Odrobina cwaniactwa

Smoleńsk ważniejszy od SB

Żałoba ogłoszona po śp. gen. Sławomirze Petelickim na stronach internetowych środowiska prawicy maszerującej wzbudziła pewne zaskoczenie. Oto bowiem krąg uważający się za następców „żołnierzy wyklętych” – nagle oddaje hołd funkcjonariuszowi Służby Bezpieczeństwa, oficerowi wywiadu PRL. Słowem – człowiekowi uosabiającego wszystko, czego grupa ta nie przyjmuje z reguły do wiadomości, jak fakt, że pod komunistyczną władzą istniało koślawe, ale żywe państwo polskie, mające swoje interesy i obowiązek ich obrony (także wywiadowczej).

Zdziwienie ustąpiło miejsca rozbawieniu, gdy okazało się, że podobne stanowisko reprezentują też media proweniencji PiS-owskiej. Po prostu – jak trafnie zauważył Adam Gmurczyk – kilka zdań ambicjonalnego sporu z kolegami z PO, zaprowadziło gen. Petelickiego w werbalną bliskość smoleńszczyków. „Dołożył Tuskowi” – znaczy musiał być bohaterem na miarę co najmniej księcia Józefa!

I nie ma znaczenia, że zasługi zmarłego dla legendy smoleńskiej – są łagodnie mówiąc mizerne. Oto bowiem gen. Petelicki miał „ujawnić”, że posłowie PO dostali SMS-a ze ściągą na temat stanowiska tej partii wobec katastrofy. Nie wiadomo co w tym niesamowitego, skoro takich SMS-ów politycy partii establishmentowych dostają dziesiątki i setki, a’propos każdej medialnej sprawy tak, aby zapewnić spójność przekazu. I choć jest to raczej żałosne – to przecież PiS nie działa inaczej. Dalej, niezawodna Niezależna.pl dawała tytuł „Petelicki ujawnia szokujące fakty” – a „szok” wywoływać miała informacja, że „decyzja o przyjęciu konwencji chicagowskiej jako podstawy prowadzenia badania katastrofy zapadła w trójkącie Donald TuskTomasz ArabskiPaweł Graś”. No i co w tym dziwnego, że decyduje premier, konsultując się z doradcami? W sumie nic z tego, co mówił Petelicki nie miało większego ciężaru gatunkowego. Wszystko obliczone było pod PiS-owską publiczkę – jak opowieści, że przez rzekomą miękkość rządu wobec „Ruskich” straciliśmy jakieś NATO-wskie rakiety itp. Cały ten propagandowy bełkot okazał się jednak wystarczający, by przesłonić PRL-owski, SB-ecki życiorys generała w oczach smoleńszczyków. A że sympatycy Marszu Niepodległości, czy Młodzieży Wszechpolskiej mniej lub bardziej świadomie ulegają tej samej frazeologii – nic też dziwnego, że przyłączyli się do konduktu żałobnego.

Neokonski MOST

Pochód ten każe czynić z generała nieledwie następcę husarzy, depozytariusza najlepszych tradycji Wojska Polskiego. Pomijany za to jest fakt, że żołnierzem Petelicki w zasadzie nie był, a mundur wojskowy („historyczny”) włożył na chwilę i to w wyniku decyzji politycznych. Przede wszystkim jednak można by gen. Petelickiemu wypominać, że dowodzona przez niego jednostka miała i ma ograniczoną użyteczność dla Polski. Tzn. gdybyśmy nie stali się amerykańską kolonią – to i zbędny byłby nam oddział do współpracy z amerykańskimi służbami i siłami specjalnymi, działający w ramach ich akcji. I tu jest kolejny kamyczek do nagrobka generała – płacze po nim współczesna „partia amerykańska” w Polsce, neokoni rządni udziału RP w „wojnie z terroryzmem” i pochwał z Izraela. W tym zakresie prawica maszerująca jest jeszcze bardziej ortodoksyjna od centroprawicy, a Petelicki, którego sława mołojecka zaczęła się wszak od operacji MOST (przerzutu Żydów z ZSSR do Izraela) – jest dla tych tendencji idealnym patronem.

Ład korporacyjny, czyli własna sitwa

I to jednak nie jest jeszcze o cała prawda na temat panichidy koncelebrowanej przez prawicę maszerującą. Oto bowiem jej przedstawiciele pomijają nie tylko PRL-owski życiorys generała, ale i jego „osiągnięcia” w III RP. Spora ich część to autokreacja, by nie rzec bufonada, typowa dla wielu osób otartych o „służby”, od Dziewulskiego – po Rutkowskiego. Przede wszystkim jednak kariera Petelickiego przez cały czas wynikała z jego zakotwiczenia w szeregach establishmentu – tak politycznego, jak i zwłaszcza biznesowego. I tu jest właśnie pies pogrzebany.

Gen. Petelicki związany był z dwoma tuzami biznesu, będącymi obiektami westchnień „maszerujących”. Pierwszy to rzecz jasna Ryszard Krauze, niegdyś patron „pampersów”, czyli środowiska, którego następcami chciałyby zapewne być dziś MN i MW. Drugi – to znacznie mniej medialny Marek Stefański, faktycznie mający jednak całkiem bliskie kontakty ze środowiskiem „Marszu…” To w radach nadzorczych przedsiębiorstw należących do tych dwóch tuzów (BIOTON Krauzego i POL-AQUA Stefańskiego) zasiadał gen. Petelicki. To firma, której Petelicki był formalnie współwłaścicielem (IDS Bud) miała realizować przedsięwzięcia biznesowe, z którymi przynajmniej niektórzy liderzy „prawicy maszerującej” wiązali (i wiążą) poważne plany finansowe. Słowem – płacz po generale nie jest wcale żałobą po rycerzu bez skazy, tylko zwykłym żalem po starszym stopniem przedstawicielu tej samej geszefciarskiej sitwy. Maluczkim oczywiście przedstawia się to w inny sposób, rysując zmarłego w przyjemnych, patriotycznych barwach – w istocie jednak mamy do czynienia z przystrojeniem się w duchu ładu korporacyjnego jednej z dużych frakcji działającej w Polsce finansjery.

Welcome to the real world…”

Wypada się cieszyć, że nasi maszerujący koledzy normalnieją. Wprawdzie często nadal wypisują naiwne głupstwa i nieznośnie patetycznie opowiadają o zwykłych układach biznesowych. Okazuje się jednak, że wszystko to ma swoje uzasadnienie nie tylko w smoleńskich, centroprawicowych inklinacjach, nie tylko w neo-końskich trendach – ale w zwykłym, normalnym dla III RP zakorzenieniu się w tutejszych twardych finansowych realiach, w których najlepszą ostoją jest były SB-ek i biznesmen mający własną stajnię polityków. I piszę to bez ironii. Panowie pojęli prawa rządzące tym światem. I choć mogę nie zgadzać się z wyborem, jaki w związku z tym wykonali – to w każdym razie wolę ich jako cwaniaków, niż jako wariatów. Nawet, jeśli cwaniactwo okaże się płytkie, a skutki (głównie dla nich samych) mizerne.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Odrobina cwaniactwa”

  1. Ale dla Pana niesamowita jest treść, czy forma takich powiadomień? Bo nie ukrywam, że mnie do dziś bawi „logika” oburzenia smoleńszczyków na tych, którzy zachowali po zamachu zdrowy rozsądek. Znacząca grupa osób (by nie powiedzieć większość) po katastrofie przeprowadziła logiczne rozumowanie, oparła się na doświadczeniu i pisała: „zapewne był to błąd pilota wynikający z presji i chęci wylądowania pomimo niesprzyjających okoliczności”. Przypuszczenia te okazały się słuszne, co tylko wzmogło podejrzliwość zwolenników teorii zamachowych. „A skąd oni od razu wiedzieli?! oto dowód na spisek!” – słyszymy. I tak oto fakt, że jeden człowiek używa rozumu, a drugi nie – dowodzić ma, że ten pierwszy jest wspólnikiem jakichś ciemnych sił…

  2. Panie Konradzie zdrowy rozsądek zachowuje się poprzez zamknięcie dzioba na tematy, o których nie ma się pojęcia. Żeby wypowiadać się na temat przyczyn katastrofy lotniczej, trzeba wiedzieć coś o fizyce, budowie maszyny, warunkach na lotnisku i mnóstwie innych czynników. Pan natomiast powtarza frazesy z TVNu i innych mediów, totalnie ignorując zdroworozsądkowy fakt, że aby zbadać katastrofę, należy mieć dostęp do wraku i odnieść się do wszystkiego, co jest zawarte w czarnych skrzynkach i to jak najszybciej po fakcie. I aby Pan mi nie zarzucił, że ja coś więcej wiem – od 2 lat powtarzam, że nie mam o tym zielonego pojęcia, ale jeśli wypowiadają się różni eksperci i podają różne wersje, to czekam na wersję, którą wszyscy będą w stanie potwierdzić zamiast paplać 3 po 3 o sektach, spiskach itp. Pana argumentacja jest tak samo jałowa jak tych, którzy obecnie stwierdzają z całkowitym przekonaniem, że to był zamach. A co do ewentualnych nacisków i jak to Pan z pewnością napisał „przypuszczeń, które okazały się słuszne” – może jest Pan nieco do tyłu z faktami, ale tuż po katastrofie mówiono o roli gen. Błasika. Okazało się, że nie było go w kabinie pilotów. Przy ujawnieniu tak elementarnych błędów w śledztwie Millera ślepa wiara jest po prostu gwałtem na rozumie.

  3. Panie Marcinie, no co ja Panu poradzę, że pogubił się Pan w „gąszczu” opinii i wystąpień „ekspertów”? Poruszył Pan jednak ciekawy problem. Nie raz spotykałem się z przypadkiem, gdy skądinąd niegłupi ludzie bezradnieli wobec jakiegoś problemu, który uznawali za „fachowy”. Pytałem: No jak ci się wydaje? – No tak, ale pan magister, mecenas, kierownik mówią inaczej… – A przeczytałeś chociaż daną ustawę? – No nie, przecież ja się na tym nie znam… W ten sposób dureń z pieczątką przez sam fakt umocowania miał być mądrzejszy od amatora, który wprawdzie umie, ale boi się myśleć. To z jednej strony dowód na poczucie bezradności współczesnego obywatela („z opisu sądząc wiewiórka, ale znając księdza…”). Z drugiej – dowód pokory wobec systemu, któremu pozwoliliśmy wyrosnąć. Kiedyś było wiadomo tylko, że nie należy czytać Pisma Świętego, żeby głupoty do głowy nie przychodziły. Teraz ludzie boją się już przeczytać zarządzania kierownika osiedla nie mając wsparcia ekspertów…

  4. Lubelskie biZnesy energetyczne pozwoliły zapoznanemu z nimi Autorowi przedstawić pewien mechanizm. I teraz jest pora, żeby z tego wyciągnąć wnioski, to znaczy zbudować coś skutecznego dla wszystkich, dla Polski.

  5. @Zar – Pan jest przekonany, że polityka polega wyłącznie na wygłaszaniu stwierdzeń bezwzględnie prawdziwych i takich, których się jest w 100 procentach pewnym? 🙂

  6. Jeśli utożsamia Pan wstrzymanie z sądem z pogubieniem w gąszczu informacji, to gratuluję nieznanej mi przenikliwości. Do tego stosowanie analogii między zarządzeniem kierownika osiedla czy ustawą, która siłą rzeczy dotyka lub może dotknąć wszystkich do skomplikowanych obliczeń z zakresu fizyki i mechaniki zakrawa na śmieszność. Powiem Panu jednak, że opierając się na moim „wydaje mi się”, na które Pan chciałby, żeby osoby „nie bojące się myśleć” powołały się, mogę Panu powiedzieć jedno – szczyt brzozy łamie się kopnięciem albo niezbyt mocnym machnięciem jednoręcznej siekierki o obuchu 0.7 kg. Jak Pan nie wierzy, to niech Pan popracuje trochę przy wyrębie drzew. Tyle, że moje „wydaje mi się” może zweryfikować fizyk, który przy takich to a takich założeniach, warunkach, sile uderzenia etc. obliczy mi, że jest zupełnie odwrotnie. Mam nadzieję, że teraz zrozumie Pan o co mi chodzi. Zresztą około 70 lat temu też wiele osób wyśmiewało tezę, że to ZSRR jest odpowiedzialny za mord polskich oficerów – różni świadkowie, specjaliści mówili różne rzeczy. Sugeruję więc, żeby wstrzymać się z sądem i w miarę możliwości poczekać na pewne wyniki, czyli oparte nie tylko na analizie teoretycznej całej sytuacji ale także wraku, co jest kluczowe dla badania katastrof lotniczych i to nawet jako laik mogę Panu powiedzieć z całą pewnością.

  7. No tak sądziłem, że właśnie w ten sposób i na tym tle wygląda Pańskie „wstrzymanie z sądem” 🙂

  8. Tak myślałem, że nadal czytanie ze zrozumieniem nie jest Pańską mocną stroną. Wytłumaczę więc łopatologicznie, punkt po punkcie. Po pierwsze – uważam, że zarówno wersja wypadku jak i zamachu są przy obecnych dowodach równie prawdopodobne wedle mojego laickiego rozeznania w temacie. Po drugie – argumentacja z „co mi się wydaję”, którą Pan zaproponował prowadzi mnie osobiście do wniosków takich a nie innych. To, że zbył to Pan ignorancją świadczy tylko źle o Panu a nie o argumencie z „co mi się wydaje”. Po trzecie zaznaczyłem wyraźnie, że opieranie się na argumencie „co mi się wydaje” może prowadzić do różnych dziwnych i sprzecznych z obliczeniami fachowców wyników, dlatego uważam, że na tym argumencie to można sobie co najwyżej gdybologię o katechonach uprawiać, co jest modne na tym portalu. Ergo – Pańska pewność, że to nie był zamach jest dla mnie tak samo śmieszna jak pewność Macierewicza, że to był zamach. Albo żeby to bardziej uwypuklić – Pańska pewność, że to nie był zamach jest przy obecnym materiale dowodowym i Pana „fachowej” wiedzy na temat badania przyczyn katastrof lotniczych tak samo sensowna jak pewność ateistów, że Bóg nie istnieje. Czyli kompletnie bez sensu, żeby Pan mi znów jakiejś swojej głupoty popartej „argumentem” z domysłu czy innego karykaturalnego tworu nie zarzucił.

  9. @Zar – ale po co w tym przypadku dyskutować na przykładach? Mówimy o konkretnym wydarzeniu. W jaki sposób wysłanie SMS-a z przekazem medialnym sugerowanym przez partię – ma dowodzić zamachu?

  10. Panie Marcinie, prawdę mówiąc nie przekonał mnie Pan. Jak rozumiem, wysuwaną przez Pana wątpliwością jest niewiara w skutki zderzenia z brzozą. Widzi Pan, ale widywałam samochody (czyli obiekty lżejsze i wolniejsze od samolotu) skasowane po zderzeniu z drzewkiem o średnicy paru centymetrów + plus zmasakrowanych w takich wypadkach podróżnych. I co mieli robić w takich wypadkach ich bliscy – pisać zażalenia do Pana Boga, że to niemożliwe i nie fair, aby taki patyczek wywoływał takie skutki? Bez urazy, ale takie refleksje to nie są dowody, tylko dyskutowanie z rzeczywistością. Jeśli więc jakieś dowody Pan znajdzie lub pozna – proszę je śmiało i bez emocji przedstawić, z pewnością wszyscy się chętnie z nimi zapoznają.

  11. @Marcin Sułkowski: Proszę poszukac w sieci informacji o samolotach z II WŚ powracajacych z missji bez końcówek skrzydła, dotyczyło to głównie P-47 i B-17. O ile P-47 to, powiedzmy, mysliwiec, o tyle B-17 ma wymiary zblizone do Tu-154. Otóż zdarzało sie, że wspomniane maszyny, znane jako twarde i bardzo odporne, traciły końcówki skrzydeł w zderzeniach z drzewami lub słupami, uciekajac lotem koszącym przed maszynami Luftwaffe. Obie jankeskie maszyny to masyzny bojowe, o sztywnosci struktury umozliwiajacej wytrzymanie duzych przeciążeń dodczas walki powietrznaj (P-47) lub zrzutu bomb (B-17). Maszyny pasażerskie, nawet wspólczesne, poddawane sa znacznie mniejszym przeciażeniom, chocby ze wzgledu na komfort pasażerów, :-).

  12. Panie Konradzie – proszę wybaczyć, ale mimo młodego wieku najeździłem się w trasach naprawdę sporo i w życiu nie spotkałem się z wypadkiem, w którym samochód byłby zmasakrowany przez (sic!) drzewko o średnicy kilku (czyli max 9) centymetrów, ale OK, przyjmę to za fakt. Ja Panu jednak podam konkretny przykład – nie dalej jak 2 miesiące temu byłem świadkiem wypadku na drodze 713, w którym kobieta jadąca około 80 km/h uderzyła w drzewo o średnicy około 40-50 cm i wyszła z tego z kilkoma zadrapaniami i lekkim szokiem (samochód Mercedes GLK, więc nie jakiś ogromny). Jaki z tego morał? Jeśli według Pana „patyczki” o średnicy kilku centymetrów mogą zmasakrować ludzi jadących samochodem ważącym ponad tonę (co przy prędkości daje zwielokrotnioną masę) a ja widziałem sytuacje zupełnie odwrotne, to rozsądny człowiek stwierdzi jedno – nie można generalizować. Zresztą Pan się uczepił tej nieszczęsnej brzozy jakby to była jedyna wątpliwość – powtarzam Panu ponownie, nie wierzę w śledztwa prowadzone bez szczegółowego zbadania wraku (a takiego nie da się przeprowadzić w kilka dni, co zrobiła komisja Millera, natomiast komisja Macierewicza chyba nawet nie miała z tym wrakiem styczności) i czarnych skrzynek w stanie pierwotnym (nawet komisja Millera dostawała wypis od Rosjan zamiast sama je badać, co jest po prostu kpiną). Reasumując – nie tylko mnie Pan nie przekonał, ale utwierdził w przekonaniu, że w Polsce są dwa dominujące obozy jeśli chodzi o katastrofę – negujących i aprobujących wersję o zamachu. Obu grupom brakuje dystansu, rozsądku i wyważenia. Ale jak ktoś lubi żyć wątpliwymi przesłankami, wystarcza mu pobieżne zbadanie sprawy i na tej podstawie stwierdzenie „faktycznych” przyczyn katastrofy, to jego sprawa. Dla mnie to jest równoznaczne z pisaniem recenzji po przeczytaniu 1/4 książki.

  13. Ja się uczepiłem? To przecież Pan zaczął dywagacje: „Powiem Panu jednak, że opierając się na moim „wydaje mi się”, na które Pan chciałby, żeby osoby „nie bojące się myśleć” powołały się, mogę Panu powiedzieć jedno – szczyt brzozy łamie się kopnięciem albo niezbyt mocnym machnięciem jednoręcznej siekierki o obuchu 0.7 kg. Jak Pan nie wierzy, to niech Pan popracuje trochę przy wyrębie drzew”. Dobrze jednak, że wspomniał Pan o znanym sobie wypadku samochodowym. Niechcący trafił Pan w sedno: otóż badając wypadki bardzo trudno jest wyrażać opinie typu „to niemożliwe!”, „to nie mogło dać takich efektów!” – bo w ten sposób można pominąć zbyt wiele czynników. Cieszę się, że Pan to dostrzega, choć jeszcze nie rozumie.

  14. Dalej twierdzi Pan, że nieprzeprowadzenie oględzin i badań, o których Pan mówi nie pozwala na wyciągnięcie wniosków opartych na solidniejszych podstawach. Być może. Ale literalnie brzmi to tak samo, jak pisałem wcześniej: że nie ma dowodów na zamach. Oczywiście, jest grupa, która odwraca to rozumowanie i woła, że „nie ma dowodów, że zamachu nie było”. Proszę o wybaczenie, ale domaganie się dowodów na niezaistnienie czegoś jednak kłóci się ze znaną mi logiką…

  15. No hola, Panie Konradzie, a kto zaproponował, żeby w ogóle brać pod uwagę „wydaje mi się”? To pociągnęło za sobą dalszą argumentację o brzozie. Co do mojego dostrzegania i rzekomego nierozumienia – uważam, że to właśnie Pan jeszcze nie rozumie sedna sprawy. Właśnie to, że nie można wyrazić opinii typu „to niemożliwe” i ja to potwierdzam, Pan natomiast upiera się, że teoria zamachu jest niemożliwa, pozwala mi na potwierdzenie mojej tezy. Szczególnie jeśli nie został zbadany wrak, który jest głównym dowodem. Pominę już fakt, że to co zaklasyfikował Pan jako moje „niechcący” było zamierzone, co podkreślałem w poprzednim komentarzu. Jeśli zaś chodzi o informacje podawane nam zarówno przez jeden i drugi obóz – różni badacze podają różne, sprzeczne ze sobą dane. Tutaj akurat mamy do czynienia z czymś materialnym i możliwym do obliczenia, więc o ile komuś nie zależy żeby zatrzeć drogę do prawdy, to któraś wersja okaże się finalnie prawdziwa na mocy obliczeń, dowodów etc. Ja na razie nie obstaję za żadną z prostego powodu – nie znam się na fizyce na tyle, żeby powiedzieć, że w tej sytuacji było czy nie było możliwe, żeby skrzydło zostało urwane przez drzewo. Nie jestem też specem od informatyki czy militariów, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy ktoś jakimś urządzeniem magnetycznym czy innym dziadem nie spowodował jakiejś awarii. Jeśli nie ma wystarczających dowodów na żadną z obu wersji, to wstrzymuję się z sądem. Co zaś się tyczy literalnego brzmienia wniosków: nie ma też dowodów na to, że był to wypadek. Przez dowody mam na myśli fakty, które są nie do podważenia. Póki co zaserwowano nam dokument komisji Millera, w którym, jak się okazało, są informacje nierzetelne czy też nieprawdziwe. Chce się Pan upierać przy którejś z wersji przy obecnym materiale dowodowym – Pana sprawa. Dla mnie jest Pan pod tym względem tak samo szalony jak „sekta smoleńska”.

  16. Reasumując – rzekoma „grupa środka” w sprawie Smoleńska w istocie stanowi jedynie fragment SS. Z jednej strony jej przedstawiciele przypominają nieco przysięgłych z „12 gniewnych ludzi”. Nawet, gdy kolejny z prezentowanych im „dowodów”, czy raczej teorii na temat zdarzenia – zostanie zakwestionowany – ostatni przysięgły z uporem powraca do poprzedniego wołając: „ale nóż”, „ale kobieta”, „ale staruszek!”. Podobnie jest z rozmową o Smoleńsku. Najpierw jest o „pancernej brzozie”, a gdy ktoś zaczyna odpowiadać – natychmiast temat jest zmieniany „no nie czepiaj się pan ten tego nieszczęsnego drzewa, co pan powiesz na to!” – i tak można w kółko, bo smoleńszczykom się to nigdy nie nudzi, a rozmówca w końcu wzrusza ramionami. Po drugie – rzekomy „środek” wobec Smoleńska przypomina nieco postawę wobec katastrofy w Gibraltarze. Ile by nie przedstawiano badań i analiz na jej temat – zawsze ktoś westchnie i pokiwa głową „no tak, ale prawdy pewnie nie dowiemy się nigdy…” – z akcentem, że przecież nie ma dowodu, że zamachu nie było. Czasem doda też coś o jakichś mitycznych „tajnych aktach”. Co ciekawe jednak – w przypadku śmierci Sikorskiego postawa taka wynika najczęściej z niewiedzy, podczas gdy w odniesieniu do Smoleńska – z przesycenia nieistotnymi faktami.

  17. Zabawny Pan jest Panie Konradzie. Pan i ta Pana niezachwiana pewność w to co się stało mimo, że sam Pan przyznaje, że nie ma Pan na to dowodów. Potwierdził Pan to w przypadku analogii z Gibraltarem utożsamiając to, co (używając analogii) Platon nazywał „prawdziwym mniemaniem” z prawdą. Albo Pan ma informacje nikomu dotychczas nie znane, albo po prostu mogę odbić piłeczkę i powiedzieć, że dla mnie Pan nie jest niczym innym, jak negatywnym fragmentem S.S. – przecież bez takich jak Pan, oni nie mieliby pożywki. Fakty, które akurat Pan sobie arbitralnie i jako zerowy autorytet w tej dziedzinie wybrał składają się na pewne Pana podejście do tej sprawy i to niby z tego powodu ci, którzy nawet wstrzymują się do głosu, są sekciarzami. Do tego ciekawe jest to, że to Pan chce być arbitrem tego, co jest a co nie jest istotnym faktem. Czemu? Bo tak się Panu wydaje. Powiem wprost – takiego podejścia do sprawy spodziewałbym się od jakiegoś parszywego heglisty czy komucha ale nie od Pana. Niech sobie Pan w swoim zaczadzeniu siedzi, ale niech nie mówi Pan mnie, że cierpliwie czekając na ostateczny wynik, zaliczam się do jakiejkolwiek sekty, bo to na razie Pan WIERZY w swoją wersję. Nie może Pan być jej pewny, bo żadnych niezbitych dowodów Pan na to nie ma albo nie chce Pan przedstawić. Już kilka miesięcy temu na tym portalu stwierdziłem, że część tutaj piszących i komentujących absolutnie niczym się nie różni od smoleńczyków – to jest taka sama grupa oszołomów, tyle że mają inną wersję wydarzeń, w którą wierzą i oczywiście uznają ją za prawdę. A kto myśli inaczej, ten jest oszołomem i sekciarzem, prawda Panie Konradzie? 😉

  18. @Jago – ależ czyjeś prywatne oczekiwanie na nowe informacje i przekonanie, że bez nich w zasadzie nic nie wie – to czyjaś prywatna sprawa. Natomiast byłbym ostrożny przed stawianiem na głowie całej kryminalistyki pomysłem, że dopóki ktoś ma wątpliwości – to sprawa jest w ogóle nie rozstrzygnięta i absolutnie nie wolno opierać się na już zebranym materiale.

  19. Jeśli to było dla Pana zawiłe Panie Konradzie, to już wiem skąd ten spór – Pan po prostu nie rozumie co się do Pana pisze, co udowadnia Pan swoimi wnioskami w odpowiedzi do użytkownika Jago.

  20. Panie Marcinie, czy Pan sądzi, że będąc niegrzecznym – staje się Pan bardziej przekonujący? 🙂 Przy okazji staram się po prostu ustalić kiedy w końcu byłby Pan skłonny powiedzieć: „tak, ilość zebranego materiału jest dla mnie wystarczająca, a ustalenia przekonujące”. Czy chodzi o ilość, o jakość, czy o samo ustalenie?

  21. Panie Konradzie ja stwierdziłem fakt. Skoro kilka razy powtarzam to samo na różne sposoby i inni zrozumieli moją myśl a Pan nie, to znakiem tego, coś jest nie tak z Pana umiejętnością czytania ze zrozumieniem. Może mi Pan bezpodstawnie zarzucać, że jestem niegrzeczny czy z sekty, nie ma to raczej większego sensu. Nie chciałem Pana w żaden sposób urazić, po prostu irytujące jest to, że Pan wyciąga swoje wnioski z moich słów i próbuje na tej podstawie mnie oceniać i klasyfikować jako sekciarza. Co do informacji – w takich zagadnieniach przychodzi moment, w którym fakty są tak mocne (cecha jakościowa), że nie da się ich podważyć. Uważam, że nie można mówić o takich faktach, skoro badając zdarzenie nie mamy styczności z głównym jego przedmiotem.

  22. Panie Marcinie, niech się Pan nie gniewa, znam też ludzi, którzy uważają, że cudzoziemcy są cudzoziemcami tylko po to, żeby przez złośliwość nie rozumieć ich polszczyzny 😉 Wracając jednak do „śledztwa smoleńskiego”, to przecież dość ewidentnie mamy do czynienia nie z alternatywnym postępowaniem dowodowym, tylko z kampanią wpływu. Jej istotnym elementem było wywoływanie wrażenia „za mało ciągle wiemy, za wiele wątków utajniono” itd. Gdyby Antoni Macierewicz wyskoczył z teorią dwóch wybuchów zaraz po 10 kwietnia – przepłoszyłby tylko elektorat i zarobił na opinię wariata. Jednak po miesiącach mielenia nieistotnych szczegółów – u części zainteresowanych udało się wywołać (czy spotęgować) odczucia niepewności, zagubienia, braku wiedzy – i powoli wprowadzić w to miejsce kolejne teorie zamachowe. Teraz ze strony ortodoksów niepewność jest wprawdzie traktowana jako zdrada, mięczactwo i brak ortodoksji, jednak nadal pełni swoją rolę trzymając w orbicie smoleńskiej ludzi wprawdzie nieprzekonanych do zamachu, ale za to pewnych, że nie było wypadku, albo przynajmniej, że „coś jest na rzeczy” Proces wywierania wpływu dał więc swoje efekty, czego świadkami jesteśmy choćby i w tej dyskusji.

  23. Panie Konradzie – przyczyny katastrofy to jedna sprawa, natomiast samo(e) śledztwo(a) to osobne bajki. Ja osobiście nie przez Macierewicza czy wpływ mediów czuję, że za mało wiem. Czuję to z faktu, że wrak nie jest w Polsce i skrzynki nie zostały nam przekazane w ciągu maximum kilkunastu godzin od ich odnalezienia. Czuję też niepewność z innego powodu – komisja Millera sporządziła raport, w którym nawet nie zająknęła się o awarii systemów samolotu, do czego kilka tygodni temu doszli eksperci. Komisja Millera nie oponowała po tej wiadomości i z tego co się orientuję, zostało to uznane jako prawda tak samo, jak fakt nieobecności gen. Błasika w kabinie pilotów. Dla mnie jest to co najmniej dziwne dlatego nie mogę mówić o żadnej pewności w sądach.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *