Kierunek tych rozważań Pana Profesora mnie nie zaskakuje, gdyż pierwszy raz ze swoimi poglądami na ten temat – a także szerzej o relacji cesarstwa i papiestwa – podzielił się ze mną (i widzami) na spotkaniu promocyjnym mojej książki „Teokracja papieska 1073-1378. Myśl polityczna papieży, papalistów i ich przeciwników„, które miało miejsce na UMK w Toruniu. Pamiętam, że prof. Bartyzel zaskoczył mnie wtenczas pytaniem czy aby pozycje Grzegorza VII nie miały charakteru „monarchiańskiego” (czyli zaprzeczały równości Osób w Trójcy Świętej)? Jeśli dobrze rozumiem, miałoby to polegać na tym, że papież negując równość cesarza i papieża – ustanawiając siebie zwierzchnikiem cesarskim – neguje tym samym podstawy chrześcijańskiej teologii politycznej i dokonuje swoistej laicyzacji władzy cesarskiej, której odmawia sakralnego charakteru.
Podobną myśl prof. Bartyzel rozwinął w jednym ze swoich wpisów na fb:
Smutna to rocznica, bo w ten sposób papiestwo – upokarzając i zapoczątkowując proces desakralizacji cesarstwa – niszczyło jego chrystocentryczną teologię polityczną; Grzegorz VII (zapewne bezwiednie, ale cóż z tego) popadał w monarchianizm teologiczno-polityczny, będący papocezarystyczną wersją „monoteizmu politycznego” Boga Ojca, a więc swoistej postaci antytrynitaryzmu. (…)
Podobnie czytamy w innym wpisie Pana Profesora, który zamieściłem zresztą przed chwilą na naszym portalu, gdzie pośród błędów na temat relacji władzy papieskiej i cesarskiej znajdujemy
tzw. papocezaryzm, zwany też teokracją albo hierokracją papieską, czyli podporządkowanie sobie tego, co przyrodzone i polityczne przez władzę kościelną, przyznanie sobie nad sferą polityczną pełni potestas przez władzę posiadającą auctoritas, tym samym zaś pochłonięcie civitas przez ecclesia.
Z poglądami na temat ew. monarchianizmu trudno mi się zgodzić, ponieważ w znanych nam rejestrach pism i listów Grzegorza VII nie ma nic, co wskazywałoby na jakieś heterodoksyjne poglądy pontyfikalne w tym względzie. Jakkolwiek Pan Profesor nie imputuje tu bezpośredniej herezji teologicznej, a jedynie w zakresie teologii politycznej (coś, co dzisiaj określamy mianem relacji państwo-Kościół), to uważam, że terminologii takiej nie powinniśmy używać z dwóch powodów:
1/ Oznacza ona wpisanie się w narrację obozu cesarskiego, która zarzucała Grzegorzowi VII rozmaite herezje, włącznie z negacją sakralnego charakteru cesarza, odmawiając papieżowi prawa do ekskomuniki osoby cesarskiej.
2/ Trzeba zawsze pamiętać o różnicy pomiędzy tym, co napisaliśmy, a co zapamiętali czytelnicy. Oczywiście, prof. Bartyzel nie imputuje papieżowi herezji, ale w pamięci czytelników zostaje jakiś ślad „Grzegorz VII = herezja”. Tymczasem myśl teologiczna Grzegorza VII jest w pełni ortodoksyjna.
Kwestia druga – z powodu której zabrałem się za napisanie tej polemiki – to tytułowe „dwa miecze”, czyli stosunek władzy cesarskiej i papieskiej w Średniowieczu. Prof. Bartyzelowi bliska jest wizja harmonijnej współpracy cesarza i papieża:
Współpanują oni na swoich przeciwległych tronach, jeden sprawując władzę nad duszami, drugi nad ciałami osób należących jednocześnie do Sancta Ecclesia i Sacrum Imperium, różnych lecz nierozłącznych i tworzących razem Res Publica Christiana jako ziemski zalążek Civitas Dei. Kościół i Imperium (civitas) znajdują się w unii duchowej i moralnej (…).
Ideał to przepiękny, rzecz tylko w tym, że… nigdy go nie było. Zdałem sobie z tego sprawę pisząc wspomnianą „Teokrację papieską 1073-1378. Myśl polityczna papieży, papalistów i ich przeciwników„. Idea „dwóch mieczy” – do której nawiązuje prof. Bartyzel – papieża Gelazego I (494) została zawarta w liście do cesarza bizantyjskiego. Papież nie miał jednak na myśli absolutnie równouprawnienia obydwu władz w takim znaczeniu jak opisuje to prof. Bartyzel. Był to okres bizantyńskiej tyranii nad Kościołem rzymskim i jedyne o czym papież marzył, to pewna autonomia, swoboda w kwestiach wewnątrzkościelnych i doktrynalnych. Gelazy I nie myślał nawet aby być równoprawnym partnerem cesarza.
Przez następne stulecia tak też „dwa miecze” rozumieli kanoniści użytkując tę teorię najpierw przeciwko cezaropapizmowi bizantyjskiemu, a potem germańskiemu. Aż do epoki Grzegorza VII nie chodziło o żadne równouprawnienie. I oto nagle w drugiej połowie XI wieku sytuacja polityczna uległa zmianie i z „dwóch mieczy” papież-teokrata wyprowadził wniosek o supremacji miecza duchownego nad świeckim. Za nim powtórzyli tę teorię kanoniści i pisarze propapiescy. Rozwinęli zaś i zrealizowali Innocenty III i IV. Jedynym papieżem, który uznawał teorię „dwóch mieczy” w tym rozumieniu jakie zaprezentował nam prof. Bartyzel był chyba tylko Aleksander III, walczący z Fryderykiem Barbarossą, który sam bynajmniej jej nie uznawał i został do tego uznania zmuszony po kompromitującej klęsce pod Legnano (1176) z rąk mediolańskiej piechoty.
Pomijając ten króciutki okres, w historii Średniowiecza nie dostrzegam epoki, gdy uznawano teorię „dwóch mieczy” jako równowagę i harmonijną współpracę władzy pontyfikalnej i imperialnej. Wszyscy cesarze i papieże, kanoniści i regaliści mediewalni są zgodni, że władza cesarska i papieska są odmienne, jedna nie może wchłonąć drugiej, a to znaczy, że musi nastąpić hierarchizacja obydwu władz. Myśl, że dwie władze mogą być różne i mieć supremację w odmiennych sferach nie była znana Średniowieczu z bardzo prostego powodu: cała filozofia i teologia mediewalna oparta była na neoplatonizmie i charakterystycznej dla tego kierunku teorii emanacji. Zasada wyższa rodzi zasadę niższą, która imituje tę pierwszą. Cały świat postrzegany jest więc jako hierarchiczny porządek, gdzie nie istnieją byty odmienne a równe sobie.
Istnieją tedy dwie możliwości:
1/ Teologia polityczna cesarska: Bóg → cesarz →papież.
2/ Teologia polityczna papieska: Bóg → papież → cesarz.
Tertium non datur. Średniowiecze nie zna idei równości władzy papieskiej i cesarskiej, rozdzielenia sfer ich supremacji. To idea zdecydowanie nowożytna, zrodzona wraz z recepcją (laickiego) arystotelizmu w XIII wieku, a rozwinięta w epoce Renesansu i Reformacji, potem zaś dopełniona przez współczesny liberalizm. W Średniowieczu nie były to rozróżnienia znane. Dlatego cesarze zawsze chcieli mianować i odwoływać papieży i biskupów; papieże z kolei domagali się prawa do zatwierdzania, ekskomuniki i depozycji cesarzy.
Prezentowana przez prof. Jacka Bartyzela wizja „współpanowania na swoich przeciwległych tronach” to pewne wyobrażenie wyidealizowanych stosunków średniowiecznych, które zrodziło się już po upadku politycznym cesarstwa i papiestwa w epoce nowożytnej. Z dokumentów mediewalnych wyłaniał się późniejszym myślicielom a to papież, a to cesarz. W związku z tym powstał – wyidealizowany przez konserwatystów i tradycjonalistów – obraz „dwóch mieczy”, czyli zgodnie współpracującej władzy cesarskiej i papieskiej. Ale ideał ten nigdy nie istniał w Średniowieczu. Gdy Idzi Rzymianin lub Jakub z Viterbo głoszą prymat papieża nad cesarzem, wtedy Anonim z Yorku i Dante Alighieri głoszą prymat cesarza nad papieżem. Nikt z nich nie znał teorii dwóch władz obok siebie i równorzędnych.
Myślę, że ten ideał „współpanowania na swoich przeciwległych tronach” nie był możliwy nie tylko ze względów filozoficznych (neoplatonizm), ale także praktycznych. Granica pomiędzy uprawnieniami cesarza i papieża była bardzo nieostra. Wiele tzw. kwestii mieszanych – znajdujących się tak w granicach prawa cywilnego i polityki państwa, jak i prawa kanonicznego i interesów Kościoła – musiało prowadzić do konfliktów. Najważniejszą kwestią była obsada stolców biskupich:
1/ Bez swobodnego nimi dysponowania papież raczej „panował” niźli „rządził”. Jego władzy praktycznie wymykał się nadzór nad lokalnymi kościołami. Nie pochodząc z nadania papieskiego biskupi tacy czuli się bardziej lojalni wobec władcy doczesnego niźli Biskupa Rzymu. Monarchowie zwykle zaś mianowali na te funkcje kolegów i osoby zaufane, aniżeli godne tych funkcji. Kolega króla, mianowany z racji politycznych, odmawiał przestrzegania celibatu. Często funkcję tę kupował od cesarza lub króla, traktując ją jako inwestycję, która zwróci się po jakimś czasie z danin. Oto źródło symonii. To proste źródło do eklezjalnej anarchii i zepsucia w Kościele. Celibat i symonia są ściśle związane z roszczeniami władzy cesarskiej.
2/ Bez mianowania biskupów feudalny władca także raczej „panował” niźli „rządził”. Panowie feudalni świeccy byli od cesarza czy króla zależni bardziej w teorii niż w praktyce, ponieważ swoje lenna dziedziczyli. Jedynymi feudałami zależnymi od monarchy byli biskupi, których władca wyznaczył na stolce episkopalne i prawo to do niego wracało po śmierci nominanta. Badania wykazują, że zdecydowana większość cesarskiej jazdy pochodziła z dóbr biskupich – słowem, bez prawa mianowania biskupów cesarz stawał się figurantem.
Bez wyznaczania biskupów figurantem był papież; bez podobnego prawa figurantem był cesarz. Dlatego nie istniała ani teoretyczna, ani praktyczna możliwość harmonijnego ustanowienia władzy „dwóch mieczy”.
Średniowieczna łacina nie znała słowa „suwerenność” – ale to o to, w praktyce, toczył się ten spór. Kto mianował biskupów, ten był suwerenem chrześcijańskiej Europy, a suweren – jak uczy myśl nowożytna od Bodina, Hobbesa po Grocjusza i de Maistre’a – zawsze może być tylko jeden.
Mając do wyboru „suwerenność” mediewalnego cesarza lub papieża, dokonałem zdecydowanego opowiedzenia się po stronie Biskupa Rzymu, ponieważ to on – a nie cesarz – jest prawdziwym katechonem, który broni chrześcijańskiego świata przed bezbożną rewolucją.
Adam Wielomski
Przy okazji ponownie zachęcam do nabycia mojej książki na ten temat.
Oczywiście że teoria prof. Bartyzela jest późniejszą idealizacją, niemniej to ona jest poprawna. Nie wygrany, ale sam fakt konfliktu o prymat między papieżem a cesarzem jest jedną z dwu praprzyczyn upadku Christianitas (drugą jest grzech schizmy wzchodniej). Wygrali papieże, ale przez to cesarz nie miał władzy nad Europą i nie można było zdławić protestantyzmu – wielość polityczna to warunek do liberalizmu, w tym religijnego. Gdyby wygrali cesarze, to problemem byłyby patologie w rodzaju symonii i kleru zupełnie obojętnego na sprawy religijne. Nie bez przyczyny nazywa się gibelinów inteligentnymi obrońcami papiestwa, a gwelfów – cesarstwa. Chrystus jest jeden i królewskość i kapłaństwo są sobie równe, a może to przyjąć jedynie dwie praktyczne realizacje. Albo papież i cesarz to jedna i ta sama osoba (Bonifacy VIII chyba próbował iść w tym kierunku, chyba również cesarz Maxymilian II), co można nazwać modelem 'staroegipskim’ (faraon był i królem, i najwyższym kapłanem), albo są to dwie osoby na równie wysokich tronach. Wprowadzanie gradacji jest dla cywilizacji szkodliwe.
Jeszcze co do neoplatonizmu, to równość cesarza i papieża jest na jego gruncie wprost do obronienia – oboje są bezpośrednimi emanacjami Chrystusa. Pierwszy przez naturę jako przedłużenie Logosu, a drugi przez Łaskę jako przedłużenie Baranka. Jedyny racjonalny wybór w Średniowieczu między nimi to: nie wybierać. Oba realne wybory były irracjonalne. Dlatego warto pamiętać o tych nielicznych teologach i filozofach polityki, którzy już wtedy uważali konflikt i wyższość jednego nad drugim za absurd.