„O cześć wam panowie…!”

Koniec etapu

Obecna sytuacja może mieć swoje dwa nieoczekiwane jeszcze niedawno następstwa. Po pierwsze – ewentualna klęska list centrolewicowych i skompromitowanie się ostatniego w miarę jeszcze wiarygodnego środowiska pracowniczego OPZZ może ostatecznie zamknąć historię lewicy w Polsce rozumianej jako związek zawodowy byłej PZPR, a także wypchnąć poza dyskurs publiczny kwestie stricte pracownicze i socjalne. Paradoksalnie więc Jan Guz, ujemnie charyzmatyczny szef OPZZ przyczyniłby się mimochodem do końca kariery Leszka Millera i nielicznych pozostałych liderów o proweniencji post-PRL-owskiej – a także otworzył drzwi lewicy à la już nawet nie „Krytyka Polityczna”, co „Gazeta Wyborcza”. Nawet, jeśli pominiemy nieudany póki co start RAZEM – nie sposób nie zauważyć, że od kilku już miesięcy GW lansuje zupełnie inne niż przed ćwierćwiekiem spojrzenie na polską transformację, publikuje „solidarnościowe autorytety” bijące się w piersi za błędy L. Balcerowicza, upomina o prawa prekariatu, rekomenduje rozwiązania w rodzaju progresywnego systemu podatkowego czy reklamuje „Kapitał w XXI wieku” Thomasa Piketty’ego. Czy dawny monetarystyczny i neoliberalny „młot na czarownice” chce stać się nową „Trybuną Robotniczą”? Takie pomysły pojawiały się już przed laty, tym razem jednak spadek sprzedaży i osłabnięcie pozycji GW zwłaszcza w stosunku do tabloidów – a także spodziewane powstanie luki po lewej stronie sceny politycznej może rodzić na Czerskiej nowe wizje strategiczne. Czyżby więc i rzucenie koła ratunkowego michnikowemu bękartowi można było dopisać do listy grzechów nieudanej inicjatywy Guza?

Klęska fałszywego katechona lewicy

OPZZ nie wykorzystało szansy, by stać się faktycznym motorem porozumienia lewicy, by nadać mu jednoznaczny rys programowy i zakotwiczyć go w zagadnieniach gospodarczo-społecznych. Pospiesznie ogłoszony – mocno, jak się okazało, na wyrost – sukces całego przedsięwzięcia okazał się tylko słabym alibi dla układu Palikot-Miller, trudnego po paru szorstkich słowach wypowiedzianych przy poprzednich nieudanych negocjacjach. Kształt Zjednoczonej Lewicy SLD-TR-UP-Zieloni okazał się porażką Guza, ale i klęską realizowanej dotąd konsekwentnie przez Leszka Millera strategii doprowadzania ruchu Palikota do zaniku i marginalizacji. Oczywiście, można to uznać za kolejny dowód na legendarną wszak elastyczność szefa SLD – nie mniej byłoby czymś wyjątkowo ironicznym, gdyby niedoszły „katechon lewicy” zapewnił przetrwanie cynicznemu bucowi, próbującemu od lat zawłaszczyć lewicowość na potrzeby środowiska GW. Cóż, w sumie czego innego można by się spodziewać po człowieku, który zrehabilitował Kuklińskiego, wciągnął Polskę do NATO i UE, prowadził neoliberalną politykę i był stójkowym więzień CIA w Polsce?

Dla poprawienia gęstości zasłony dymnej tandem Palikot-Miller musiał posługiwać się zgrają przegranych liderów partyjek istniejących tylko przez wpis sądowy i szyldów również obstawianych przez kręgi neo- i demoliberalne, jak Zieloni. Tymczasem sens takich maskarad i zabaw, na które zaprasza się nawet najbrzydsze i najgłupsze dziewuchy na wsi skończył się już w czasach, gdy SLD przestał być koalicją, a zamienił w jednolitą partię polityczną, pozbawioną zresztą jakichkolwiek elementów ideowych czy oryginalnych. Teraz przystawki burzą się, a zagranie lidera SdPL, Wojciecha Filemonowicza z rejestracją własnej Zjednoczonej Lewicy, choć jest po prostu elementem targów o miejsca – doprowadziło do dodatkowego ośmieszenia obu inicjatyw, przez konkurentów zostało zaś przyjęte ze zdziwieniem i oburzeniem niczym ryk myszy.

O pożytkach z ludowości

Ciekawe, że w obecnym stanie rzeczy – beneficjentem całego zamieszania może być podmiot niebrany dotąd poważnie pod uwagę w centrolewicowym boksie jaskiniowców. Gdy założony przez rolnicze OPZZ (nie mające z pracowniczym nic wspólnego, poza kawałkiem nazwy) Ruch Społeczny RP przyjął bardziej socjalny wizerunek, przypieczętowany sojuszem z Ruchem Sprawiedliwości Społecznej Piotra Ikonowicza i częścią Sierpnia’80 – spotkało się to w najlepszym razie ze wzruszeniem ramion. RS RP był dotąd traktowany jako jeden z wielu odprysków po Kukizie, a ignorowano przy tym fakt, że wyrósł przecież nie tyle i nie tylko z prezydenckiej kampanii muzyka – ale przede wszystkim z rolniczych blokad z początku tego roku, największego od lat wystąpienia społecznego w Polsce. Zainicjowane wówczas ożywienie nieaktywnego dotąd w polityce segmentu elektoratu, do którego nie trafił przekaz żadnej z istniejących partii – zostało zignorowane przez analityków, przesłonięte m.in. kampanią prezydencką, jak i przekonaniem, że w sumie nic ciekawego nie może dziać się na wsi.

Pogląd ten jest zresztą w polskiej polityce częsty – i co dziwne podzielany także przez polityków ze środowisk rolniczych się wywodzących. Funkcjonalny monopol PSL w tym obszarze wynika tymczasem w dużej mierze z jakichś dziwacznych kompleksów potencjalnych rywali, którzy ledwie zaczną coś robić – natychmiast wypierają się własnej ludowości, co zdarzyło się i Gabrielowi Janowskiego (amorficzne Przymierze dla Polski zamiast Porozumienia Ludowego), i Zdzisławowi Podkańskiemu (Stronnictwo Piast wykastrowane z „Ludowe” przez sąd, ale przy symbolicznym tylko oporze zainteresowanych), i nawet efemerycznemu Ruchowi Ludowo-Narodowemu zamieniającemu się bez żalu w Ligę Narodową. Również PiS niby korzysta z głosów wiejskich, zassał też pewną grupę dawnych polityków PSL (Z. KuźmiukJ. Wojciechowski, nieszczęsny B. Pęk), ale już swoje kolaboracyjne związki rolnicze (ZZR „Ojczyzna i NSZZ RI „Solidarność”) traktuje niechętnie i per noga. Lider OPZZRiOR, Sławomir Izdebski wydawał się iść tym samym tropem, gdy nazwał swój Ruch Społeczny bez odwoływania się choćby symbolicznie do tradycji agrarnych (pół żartem podpowiadano zresztą miano… Niezależnej Partii Chłopskiej, co ze zrozumiałych względów nie mogło być traktowane inaczej niż jako żarcik dla znających historię…). O dziwo jednak strategia ta zaczęła przynosić efekty.

Czy to już rabacja?

RS RP stał się bowiem przytuliskiem dla odpadających z ruchu Kukiza grupek i środowisk bardziej radykalnych, a przyciągając RSS i S’80 – nabrał charakteru autentycznie ludowego, w dawnym tego pojęcia znaczeniu, bliskiego „plebejskości” (co konsekwentnie w swych tekstach podkreśla np. P. Ikonowiczi). Kiedy jeszcze S. Izdebskiemu „kukizowcy” proponowali uzgodnienie strategii – rolą RS RP miało być nawiązanie rywalizacji z PSL i zablokowanie wejścia koncesjonowanych ludowców do Sejmu. Tymczasem ostatnie wydarzenia na centrolewicy pokazują, że może on odegrać rolę jeszcze ciekawszą – a mianowicie alternatywnego ośrodka lewicy socjalnej. Czy koalicja dwóch panów I. faktycznie utrąci szanse na sukces combo Palikot-Miller – to oczywiście kwestia dyskusyjna. Jeśliby jednak SLD-owski TR-UP miałby zostać pogrzebany i zastąpiony wyłącznie przez Razem i GW – to alternatywa spod znaku Ruchu Społecznego wydaje się po prostu lepsza i uczciwsza.

Oczywiście, jak to bywa w środowisku tak trudnym – sami zainteresowani mogą stojącą przed nimi szansę pogrzebać (co spotkałoby się tylko z aplauzem konkurencji). Nadmiar wodzów, sprzeczne ambicje, posunięta poza granice absurdu podejrzliwość, a często po prostu niska selektywność i zebranie zbyt wielu dziwaków w jednym miejscu pogrążyło już niejedną obiecującą inicjatywę. Tak to już jednak jest, że chyba każdy musi popełnić własne błędy – i co gorsza nie zawsze umie wyciągać z nich wnioski…

Konrad Rękas

ihttp://strajk.eu/na-barykady-ludu-roboczy/

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *