie z własnego wyboru) co znacząco podnosi koszty produkcji, tzw. zielony ład czyli pakiet kolejnych regulacji jeszcze bardziej podnosi koszty produkcji. Jednocześnie ta sama władza otwiera rynek na towary z kraju, w którym żadne regulacje nie obowiązują. Czy Pan nie zauważa tu absurdu?
                  Wzór którym się Pan podpiera ma sens, no, ale co z tego wynika. Wynika tylko tyle, że władza stworzyła sztucznie „monopolistów” (jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało, jest ich 9,1 mln) aby następnie ich zniszczyć.

        2. „Jednak otwarcie rynków jest zawsze korzystne dla konsumentów”
          Tak dopóki agroholdingi nie zmonopolizują rynku, bo wtedy mogą sobie ustalać ceny jakie chcą. Komentujący na tym portalu są mocno odjechani od rzeczywistości, już wcześniej to zauważyłem po bzdurach pisanych o CPK czy drodze S7.

          1. Jedynym czynnikiem który może „zmonopolizować rynek” jest władza państwowa, która ustanawia bariery wejścia. Im wyższe bariery tym silniejszy monopol. Żadna prywatna firma, choćby najbogatsza, monopolu w gospodarce postindustrialnej, z niskimi stopami procentowymi, nie jest w stanie samodzielnie ustanowić. Co najwyżej może lobbować o to u władzy, ale monopol, poprzez ustanowienie bariery wejścia, wprowadza właśnie władza.

            Przypomina pilaster model monopolu:
            M = K*r/(1-exp(-r*t))

            Gdzie M jest rentą monopolisty, r średnią stopą procentową, K barierą wejścia, a t przewidywanym czasem istnienia monopolu.

            W gospodarce wolnorynkowej i praworządnej, t dąży do nieskończoności, zatem model upraszcza się do M = K*r. Im niższe stopy procentowe r, tym wyższa musi być bariera wejścia K, czyli silniejsza ingerencja rządu, aby monopol mógł funkcjonować.

            1. Rynkiem rządzą największe podmioty będące na nim. Dla biznesmenów rządzących ukraińskim czarnoziemem (a to nie są Ukraińcy) polskie rolnictwo to konkurencja, której najchętniej się pozbędą. Wtedy będą sobie dawać ceny jakie będą chcieli. Zachodni oligarchowie nawet z ruskimi oligarchami mogą się spierać międzynarodowo ale w Polsce zgodnie ustalają politykę. Takie są fakty, a nie jakiś pseudoakademicki bełkot. Baw się pilasterku w profesora ekonomii, przeciętny przedsiębiorca znający ekonomię z praktyki i intuicji, a nie teorii się z takich teoretycznych obliczeń twoich śmieje. Absolwenci studiów ze zlasowanym mózgiem będą tworzyć złożone analizy, które nie sprawdzą się, bo studia zrobiły im młyn z mózgu.

            2. Monopole mogą powstawać poprzez zbyt rygorystyczne i długotrwałe prawa patentowe. Dla Amerykanów, teoretycznie lepiej byłoby, gdyby prawa te były bardziej lajtowe. Problem w tym, że w USA z usług monopolisty może korzystać max. 330 mln mieszkańców, natomiast poza granicami USA – 3 mld. Wtedy z punktu widzenia USA jako całości, utrzymanie takich rugorów opłaca się – zwłaszcza, gdy są one respektowane w większości krajów świata.

    2. Możesz tylko pomarzyć 😉 Badania zamówione przez prawie tak ukrofilskie podmioty jak ty wykazały poparcie społeczeństwa dla rolników MIMO TEGO, że może to zaszkodzić Ukrainie. Sprawa ukraińska przegrywa zatem nie tylko na froncie, ale też w Polsce. Sympatia dla bękarta rozpadu ZSRR i terytorialnego beneficjenta agresji Moskwy na Polskę z września’39 nieodwracalnie obróciła się w ruinę.

      1. Taaa, badania wykazały, że konsumenci wolą płacić więcej, kiedy mogą mniej. 🙂 Faktycznie jednak na rynku kupują jednak taniej a nie drożej, inaczej przecież rozruchy wszczynane przez „rolników” nie miałyby miejsca. Jak zwykle rzeczywiste poglądy, demonstrowane za pośrednictwem własnego portfela, daleko rozmijają się z deklarowanymi… 😉

        1. A co z kosztami finansowymi leczenia ludzi jedzących nieprzebadaną ukraińską „żywność”? Ukrofile w ogóle o tym myślą czy też na złość Putinowi będą jeść ukraiński plastik z dodatkiem malin?

          1. Każdy produkt żywnościowy trafiający do sklepów musi mieć atest sanepidu. Niezależnie od tego z czego jest wytworzony.

            Zresztą jeżeli ktoś się boi żywności produkowanej z ukraińskich składników (albo GMO, albo z glutenem, albo z glutaminianem sodu, etc), to może sobie kupować drożej żywność pozbawioną takiego wkładu.

            Jak ktoś się boi latać samolotem, to nie lata samolotem, a nie domaga się wprowadzenia zakazu lotów samolotem.

        2. Konsument nie patrzy tylko na cenę, ale tego nie było akurat w podręczniczku dla libertariańskiego akwizytora, więc pilasteruś już jest pogubiony. Nie przyjdzie mu przez to do głowy, dlaczego setki tysięcy Polaków kupują jajka u znajomego rolnika drożej a nie w markecie taniej. A nie przyjdzie, bo pilasteruś sam biegnie do marketu kupować to tanie dziadostwo nadające się na paszę dla świń i dorabia sobie ideologię – jak przecież wiadomo, wśród nieodpowiednio uformowanych umysłów mechanizmy obronne są częstym zjawiskiem.

          Ciekawe jednak, jak sobie pilasteruś radzi z wyjaśnianiem, że nie wszyscy chodzą w najtańszych chińskich trampkach. Podpowiem – wybór, który zauważa pilasteruś nie jest tylko wyborem pod kategorię ceny. I pilasteruś wiedziałby to, gdyby nawet w libertarianizmie nie byłą nogą i przeczytał podstawowy traktat z zakresu prakseologii libertarianizmu, czyli „Ludzkie działanie” Misesa.

          1. Bzdury. Olbrzymia większość Polaków patrzy na cenę to ona jest ich kryterium wyboru w czasie zakupów. Dlatego tanie jajka w hipermarkecie sprzedają się w milionach, a na jajka od rolnika pozwalają sobie hodowcy kur i ich zamożni sąsiedzi. W „trampkach od chińczyka” chodzi cały świat-w tych drogich-bogaty, w tych tanich-biedota. Nie słyszałam o polskiej marce trampek.

            1. Znów pisanie z innego nicka i udawanko, tym razem w formie żeńskiej? :d

              „Olbrzymia większość Polaków patrzy na cenę to ona jest ich kryterium wyboru w czasie zakupów” – czytamy ze zrozumieniem – „Konsument nie patrzy tylko na cenę”. Podkreślam – nie patrzy TYLKO na cenę. Więc patrzenie na cenę jest poprawne, ale nie jest to kryterium jedyne.

              „Dlatego tanie jajka w hipermarkecie sprzedają się w milionach, a na jajka od rolnika pozwalają sobie hodowcy kur i ich zamożni sąsiedzi” – a to wymaga wyklarowania faktów. Po pierwsze, tanie jajka po 3-4 zł za 10 szt. to efekt ostatniej wojny cenowej, w której dyskonty wprost przyznają, że sprzedają jaja za połowę ceny zakupu, czyli stosują klasyczny dumping. Ten trend jednak już jest w odwrocie, bo na taki dumping pozwalano sobie przez zaledwie kilka tygodni, więc jajka w markecie znów są po 7-10 zł. I te widełki to też efekt tego, że jedne są od kur klatkowych a drugie z wolnego wybiegu. I jakoś nawet w markecie są dostępne oba rodzaje, więc jak widać, ogromna część Polaków kupuje te droższe, skoro są dostępne w dużych ilościach nawet w marketach, prawda? Czy znów paradygmat pilasterusia będzie ponad rzeczywistością i będzie tupanie nóżką? 🙂 Po drugie, jaja od prywatnego rolnika są raptem 2 zł droższe na 10 sztukach od najdroższych marketowych. Więc nie, nie jest to rząd wielkości cenowej, na który mogą sobie pozwolić tylko hodowcy albo zamożni sąsiedzi.

              „W „trampkach od chińczyka” chodzi cały świat-w tych drogich-bogaty, w tych tanich-biedota.” – i jak się to ma do mojego „nie wszyscy chodzą w najtańszych chińskich trampkach”? Przecież Twoja odpowiedź to tylko potwierdzenie braku zdolności poprawnej argumentacji. Jest faktem, że nie wszyscy chodzą w NAJTAŃSZYCH chińskich trampkach, co falsyfikuje twierdzenie, że konsument patrzy TYLKO na cenę.

              „Nie słyszałam o polskiej marce trampek.” – pilasteruś o możliwości obierania jajek też, ale to nie oznacza, że nie takiej możliwości nie ma. Natomiast wystarczy rzucić okiem w google i takowe bez problemu się znajdzie. Nie zmienia to nadal faktu, że z jakiegoś powodu konsument wybiera nie TYLKO najtańsze chińskie trampki, ale czasami droższe. A czasami nie trampki, tylko sneakersy czy botki. A czasami nie chińskie tylko polskie albo włoskie. De gustibus i zamykanie na tak istotny czynnik decyzyjny oczu wraz z redukowaniem procesu decyzyjnego do ceny jest nieprawdziwe i wręcz głupie.

    3. Ja jakoś nie widzę w sklepach np. chleba 3x tańszego z napisem „chleb wypieczony z mąki z ukraińskiego zboża”. Tak więc — również jako konsument — nie mam żadnego interesu w popieraniu Ukraińców. Te domniemane „niższe ceny” i tak nie docierają jakoś na poziom sprzedaży detalicznej.

      1. Ciekawe, bo w ciągu ostatniego roku ceny żywności w sklepach spadły, zwłaszcza oleju – zapewne tutaj wpływ importu ukraińskiego jest największy.

        I jakoś to konsumentom nie przeszkadza. Nikt się nie dopytuje, czy aby w danym produkcie nie ma składników z Ukrainy.

      2. „Te domniemane „niższe ceny” i tak nie docierają jakoś na poziom sprzedaży detalicznej”
        To nie jest żadna wiedza specjalistyczna, że zwykły człowiek nie kupuje bezpośrednio ukraińskiego zboża. Taniej jest dla cwaniaków skupujących ukraińskie zboże hurtowo. Dla docelowego odbiorcy skupujący nie będą obniżać bardzo cen jak mogą zarobić więcej. Sugerowanie, że zwykła babcia kupująca chleb w sklepie będzie miała dużo taniej to frajerstwo. Tego jajogłowi na uczelniach nie powiedzą, a w czasopismach nie napiszą. Do tego trzeba mieć zdrowy rozsądek i kojarzyć fakty.

        1. Skoro ceny spadają w hurcie, to, na rynku przynajmniej jako tako wolnym, muszą spaść i w detalu. I spadają, co widać na zestawieniach.

              1. Zaprowadź mnie człowieku do jakiegokolwiek sklepu i pokaż mi te wielkie obniżki cen. Ty cały czas mówisz o jakichś danych wziętych oczywiście z wirtualnych źródeł. Ja chcę, żebyś pokazał to na przykładzie świata poza wirtualnego.

                1. Bo władza PiS wymyśliła sobie, że ukraińskie zboże ma być remedium na szalejącą inflację. Gdyby nie to zboże, to musielibyśmy płacić za chleb jeszcze więcej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *