Poglądy nowego prezesa Umarł król, niech żyje król!

Nowo wybranym prezesem IPN został mało znany młody historyk najnowszych dziejów Polski doktor Łukasz Kamiński. W kwietniu 2009 r. zastąpił on Jana Żaryna na stanowisku szefa Biura Edukacji Publicznej IPN. Zgodność całego obozu postsolidarności przy jego wyborze, co przypomina nieco porozumienie w sprawie powołania Janusza Kurtyki, wskazuje w wystarczającym stopniu, z jakiego rodzaju wizją historii będziemy mieli do czynienia pod rządami nowego prezesa. Zapowiada się na pełną i konsekwentną kontynuację dotychczasowych tendencji. PO i PiS postawiły na czele tej ważnej instytucji nowego strażnika „solidarnościowego” ognia.

Łukasz Kamiński jest m.in. współautorem popularnej historii Polski XX wieku zatytułowanej „Od niepodległości do niepodległości”, wydanej przez Instytut w ubiegłym roku. Publikacja wydana w dużym nakładzie stanowi quasi podręcznik dla szkół i jest „wypełnieniem testamentu” zmarłego w katastrofie smoleńskiej poprzedniego prezesa IPN-u. Jak piszą autorzy we wstępie: „Marzeniem Prezesa Instytutu Pamięci Narodowej było podarowanie młodzieży polskiej przystępującej do matury popularnego wykładu najnowszej historii Polski”.

Kamiński jest autorem dwóch końcowych rozdziałów, poświęconych okresowi 1970-1989. Ich treści zarzucić można niestety te same błędy, które są udziałem całej publikacji. Wizja Polski ukazana przez autorów, do których należą obok Kamińskiego Adam Dziurok, Marek Gałęzowski i Filip Musiał, razi swoim schematyzmem i jednostronnością do tego stopnia, że samoistnie przywodzi na myśl niesławnej pamięci „Historię Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (Bolszewików)”, szerzej znaną jako „Krótki kurs WKP(b)”. Podobnie z historyczną materią rozprawia się Kamiński. W jego ujęciu cały okres PRL-u to ciągłe pasmo walki narodu z „komunistyczną dyktaturą” oraz towarzyszące temu represje ze strony władz. Polacy spiskowali, protestowali, strajkowali i ginęli, poza tymi chwalebnymi działaniami nie czyniąc zbyt wiele więcej. Wymowne są już same tytuły podrozdziałów: rozwój opozycji, śmierć studenta, ścieżka zdrowia, osłabienie oporu, u progu buntu.

Jest to historia Polski pisana nie z pozycji Narodu, ale z perspektywy opozycji właśnie (wyrazem jakże odmiennych tendencji jest chociażby praca nieżyjącego już prof. Antoniego Czubińskiego „Historia Polski 1864-2001”, Wrocław 2008). Poza opozycją i walką władzy z narodem w „książkowej narracji” tak naprawdę „niewiele się dzieje”. Nawet bezprecedensowy rozwój kultury masowej (film, muzyka, teatr) lat 70. i 80. ukazany został przez pryzmat zabiegów „propagandowych władz”. Oczywiście opozycji solidarnościowej, bo o innej autor nawet nie wspomina. Obszerne, niemal na całą stronę biogramy poszczególnych działaczy opozycji, w tym m.in. Kornela Morawieckiego, Stanisława Pyjasa, Andrzeja Czumy i Jana Józefa Lipskiego, zajęły tyle miejsca, że nie starczyło go już na krótką chociażby wzmiankę o działalności nurtu narodowego czy chadeckiego. Jeżeli się już o tych środowiskach wspomina, to jedynie w kontekście „sił proreżimowych”. Jan Dobraczyński nie zaistnieje zatem w świadomości młodego pokolenie jako najpopularniejszy pisarz powieści katolickich i historycznych drugiej połowy XX w. w Polsce, ale jako człowiek zasłużony na polu „przekonywania społeczeństwa do komunistycznej dyktatury”. Trudno chyba o większy przykład instrumentalnego traktowania historii (na kartach tej samej książki, już w pierwszej wzmiance o Bolesławie Piaseckim pojawia się informacja, jakoby został on „zwerbowany przez sowieckie NKWD do współpracy z komunistami”, co jest skandalem, gdyż jednym „źródłem” dla zaprezentowanie tej tezy jest funkcjonariusz UB – Józef Światło-Goldfarb).

W książce dominuje filozofia zwycięzcy, jedynymi bohaterami są działacze opozycji, przedstawiciele władzy zaś i podejmowane przez nich kroki ukazywane są jedynie w ciemnych barwach. Autor często sprowadza przekaz do nachalnej propagandy, jak w przypadku opisu dekady rządów Edwarda Gierka: „Slogan «szynka jak za Gierka» jest więc nie tylko nadużyciem, polegającym na odwoływaniu się do totalitarnej przeszłości, ale także zwykłym kłamstwem, gdyż przez większość jego rządów szynka była dla Polaków towarem nieosiągalnym”. Charakterystyczne również dla ipnowskiej historiografii (a może raczej historiozofii?) jest niedostrzeganie niemal żadnych różnic w kolejnych następujących po sobie dekadach Polski Ludowej. Gen. Jaruzelski stał na czele dyktatury równie krwawej i złowrogiej, co kilkuletni okres stalinowski w Polsce, co jest wierutnym kłamstwem i potwarzą wobec ofiar stalinizmu. Decyzja o wprowadzeniu stanu wojennego została oceniona także dość jednoznacznie: „Stan wojenny został wprowadzony nie w trosce o los Polski, ale po to, by ocalić komunistyczną dyktaturę (…) Fakt, iż władze PRL znajdowały się w tej kwestii pod presją Sowietów, nie może stanowić dla ekipy gen. Jaruzelskiego żadnego usprawiedliwienia”. Pominąwszy już fakt, że w 1981 roku nie było czegoś takiego jak „komunistyczna dyktatura”, doprawdy zbyt łatwo autor uznaje, że fakt bycia „pod presją Sowietów” nie ma znaczenia. Ujawnione ostatnio przez historyków rosyjskich dokumenty z 1981 roku (patrz: „Białe plamy, czarne plamy – sprawy trudne w relacjach polsko-rosyjskich (1918-2008)”, Warszawa 20100 – wskazują jednoznacznie na to, że Moskwa szykowała się do aresztowania gen. Jaruzelskiego, gdyby ten nadal zwlekał z wprowadzeniem stanu wojennego. Na jego miejsce przygotowana była już ekipa złożona „ze zdrowych sił” (Milewski, Grabski, Olszowski). Co wtedy stałoby się w czołówką „Solidarności”? Niech to sami sobie przemyślą. Na pewno nie mieli by, jak teraz, okazji do wypinania piersi po ordery.

Autorom nie wystarczyła jednak tylko treść, wymowne są nawet zawarte w książce ilustracje i zdjęcia. Generał Jaruzelski na obydwu z publikowanych zdjęć ukazany został, delikatnie mówiąc, mocno niekorzystnie. Celem jest, aby „komuchów” nie tylko odsądzić od czci i wiary, ale także ośmieszyć i wyszydzić. Szkoda tylko, że przy legitymowaniu obozu postsolidarności (zabieg podobny do tych stosowanych w latach 30. ub. wieku przez sanację) zapomina się najczęściej o Narodzie, który poza prześladowaniami także żył, rozwijał się i wiele osiągnął.

Zresztą cóż się dziwić takiemu postrzeganiu historii najnowszej. Wystarczy podać tytuły ważniejszych prac nowego prezesa: „Młodzież w oporze społecznym 1945–1989”, „Strajki robotnicze w Polsce w latach 1945–1948”, „ Młodzież w oporze społecznym 1944–1989”,  „Biuletyny dzienne Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego 1949-1950”, „Polacy wobec nowej rzeczywistości 1944–1948. Formy pozainstytucjonalnego, żywiołowego oporu społecznego”, „Opór społeczny w Europie Środkowej w latach 1948–1953 na przykładzie Polski, NRD i Czechosłowacji (współautor)”.

Zatem umarł król, niech żyje król! Tylko czy współautorstwo powyższej pracy, w której dominuje skrajnie uproszczona (aby nie powiedzieć prostacka) wizja dziejów, jest dobrą rekomendacją do kierowania tak ważną dla życia Narodu placówką? Dla partii, które głosowały za tą kandydaturą pewnie tak, ale czy to wystarczy? Gdzieś po drodze zgubiono bowiem naród, który stał się jedynie dodatkiem do solidarnościowej opozycji.

Maciej Motas   

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Poglądy nowego prezesa Umarł król, niech żyje król!”

  1. A ja myślę, że jest potrzebna historia w wersji vulgaris, przeznaczona dla pacholąt i dla ludu. Im trzeba wkładać w głowy proste hasła i wartości, bo to dobre dla rozwoju społecznego. Pełna historia, ze swymi zakrętami i niuansami, mogłaby wśród młodzieży i przeciętnych obywateli wywołać dysonans poznawczy i zatrucie relatywizmem. Niech już raczej uczy się dzieci, że komuna była zła, tak jak cały jest socjalizm z jego eksperymentami. Niech obywatele mają postawę rezerwy wobec koloru czerwonego.

  2. @marcinjanowski Rzecz w tym, że tzw. obywatele wywodzą z tego typu przekazów wniosek zgoła odmienny: że komuna była zła, ale teraz na szczęście jest demokracja i nie ma socjalizmu, bo jest wolność i kapitalizm.

  3. A ja się cieszę, że szefem IPN-u został w miarę porządny człowiek, a nie – jakby zapewne chciał p.Motas – jakiś postpaxowski apologeta komuny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *