Piskorski: Libia. Kocioł wciąż wrze

O tykającej od 2011 roku, detonującej co jakiś czas na południowym brzegu Morza Śródziemnego bombie zegarowej w postaci terytorium dawnego państwa libijskiego mówiliśmy już wielokrotnie. Poziom złożoności sytuacji na tym targanym wojną wszystkich przeciw wszystkim obszarze sprawia jednak, że niekiedy z rezygnacją opuszczamy ręce i odwracamy głowę od libijskiego brzegu. Zapominamy, że destrukcja Libii stwarza bezpośrednie i nieuniknione zagrożenie dla całej Europy.

Konflikt libijski stopniowo przeradza się w klasyczną wojnę zastępczą (ang. proxy war), w której udział zaczynają brać w sposób coraz bardziej bezpośredni siły największych potęg światowych i mocarstw regionalnych. Spośród tych ostatnich mamy do czynienia ze zderzeniem interesów sąsiednego Egiptu, dążącego do przywrócenia stabilności i własnych wpływów w Afryce Północnej, z dążeniami Turcji marzącej o powrocie czasów osmańskiej dominacji w basenie Morza Śródziemnego. Kair zdecydował się niedawno na wysłanie swej armii na terytorium zachodniego, libijskiego sąsiada. Ankara od lat świadczy pomoc militarną w postaci ludzi, szkoleń i sprzętu swoim libijskim sojusznikom. Oprócz interesów, ścierają się tutaj i dwie wizje ładu politycznego w świecie islamskim. Wizja egipska to, oparte na własnych doświadczeniach, państwo świeckie, sporadycznie odwołujące się do jedności interesów całego świata arabskiego, oparte na przemożnym wpływie armii na bieg życia politycznego i ekonomicznego kraju. To tradycyjny dla Egipcjan od kilkudziesięciu lat zmilitaryzowany, umiarkowany panarabizm. Turcja pod rządami Recepa Erdogana konsekwentnie realizuje doktrynę neoosmanizmu, wykorzystując konflikty i niepokoje społeczne – jak choćby podczas tzw. arabskiej wiosny – do instalowania władz związanych z szeroko rozumianym islamizmem, jak choćby Bractwa Muzułmańskiego we wspomnianym Egipcie w latach 2012-2013, gdy prezydentem tego kraju był Muhammad Mursi. Każde ze wspomnianych zaangażowanych mocarstw regionalnych wspiera określone siły polityczne w konflikcie libijskim. Turcy dokonują kolejnych przerzutów bojowników i terrorystów z Syrii, której władze powoli opanowują sytuację w ogarniętym wojną domową od dziewięciu lat kraju, do dyspozycji kontrolującego Trypolis Rządu Zgody Narodowej. Egipcjanie świadczą pomoc siłom gen. Chalify Haftara, skoncentrowanymi na wschodzie kraju i mającymi za tymczasową stolicę Tobruk.

Po stronie rządu w Trypolisie opowiadają się również Włochy, co czyni całą układankę jeszcze bardziej skomplikowaną, bo między Rzymem a Ankarą istnieje w regionie ewidentna sprzeczność interesów. Włosi, m.in. za pośrednictwem swej korporacji energetycznej ENI, angażują się w projekty wydobycia gazu na szelfie cypryjskim, czemu przeciwstawia się Turcja wspierająca separatystów z północnej części tej wyspy. Gaz ze wschodniej części basenu Morza Śródziemnego miałby być transportowany po dnie morskim właśnie do Włoch. Italię można jednak dość łatwo doprowadzić do kryzysu, a przynajmniej szantażować taką możliwością, za pomocą nacisku imigracyjnego wykorzystywanego przez Ankarę. Katastrofa społeczna i humanitarna w Libii jest znakomitym środkiem do takiego właśnie szantażu. Tureckie władze realizujące neoosmańską geopolitykę w regionie jeszcze w listopadzie 2019 roku doprowadziły również do konfliktu libijsko-greckiego, naciskając na Trypolis, by ten stawiał niekorzystne warunki przebiegu granicy wyłącznej strefy ekonomicznej na morzu pomiędzy tymi państwami.

Układanka jest, jak się przekonujemy, niezwykle złożona. Warto jednak po raz kolejny spojrzeć na jeszcze jeden element obrazu. Pretekstem do podjęcia próby artystycznego i publicystycznego oddania panoramy zachodniej części Libii kontrolowanej przez uznawany międzynarodowo, choć niepochodzący z demokratycznych wyborów rząd, były niedawno wydarzenia związane z porwaniem i przetrzymywaniem przez prorządowe grupy islamistyczne dwóch rosyjskich politologów, w tym znanego konsultanta politycznego Maksima Szugaleja. Rosyjscy uczeni nadal przebywają w prywatnych więzieniach prowadzonych gdzieś w okolicach Trypolisu przez protureckich islamistów. Ich losy pokazywał niedawno „Szugalej”, atrakcyjny film akcji. Właśnie dowiedzieliśmy się, że już jesienią pojawi się kolejna część tego filmowego obrazu, który może choć trochę naświetli nam skomplikowane zależności zdewastowanej Libii. Czekamy.

https://www.youtube.com/watch?v=dLvE86WVQ_c&feature=youtu.be

Mateusz Piskorski

Click to rate this post!
[Total: 11 Average: 5]
Facebook

2 thoughts on “Piskorski: Libia. Kocioł wciąż wrze”

  1. Przydałaby się też jakaś analiza na temat Libanu, bo po tym jak walnęła saletra coś kroi… tak zakręcona wojna, że mało kto się w tym połapie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *