Co pewien czas warto przekonać się co „piszczy” w obozie wroga, nie dając się tym samym zwieść popularnym hasłom w rodzaju „nie ma wroga na prawicy”. Zachęcony dodatkowo atrakcyjną okładką, przedstawiającą podobiznę Piłsudskiego na tle dymiącego wraku tupolewa, sięgnąłem po ostatni numer (1/2012) „Nowego Państwa”. Uśmiechając się w duchu na wspomnienie niedawnej polemiki na łamach „Myśli”, toczonej z pewnym działaczem usiłującym przekonać mnie o archaicznym charakterze sporu z wyznawcami legendy Piłsudskiego, zabrałem się do uważnej lektury pisma tworzącego zaplecze intelektualne partii, będącej współczesną emanacją piłsudczyzny (dla ułatwienia dodam, że od PPS-u różni ją w nazwie tylko jedna litera).
Na początek otrzymujemy artykuł prof. Andrzeja Nowaka zatytułowany wymownie „Piłsudski wychodzi kokpitu”. Na wstępie autor stawia kluczowe pytanie „Co by zrobił premier Józef Piłsudski, gdyby miał do czynienia z sytuacją analogiczną do tej, jaka pogrążyła państwo polskie po smoleńskiej tragedii?”, próbując na nie odpowiedzieć prof. Nowak stawia kilka hipotez: „Pierwsza, oczywista: Marszałek popierałby niewątpliwie aktywną politykę wschodnią, jaką prowadził prezydent Lech Kaczyński. Tylko tak Polska mogła zadbać o swoje miejsce w Europie. Druga: Piłsudski nie dopuściłby do takiej tragedii, do jakiej doszło pod Smoleńskiem. Liczył się bowiem, jak przypomina o tym pierwsza jego zasada, z siłą, którą dostrzegał w poczynaniach wschodniego sąsiada. Nie ufał – jak to czasem pisywał – «Mochom»”. W odniesieniu zaś do okresu po katastrofie Nowak, próbując odgadnąć działania Piłsudskiego, pisze: „Wydaje mi się, że w sytuacji posmoleńskiej Piłsudski mógłby nie tylko przyjąć osobiście sygnatariuszy listu opozycji rosyjskiej, lecz także zaprosić (oczywiście poufnie) do Warszawy istotnych liderów antyputinowskich sił, np. Borisa Bieriezowskiego, jak również wpływowych adwokatów najsłynniejszego więźnia Putina – Michaiła Chodorkowskiego. Mógłby podjąć z nimi rozmowy o ewentualnym skorelowaniu polskich starań o wyjaśnienie tragedii smoleńskiej, niewątpliwie w taki czy inny sposób kompromitującej dla Putina, ze wzmożeniem działań antyputinowskiej opozycji w samej Rosji i na świecie (adwokaci Chodorkowskiego byli i są szczególnie wpływowi w Waszyngtonie)”.
Na postawione przez prof. Nowaka pytanie o ewentualny kierunek działań Piłsudskiego, z odpowiedzią kłopotów nie ma również Bohdan Urbankowski. Pisze on wprost i w jakże charakterystyczny dla całej formacji sposób: „Co zrobiłby dzisiaj Piłsudski? Przede wszystkim zamach majowy”. Ot, piłsudczykowskie panaceum na wszelkie zło – „po kawaleryjsku ściągnąć cugle i prać po pysku” (ciekawe jednak, że ten sam obóz oskarżenie o azjatyckie metody uczynił koronnym argumentem przeciwko rządom Putina w Rosji). W tekście Urbankowskiego poza standardową „laurką na Maderę” znajdują się sformułowania tyleż śmieszne, co naiwne, jak to o pomajowych rządach: „Piłsudski wzmacniał państwo, ograniczał samowolę urzędników, lecz nie likwidował demokracji. Po przewrocie funkcjonował parlament z partiami opozycyjnymi, działały opozycyjne organizacje, ukazywały się gazety”. Ciekawe, czy autor tych słów zgodziłby się, gdyby dokładnie to samo napisać o PRL-u, w którym był także parlament i partie inne niż rządząca? Uznawanie istnienia fasadowych ciał i instytucji za przejaw demokracji to jednak pewne nadużycie. Momentami można jednak odnieść wrażenie, że Urbankowski zbytnio się zagalopowuje, ocierając się niebezpiecznie o zarzut „zdrady”: „Zasługą Piłsudskiego była militaryzacja społeczeństwa cywilnego, chorego, które swój patriotyzm wyładowywało głównie w pogrzebach i obchodach tragicznych rocznic”. Pisane o patriotyzmie „chorego społeczeństwa”, objawiającym się głównie w „pogrzebach i obchodach tragicznych rocznic” (prof. Andrzej Romanowski określa to zjawisko mianem „patriotyzmu trumiennego”), dla kogoś, kto obraca się bądź co bądź w środowisku PiS-u, wydaje się wkraczaniem na grząski grunt…
W dalszej części Urbankowski odnosi się do interpretacji wydarzeń współczesnych, czyni to jednak posługując się nadal „metodą Piłsudskiego”: „wschodni kierunek polityki pozostaje nadal aktualny i niewykorzystany. W grę wchodzi trzech partnerów. Rolę Japonii (analogie z wydarzeniami z lat 1904-1905 – przyp. M.M.) chwilami odgrywa Ameryka – o ile nie dochodzą w niej do władzy dość naiwni, choć barwni, demokraci. Prometeizm próbował realizować Lech Kaczyński; zorganizowane przez niego spotkanie prezydentów w Gruzji przyniosło mu międzynarodowe uznanie i wstrzymało rosyjską lawinę na sąsiadów”. To zapewne dzięki owemu „międzynarodowemu uznaniu” Lech Kaczyński pozostał w pewnym momencie sam na placu swojego boju z Rosją… Urbankowski jest jednak jak najdalszy od podobnych refleksji i ze zdwojoną pasją punktuje obecną ekipę: „Rządzące Polską ekipy wykazują brak charakteru także w sprawach mniej ważnych. Lokajskim gestem było zatrzymanie Ahmeda Zakajewa, kolejnymi kompromitacjami – ujawnienie władzom białoruskim konta Alesia Białackiego (co umożliwiło jego uwięzienie!) i zatrzymanie opozycyjnego kandydata na prezydenta Białorusi Alesia Michalewicza”.
Jako kolejny głos zabrał Ryszard Czarnecki, polityk znany we wszystkich niemal partiach. W tekście zatytułowanym „Piłsudski A. D. 2012”, który jest żenującą próbką political-fiction, Czarnecki opisuje m.in. jak to „Dziadek” smuci się z silnej pozycji Niemiec we współczesnej Europie i cieszy z dobrych relacji Polski z Czechami…, całość zaś kończy rzewną laurką: „Była późna noc, ale w Belwederze świeciły się światła. Jak co wieczór. Te światła były znakiem dla Polaków: gospodarz jest na miejscu, pracuje. Krzepiące było, że w czasach dekoniunktury czy – jak to określał Piłsudski: zawieruchy – Polska ma prawdziwego gospodarza”. Czytając współczesne wynurzenia Czarneckiego aż dziw bierze, że publikował on kiedyś na łamach chrześcijańsko-narodowej „Sprawy Polskiej”, która była jednym z ciekawszych pism odwołujących się do tradycji Narodowej Demokracji. Niektórzy mówią w takich przypadkach o „mądrości etapu”. Jeżeli mieliby rację, to w odniesieniu do Czarneckiego oznaczałoby to, że dla poszczególnych etapów swojej aktywności politycznej heroldem UE czyni bądź to Dmowskiego (jak kiedyś na łamach „Sprawy Polskiej”), bądź Piłsudskiego (współcześnie). W kolejce czekają jeszcze m.in. Witos i Daszyński, patronujący partiom, których europoseł członkiem jeszcze nie był.
W artykule zatytułowanym „Warszawa – Pietuszki” Dawid Wildstein (drugiego Wildsteina „prawica” w Polsce może nie przeżyć) snuje niejasne paralele pomiędzy obrazem zarysowanym w poemacie Jerofiejewa (utrzymanym w poetyce pijacko-absurdalnej maligny), a Polską rządzoną przez Platformę. Kolejne przedziały pociągu zmierzającego do docelowych Pietuszek zapełniają, zdaniem Wildsteina juniora, „kolejne kozły ofiarne” władzy. W roli tej PO, jego zdaniem, obsadziła „kiboli, lekarzy i mohery”: „mohery – miały się kojarzyć przeciętnemu obywatelowi ze starością, obcością, przeszłością (…) w wypadku kiboli określały ich domniemane powiązania z mroczną stroną życia, przestępczością, agresją i mafią. Tymczasem lekarze okazywali się sługusami wielkich, międzynarodowych, chciwych koncernów. Za starych czasów pewnie okazałoby się, że problemem są Żydzi i wielki, mroczny kapitał oraz masońskie potęgi stojące za trzęsieniem ziemi”. Ostatnie zdanie wydaje się mieć dla tekstu kluczowe znaczenie, autor wiernie podążając za ojcem jednoznacznie wskazuje swoje lęki i fobie. Szkoda też, że autor nie pamięta, jaką „miłością” lekarze i pielęgniarki darzyły rządy PiS-u. Złudzeń, co do charakteru obecnych rządów pozbawia nas skutecznie w swoim tekście także Piotr Lisiewicz: „Od 10 kwietnia 2010 r. trwa osuwanie się Polski w moskiewską strefę wpływów (…) Smoleńsk, gdzie zginęli ostatni niepodległościowi politycy zajmujący państwowe stanowiska, przypieczętował sprawę”. Wskazówek na przyszłość „obóz niepodległościowy” powinien oczywiście szukać w życiu i działalności towarzysza „Ziuka”: „Nasze zamknięcie się jest więc odmową otwarcia na WSI, na brak prawdy o Smoleńsku, na osuwanie się w rosyjską strefę, na rezygnację z niepodległościowego programu. Potrzebne jest nam otwarcie (…) Tu właśnie sens ma odwołanie się do Piłsudskiego, ale nie tego z najbardziej znanych zdjęć, Marszałka, Dziadka, Zwycięskiego Wodza. Nasza sytuacja przypomina tę z jego młodości”, znamienne, że tuż po tym Lisiewicz dokonuje swoistej rehabilitacji KOR-u, czyni to jednak niejako tylnymi drzwiami, cytując wypowiedź jednego z jego członków: „Zbigniew Romaszewski scharakteryzował kiedyś w «Gazecie Polskiej» różnicę między 1980 a 1989 rokiem. W 1980 r. resztki inteligencji przedwojennej miały jeszcze dość sił, żeby pójść do robotników. W 1989 r. z powodów biologicznych już tej siły zabrakło. Smoleńsk musi być narodzinami nowej inteligencji, która pójdzie do zwykłych Polaków”. Po przeczytaniu tekstów Wildsteina i Lisiewicza musiałem niestety przerwać dalszą lekturę pisma, zbyt duża dawka piłsudczykowsko-smoleńskiej papki może bowiem stanowić poważne zagrożenie dla zdrowia czytającego (potrzebne jest w takim przypadku szybkie podanie serum, najlepiej w postaci zebranych pism Dmowskiego). Na koniec jednak jeszcze kilka refleksji.
Zygmunt Wasilewski w przypomnianym na łamach ostatniego numeru „MP” artykule poświęconym legendzie Piłsudskiego napisał słowa uderzające także i dziś swoją aktualnością: „Na co potrzebna była i komu legenda o posłannictwie męża opatrznościowego w duchu mesjanicznym według wzoru 44? Potrzebna była na to, aby Polakom łatwiej przełknąć było ideę permanentnej rewolucji. Tak złoczyńcy podrzucają psom truciznę w chleb owiniętą (…) Wszystkie instytucje i funkcje państwowe przybrały podwójny charakter. Na oko wszystko było po staremu nominalnie i w hierarchii, ale treść była rewolucyjna, zawierające działanie prawa, które miało być ich duszą”. W przenikliwy sposób redaktor naczelny „Myśli Narodowej” opisał charakter rządów sanacji, co więcej, słowa te jak ulał pasują do współczesnej mutacji piłsudczyzny, jaką jest środowisko PiS-u (zaliczam do niego także jego odpryski w postaci Solidarnej Polski i PJN). W lapidarny sposób Wasilewski w paru słowach zmieścił zarówno rewolucyjną w swej istocie zasadę budowy IV RP, jak i tak bardzo charakterystyczny dla neopiłsudczyzny polityczny mesjanizm, który znalazł swój najpełniejszy wyraz po katastrofie smoleńskiej.
Biorąc do ręki „Nowe Państwo” liczyłem mimo wszystko, że został w nim chociaż drobny cień dawnego pisma. W latach 90. można w nim było znaleźć m.in. ciekawe analizy międzynarodowe i artykuły problemowe, zawiodłem się. Sprawdziły się natomiast obawy, co do ewentualnej zawartości, „Nowe Państwo” to wybór publicystyki nie najwyższych lotów, ocierającej się niebezpiecznie o tanią propagandę. Omawiany zaś numer pisma dowodzi, że współczesna piłsudczyzna, zarówno ta „świecka” („Gazeta Polska”), jak i ta ubrana w kostium narodowo-katolicki („Nasz Dziennik”) niezmiennie stanowi zagrożenie dla Polski, dla polskiej prawicy może zaś oznaczać przysłowiowy gwóźdź do trumny. Parafrazując wypowiedź Wojciecha Wasiutyńskiego, w której oceniał powstanie warszawskie, można uznać, że na współczesnej prawicy, a raczej tego, co za prawicę powszechnie się uważa (a co wcale nią nie jest), „duch Piłsudskiego zwyciężył nad myślą Dmowskiego”. Ton temu kierunkowi nadają zaś niestety pisma takie jak „Nowe Państwo”, które bez żadnej przesady nazwać można „okrętem flagowym” współczesnej piłsudczyzny. A z kokpitu wychodzi Piłsudski…, bo tak naprawdę to on cały czas siedział za sterami tupolewa.
Maciej Motas
aw
Pamietam debatę telewizyjną przed drugą turą wyborów prezydenckich z 2005r. Obaj kandydaci ( L.Kaczyński i D.Tusk) są pytani o najwybitniejszego polskiego polityka w ogóle, na przestrzeni dziejów. Obaj odpowiadają: Piłsudski. Towarzysz Ziuk jest znacznie bardziej uniwersalny niż to się autorowi artykułu wydaje. A co do „przeglądu prasy”:artykuł Dawida Wildsteina „Warszawa-Pietuszki” bardzo dobry.
Jest śmieszną rzeczą prowadzić dywagacje co by zrobił Piłsudski dziś gdyby żył. Natomiast pewne jest, że w czasach, w których rządził wielu prominentnych działaczy PiS za ich słowa, w których obrażają prezydenta i premiera (nie chodzi mi o osoby ale o urząd), za działania niszczące wywiad wojskowy itp. wsadziłby do Berezy. w tym twierdzeniu PiS, że nawołuje do dziedzictwa Piłsudskiego jest przecież fałsz. Nie można z jednej strony piać o wolności i demokracji, a z drugiej strony być duchowym następcą Piłsudskiego, który demokracją gardził. J. Kaczyński zaś po 2 latach rzadów zupełnie bezsensu oddał władzę, a jak by był kontynuatorem Marszałka to by jej nigdy już nie oddał Przecież Piłsudski twierdził, że partyjniactwo takie jak dziś widzimy w zachowaniach PiS rozbija naród i władza w państwie nie ma należeć do Sejmu. jakoś nie widzę by PiS głosił takie hasła. PiS chce wznosić pomniki poświęcone ofiarom stanu wojennego, Kuklińskiemu itd. Piłsudski zaś na pomysł wzniesienia pomnika zwycięstwa w maju 1926 r. powiedział, że nie wolno wznosić pomników, które dzielą naród. Zwracam też uwagę, że po maju jak przejął władzę nie prowadził jawnej antysowieckiej polityki, nie wymachiwał Sowietom przy każdej okazji zupełnie bezsensownie kijem, a wręcz przeciwnie doprowadził do zawarcia z ZSRS układu o nieagresji. Jego sylwetka w wydaniu PiS to przecież jawne fałszerstwo. Jest o równie prawdziwy w wydaniu PiS jak Dmowski w oczach Gazety Wyborczej.
@mjoed: Panie purysto! Myli się Pan i tym razem muszę zareagować. Proszę sprawdzić hasło „przysłowiowy” w słowniku języka polskiego. Może być internetowy PWN. Gdyby nadal miał Pan nadal wątpliwości – wkleję cytat ze słownika papierowego i to dość starego (1979). Nawiasem mówiąc, dziwi mnie nieco to przywiązanie do języka polskiego u kogoś, kto podaje w wątpliwość istnienie w Polsce „etnicznych gospodarzy”. @Wilniuk: A Pan niech sprawdzi słowo „dywagacja” – tak dla pewności, bo może i zna Pan jego poprawne znaczenie.
Dość niewiele wiem o Marszałku, jednak nie miał on cały czas takich samych poglądów. Gdy chciał zaprzęgnąć ruch robotniczy do odzyskania niepodległości nie był tym samym Marszałkiem, który rozszerzał nasze granice, ani tym samym, który po zamachu majowym przejął władzę. Marszałek z socjalisty, stał się federalistą, by na końcu przejść na pozycje coraz bardziej pragmatyczne. Na końcu nawet W. Witos krytykował, go z lewej flanki.
@mjoed: Czyli jak widać, słowo to nie musi odnosić się wyłącznie do przysłowia. Oczywiście ma Pan całkowitą rację, że zwrot „przysłowiowy” jest nadużywany. Proszę tylko nie przesadzać z jego zwalczaniem, by Pańskie czepialstwo na tym portalu nie stało się przysłowiowe.