Wczoraj Sejm, przygniatają większością głosów, odrzucił projekty ustaw o tak zwanych związkach partnerskich. To znaczy – by być precyzyjnym – odmówił ich wprowadzenia, jako punkty porządku obrad, ostatniego przed wakacjami posiedzenia. Wynik głosowania nie zaskoczył ani opinii publicznej, ani komentatorów. Z jednym wyjątkiem – wyniku głosowania Platformy Obywatelskiej. Bo to jej głosy były tutaj decydujące.
Przypadek ten uznaję za wielce pouczający i wiele mówiący – moim zdaniem – o podobnych głosowaniach na przyszłość. Ale po kolei:
Po pierwsze: Mógłbym oczywiście być zachwycony i wyrażać na tym blogu najgłębsze zadowolenie. Nie będę tego robił. Oczywiście, cieszę się, że wynik głosowania jest taki, a nie inny, ale uznaje ewentualne oznaki triumfalizmu ze strony podobnie do mnie myślących parlamentarzystów za najgłębiej niewłaściwe. Tutaj – wewnątrz Platformy – nikt nikogo nie przegłosował. Nikt nad nikim nie odniósł ideowego zwycięstwa. Każdy głosował w tej sprawie tak, jak uważał i wynik jest taki, jaki jest. Przed tym ewentualnym triumfalizmem przestrzegam, by przez przypadek nie zaczął psuć on tego, co w Platformie jest ważne. A ważne jest to, że w jednym rządzie Jarosław Gowin z Bartoszem Arłukowiczem mogą wspólnie pracować dla Polski, zachowując autonomie w sprawach własnego sumienia.
Po drugie: Pomimo tego zastrzeżenia trzeba jednak opisać oczywiste fakty, a do faktów należy na przykład to, że w głosowaniu tym nie było dyscypliny i że przy braku tejże – można by tak powiedzieć – zachowano konserwatywne status quo. Brak dyscypliny w tej sprawie witam z zadowoleniem, a wynik głosowania jednak jako pewną wskazówkę. Wskazówkę, że o ile w sprawach etycznych w Platformie będzie funkcjonować wolność decyzji, to nie tylko losy projektów aktów prawnych o związkach partnerskich będą, mam nadzieję, podobne do dzisiejszego, ale istnieje też szansa na konserwatywne rozwiązanie w sprawie in vitro.
Wreszcie uwaga trzecia: Chodzi mi tu o tych 25 posłów PO, którzy głosowali za wprowadzeniem projektów związków partnerskich do porządku obrad. To też dobra wiadomość. Dlaczego? Bo po wczorajszym głosowaniu wiadomo już, ilu członków w obecnym klubie Platformy liczy najtwardsza frakcja liberalna. Wczoraj wszyscy się policzyli. I wiedzą, jakie mają siły. Wiedzą też – choć nie z pewnością – ilu posłów nie ma w tej sprawie do końca sprecyzowanej opinii. Na ilu jeszcze można w tej sprawie liczyć. Pewnie każdy ma nadzieję. Ja też ją mam. Mam nadzieję, że ci, którzy znaleźli się między grupa Gowina, a tą ujawnioną dziś 25tką, będą jednak bardziej podatni na konserwatywne rozwiązania. A jak będzie – zobaczymy.
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw
Swego czasu bodajże sam J. kaczyński mówił, że „…opinia społeczna w Polsce nie jest jeszcze gotowa na wiazki partnerskie…”, czy coś w tym stylu. Rozumiem, że PiS nie ma, zasadniczo, nic przeciwko, tyle, że jak na chadecje przystało, dopiero na „odpowiednio postepowym etapie dziejów”. Na razie „róbma Bracia [Fartuszkowi] za katoli”.
No dobrze – ale to były projekty bardzo liberalne. Obawiam się, że PO wypracuje jakiś zgniły kompromis, a frakcja konserwatywna gotowa będzie poprzeć projekt ,,umiarkowany” zamiast ,,radykalnego”. Krótko mówiąc – okaże się, czy konserwatyści z Platformy mają jaja.
Obaj Panowie macie niestety rację. Podejrzewam, że przeforsują ustawę sodomicką na ostatnim posiedzeniu sejmu, tak jak ustawę o dostępie do informacji publicznej w 2011 r. Kto dziś pamięta o tej ustawie i okolicznościach, w jakich została przeforsowana, zaś PO i PSL w ogóle nie straciły na popularności tuż przed wyborami.