Plucie na kiboli

 

Trochę już czasu minęło od momentu, w którym autoironicznie tytułowany przez własnych kibiców "Kibolskim Klubem Sportowym" Lech Poznań zdobył mistrzostwo Polski, a teza że fanatyczne kibicowanie idzie w parze z sukcesem piłkarskim znalazła potwierdzenie w faktach. Fakty te były bardzo nie na rękę konsekwentnym antagonistom poznańskich kibiców – dziennikarzom "Gazety Wyborczej".

Zdziwienie mógł budzić fakt, że zawsze w kontekście pisania o kibicach Lecha padały w pisanych przez nich tekstach epitety typu "chuligani", „bandyci” tudzież „kibole”, zaś po sięgnięciu po trofeum i spektakularnym tryumfie traktowano o rozradowanych ludziach świętujących zwycięstwo swojej drużyny w rozgrywkach piłkarskich. Powody tejże hipokryzji były oczywiste – przypomnienie, że mistrzostwo Polski zdobył klub prowadzący wobec kibiców politykę dokładnie odwrotną, aniżeli ta propagowana przez „Gazetę Wyborczą”, a próbująca wdrożyć popierany przez redaktorów z Czerskiej „nowoczesny model kibicowania” Legia Warszawa odniosła spektakularną porażkę byłoby zupełnie nie po myśli szermierzom propagandy, którym „nie jest wszystko jedno”.

Nie dostrzegli oni nie tylko faktu, iż zaangażowane kibicowanie koreluje z osiągnięciami sportowymi. Nie raczyli także zauważyć, że wspomniana Legia de facto przyznała się do porażki prowadzonej wobec kibiców polityki. Że jej włodarze zrozumieli, iż przyciąganie kibiców na stadion w niczym nie przypomina kuszenia do zakupienia kiełbasek za 9,99 w supermarkecie. Że mowa tu o wielkim poziomie utożsamiania się z klubem, nie będącym po prostu towarem, do którego kupna można zachęcić. Że fałszywie oskarżając kibiców sami strzelają sobie w piętę, gdyż konstruują w opinii publicznej wizerunek stadionu piłkarskiego jako miejsca, w którym nie powinien pojawiać się nikt, kto dba o własne zdrowie (niestety, ta propaganda odniosła znaczne efekty; jadąc ostatnio pociągiem wdałem się w dyskusję z kilkoma współpasażerami – pluralizm wśród rozciągał się między postrzeganiem stadionu jako miejsca schadzek pijanych troglodytów a wizerunkiem obiektu, na którym można zostać dotkliwie pobitym). Że stworzenie „nowego modelu kibica” poprzez rozmaite inżynieryjno-konstruktywistyczne zabiegi jest niemożliwe, a jedyny sposób na zapełnienie obiektu stanowi zwrócenie się do uczęszczających nań od wielu lat „kiboli”, by ci zachęcili do przyjścia swoich znajomych.

Propaganda wymierzona w kibiców Lecha oparta była przede wszystkim o pomówienia i sfingowane przesłanki. By nie narazić się na zarzut o gołosłowność przytoczę kilka przykładów.

Ot, choćby zarzut o handlowanie narkotykami na trybunach podczas meczów. Padał wielokrotnie, choć wszyscy mający jakąkolwiek wiedzę o stadionie przy Bułgarskiej i postawie stowarzyszenia kibiców "Wiara Lecha" wiedzą doskonale, że po pierwsze, monitoring na obiekcie umożliwia precyzyjne dostrzeżenie wszystkich obecnych, a po drugie, choćby podczas wyjazdu do Holandii zdecydowanie upominani byli wszyscy, których powieki były "zbyt wąskie".

Powodem kolejnych ataków było "handlowanie biletami na mecze wyjazdowe". Polegało to na tym, że jako pierwsi mieli prawo kupić bilety na mecze wyjazdowe ludzie regularnie chodzący na mecze Lecha. Piotr Lisiewicz wydaje się trafnie przyrównywać to do programów lojalnościowych, stosowanych przez wiele firm, a przeznaczonych dla stałych klientów. Ponadto, dziwić może fakt, iż apologetom "społeczeństwa obywatelskiego" nie podoba się angażowanie społeczności do swego rodzaju współrządzenia "przedsiębiorstwem".

Pojawiły się też liczne oskarżenie, że klub współpracuje z "bandytami" (określenie synonimiczne do kibica, który nie chodzi w cylindrze, nie ma przy sobie trąbki, a jego głównym zajęciem podczas meczu nie jest zaspokajanie potrzeb żywnościowych kiełbaską), czyli – tłumacząc "z polskiego na polski" – powierza kibicom obowiązki pilnowania bezpieczeństwa na stadionie w trakcie trwania imprezy sportowej. Redaktorzy zżymali się, że to skandaliczne, jednak nie zadali sobie trudu odpowiedzi na kilka prostych pytań – choćby dlaczego stadion Lecha jest jednym z bezpieczniejszych w kraju, a przychodzą na niego całe rodziny czy też – czy większy posłuch u kibiców znajdą „koledzy po szalu” czy pracownicy profesjonalnej firmy ochroniarskiej.

Zresztą, najlepszym argumentem odpierającym zarzuty części mediów jest postępowanie sądu, który spośród zatrzymanych 16 „kiboli” i "bandytów" 14 wypuścił, a tylko 2 pozostawił w areszcie. Tylko prawda jest ciekawa? Nie dla wszystkich. Są tacy, dla których najciekawsza jest sensacja. Pytanie ile jeszcze razy redaktorzy "Wyborczej" będą obnosili się z lekceważeniem wobec wyroków sądowych.

Wobec powyższego komicznie wyglądało zatrzymanie jednego z kibiców Lecha przez funkcjonariuszy CBŚ, przedstawione w TVN, a połączone z widokiem zamaskowanych antyterrorystów, huku i wyważonych drzwi. Dodać należy, że kibic ów został niemal natychmiast wypuszczony przez sąd na wolność.

Kończąc omawianie przejawów fałszywej propagandy przeciwko kibicom warto nadmienić, że „centrali” redakcyjnej sprzeciwili się także dobrze znający kibiców Lecha dziennikarze lokalnego, wielkopolskiego dodatku do "Wyborczej". W tym kontekście warto przytoczyć dłuższy fragment artykułu żurnalisty "Gazety" właśnie. Michał Danielewski:

okazuje się, że 11-letni dzieciak z Poznania (…) który idzie na mecz Lecha i obserwuje z rozdziawioną z zachwytu szczęką falujący przed nim dwudziestotysięczny tłum na najbezpieczniejszym stadionie w Polsce, patrzy tak naprawdę na miejsce opanowane i wypełnione przez bandytów. Jest coś niesamowicie perwersyjnego w nazywaniu bandyckim klubu, na którego stadionie można zobaczyć niespotykaną nigdzie indziej w Polsce ilość rodzin, dzieciaków, fantastycznie bawiących się kibiców, tych mniej i tych bardziej zaangażowanych w doping.

Jest coś niezmiernie krzywdzącego w nazywaniu bandyckim klubu, na którego stadionie nie doszło do rozrób od czasów – jak na polską piłkę nożną – prehistorycznych. (…) futbol to sport wywołujący gorące, często plemienne emocje. Przestrzeń czasami wypełniona stekiem przekleństw, a czasami hymnami pochwalnymi, raz szaloną radością, kiedy indziej znów furią, przestrzeń, gdzie obok siebie spotykają się ludzie pachnącymi najdroższymi perfumami i ci cuchnący potem i piwem. Świat lekko chropowaty, jak z teledysku piosenki „Santa Maradona” grupy Mano Negra. I to właśnie jest w piłce nożnej tak cholernie ekscytujące.

Oczywiście, nie było mowy o kajaniu się za artykułowanie fałszywych opinii, przeproszeniu za podawanie nieprawdziwych informacji czy też przyznaniu do błędu. Po odczekaniu pewnego okresu nastąpił atak ze zdwojoną siłą, a kolejnym (po „Staruchu”, prowadzącym doping na stadionie Legii) mianowanym na „pierwszego kibola RP” (nawiasem, dziwne że redaktorzy „Wyborczej” nie popisali się ironią w swoim stylu, by urozmaicić egzystencję czytelnikom i nie przyznają np. „Nagrody Złotego Tasaka” dla najbardziej szkaradnych „kiboli”) został „Litar”, fan Lecha (tekst „Pierwszy kibol RP”, pierwsza strona „Gazety Wyborczej” z 28 stycznia 2011 roku).

Artykuł, w którym oskarżono go o oplucie innego kibica był kuriozalny nawet jak na standardy „Gazety Wyborczej” i myślę, że uwierzyć w niego mogli naprawdę tylko najbardziej naiwni czytelnicy. Manipulacje, którymi jest wypełniony są tak prymitywne i grubymi nićmi szyte, że mogą wręcz cieszyć na zasadzie „patrzcie państwo, tak wyglądają przeciwnicy ‘kiboli’, taki jest poziom ich zarzutów”.

W momencie, gdy na w kraju i na świecie dzieje się multum interesujących rzeczy – że wspomnę zamach w Moskwie, rewolucję w Egipcie czy też wyjaśnianie przyczyn katastrofy smoleńskiej, organ z Czerskiej uznał, że najważniejszym wydarzeniem, zasługującym by informację o nim umieścić na okładce było oplucie jednego pana przez innego pana.

Istota manipulacji polega na tym, że redaktorzy zapewne chcą, by do podświadomości czytelników trafiła nie wyartykułowana expressis verbis teza: "kibice to bandyci". Nie chodzi im wcale o potępienie rzeczywiście chamskiego zachowania jednego z kibiców (podkreślam, że ja nie bronię „Litara”, ale chciałbym poddać w wątpliwość tezę redaktorów dziennika, iż jego zachowanie nie było incydentalne, a stanowi fragment większej całości).

Oni chcą, by informacja o tym wydarzeniu ekstrapolowała na postrzeganie kibiców w społeczeństwie. To że pan opluł pana oznacza, że jest nikim, to że jest nikim oznacza, że podobnymi zerami są wszyscy na stadionie, to że wszyscy na stadionie są zerami oznacza, że permanentnie toczy się tam walka i wybuchają awantury, to że toczy się walka a osoby tam uczęszczające bardziej niż homo sapiens przypominają hordę dzikich zwierząt oznacza, że podobnie jest wszędzie w Polsce. A skoro podobnie jest wszędzie w Polsce, to dochodzimy do prostej konkluzji – kibice to bandyci i zwyrodnialcy. Tak to działa.

Pisząc pół żartem, pół serio – "Wyborcza" robi dobrą reklamę kibicom, skoro jako najbardziej naganne zachowanie, warte tego, by napisać o nim na okładce przedstawia oplucie jednego pana przez drugiego.

Kolejny „zarzut” wobec „Litara”? To, iż napisał, że komfort oglądania meczów ma „w d….”, a mało aktywni kibice to „piz..”. Cóż, może się to wydać kontrowersyjne, ale jeszcze bardziej kontrowersyjne jest wydawanie sądów dotyczących pewnych działań w oderwaniu od ich okoliczności. Trzeba wiedzieć, że trzon grupy uczęszczającej na mecze to ludzie o mocnej tożsamości i silnym charakterze, że wspaniałe oprawy, głośny doping i świetna atmosfera mogą mieć miejsce tylko przy zachowaniu zasad hierarchiczności i podporządkowania. Ponadto, jakim prawem dziennikarz „Gazety” przyznaje sobie prawo do bycia depozytariuszem jedynej prawdy, gdy zarzuca komuś, że ten mniej się interesuje komfortem oglądania meczu niż – przykładowo – znakomitą atmosferą na trybunach. Ja mam zdanie dokładnie zbieżne z „Litarem”. Trafię na okładkę „Gazety” jako bandyta?

Dalej "Litarowi" oberwało się za lojalność wobec zatrzymanych uczestników „ustawek” (nawiasem, co jest bezprawnego w walce dwóch chcących tego grup mężczyzn w środku lasu pozostaje tajemnicą poliszynela). Swego czasu, po wspomnianych zatrzymaniach, napisał: My nie jesteśmy politykami i w ramach obrony wizerunku nie będziemy odsuwać się od osób, które znamy wiele lat i które zrobiły wiele dla środowiska kibicowskiego. Jeśli ktoś wybiera wizerunek, a nie kolegę, niech się trzyma z daleka od nas, bo my reprezentujemy inne wartości i zawsze tak będzie. "Gazeta Wyborcza" kształci grupę świadomych obywateli, mówiąc im – agentów trzeba bronić, ale lojalności to już akceptować nie można. Poważnie pisząc, nie chciałbym mieć kolegów, którzy nie podchodzą do znajomości tak jak to opisał kibic Lecha. Dla niektórych to zarzut. Cóż, współczuję ich przyjaciołom.

Ktoś zapyta – a jaki właściwie ma powód "Gazeta Wyborcza", by walczyć z poznańskimi kibicami? Jakie są przyczyny imputowania przez wiele osób złej woli jej redaktorom? Otóż, po pierwsze należy zdać sobie sprawę, że obiekty sportowe w Polsce stanowią bastion nonkonformizmu i postaw patriotycznych w wydaniu niezbyt, oględnie rzecz ujmując, lubianym przez dziennikarzy tego organu prasowego, a po drugie – wskutek bojkotu „Gazety” przez kibiców Lecha i wielu mieszkańców Wielkopolski (powstał z tej okazji dowcip: Masz sąsiada z "GW"? Nie pożyczaj mu soli czy cukru, o pieniążkach nie wspomnę. Żona w "GW"? – szybki rozwód, każdy sąd zrozumie. Mąż w "GW"? – niech płaci do końca życia. Syn w "GW"? – spróbuj wydziedziczyć. Teściowa w "GW"? – rachu ciachu.) doznała ona znacznych strat finansowych. Jak wiadomo, uderzenie po kieszeni boli najbardziej, trudno zatem dziwić się frustracji głównych zainteresowanych.

Ja uważam, że istota zainicjowanego przez "Wyborczą" konfliktu tkwi w fakcie, że ścierają się dwie grupy o innym stylu życia, innej tożsamości, innym kodeksie wartości. Trzeba zrozumieć, że polski model kibicowania jest inny niż choćby angielski (zresztą, mam wątpliwości czy tam chodzi jeszcze w ogóle o kibicowanie czy już tylko o oklaskiwanie skórokopów), a kibiców łączy nie tylko sympatia dla tej samej drużyny. Tak długo jak dziennikarze z Czerskiej będą chcieli w totalistycznym szale narzucać swoje wartości kibicom, tak długo nie będą mogli się dziwić, że ci ostatni będą ich nazywali "pinokio".

Jacek Tomczak

[aw]

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *