Pomysł na nową inicjatywę „ziobrystów” ma pewne szanse, ale też ogrom słabych punktów. Nowa partia nie może być po pierwsze neoPiSem, nikt nie kupi kopii, jeżeli istnieje orginał. Przejechał się już na tym PJN. Ziobro z całą pewnością nie przejmie elektoratu „smoleńskiego”, bo ten elektorat ma charakter religijny, a Kaczyński odgrywa tam rolę proroka. Co więcej również kierunek toruński wydaje się – mimo pewnych złudzeń – dla Ziobry zamknięty. Wynika to po prostu z faktu, iż elektorat radiomaryjny jest dzisiaj elektoratem najbardziej „smoleńskim” i byłby on dziś gotowy prędzej zaprzeć się Kościoła niż Jarosława Kaczyńskiego.
Także mruganie Zbigniewa Ziobry w kierunku elektoratu reformatorsko-wolnorynkowego skazane jest aktualnie na niepowodzenie. Owszem tutaj – wobec platformerskiej reformatorskiej stagnacji – luka w systemie istnieje, ale Ziobro w tej roli byłby zupełnie niewiarygodny. W lukę tę próbowali wejść PJN-owcy z wolnorynkowym i reformatorskim programem, ale jako neo-PiS byli całkiem niewiarygodni. Paradoksalnie lukę tę wykorzystał Palikot. Jego sukces wyborczy nie jest przecież wynikiem nagłego wzrostu homoseksualnej populacji w kraju. Poparli go w dużej mierze ludzie rozczarowani stagnacją platformerską, choć zrobili to nie z wiary w reformatorskie zapędy Palikota, ale bardziej dla żartu.
A szanse? Otóż mimo wszystko elektorat smoleński to zdecydowana mniejszość elektoratu pisowskiego. Elektorat PiS-u ma głównie charakter kulturowy. PiS ma dziś poparcie konserwatywno-katolickiej części społeczeństwa, stawiającej wartości ponad ekonomią, i uznającej tę partię za jedynego poważnego swojego reprezentanta. Jeśli „ziobryści” znajdą sposób na zaprezentowanie się jako siła lepiej dla tego elektoratu rokująca, a przy tym wyrazista w sferze wartości, to istnieje szansa na przejęcie obługi tego elektoratu. Ziobro jest do odegrania tej roli wystarczająco rozpoznawalny (co jest warunkiem sukcesu każdej nowej inicjatywy), spełnia też warunek odbioru społecznego jako zdecydowanego obrońcy konserwatywnych wartości (obu tych warunków nie spełniała np. Kluzik-Rostkowska). Wyrwanie obsługi elektoratu konserwatywnego z rąk Kaczyńskiego wymaga jednak błyskotliwego i dynamicznego sprzedawania się w mediach połączonego z szybkim wchłanianiem różnych środowisk politycznych. Wtedy może pojawić się efekt kuli śniegowej i powstać pewna masa krytyczna, która pochłonie PiS.
Jest jeszcze jeden mocny punkt nowej inicjatywy. Jej liderzy wydają się najbardziej z dotychczasowych rozłamowców zdeterminowani. Marek Jurek odchodził, trochę dlatego bo się obraził, a trochę, bo chciał dać świadectwo kierowania się sumieniem. Ujazdowski i Sellin chcieli zaproponować publicznie jakąś nikogo nie interesującą debatę intelektualną, zaś PJN-wcy sprawiali wrażenie, jakby sami za bardzo nie wiedzieli w jakim celu wyszli z PiS-u. Tymczasem tu wola władzy jest rzeczywiście widoczna. Ambicje Ziobry plus fighterstwo Kurskiego gwarantują, iż walka będzie toczyć się do upadłego.
Tadeusz Matuszkiewicz
aw
Niewątpliwie ze wszystkich rozłamowców z PiS tandem Ziobro-Kurski ma największe szanse stworzyć siłę polityczną zdolną w większym, bądź mniejszym stopniu wpływać na polską scenę polityczną. Niemniej ten projekt ma też poważne ograniczenia, które w większości Pan wymienił. Od siebie dodałbym jeszcze dwie rzeczy. Ta rozpoznawalność Ziobry jest kwestią trochę dyskusyjna. Pamiętajmy, że od 2007 roku ten człowiek był bardzo mało aktywny. Został w 2009 eurodeputowanym, ale niczym wyjątkowym w europarlamencie nie zabłysnął (ponadto kto w Polsce śledzi obrady tego organu?). Cztery lata słabej aktywności w polskim życiu publicznym, to jednak dość długo. Nasze społeczeństwo ma krótką pamięć. Jeśli już było o nim słychać, to raczej w mało pochlebnym tonie. Pamiętajmy, że w zeszłorocznej czystce w PiS popierał stronę JarKacza. Są nawet teorię, iż był jej prowodyrem. Gdy dziś mówi o potrzebie stworzenie partii prawicowej o formule bardziej pluralistycznej niż PiS, to można się sarkastycznie uśmiechnąć. Chociaż samą ideę oczywiście popieram.
Nie jest bynajmniej przypadkiem, że to Jarosław Kaczyński stał się hegemonem prawej strony sceny politycznej, nie zaś Marek Jurek czy Roman Giertych, o Kazimierzu Ujazdowskim czy Januszu Korwinie-Mikke nie wspominając. Kaczyński jest po prostu politykiem dużo od nich lepszym. Politykiem bardziej konsekwentnym, obdarzonym znaczną intuicją polityczną, koncepcyjnie kreatywnym, posiadającym umiejętność budowania wśród elektoratu swojej wiarygodności. Jako polityk wyprzedza on też również Zbigniewa Ziobrę o kilka długości. Problem Kaczyńskiego polega na tym, że tym razem może to nie wystarczyć na skutek działania czynników obiektywnych. W prawicowym elektoracie pogłębia się pewne zmęczenie Kaczyńskim i znużenie drętwą formułą PiS-u. Kaczyński ze swoim inteligencko-bogoojczyźnianym sposobem odwoływania się do zbiorowych emocji staje się coraz bardziej anachroniczny. Na tym właśnie tle objawić się może naturalna potrzeba świeżości i młodości. Prawicowe masy pragną odzyskać nadzieję. A nadzieja niekoniecznie skupia się na najlepszych politykach, zazwyczaj jej nośnikiem są polityczne fantomy.
Dlatego też Ruch Pajaca zebrał niemały procent elektoratu, czy aby również nie odrobinę prawicowego? w sensie ilości nie przekonań. To też objaw fantomu, pozostaje pytanie czy elektorat przejedzie się na związku z Pajacem, czy nie.