Nagłe złamanie przez Ukrainę porozumień mińskich i wznowienie działań wojennych w Donbasie najwidoczniej podziałało bojowo na Jerzego Targalskiego-juniora – jednego z czołowych publicystów „Gazety Polskiej”, który obecnie jest także szefem think-tanku przy Akademii Sztuki Wojennej (taką nazwę wymyślił Macierewicz dla Akademii Obrony Narodowej, wcześniej Akademii Sztabu Generalnego).
Otóż Targalski-junior udzielił wywiadu portalowi niezalezna.pl, czyli samemu sobie, w którym stwierdził: „Operacja Putina i agentury Putina w Polsce, której celem było skierowanie Polski przeciwko Ukrainie odniesie sukces, ponieważ propaganda antyukraińska skierowana do środowisk narodowych i kresowych oraz moczarowskich spotkała się z tak szerokim odzewem u większości społeczeństwa, że walka z tzw. banderyzmem, potępianie Ukraińców i eskalowanie żądań stało się przedmiotem licytacji w walce o poparcie wyborców. A ta licytacja przekreśla współpracę”.
Targalski-junior nie dopuszcza oczywiście nawet do podświadomości, że może istnieć coś takiego jak demokratyczna opinia publiczna, a brak poparcia z jej strony dla proukraińsakiej polityki PiS nie wynika bynajmniej z propagandy sterowanych ponoć przez Putina „środowisk narodowych i kresowych oraz moczarowskich”, ale z tego, że żyją jeszcze w Polsce ludzie potrafiący myśleć samodzielnie. Tak jak Jerzy Targalski-senior widział wszędzie zdradziecką rękę zachodniego kapitalizmu, tak Jerzy Targalski-junior widzi wszędzie podstępne działania Putina i tajnych służb Rosji. Takie postrzeganie rzeczywistości jest ponadto wzmacniane przez środowisko gazetopolskie, w którym Targalski-junior uchodzi za autorytet moralny i które wszelkie zawiłości świata i Wszechświata objaśnia wyłącznie zakulisowymi działaniami rosyjskich służb specjalnych. Że jest to uproszczona, a zatem nieprawdziwa wizja rzeczywistości – nie szkodzi. Wszak skierowana jest do czytelników „Gazety Polskiej”, czyli twardego elektoratu PiS, a ten traktuje to jako credo swojej wiary.
Tym razem jednak Targalski-junior nie ograniczył się do wylania pomyj na „środowiska narodowe, kresowe i moczarowskie”, ale poszedł znacznie dalej. Obwieścił mianowicie, że UPA co prawda dokonała „rzezi wołyńskiej”, jednak potem „przez 15 lat walczyła przeciw Sowietom o niepodległą Ukrainę”. Te rzekome 15 lat walki UPA „przeciw Sowietom” (czyli niby do 1960 roku) jest taką samą fałszywą, bezczelnie spreparowaną legendą jak datowanie przez polski IPN na 1962 rok (czemu nie na 2015?) zakończenia zmagań tzw. „żołnierzy wyklętych” z „komuną”. Ale mniejsza o to. Istotne jest co innego, a mianowicie to, że dla Targalskiego walka „przeciw Sowietom” rozgrzesza UPA z ludobójstwa popełnionego na narodzie polskim. Innymi słowy – nie ma o co kruszyć kopii. Należy przyjąć, że nic się nie stało. Ba, nawet uznać, że UPA miała prawo wymordować Polaków na Kresach południowo-wschodnich, bo walczyła „przeciw Sowietom”.
Targalski nie pozostawia co do tego najmniejszej wątpliwości: „Jeśli żądamy potępienia UPA od Ukraińców, to oznacza, że domagamy się nie tylko osądzenia za ludobójstwo, ale również za walkę z Sowietami. Jest to nie do przyjęcia. Ukraińcy tak samo nie chcą, byśmy wybierali im bohaterów jak my nie chcemy, by nam wybierali ich Niemcy czy Rosjanie (…)”. I dalej: „Większość Polaków będzie grała w rosyjskim teatrze marionetek zadowolona, że może potępiać Ukraińców. A to jest cel strategiczny Rosji, by wszystkie narody regionu walczyły między sobą”. Większość Polaków to ruscy agenci? No to niedobrze. Targalski jest tego całkiem pewny i wali wprost: „Ciekawe, że jakoś Polacy nie są tacy odważni wobec Rosji, która wymordowała 10 razy więcej naszych rodaków niż UPA [liczba wzięta z sufitu – przyp. BP], jak wobec Ukrainy. W obliczu Rosji odwaga ulatnia się i pojawiają się brednie o niedrażnieniu, balansowaniu itp. Widocznie ofiary rosyjskie nie mają tych praw co ukraińskie dla hurapatriotów”[1].
Te pohukiwania czołowego obok Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego eksperta środowiska „Gazety Polskiej” od polityki wschodniej wywołały zachwyt Wołodymyra Wiatrowycza – negacjonisty wołyńskiego i głównego kreatora polityki historycznej pomajdanowej Ukrainy, który co prawda jest na razie tylko szefem ukraińskiego IPN, ale ma ambicję zostać współczesnym wcieleniem Stepana Bandery. Nie jest bowiem tajemnicą, że środowiska banderowskie typują Wiatrowycza na prezydenta Ukrainy, kiedy już rozstrzelają w piwnicy zużytego politycznie Poroszenkę, jak to zapowiedział pół roku temu pewnemu pisowskiemu tygodnikowi rzecznik Prawego Sektora Artiom Skoropadski[2].
Oto zachwycony Wiatrowycz oznajmił: „Ostatnimi czasy nieczęsto da się słyszeć tak wyważoną opinię polskich ekspertów”, a poniżej wkleił cytat z Targalskiego, że żądanie od Ukraińców potępienia UPA, która „przez 15 walczyła przeciwko Sowietom”, jest nie do przyjęcia[3].
Nie po raz pierwszy prominentny neobanderowiec zachwyca się Jerzym Targalskim. Wypowiedzi szefa think-tanku Akademii Sztuki Wojennej już wcześniej budziły aplauz środowiska pogrobowców Stepana Bandery i Romana Szuchewycza na Ukrainie. Wystarczy przypomnieć wypowiedź z gorących dni Majdanu, kiedy Targalski stwierdził: „W tej chwili paliwem, które żywi np. Prawy Sektor jest walka z Rosją. I tutaj należy ich wesprzeć. (…) Żeby oni nie doszli do wniosku, że oni walczą z Rosją, a Polacy im wbijają nóż w plecy”. Albo: „W Polsce nazwisko Bandery budzi grozę, jednak obecnie Bandera jest traktowany na Ukrainie jako symbol walki z Rosją, a same marsze nie mają wymowy antypolskiej”[4]. Z równym entuzjazmem co Targalski wypowiadał się o epigonach Stepana Bandery tylko Kazimierz Wóycicki, stojący po drugiej stronie barykady, tzn. polskiej sceny politycznej.
W przeciwieństwie do Wiatrowycza połajanki Targalskiego nie wzbudziły jednak zachwytu wywołanych przezeń do tablicy „hurapatriotów”, czyli tych służących rzekomo Putinowi „środowisk narodowych, kresowych i moczarowskich”. Owi „hurapatrioci” próbowali podjąć polemikę z Targalskim na portalu niezalezna.pl, co okazało się o tyle owocne, że ujawniło poglądy szefa think-tanku Akademii Sztuki Wojennej na sztukę wojenną właśnie.
Jak na specjalistę od sztuki wojennej przystało dał on zdecydowany odpór „hurapatriotom”. Natychmiast zdemaskował ich jako tych, którzy pracują dla Putina. Zarzucił im, że „przed Rosją rura mięknie, tylko wobec Kijowa odwaga rośnie”. W stosunku do prezydenta Rosji użył zresztą pieszczotliwego określenia „Chujło”, popularnego na Ukrainie w kręgach zbliżonych do Prawego Sektora i pułku „Azow”. Pytał więc swoich krytyków szef think-tanku Akademii Sztuki Wojennej, ile im „Chujło” płaci i czy na wódkę starcza. Na koniec zdemaskował adwersarzy jako funkcjonariuszy z Łubianki i pogroził im palcem: „Byliśmy już dwa razy u ciebie Iwan i jeszcze będziemy z Kozakami”. Skąd taka pewność? Ano stąd, że jak wyjaśnił szef think-tanku Akademii Sztuki Wojennej: „Rosja atakuje tylko słabych, tylko kastraci i eunuchy bredzą o niedrażnieniu. Silny może drażnić i Moskwa będzie ślepa i głucha. Słaby może być potulny i tak knuty dostanie, dla zasady, bo mu się za słabość i tchórzostwo należą, taki jego los”[5].
No dobrze, ale czy Targalski kiedykolwiek zastanawiał się nad tym, co będzie po tym, kiedy sformowane przez Macierewicza „do walki z rosyjskim specnazem” Wojska Obrony Terytorialnej razem z „Kozakami” zdobędą Kreml, a „Chujło” zawiśnie na Baszcie Spasskiej? Czy Ukraina, która zajęłaby wówczas miejsce Rosji jako mocarstwa, na dodatek atomowego, nie byłaby dla Polski groźniejsza od Rosji? Jeśli się nad tym nie zastanawiał to – gdyby uprzejmie założyć, że jest zdrowy psychicznie – należy powziąć podejrzenie, iż wraz z całym środowiskiem gazetopolskim zalicza się do ukraińskiej agentury wpływu w Polsce, co zresztą jasno wynika z jego wypowiedzi.
Słuchając Jerzego Targalskiego można bez trudu zrozumieć przyczyny wszystkich polskich klęsk w XIX wieku. To właśnie tacy ludzie, hołdujący takiemu profilowi myślenia i takiej postawie, byli sprawcami ówczesnych katastrofalnych spisków i powstań.
Ktoś może na to wszystko wzruszyć ramionami i powiedzieć, że wypowiedzi szefa think-tanku Akademii Sztuki Wojennej to wynurzenia pacjenta z Tworek. Otóż nie! Tak wygląda polska myśl polityczna drugiej dekady XXI wieku. To jest w prosty sposób wyłożona na ławę myśl polityczna wpływowego środowiska obecnego obozu rządzącego. Chodzi o środowisko skupione wokół „Gazety Polskiej”, którego Targalski jest prominentnym przedstawicielem. Tak myślą ludzie tworzący to środowisko, a przede wszystkim sprawujący w nim przywództwo Antoni Macierewicz i Tomasz Sakiewicz. Jerzy Targalski powiedział tylko w szczerych słowach to co o wiele bardziej dyplomatycznie wyrażają albo nawet skrywają w myślach Antoni Macierewicz, Witold Waszczykowski, Przemysław Żurawski vel Grajewski i Tomasz Sakiewicz. Dokąd ci ludzie chcą zaprowadzić kraj? Bynajmniej nie pod mury Kremla, ale do Tworek właśnie.
Nie jest jednak przypadkiem, że Targalski powiedział to co powiedział w tym właśnie momencie. Jego wystąpienie było reakcją środowiska „Gazety Polskiej” na wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego pod koniec stycznia w Rzeszowie, w której prezes PiS postawił pod znakiem zapytania stosunki polsko-ukraińskie w związku z nasilającym się kultem OUN-UPA na Ukrainie[6]. Wystąpienie Targalskiego poprzedziło też wywiad Kaczyńskiego dla tygodnika „Do Rzeczy”, który został opublikowany 6 lutego i którego treść mogła być znana wcześniej np. Macierewiczowi. Kaczyński zajął w tym wywiadzie jeszcze bardziej jednoznaczne stanowisko niż w wypowiedzi dla mediów rzeszowskich, zarysowując perspektywę rewizji polityki wobec Ukrainy.
Prezes PiS powiedział m.in.: „Nie możemy przez lata zgadzać się, by na Ukrainie budowano kult ludzi, którzy wobec Polaków dopuścili się ludobójstwa, i to takiego, że choć trudno było przebić w okrucieństwie Niemców, to oni ich przebili (…). Powiedziałem wyraźnie panu prezydentowi Poroszence, że z Banderą to oni do Europy nie wejdą. To jest sprawa dla mnie jasna, bo wykazaliśmy ogromną cierpliwość, ale są jej granice”[7].
Wypowiedzi Kaczyńskiego wywołały ostrą reakcję m.in. Wiatrowycza, który właśnie nie bez powodu równocześnie komplementował Targalskiego, wskazując tym samym na środowisko obozu twardej rusofobii z „Gazety Polskiej” jako najbardziej pożądanego partnera dla pomajdanowych epigonów nacjonalizmu ukraińskiego.
Obóz fundamentalistycznej rusofobii i ukrainofilstwa skupiony wokół „Gazety Polskiej”, a kierowany przez Antoniego Macierewicza, powiedział zatem zdecydowane „nie” jakiejkolwiek rewizji polityki wschodniej. Dotychczas wewnątrzpartyjna opozycja fundamentalistycznego skrzydła PiS pod przewodnictwem Macierewicza wobec Kaczyńskiego stanowiła tajemnicę poliszynela. Teraz została ujawniona. W obozie rządzącym zarysowało się pęknięcie, którego nie sposób nie dostrzec. Kaczyński będzie musiał albo wycofać się z próby rewizji polityki wschodniej albo stoczyć walkę z Macierewiczem, czyli w konsekwencji pozbyć się go. Wydaje się, że w dłuższej perspektywie pozostanie mu tylko to drugie wyjście, bo inaczej Macierewicz i „Gazeta Polska” pozbędą się jego.
Bohdan Piętka
[1] „Wołodymyr Wiatrowycz zachwycony wypowiedziami Targalskiego nt. UPA”, www.kresy.pl, 3.02.2017.
[2] „Artiom Skoropadski dla „Do Rzeczy”: wrogów będziemy wieszać”, www.wiadomosci.wp.pl, 26.08.2016.
[3] „Wołodymyr Wiatrowycz zachwycony…”
[4] Tamże.
[5] Targalski zapowiada zbrojne zajęcie Moskwy przez Polaków – wspólnie z „Kozakami”, www.kresy.pl, 4.02.2017.
[6] „Jarosław Kaczyński o Ukrainie i propozycjach PO”, www.wiadomosci.onet.pl, 30.01.2017.
[7] „Kaczyński: Ukraina z Banderą do Europy nie wejdzie”, www.kresy.pl, 7.02.2017.