O wtórnej pseudochrystianizacji własnej tożsamości i o zaimku „dlaczego” przed moim ulubionym świętem

 

            Nie wiem czy Drodzy Państwo z poniższą kwestią są zaznajomieni, lecz jeśli nie, to już śpieszę z wyjaśnieniami sprawy owej, nad którą myśl moja się roztacza, a o której przyszło mi pisać – rzecz jasna – nie z powodu mego, ale przez czyjeś nachalne powielanie myśli głupiej, z prawdą sprzecznej, nienormalnej oraz kompletnie nielogicznej. I tu się może zatrzymam (jeśli Państwo nie nadążają, to nic nie szkodzi, dogonią Państwo w dalszej części niniejszego tekstu).

            Otóż! kilka dni temu do szerokiego dyskursu społecznego napłynęła, niczym żarłoczne stado piranii, kampania potępiająca obyczajową ratyfikacje pikniku halloweenowego na Ziemiach Polskich – jakże boleśnie krwią męczeńską zroszonych! No i proszę Państwa, co tu się takiego wyprawia? Jakby ktoś nie wiedział (jeszcze), to uprzejmie powiadamiam: Sodoma i Gomora, celtyckie ba-ra-chło! Bo już dzieciaki z koszyczkami napadają na domostwa dzień przed Świętem Wszystkich Świętych. Bo młodzież tuż przed Świętem Wszystkich Świętych w hucznych zabawach uczestniczy! Bo Święto Wszystkich Świętych zostaje przyćmione pogańskim halloween. Bo już pogaństwo wkracza na salony, salony narodu wybranego przez Pana Jezusa Chrystusa (aby nie było wątpliwości, no!). Hańba, hańba, hańba! Tak mówią uciemiężeni – ci od pisania długopisem, trzymania łyżki i manewrowania lewarkiem skrzyni biegów. A ci od chwytania gryfu oraz… mańkuci twierdzą, że to tylko zabawa, niewinna zabaw. Kto ma rację? Tutaj pozwolę sobie przedstawić dość powszechne exemplum. „Pewna pani przymierza się do pierwszych nawiedzin grobu swojego męża w Święto Wszystkich Świętych. Jednak dzień przed do jej drzwi pukają poprzebierane urwisy i żądają cukierków. Dajmy spokojnie przeżyć to Święto tej biednej kobiecie!”. Przykład kiepski, więc kogo może przekonać?  Przykład częsty, więc kto może się halloweenowemu szaleństwu sprzeciwić? Przykład oklepany, nieobiektywny i cóż więcej mówić? Tutaj zapytam: kto jest przeciw halloween, konserwatywni sztywniacy? No, kto? Np. ja. I już śpieszę mówić dlaczego: bo bardziej mi smakują pierogi ruskie niż ryba z frytkami. Porównanie równie dobre jak powyższy przykład, ale chyba dosyć dobrze obrazuję moje zapatrywania. Ale cały ten akapit był jedynie pewnym nakreśleniem problemu i za chwilę przejdziemy do meritum, moi Drodzy Państwo.

            Nie ma co ukrywać, że sprzeciw wobec pogańskiego halloween w przytoczonej tu postaci jest głównie eksponowany przez środowiska, nazwijmy to: katolickie i kościelne. I ja również zwracam się przeciw obcemu pogaństwu, lecz (!!!) jednocześnie broniąc moje rodzime pogaństwo, które wyssałem z mlekiem matki, podobnie jak każdy, dla którego słowa te są słowami w rodzimym języku. „I o co mu teraz chodzi?”. Ha! O to mi chodzi, że chwilę po tej wielkiej akcji (którą przedstawiłem powyżej, jeśliby się Państwu przytrafiło zapomnieć) z ust środowisk – już wcześniej przeze mnie nazwanych – katolickich i kościelnych (a szczególnie kościelnych) padają takie słowa językiem pokornym, stałym, pięknie wyuczonym mówione: „I sprawuję ja raz eucharystię, i widzę matkę zapłakaną, i jest to pierwszy listopada, i obok dziecko uradowane, i zapewne zaraz razem udadzą się na cmentarz, i to dziecko rozrabia, i matka je karci, że trzeba się zachowywać, szczególnie zachowywać, bo święto jest to zmarłych, a ja wtedy myślę, że to dziecko mądrzejsze od tej matki, bo trzeba się radować, gdyż to Święto Wszystkich Świętych jest, i nawet na grobach, gdyby się radowało, a matka z tego sobie nie zdaje sprawy, że to świętych święcimy, a nie zmarłych…” I ja nie ukrywam, i mnie w takim momencie szlag jasny trafia, i również krew mnie, moi Drodzy Państwo zalewa, i chcę takiemu delikwentowi, co to takie słowa piękne stosuje, czym prędzej co nieco wytłumaczyć. Ludzie! Gdzie tu logika i zdrowy rozsądek? (Przepraszam, poniosło mnie…) Przepraszam. Jeśli udało mi się choć troszeczkę Państwa naprowadzić, to przechodzę do szczegółowej argumentacji głównego tematu tego tekstu, czyli: dlaczego postulat chodzenia uradowanym na groby w Święto Wszystkich Świętych jest najprościej mówiąc – dziwny.

            Święto Wszystkich Świętych obchodzone pierwszego listopada w tradycji chrześcijańskiej egzystuje już od ósmego wieku. Choć pierwotnie było obchodzone 13 maja, to z powodów (głównie) formalnych papież przeniósł je na obecnie obowiązujący termin, który niestety był już dosyć mocno naznaczony przez kulturę pogańską. Dlaczego? Dlaczego mocno naznaczony? Bo nie tylko na zachodzie obchodzono halloween, lecz Słowianie mieli swoje Dziady – zwyczaj, który przypadał na noc z 31 października na 1 listopada. Jak wyglądał owy zwyczaj – wszyscy Dziady żeśmy czytali, więc wiemy. Chrześcijaństwo dało nam w zamian Dzień Zaduszny? Lecz czy dziś obchodzimy ten nasze Zaduszki? Moja teza brzmi: nie! Bo tak naprawdę my – zgodnie z naszą świadomością, tożsamością oraz mentalnością – Zaduszki (czy też „komunistyczne” święto zmarłych) obchodzimy (czy też umownie przenieśliśmy na) właśnie 1 listopada! I tu pojawia się kolejne: dlaczego?

            Na sam początek kilka faktów. Polska jest jedynym krajem, gdzie pierwszy listopada jest dniem wolnym od pracy. Polska jest jedynym krajem, gdzie niezliczona rzesza ludzi co roku wsiada w kruche konstrukcje swoich wyczyszczonych samochodów, by brać udział w irracjonalnej pielgrzymce do miejsc pochówku osób, które często nie żyją od wielu, wielu lat. Polskim „dramatem narodowym” są mickiewiczowskie Dziady (o o czym są, to już wiemy…). Polska świadomość jest zakorzeniona w romantycznym mesjanizmie (ściśle łączącym się ze śmiercią). Polska mentalność każe nam opiekować się z pieczołowitością grobami swoich bliskich. Polska dusza w swoich najgłębszych zakamarkach łączy się ze Świętem ZMARŁYCH. Coś kiedyś musiało się stać wewnątrz nas, co było powielane przez kolejne pokolenia, że właśnie NAM jest potrzebne takie cmentarne święto, które przenosi NAS w zupełnie inny wymiar, chociaż raz w roku. Można mówić, że szacunek dla zmarłych, że puste przyzwyczajenia… ale jednak jest, więc dlaczego na siłę to zmieniać, wciskając kilka kropel radości, by cieszyć się wraz ze świętymi w niebie, bo akurat tam mają bal? Prócz tego tłumienie łez było od zawsze potępianą przez psychologów praktyką, a czekanie z wybuchem płaczu aż do Zaduszek…

            Jak już mogliście, moi Drodzy Państwo, przeczytać, uważam to święto za święto zadumy, toteż by wpisać się w podobny klimat pozwolę sobie zostawiać każdy podejmowany przeze mnie aspekt lekko niedomkniętym. Więc tutaj muszę powiedzieć: stop.

            Dalsza moja wypowiedź zostanie skierowana w dosyć osobistą ścieżkę, a mianowicie – w kwestie gustu i upodobań, gdyż Święto Wszystkich Świętych jest moim ulubionym i powinniśmy za wszelką cenę starać się pozostawić go w obecnym kształcie, bez halloweenowych i dziwnie radosnych naleciałości. A to dlaczego? Bo jest to jedyne święto, podczas którego większość ludzi – na co dzień nie próbujących się nawet lekko obciążać filozoficznym, egzystencjalnym lub nieprozaicznym myśleniem – nagle w zajmuje się rzeczami niepojętymi, eschatologią czy też zagadkami istnienia i wieczności. Można mówić, że przecież na Wielkanoc wszyscy rozpamiętujemy tajemnicę zmartwychwstania… Na serio? Proszę sobie wyobrazić styranego pracownika elektrociepłowni, który wkurzony (bo znów musiał wciskać się w ten gajer, a lata już nie te) siada po niedzielnym kościele i myśli: „zagadka istnienia, powstać z grobu, bóg i człowiek, jakież to niespotykane, ciekawe jakby ujął to Arystoteles?”. A może: „dawać mi ten żur, kiełbachę i w ogóle śniadanie, nic prócz ciała Chrystusa nie jadłem od rana!”. No właśnie. Pierwszy listopada jest jedynym świętem, podczas którego faktycznie możemy skupić się na rzeczach tak ważnych, których większość z nas zazwyczaj unika. Prócz tego na cmentarzach nie mamy telewizorów i tego całego świńskiego obżarstwa.

            Więc drogi obywatelu, który mówi, że dziecko jest mądrzejsze od płaczącej nad śmiercią kobiety, wiedz, że nie dziecko jest mądrzejsze, bo dziecko nie rozumie tego, czym faktycznie jest śmierć, cmentarz, grób – na który niedługo wda się wraz z zapłakaną mamusią. Bo gdyby ta mamusia nagle umarła, to dziecko pomyślałoby, że ona poszła tylko spać…

Święto Wszystkich Świętych – radujmy się po chrześcijańsku 1 listopada, lecz nie po pogańskiemu 31 października (wiem, że tu o inną radość chodzi, ale to taki skrót). A później smućmy się 2 listopada, gdy wiatr zwieję połowę zniczy, które tak niezwykle wprowadzają nas w zupełnie obcą przestrzeń wieczności…            

            Wracając do pierwszego exemplum, przypominam: „Pewna pani przymierza się do pierwszych nawiedzin grobu swego męża w Święto Wszystkich Świętych. Jednak dzień przed do jej drzwi pukają poprzebierane urwisy i żądają cukierków. Dajmy spokojnie przeżyć to Święto tej biednej kobiecie!”. Tutaj wprowadźmy zmianę: „Pewna pani przymierza się do pierwszych nawiedzin grobu swego męża w Święto Wszystkich Świętych. Jednak w ten sam dzień ktoś każe jej się radować i czcić wspaniałe, zbawione dusze. Dajmy spokojnie przeżyć to Święto tej biednej kobiecie!”.

            Na koniec mam dla Drogich mych Czytelników kilka pytań: kto z Was na grobach swoich bliskich wspominał wszystkich świętych, swoich niebiańskich patronów, ich zasługi, ich barwne życiorysy, ich wielkie dokonania, ich kanonizację, ich piękne sylwetki na kolorowych obrazkach? Tak? Ktokolwiek? A komu z Was zdarzyło pogrążyć się w zadumie, wspomnieniach, rozmyślaniach nad sprawami związanymi z może nieświętymi, lecz bliskimi nam osobami?

            Tu może umieszczę kropkę. Albo nie! Wielokropek!

            Cóż…

W takim wypadku pozostaje mi życzyć Wam, moi Drodzy Państwo,  zawsze spokojnego rozpamiętywania Święta … (tu wstaw to, co Ci bardziej „leży”). Amen. 

          Dezydery Barłowski

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *