Piwar: Jak Azerowie radzą sobie z demokracją?

Na zaproszenie Azerbejdżańskiej Centralnej Komisji Wyborczej pojechałam do Baku przyglądać się tegorocznym wyborom parlamentarnym. W stolicy Azerbejdżanu jako obserwator reprezentowałam polskie media, z ramienia tygodnika „Myśl Polska”. To dla mnie niezwykłe wyróżnienie, jednak zważywszy na mój sceptyczny stosunek do demokracji w pewnym sensie poczułam się też zakłopotana. Bo jak tu stać na straży systemu, którego – delikatnie rzecz ujmując – nie darzę poważaniem?

Poniekąd czułam się też onieśmielona tym, że choć jestem zwolenniczką porządku i praworządności, to uważam za wielce nieeleganckie wtrącanie się w wewnętrzne sprawy czyjegoś państwa. Niemniej jednak, skuszona okazją odwiedzenia odległego kraju, zaproszenie z radością przyjęłam. Bez względu na osobiste przekonania podeszłam do niecodziennej misji z powagą i zaangażowaniem.

Na miejscu zastałam piękny kraj z bogatym dziedzictwem kulturowym. Tradycja współgra tam w najlepsze z nowoczesnością. Różnorodna architektura przypomina o śladach wpływów tureckich, polskich, radzieckich, irańskich, zachodnich. Już na lotnisku w Baku dało się odczuć, że przybyłam do państwa zamożnego. Nic dziwnego. Największym bogactwem naturalnym Azerbejdżanu jest ropa naftowa, której wydobycie stanowi 70 proc. produkcji całego kraju.

Porażka globalnych korporacji

Moje wcześniejsze skojarzenie z Azerbejdżanem wiązało się głównie z powieścią polityczną Stefana Żeromskiego (wyd. 1924 r.), opowiadającą o życiu młodego Polaka Cezarego Baryki, który urodził się i dorastał w Baku. Zanim wybrałam się w podróż „wygooglowałam” hasło Azerbejdżan. Moją uwagę przykuł artykuł (z dn. 24 września 2016 r.) na portalu forsal.pl o znamiennym tytule: „Tracimy kolejny kraj. Azerbejdżan odwraca się od Zachodu”. Tekst Wojciecha Jagielskiego stanowi kwintesencję zachodniego egocentryzmu.

Autor ubolewa, że „wskutek specjalnie zarządzonego plebiscytu, Azerbejdżan zmieni konstytucję i upodobni się do środkowoazjatyckich satrapii ze wschodniego brzegu Morza Kaspijskiego oraz Rosji, Turcji i Iranu, zyskujących coraz większe wpływy w regionie.” Dalej Jagielski lamentuje, że władza prezydenta Azerbejdżanu będzie jeszcze mocniejsza, a poza tym „od 20 lat nie przeprowadzono tam żadnych uczciwych wyborów ani referendów, a ich wyniki były zawsze zgodne z wolą władz [Azerbejdżanu, red.]”. A czy gdyby wyniki wyborów tego azjatyckiego kraju były zgodne z wolą władz Zachodu, to wtedy Jagielski mógłby wreszcie spokojnie zasnąć? Pytam retorycznie, tak tylko, by zobrazować obłudę zachodniego myślenia.

Mimo wszystko pozwolę sobie dalej zacytować dziennikarza portalu forsal.pl, choćby dlatego, że to co uważa on za naganne, będzie zgoła inaczej odbierane przez osobę wolną od zgubnego przekonania, że jedynym słusznych ustrojem na świecie jest liberalna demokracja. I tak, Jagielski utyskuje, bo „azerbejdżańska opozycja uważa, że obniżenie wieku wyborczego zostało wprowadzone, by Ilham Alijew mógł na swojego następcą namaścić syna, 19-letniego [wówczas] Hejdara-juniora i kontynuować tradycję dynastycznych rządów”. Po czym dodaje, że „ze wszystkich poradzieckich republik Azerbejdżan stał się pierwszą, w której po ojcu, Hejdarze Alijewie, dawnym komunistycznym sekretarzu (1969-82) i prezydencie niepodległego państwa, po jego śmierci władzę przejął syn, Ilham”.

Na tym jednak nie koniec dramatu Jagielskiego, który alarmująco przytacza następujący cytat. „Najważniejsze znaczenie dla politycznej przemiany Azerbejdżanu ma nowa sytuacja geopolityczna w regionie. Zachód, zajęty i przybity własnymi problemami, traci tu na znaczeniu, za to bardzo rosną wpływy tradycyjnych regionalnych mocarstw – Rosji, Turcji i Iranu” – mówi PAP Wojciech Górecki, znawca Kaukazu, pisarz, były dyplomata w Baku. I dodaje: „W latach 90., kiedy polityczne mody dyktował tu Zachód, cały Kaukaz Południowy, Azerbejdżan, Armenia i Gruzja starały się upodabniać do Zachodu. Dziś, wraz ze słabnięciem wpływów Zachodu, narasta wobec niego rozczarowanie”.

Pocieszające jest, że duch w narodzie polskim nie ginie, a jako dowód przytoczę pierwsze z brzegu komentarze zamieszczone pod tekstem Jagielskiego. Internauta Ben napisał: «Każdy kto bliżej pozna Zachód jest rozczarowany, bo Zachód to nie żaden dobry wujek i w niczym nikomu za darmo nie pomoże, a wręcz przeciwnie jeszcze zaszkodzi. Dla Zachodu liczy się tylko interes i wpływy dzięki którym można zrobić jeszcze większy interes drenując gospodarki krajów. Jak sam autor tekstu zauważył „Od 20 lat nie przeprowadzono tam żadnych uczciwych wyborów ani referendów, a ich wyniki były zawsze zgodne z wolą władz”, a przecież w ostatnich 20 latach Azerowie byli pod wpływem Zachodu. Nie ma się co dziwić, że co mądrzejsi odwracają się od pseudo demokracji zachodnich, w których tak naprawdę władzę sprawują wielkie korporacje i banki.»

Miko78 dodał: «Ale kto konkretnie traci i co traci? Koncerny z USA, Francji, Niemiec kontrakty za łapówki czy tracą Polacy możliwość odwiedzenia Baku? I dlaczego wrzawa dopiero teraz jak – „Od 20 lat nie przeprowadzono tam żadnych uczciwych wyborów ani referendów, a ich wyniki były zawsze zgodne z wolą władz”. Kto pisze te artykuły o niczym? I na czyje zlecenie?». Sedin uzupełnił: Brawo, nareszcie, nawet Azerowie są mądrzejsi od Polaków, nie rozumiem pojęcia „zachód”, bo niby co to jest i co to daje. Polsce nie dał NIC oprócz zadłużenia, bezrobocia, zniszczonego przemysłu, rolnictwa, zakazów, nakazów, pederastów, wojen, to tak wygląda ten „zachód”!». Tak więc oto, zaintrygowana „stanem demokracji” w Azerbejdżanie ruszyłam do Baku z misją specjalną, by przekonać się na własne oczy jak to wygląda w praktyce.

Demokracja po azersku

Władze Azerbejdżanu całkiem sprytnie (to komplement!) wykorzystały sytuację do świetnej promocji swojego kraju i kultury. Obserwatorzy – parlamentarzyści i dziennikarze – którzy zjechali z całego świata zostali ugoszczeni w iście królewskim stylu. Po raz kolejny przekonałam się, że wschodnia gościnność nie ma sobie równych.

Najpierw, dla protokołu odnotuję, że w punktach wyborczych, które wizytowałam, nie zauważyłam żadnych nieprawidłowości. Zaskoczenia nie było. Wybory ponownie wygrała Partia Nowy Azerbejdżan (YAP). Co znamienne, dwa dni po wyborach na portalu GazetaPrawna.pl opublikowano tekst pt. „Wybory w Azerbejdżanie: Wiosny nie widać”. Na łamach tekstu autorka Anna Żamejć twierdzi, że „przebieg głosowania był daleki od standardów zachodnich”; „zanotowano wiele naruszeń”, w tym „zastraszanie niezależnych obserwatorów”. Nic mi o tym nie wiadomo (ale się nie upieram, przecież nie jestem wszystkowiedząca), w każdym razie uroczyście oświadczam, że ani mnie, ani towarzyszącej mi grupie obserwatorów nie zastraszano.

A teraz najmocniejsze. Żamejć cytuje prognozy, które wygłosił niejaki Qubad Ibadoglu, ekonomista przebywający na stypendium na Rutgers University w USA jako wizytujący profesor. Ibadoglu zapytany, co lutowe głosowanie oznacza dla regionu, stwierdza: „Azerbejdżan nie szanuje europejskich wartości. Władze podążają tą samą drogą co Rosja i Białoruś i nie zamierzają się integrować z Europą czy NATO”. No i co w związku z tym? Poza tym, tak tylko przypomnę, że cały czas mowa o kraju wschodnich, a nie zachodnim; położonym w Azji, a nie w Europie.

I jeszcze taka ciekawostka, autorka krytykująca wybory w Azerbejdżanie zwraca się (do polskich czytelników?) słowami: „Wyobraźcie sobie wybory przy zerowej obecności opozycji w telewizji, braku debat publicznych”. Przecież akurat to znamy z polskiego podwórka, chociażby z tego, co doświadczała w wyborach Konfederacja. «Obłudniku, wyjmij najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, aby wyjąć źdźbło, które jest w oku twego brata» [Łuk 4:42].

Wracając do sytuacji w Azerbejdżanie. Na czele zwycięskiego ugrupowania stoi prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew, który schedę na rządzenie otrzymał po swoim ojcu Hejdarze Alijewie (1923-2003). Portrety obu prezydentów dumnie wiszą w wielu miejscach – od urzędów, przez hotel, szkoły, na ulicach kończąc. Ozdabianie przestrzeni publicznej wizerunkami swoich władców jest dość powszechne na Kaukazie i Bliskim Wschodzie.

Na Kaukazie powszechne jest też to, że rządzą tam rodzinne klany. Tak oto, pierwszym wiceprezydentem Azerbejdżanu jest Mehriban Alijewa, żona Ilhama. Nazwisko Alijew było oczywiście najczęściej pojawiającym się na listach wyborczych kandydatów do parlamentu. Dla przeciętnego mieszkańca Zachodu taki stan rzeczy może wydawać się być oburzający. A zatem, najwyższy czas rozprawić się z mitami.

Koordynatorem mojego wyjazdu do Azerbejdżanu było Stowarzyszenie Europejska Rada na rzecz Demokracji i Praw Człowieka. Prezes Stowarzyszenia Janusz Niedźwiecki w rozmowie z „Myślą Polską” wyjaśnił fenomen tamtejszego ustroju. „Wybory w Azerbejdżanie wyglądają dość charakterystycznie jak dla krajów byłego Związku Radzieckiego. W dalszym ciągu władze Azerbejdżanu starają się utrzymać podniosły, niemal świąteczny charakter wyborów. Jeżeli wybory wypadają w dzień inny niż niedziela jest to zawsze dzień wolny od pracy. W wielu miejscach dodatkowo organizowane są różnego rodzaju atrakcje, tak aby po prostu obywatele Azerbejdżanu mogli poczuć, że dzień wyborów jest czymś wyjątkowym, takim mini świętem państwowym” – powiedział rozmówca MP.

Janusz Niedźwiecki wytłumaczył w szczegółach na czym to wszystko polega. „System panujący w Azerbejdżanie, to system semi-prezydencki. W praktyce jednak kluczowa jest rola prezydenta i jego małżonki (mającej status Wiceprezydenta), którzy osobiście są gwarantami praw i wolności obywatelskich. Należy również pamiętać, iż Azerbejdżan jest krajem muzułmańskim i podobnie jak inne kraje Azji Centralnej realizuje model demokracji nieliberalnej (określanej często mianem demokracji suwerennej).

Koncepcja tego systemu wywodzącą się z Indonezji zakłada, że liberalna demokracja zachodnia jest nieodpowiednia dla muzułmańskich krajów wschodu i aby utrzymać polityczną stabilność i względną wolność obywateli konieczna jest budowa systemu opartego na tradycyjnych wzorcach i społecznym konsensusie z kluczową rolą prezydenta jako elementu spajającego wspólnotę narodową. Dodatkowo w przypadku Azerbejdżanu konieczne było stworzenie systemowych rozwiązań ograniczających możliwość ekspansji radykalnego, politycznego islamu, który jest największym zagrożeniem dla tej świeckiej republiki”.

Byłam. Widziałam. Potwierdzam!

W Baku przebywałam w dniach 8-10 lutego (wybory odbyły się 9.02). Azerowie przyjęli obserwatorów serdecznie i z rozmachem. Standard w jakim nas ugoszczono był na najwyższym poziomie. W hotelu zadbano o wszelkie wygody. Podczas integracyjnej biesiady – w międzynarodowym towarzystwie – spróbowałam najsmaczniejszej kuchni na świecie. Kolacja oficjalnie składała się z 5 dań, ale coś mi się zdaje, że było tego znacznie więcej. Taka gościnność na Kaukazie jest czymś zupełnie normalnym i oczywistym.

Zapewniono nam różne atrakcje, wśród nich zwiedzanie Centrum Kultury im. Hejdara Alijewa. Autorką projektu jest Zaha Hadid, brytyjska architekt pochodząca z Iraku. Prestiżowa inwestycja jest traktowana jako wizytówka rozwijającego się kraju, w Centrum organizowane są najważniejsze wydarzenia kulturalne. Lekka, nowoczesna bryła budynku o obłych kształtach umieszczona została w sąsiedztwie poradzieckich blokowisk, co stanowi symboliczny kontrast ukazujący historię kraju. Dzieło Hadid zostało docenione przez Londyńskie Muzeum Designu, które po raz pierwszy w swojej historii wyróżniło realizację architektoniczną przyznając jej nagrodę Projekt Roku 2014.

Ważnym elementem wizyty były spotkania z przedstawicielami ministerstw. Jako pierwsza przyjęła naszą grupę prof. Hijran Huseynova, przewodnicząca – w randze ministra – Państwowego Komitetu Azerbejdżanu ds. Rodziny, Kobiet i Dzieci. Niezwykle charyzmatyczna kobieta opowiedziała ze szczegółami o działaniach resortu na rzecz aktywizacji płci pięknej. Nasze rodzime feministki – agresywne i krzykliwe – powinny się spalić ze wstydu, bo ich metody powodują jedynie niechęć do środowiska.

Tymczasem kobiety w Azerbejdżanie poradziły sobie dzięki sprytowi, zaradności, cierpliwości i konsekwencji w dążeniu do realizacji założonych celów. Co ważne, aktywne społecznie Azerki łączą sukcesy zawodowe z zakładaniem rodziny i rodzeniem dzieci. Z pewnością pomogła w tym wszystkim tradycja związana z pozycją kobiet w Azerbejdżanie, a zwłaszcza matek. Huseynova wyjaśniła to gościom z Europy na porównawczym przykładzie Włoch, żartobliwie cytując słynne „Mamma Mia!” – bo jak powszechnie wiadomo dla każdego szanującego się Włocha najlepsze na świecie spaghetti to te, które ugotuje jego mama.

97 proc. ludności Azerbejdżanu to muzułmanie, 85 proc. muzułmanów to szyici, a 15 proc. muzułmanie sunniccy. Kraj ten ma drugi najwyższy na świecie – zaraz po Iranie – odsetek ludności szyickiej. Dużym dla mnie zaskoczeniem był strój Azerek, które… ubierają się jak chcą. Siłą rzeczy narzuciło mi się porównanie z sąsiadujących Iranem i nieodległą Republiką Czeczenii, gdzie w kwestii ubioru kobiet panują określone reguły, jakich należy bezwzględnie przestrzegać. Tolerancyjne podejście Azerów zrozumiałam podczas wizyty w siedzibie Państwowego Komitetu ds. Stowarzyszeń Religijnych Republiki Azerbejdżanu, gdzie przyjął naszą grupę Mubariz Gurbanli, przewodniczący Komitetu w randze ministra.

Korzyści płynące z postawy władz Azerbejdżanu wyjaśnił prezes Stowarzyszenia Europejska Rada na rzecz Demokracji i Praw Człowieka. „Dzięki unikalnej mieszance demokracji suwerennej i silnej roli prezydenta Alijewa, Azerbejdżan to dziś zdecydowany lider w regionie jeśli chodzi o prawa kobiet i swobody religijne. Władze Azerbejdżanu szczycą się tym, że udaje im się w tych sferach wprowadzać standardy będące awangardą nie tylko w regionie, ale też awangardą pośród wszystkich innych państw muzułmańskich. I również dzięki takim rozwiązaniom Azerbejdżan był w stanie oprzeć się temu nawałowi dżihadyzmu, który szaleje w regionie” – podsumował w rozmowie z MP Niedźwiecki.

Wielonarodowa grupa, którą przy okazji tych wyborów koordynował Niedźwiecki, liczyła dwudziestu pięciu obserwatorów (podobnych grup było wiele). Nasza grupa łączyła dziennikarzy i parlamentarzystów z Niemiec, Francji, Włoch, Grecji, Czech, Słowacji, Szwecji i Polski. W grupie znaleźli się ludzie przedstawiający wszelkie właściwie opcje polityczne – od przedstawicieli lewicy aż po konserwatywną prawicę. Zdaniem Niedźwieckiego było to bardzo ciekawe doświadczenie.

„Cieszy mnie, że Azerbejdżan w relacjach międzynarodowych nie stosuje cenzusu ideologicznego, który Europa niestety tak często stara się narzucić władzom Azerbejdżanu, zapominając że liberalne rozwiązania nie sprawdzają się w żadnym z państw regionu, często dodatkowo stając się pożywką dla dżihadyzmu. Dzięki tej otwartości i gościnności w trakcie tych wyborów – oprócz tego, że miałem okazję kolejny raz przyglądać się temu, co się dzieje w Azerbejdżanie – miałem też okazje do wymiany poglądów na temat tego co się dzieje w Europie. Obserwacja wyborów to bowiem również istotna część tzw. Dyplomacji parlamentarnej i jako taka daje okazję porozmawiać na rożne tematy polityczne z politykami” – wyjaśnił koordynator naszej grupy obserwatorów.

O czym rozmawiali w kuluarach przedstawiciele różnych krajów Europy o najróżniejszych poglądach? Nie tylko o Azerbejdżanie ale i o sytuacji w Unii Europejskiej, Brexit’cie czy kryzysie związanym z emigracją z Syrii i krajów Afryki. Jakie wnioski? „Na podstawie tych rozmów nasuwa mi się taka myśl, że mimo wielu problemów jakie nastręcza budowa i uczestnictwo we wspólnocie europejskiej, to jednak jej pluralizm jest olbrzymim potencjałem. Jeśli nauczymy się odpowiednio nim zarządzać i z niego korzystać, myślę że stanie się on naszym bogactwem, a nie obciążeniem” – podsumował Janusz Niedźwiecki. I niech to będzie przykładna lekcja dla tych wszystkich nieszczęśników, którzy uwierzyli, że liberalna demokracja to jedyna słuszna droga dla świata.

Agnieszka Piwar
Myśl Polska, nr 9-10 (1-8.03.2020)

Click to rate this post!
[Total: 6 Average: 5]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *