Społeczne obchody 72. rocznicy ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego odbyły się przy wymownym milczeniu świata mediów i polityki. „Gazeta Wyborcza” pisała o 20. rocznicy masakry w Srebrenicy (na jej obchody udał się marszałek Senatu Bogdan Borusewicz) i obchodach 74. rocznicy zbrodni w Jedwabnem. Związany z „Gazetą Polską” portal niezależna.pl informował o 70. rocznicy obławy augustowskiej, a Katolicka Agencja Informacyjna o niemieckiej zbrodni w Michniowie z lipca 1943 roku. Przypomina to znany zabieg propagandowy z czasów PRL, kiedy to zbrodnię NKWD w Katyniu starano się przykryć niemiecką zbrodnią w Chatyniu. Natomiast rocznica ludobójstwa popełnionego przez banderowską frakcję Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińską Powstańczą Armię na ludności polskiej Kresów południowo-wschodnich II RP była wielkim nieobecnym w tzw. mediach głównego nurtu. Tak samo zresztą jak banderowska rebelia Prawego Sektora, do której doszło w tych dniach na Zakarpaciu.
72. rocznicę Krwawej Niedzieli wołyńskiej swoiście uczciły natomiast środowiska banderowskie na Ukrainie. 11 lipca w Przebrażu (obecnie Hajowe) odsłonięto pomnik ku czci 2 tysięcy Ukraińców, którzy mieli tam zostać rzekomo zamordowani – jak podały ukraińskie media – w sierpniu 1943 roku przez Polaków i partyzantkę sowiecką. Wołyńska rada obwodowa oficjalnie poinformowała, że uroczystość odsłonięcia pomnika upamiętniła „ofiary polskich szowinistów”. Ten skandal w miejscu, gdzie ludność polska zorganizowała w 1943 roku legendarną samoobronę przed UPA był dziełem banderowskiej partii „Swoboda”, Bractwa Weteranów OUN/UPA Regionu Wołyńskiego im. Kłyma Sawura (Dmytro Kłaczkiwskiego, jednego z organizatorów ludobójstwa na Wołyniu – uzup. BP), łuckiej organizacji więźniów politycznych i osób represjonowanych oraz Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej patriarchatu kijowskiego z metropolitą łuckim i wołyńskim Michaiłem na czele. Hucpa ta oczywiście nie spotkała się z jakąkolwiek reakcją ze strony władz polskich.
Wyciszenie pamięci i prawdy o zbrodniach OUN/UPA na Polakach jest częścią polityki establishmentu polityczno-medialnego w Polsce. Dowodzi tego list opublikowany w „Gazecie Wyborczej”, a podpisany przez kilkudziesięciu polityków, dziennikarzy i działaczy mniejszości ukraińskiej w Polsce. Zawarta została w nim jasna sugestia, że domaganie się prawdy historycznej w sprawie ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego oraz sprzeciw wobec heroizacji sprawców tego ludobójstwa na Ukrainie ma charakter prowokacji i „podsycania wrogości między naszymi narodami i społeczeństwami”. To podsycanie wrogości ma miejsce – jak czytamy w liście – „z zewnątrz przez siły wrogie Polsce i Ukrainie”, czyli w domyśle Rosję. Stara i ograna to melodia – domagasz się prawdy o zbrodniach OUN/UPA, sprzeciwiasz się fałszowaniu historii oraz heroizacji fanatycznych morderców i szowinistów, jesteś ruskim agentem.
Przy takim stanowisku mainstreamu polityczno-medialnego w Polsce nie dziwi zatem, że państwowe obchody 72. rocznicy ludobójstwa banderowskiego na Polakach odbyły się tylko w Donieckiej Republice Ludowej. Zapewne była to moskiewska prowokacja mająca na celu skłócenie demokratycznej Polski z Ukrainą, budującą demokrację pod czerwono-czarnym sztandarem OUN/UPA. Ale płonne nadzieje złowrogiego Putina. Koryfeusze polskiej demokracji nie dadzą się skłócić z Ukrainą, która jest dla nich tzw. strategicznym partnerem w myśl dyktowanej im z Waszyngtonu polityki wschodniej. Sami zasypią każdą wołyńską i wschodniomałopolską mogiłę, napiętnują każdego krzykacza, co to woła o jakimś ludobójstwie, a jak trzeba to zamkną mu usta wyrzucając z pracy. Od 25 lat w stosunkach z Ukrainą stoją bowiem wytrwale na gruncie prawdy politycznej, a nie prawdy historycznej.
Zagadnieniu różnicy pomiędzy prawdą historyczną a polityczną zostały poświęcone studia pod redakcją prof. Bogusława Pazia („Prawda historyczna a prawda polityczna w badaniach naukowych. Ludobójstwo na Kresach południowo-wschodniej Polski w latach 1939-1946”, t. I, wyd. II, Kraków 2015, ss. 476). Chociaż tytuł publikacji odwołuje się do badań naukowych, to problem zastępowania prawdy historycznej przez polityczną został poruszony przez autorów w wymiarze znacznie szerszym. Przedstawili oni cały szereg zagadnień, takich jak: pojęcie prawdy oraz jej uwarunkowań filozoficznych i politycznych (Bogusław Paź), kultura i zagłada polskich Kresów (Stanisław Srokowski), przebieg zagłady Polaków z rąk OUN/UPA (Karel C. Berkhoff), kwalifikacja prawna działań formacji OUN/UPA i SS-Galizien jako ludobójstwa i zbrodni przeciw ludzkości (Dorota Cebrat, Waldemar Szwiec, Piotr Zając), przemilczenie jako radykalna forma kłamstwa historycznego (Bogusław Paź), przemilczenie zbrodni OUN/UPA w historiografii ukraińskiej (John-Paul Himka, Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Czesław Partacz, Per A. Rudling), świadectwa polskiej martyrologii (Mirosław Hermaszewski, Stefania Kamińska, Mieczysław Albert Krąpiec, Jan Kulmanowski, Amelia Mamczar, Wojciech Orłowski, Stanisław Pielichowski), Ukraińcy ratujący Polaków przed zagładą z rąk OUN/UPA (Romuald Niedzielko), pamięć i prawda historyczna a zasady tzw. polityki historycznej (Lucyna Kulińska, Tomasz Rola, Ewa Siemaszko, Ewa M. Thompson), ludobójstwo wołyńsko-małopolskie z perspektywy historiografii ukraińskiej (Ihor Iljuszyn, Adolf Kondracki, Aleksiej Martynow).
Dwaj z wymienionych autorów – holenderski historyk Karel C. Berkhoff oraz ukraiński historyk Ihor Iljuszyn – przedstawili w swoich tekstach tezy kontrowersyjne. Ich artykuły zamieszczono jednak w tomie, żeby polski czytelnik mógł się zorientować, w jaki sposób jest postrzegana historia Polski w Europie Zachodniej i na Ukrainie.
Wiodącym zagadnieniem publikacji jest pojęcie prawdy historycznej. Dlaczego prawda historyczna jest negowana poprzez zastępowanie jej tzw. prawdą polityczną? Odpowiedzi na to pytanie z punktu widzenia filozofii udzielił przede wszystkim prof. Bogusław Paź. Negację, albo przynajmniej radykalną relatywizację prawdy, głosi przede wszystkim postmodernizm, który ćwierć wieku temu oznajmił tzw. koniec historii, a także koniec filozofii i nauk humanistycznych. Postmodernistyczni negacjoniści prawdy odwołują się do kartezjańskiego woluntaryzmu i reprezentacjonizmu oraz nietzschańskiego nihilizmu i marksistowskiego historycyzmu. W każdym przypadku odrzucają założenia greckiej myśli filozoficznej, postulującej bezinteresowne poznanie prawdy dla niej samej, poznawalność rzeczywistości, prymat rozumu nad wolą oraz rozumu nad siłą.
Prawda w czasach współczesnych często była poddawana ideologizacji, a tym samym deformacji i instrumentalizacji, wraz ze zmianą celu nauki z bezinteresownego poznania na rzecz jej praktycznego wykorzystania. Z tak radykalną instrumentalizacją kategorii prawdy, w tym przede wszystkim prawdy historycznej, mieliśmy do czynienia w wielkich projektach totalitarnych XX wieku – narodowym socjalizmie i komunizmie. Również współczesny demo-liberalizm i postmodernizm instrumentalizują prawdę historyczną, czyniąc z niej propagandowy i polityczny oręż.
Zamiast klasycznie pojętej prawdy postmodernizm proponuje stanowisko zwane konstruktywizmem, w myśl którego obraz rzeczywistości opisywany przez historyka jest jego własną konstrukcją, autonomiczną względem minionej rzeczywistości. Prostym następstwem konstruktywizmu jest zatem koncepcja wielości prawd historycznych jako pochodna wielości konstrukcji narracji poszczególnych badaczy. Ostatecznym zaś kryterium prawdy poszczególnej narracji jest spełnienie warunku, by – jak proponuje Jerzy Topolski – w obliczu niepoznawalności przeszłości zawrzeć konsensus, który „nie będzie sprzyjał umacnianiu się przekonań dla społeczeństwa szkodliwych, niosących mu nieszczęścia (jak na przykład wywołane postawami nacjonalistycznymi wojny)” [J. Topolski, „Jak się pisze i rozumie historię? Tajemnice narracji historycznej”, Warszawa 2008, s. 304].
Podane przez Topolskiego kryterium prawdy, bardzo reprezentatywne dla formacji postmodernistycznej w naukach historycznych, jest następstwem agnostycyzmu w dziedzinie poznania historycznego. Prowadzi ono do zmiany statusu poznania historycznego, które przestaje być odczytywaniem minionej przeszłości, a staje się jej kreacją. Kreacji podlega sama prawda, co zwykle przybiera postać cenzury i manipulowania prawdą historyczną w duchu tzw. poprawności politycznej.
Jest tylko jeden metodologiczny wyjątek, w wypadku którego postmoderniści odchodzą od głoszonej zasady pluralizmu prawd, zawieszając wszystkie tezy ideologii postmodernistycznej. Tym wyjątkiem jest holokaust. Nie czynią już jednak takiego wyjątku np. w wypadku dziesiątek tysięcy Polaków, Ormian, Żydów, Rosjan i Ukraińców zamordowanych przez formacje OUN/UPA i SS-Galizien.
W myśl totalitarnego projektu, jakim jest postmodernizm, człowiek jako jednostka stanowi „byt niepełny”, który – identycznie jak w marksizmie –charakteryzuje się niezdolnością do samodzielnego poznania i artykułowania prawdy. W marksizmie i postmodernizmie wszystko – a zwłaszcza poznanie – jest zapośredniczone i uwarunkowane różnymi determinantami. W projekcie komunistycznym determinanty redukowano do czynników ekonomicznych, a prawdę znała tylko awangarda klasy robotniczej, czyli partia marksistowsko-leninowska, a właściwe jej Biuro Polityczne i Komitet Centralny. W postmodernizmie natomiast do poznania prawdy jednostka potrzebuje politycznie poprawnych i uniwersalnych co do kompetencji tzw. autorytetów moralnych. Owe autorytety (czasem także używa się określenia „elity”) – w ramach konsensualnego dyskursu w wąskim gronie – proklamują prawdziwość uznawanych w danym momencie prawd i wartości.
Rodzi się zatem pytanie, czy w świecie zdominowanym przez postmodernizm warto dążyć do poznania prawdy i mówić prawdę? Nie mam wątpliwości, że tak. Prawda zawsze była i być musi fundamentem rozwoju człowieka i świata. Przemilczanie ludobójstwa – np. poprzez unikanie używania tego określenia wobec zbrodni, która ludobójstwem niewątpliwie była – jest formą kłamstwa. Jeszcze większym kłamstwem i uderzeniem w fundamentalne wartości cywilizacji jest wybielanie sprawców tego ludobójstwa, pisanie dla nich sfalsyfikowanej, heroicznej historii oraz uznawanie – w imię postmodernistycznego dogmatu pluralizmu prawd i aktualnego zapotrzebowania politycznego – że tak wolno czynić, bo „nowa Ukraina” powinna mieć swoją heroiczną i antysowiecką historię.
Postmodernizm jako narzędzie metodologiczne historiografii jest niedorzeczny, a jako zasada organizacji życia zbiorowego groźny. Jeśli w wypadku ludobójstwa wołyńsko-małopolskiego staniemy na gruncie postmodernistycznej koncepcji prawdy, opowiemy się po stronie katów. Tak czyni większość środowisk politycznych i opiniotwórczych w Polsce. Chcąc być po stronie ofiar Wołynia i Małopolski Wschodniej, musimy odwoływać się do zasad klasycznej nauki o prawdzie, której najpełniejszy wykład przedstawił św. Tomasz z Akwinu (1225-1274). Naczelnymi cechami tomistycznej kategorii prawdy są jej obiektywizm i realizm. Prawda jest rzeczywistością przez nas zastaną i od nas niezależną. Jej obiektywizm oznacza, że podmiot poznający w najmniejszym stopniu nie wpływa na wynik poznania rzeczywistości, czyli prawdziwość jej poznania. Podmiot jedynie konstatuje zastany stan rzeczy, intelektualnie go sobie przyswaja i artykułuje w postaci wypowiadanych o nim sądów. Realizm zaś oznacza, że prawda jest nie tylko poznawalna, ale i poznawalna dzięki przyrodzonym zdolnościom poznawczym, takim jak intelekt, zmysły, wyobraźnia i zdolność do refleksji. Tomistyczną kategorię prawdy uzupełnia klasyczna fenomenologia, której podstawowe dyrektywy metodologiczne postulują bezpośredniość, naoczność i adekwatność opisu.
Musimy konsekwentnie mówić prawdę o ludobójstwie wołyńsko-małopolskim oraz zbrodniczym i nazistowskim charakterze tzw. integralnego nacjonalizmu ukraińskiego spod znaku OUN/UPA nie tylko przez wzgląd na pamięć o męczeństwie ofiar i nie tylko dlatego, że jesteśmy polskimi patriotami. Musimy to czynić przede wszystkim przez wzgląd na samą prawdę jako fundament człowieczeństwa. Nie możemy się zrażać tym, że postmodernistyczna prawda polityczna święci triumfy w instytucjach państwa, mediach, a nawet na łonie Kościoła katolickiego. Nie możemy upadać nawet wówczas, gdy dochodzi do nas informacja o zatwierdzeniu przez Stolicę Apostolską heroiczności cnót, a tym samym otwarcia drogi do beatyfikacji, arcybiskupa Andrija Szeptyckiego (1865-1944) – protektora nacjonalizmu ukraińskiego, w tym zbrodniczej dywizji SS-Galizien. Broniąc prawdy bronimy człowieka. Jeśli ludzie zapomną, kamienie wołać będą.
Bohdan Piętka
„…Jeśli ludzie zapomną, kamienie wołać będą. ..” – g* prawda. Wielokrotnie zapomnieli, i nikt nie wołał. Ani kamienie, ani Bóg.