Piasta: Co łączy Białoruś i Japonię?

Wśród dziesiątek różnic pomiędzy Białorusią i Japonią, znaleźć możemy też pewien aspekt, który łączy te dwa kraje. Jest nim ponadprzeciętne zamiłowanie do porządku. Kiedy kilka lat temu miałem okazję zawitać w stolicy Kraju Kwitnącej Wiśni, wręcz uderzyła mnie czystość, nieporównywalna z niczym co widziałem dotąd w azjatyckich metropoliach. Zafascynowany snułem się godzinami ulicami Tokio, chłonąc najróżniejsze aspekty jego nocnego życia. Jednak niezależnie czy oświetlony feerią nigdy nie gasnących świateł dzielnicy Shibuya, czy skryty w cieniu wąskich zaułków, wciąż otoczony byłem nienagannym porządkiem.

Nie inaczej rzecz się ma za naszą wschodnią granicą, gdzie choć może nie ma tylu kwitnących wiśni, za to ciągle bujnie wzrasta bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała i inne takie tam. Na Białorusi jest najzwyczajniej czysto. Na darmo szukać tu walających się po ulicach śmieci, czy choćby wszechobecnych na naszych chodnikach niedopałków. W lasach nie znajdziecie porozrzucanych papierków, puszek czy porozbijanych butelek. W miastach nie ma przesypujących się śmietników i dzikich wysypisk. Dotyczy to w tym samym stopniu stołecznego Mińska, dużego Grodna i prowincjonalnego Mołodeczna.

Ale brak śmieci to zaledwie początek. Ulice i chodniki Białoruskich miast są regularnie zamiatane. Nie walają się po nich sterty piachu i innych substancji, całkowicie w rzeczonej przestrzeni zbędnych. Białoruskie trawniki, ale także pobocza dróg, są regularnie koszone, wyglądają schludnie i przyjemnie dla oka. Niczym nie przypominają dzikich chaszczy tak chętnie zapuszczanych przez polskie samorządy. Jest to tym bardziej godne podkreślenia, że białoruskie miasta i miasteczka są znacznie bardziej zielone niż ich polskie odpowiedniki. Nie brakuje tu przestrzeni na rodzinną rozrywkę na świeżym powietrzu czy po prostu odprężający spacer. Najwyraźniej Białorusini uchronili się przed „betonozą”, na którą masowo zapadają polscy samorządowcy.

Oczywiście czystość i porządek w przestrzeni publicznej nie biorą się znikąd. Białoruś zamiast rozdawać zasiłki ludziom, którzy nie mogą znaleźć się na rynku pracy, zatrudnia ich przy pracach komunalnych i porządkowych. W ten sposób niedoszli bezrobotni zarabiają na swój chleb z pożytkiem dla wszystkich. To kolejna rzecz, której moglibyśmy się nauczyć od naszych wschodnich sąsiadów.

Ten idealny obraz wzorcowego ładu zakłócają dwie, niewielkie skazy. Pierwszą są żebracy, którzy pojawili się na ulicach białoruskich miast. Piszę „pojawili się” gdyż w zgodnej opinii moich interlokutorów jeszcze kilka lat temu nie byli tam widziani. Jest ich niewielu (znacznie mniej niż w Polsce czy nawet Japonii) i nie są szczególnie męczący. Jednak są. Drugim minusem jest stan klatek schodowych. O ile gospodarze domów bardzo dbają o czystość na zewnątrz budynków, zaś mieszkańcy o czystość w mieszkaniach, o tyle klatki schodowe często pozostają strefą niczyją. Nie ma tam co prawda bałaganu ale widać (i czuć!!!) brak gospodarskiej ręki.

Co ciekawe białoruski porządek nie wszystkim się podoba. Gdy w jednej z prywatnych rozmów pochwaliłem taki stan rzeczy w pierwszej kolejności spotkałem się z ostrożnością rozmówców. Spodziewali się, że to z mojej strony rodzaj ironii czy wręcz kpiny. Okazuje się, że część zachodnich mediów uznaje białoruski porządek za przejaw… braku demokracji. Jeśli brud i bałagan są wyznacznikiem jakości demokracji to spośród państw, które odwiedziłem, najbardziej demokratyczne są Indie. Tam momentami trudno postawić stopę, żeby nie wdepnąć w śmieci, zaś w nielicznych koszach na odpady pasą się rozkosznie święte krowy. Choć metropoliom zachodniej Europy daleko jeszcze w tej kwestii do Bombaju czy Kalkuty, doceńmy, że z roku na rok czynią wyraźny postęp…

Pomimo tych światowych trendów, w kwestii porządku i czystości bądźmy raczej drugą Japonią, lub choćby drugą Białorusią.

Przemysław Piasta

za: myslpolska.info

Click to rate this post!
[Total: 10 Average: 4.5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *