Zakamarki Erosa – o sokratejskich relacjach między mężczyznami

Właściwe zrozumienie tej kwestii stanie się jednak dla nas możliwe, gdy zdamy sobie sprawę z przepaści jaka dzieli kulturę grecką od chrześcijańskiej w odniesieniu do tak subtelnej kwestii jak Eros – miłości i relacji seksualnych. Kultura chrześcijańska wywodzi się oczywiście z Hellady, a myśliciele chrześcijańscy byli platonikami (Św. Augustyn) bądź arystotelikami (Św. Tomasz), w odniesieniu do kwestii rozkoszy cielesnych paradoksalnie dopiero chrześcijaństwo w pełni zrealizowało jednak grecki ideał miłości platonicznej wywodzący się z przeświadczenia, że „ciało jest więzieniem duszy”. Sami Grecy byli tu nie dość konsekwentni.

Pogląd Platona na temat Erosa należy rozumieć na tle jego zasadniczych poglądów w temacie dobra, sprawiedliwości, czy wspólnoty politycznej. Niemiecki historyk idei i komentator Platona Leo Strauss akcentuje prymat polityki nad stosunkami opartymi na miłości. „W dobrym mieście – pisze Strauss – eros jest po prostu podporządkowany temu, co wymaga miasto. Dobre miasto wymaga, by miłość własna – cała spontaniczna miłość do rodziców, dzieci, przyjaciół i kochanków – została złożona na ołtarzu ofiarnym powszechnej miłości wspólnoty”[1]. Wynikałaby z tego jakaś hierarchia ważności, która kazałaby podporządkować ludzkie namiętności wartościom nadrzędnym czyli interesowi państwa. Dzieło „Uczta” aż kipi jednak od zmysłowych fragmentów erotycznych wychwalających piękno ludzkiego (zwłaszcza męskiego) ciała, a jego uważna lektura odsyła nas do konkluzji, że Eros winien mieć pozycję uprzywilejowaną w Panteonie greckich bóstw.

Jaką więc tak naprawdę rolę odgrywał dla Platona Eros? Na pewno jego stanowisko ewoluowało. Platon początkowo stał na pozycjach skrajnych – potępiał ciało i dobrodziejstwa tego świata, a wyzwolenie od nich miała zapewniać w jego twórczości dopiero śmierć, względnie filozofia. Później poszedł na kompromis i podporządkował się arystotelesowskiej zasadzie „złotego środka” uznając dobra realne za niezbędny warunek i szczebel do poznania dóbr idealnych. Dobra realne to np. piękne ciała, które są pierwszym przedmiotem miłości. Z czasem dopiero rodzi się w człowieku świadomość, że piękno dusz jest ważniejsze od piękna ciał. Stąd według Władysława Tatarkiewicza termin „miłość platoniczna” jest źle rozumiany w języku potocznym, który stawia zmysłowość na antypodach miłości. Tymczasem miłość zmysłowa była niezbędnym szczeblem i warunkiem dla miłości idealnej[2].

W podobnych kategoriach Platon postrzegał relacje homoseksualne. Stanowisko autora „Państwa” w tej kwestii również ewoluowało. I tak skłonności tego typu krytycznie oceniane są w „Prawach”. Najwięcej w sprawie skłonności homoseksualnych można jednak powiedzieć po lekturze „Uczty”. Jak mówi o homoseksualistach platoński Arystofanes w tejże „Uczcie”: „Niektórzy mówią o nich, że to bezwstydnicy, ale to przecież nieprawda. Bo to nie występuje u nich na tle bezczelności, tylko raczej na tle śmiałości, odwagi i pewnego męskiego zacięcia – kochają przecież to, co do nich samych podobne. […] Przecież tacy młodzi panowie, jak tylko który podrośnie, zaraz się poświęca karierze politycznej, a kiedy który jest już dojrzałym mężczyzną, poświęca się wówczas pederastii, niewiele dbając o żonę i o robienie dzieci. W celibacie żyje każdy, a jeden drugiemu wystarcza. Otóż tak w ogólności pederastia i czuła przyjaźń z mężczyznami powstaje w nas na tle przywiązania do tego, co jest nam samym pokrewne”[3].

Pederastia wynika zatem z umiłowania tego, co w nas samych podobne i w nas samych najlepsze. Mężczyźni tworzą tu wspólnotę, ale nie tyle cielesną co intelektualną. Jak pisze Paweł Rzewuski charakteryzując powyższą relację: „Miłość mężczyzny do mężczyzny Grecy uważali przede wszystkim za akt intelektualny, wiążący się z całością otaczającej go kultury. Kobiety, jako istoty targane popędami i gorzej rozwinięte intelektualnie, nie mogły być wartościowymi partnerkami dla wykształconego mężczyzny. Uczucie prawdziwej miłości mogło, zdaniem Greków, zawiązać się jedynie między osobami równymi intelektem”[4]. Można by zatem uznać, że Platon nakreśla zarys idealnej wspólnoty duchowej tworzonej przez mężczyzn, czegoś na kształt średniowiecznych zakonów kontemplacyjnych. Stąd mowa o celibacie.

W rzeczywistości jednak Platon (bądź platoński Sokrates) kieruje tu się logiką podobną do jego stosunku do miłości. Pociąg do pięknych męskich ciał i wynikająca stąd pederastia mają być szczeblem na drodze do miłości idealnej. Czy stanowisko to jest właściwe? Czy nie ma w nim jakiegoś błędu?

Dzisiaj jesteśmy już bogatsi o wiedzę, czym w rzeczywistości jest homoseksualizm jako zjawisko powszechne – nie elitarne jak w starożytnej Grecji, lecz masowe. Możemy skonfrontować idealistyczne tezy Platona o celibacie homoseksualistów z rzeczywistością. Czy dla praktykującego homoseksualisty uciechy ciała są jedynie szczeblem do miłości idealnej, czyli platonicznej i czystej? Raczej nie. Wystarczy się o tym przekonać z licznych wypowiedzi lobby gejowskiego, które prezentują współcześnie media, bądź z filmów fabularnych czy dokumentalnych o podobnej tematyce. Ostatnio zdarzyło mi się oglądać jeden z nich na ulubionej przeze mnie stacji TVP Kultura. To amerykańska produkcja „Jak przetrwać epidemię?” z 2012 r., która pokazuje oddolną mobilizację Amerykanów na rzecz walki z epidemią AIDS na przełomie lat 80. i 90. XX w. Członkowie zaangażowanych organizacji rekrutowali się głównie ze środowiska homoseksualistów dotkniętych plagą AIDS. W wywiadzie z jednym z nich dla amerykańskiej telewizji ugrzeczniony redaktor pyta o sposób zapobiegania HIV wśród młodzieży. Pada odpowiedź, że najlepszym sposobem są prezerwatywy. Na kolejne pytanie redaktora wprost dotyczące celibatu spotyka się z gwałtowną reakcją rozmówcy oznajmiającego bezpardonowo, że celibat jest całkowicie niepraktyczny.

I rzeczywiście filozofia celibatu jest ostatnią rzeczą, która przyszły by do głowy współczesnemu homoseksualiście. Raczej obraca się on w kręgu takich dylematów jak – seks analny czy oralny. Wszystko to skłania nas do przyjęcia wniosku, że skierowanie uwagi człowieka na dobra cielesne nie będzie dla niego szczeblem do wybicia się w kierunku dobra idealnego, dobra wyższego rzędu. Wręcz przeciwnie, człowiek taki wejdzie na równię pochyłą i obsuwać się będzie w dół.

Kwestii tej najwyraźniej nie była w stanie pojąć kultura starożytna. Właściwą perspektywę narzuciło dopiero chrześcijaństwo, które od początku promowało wstrzemięźliwość seksualną i krytycznie oceniało praktyki homoseksualne. Jak pisze Św. Augustyn w „Solilokwiach”: „Sądzę, że nic łatwiej nie strąca w niziny ducha męskiego niż pieszczoty kobiece i to zbliżenie cielesne, które jest istotą małżeństwa. […] Dlatego też dość słusznym, jak sądzę, i pożyteczniejszym dla swobody mej duszy jest powzięte przeze mnie postanowienie niepragnienia, nieszukania, niepoślubiania żon”[5]. Wiązało się z tym przeświadczenie, że nieuporządkowane związki cielesne maja status nieczysty. W ten sposób przejęta od Platona, ale praktycznie wdrożona w życie dopiero w kulturze średniowiecznej Europy, silna opozycja duszy i ciała przetrwała do czasów nowożytnych, które jednakże odwróciły jej kategorie i postawiły wszystko na głowie. Odtąd to potrzeby ciała wyrażały ducha wolności i emancypacji z pęt narzuconych przez religię i kulturę. Freud odwraca przecież słynną formułę Platona i powiada, że to „dusza jest więzieniem ciała”. Zgodnie z freudowską psychoanalizą, kultura chrześcijańska wypiera popęd seksualny, w efekcie przenosi się on do sfery podświadomej człowieka skąd może w sposób niekontrolowany eksplodować. Zygmunt Freud wraz ze swoimi perwersjami pozostaje jednak człowiekiem kultury chrześcijańskiej, którą stara się w swoich pismach przewartościować, a im mocniej to czyni, tym bardziej jest od niej zależny.

Za twórcę chrześcijańskiej opozycji ciała i duszy należy jednak uznać Platona, to w jego pismach kiełkowały pierwsze skłonności do celibatu i samowyrzeczeń choć sąsiadowały one z opisami chwalącymi piękno ludzkiego, a zwłaszcza męskiego ciała. To optyka platońsko-chrześcijańska wypracowała formułę aktów strzelistych do samego Boga, aktów wyrywających człowieka z okowów demonicznych skłonności, mrocznych zakamarków Erosa. Jakże odległa to filozofia od tej współczesnej, która promuje rozwiązłość seksualną oraz praktyki gejowskie. Homoseksualista zawsze jednak ma możliwość odwrotu od mrocznych praktyk, a odwrót ten umożliwia mu wytworzona przez Platona i religię chrześcijańską hierarchia wartości; zawsze może zaprzestać czynów homoseksualnych i zwrócić się w kierunku celibatu. Umożliwia mu to prawda platońsko-chrześcijańskiej duszy.

Michał Graban

http://michalgraban.pl


[1] L. Strauss, Platon, [w:] L. Strauss, J. Cropsey, Historia filozofii politycznej, Warszawa 2010, s. 57.

[2] W. Tatarkiewicz, Historia filozofii, Tom pierwszy: Filozofia starożytna i średniowieczna, Warszawa 2014, s. 110.

[3] Platon, Uczta, [w:] tegoż, Dialogi, Warszawa 1993, s. 89-90.

[4] http://histmag.org/Co-wynika-z-homoseksualizmu-Sokratesa-7605 (2015.07.24)

[5] Św. Augustyn, Solilokwia, [w:] tegoż, Dialogi filozoficzne, Kraków 1999, s. 256.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Zakamarki Erosa – o sokratejskich relacjach między mężczyznami”

  1. Antoni Kępiński w swojej „Psychopatologii życia seksualnego”, za „przebywanie w grupie homoseksualnej” uważał np. wyjscie dorosłego meżczyzny na wódke z kumplami lub kopanie przez niego piłki w takiejże grupie, jako opozycję do „relacji heteroseksualnej” typu spedzanie czasu z żoną. Kepiński traktuje słowo „homoseksualny” literalnie, besz podtekstu, nazwijmy to, erotycznego, jako „tes-samej-płci”. Domyslam się, że podobnie traktowali to Grecy: do gimnazjonu chodziło sie z kumplami, walczyło się na wojne w towarzystwie najbliższych kumpli, żony rodziły dzieci, a hetery dawały ukojenie seksualne, ew. mozliwość pogadania o czymś innym, niż z kumplami.

  2. ” Jednym z centralnych tematów Blühera jest tzw. związek mężczyzn (Männerbund) czyli ruchy, organizacje, instytucje, z których wykluczone są kobiety i w których panuje specyficzny Eros. Według Blühera w mężczyźnie istnieją dwa Erosy – jeden popycha go ku kobiecie i założeniu rodziny, drugi kieruje go ku innym mężczyznom i do tworzenia „związków mężczyzn”. Ten drugi Eros leży u podstaw tego, co państwowe, wojskowe, polityczne i w ogóle tego, co stwarzane jest przez mężczyzn niejako wbrew związkom z kobietami i wbrew rodzinie. Eros skłaniający mężczyzn do tworzenia związków nie oznacza popędu seksualnego do własnej płci. W związkach mężczyzn homoseksualiści tworzą znikomą mniejszość. Teorie Blühera nie są również antyfeministyczne – przeciwnie uważał on, że Eros związków mężczyzn i Eros, na którym opierają się więzi łączące kobiet i mężczyzn oraz rodzina powinny pozostawać w równowadze (innymi słowy, mężczyźni muszą mieć możliwość tworzenia związków wyłącznie męskich). Tylko wtedy powstaje harmonijna, organiczna całość zawierająca oba światy – kobiecy i męski. I dopiero wówczas kobieta odzyskuje swoją godność. Jeśli oba Erosy są zmieszane, jeśli kobiety i mężczyźni są zawsze ze sobą, dochodzi do zniewieścienia mężczyzn i zmężczyźnienia kobiet. Tam gdzie następuje zanik związków mężczyzn tam według Blühera następuje feminizacja społeczeństw przejawiająca się w panowaniu ideologii materializmu, pacyfizmu, feminizmu, demokratyzmu, w panowaniu masy nad elitą, w zwycięstwie handlarzy nad bohaterami. Armin Mohler pisze w „Konserwatywnej Rewolucji…”, że niezależnie od słuszności teorii Blühera w politycznej rzeczywistości tamtych lat jest wiele zjawisk potwierdzających znaczenie związków mężczyzn: czy będą to „męskie kluby” młodokonserwatystów, narodowo-rewolucyjne tajne związki i organizacje wzorowane na zakonach czy też związki bojowe (Kampfbunde) partii politycznych, przede wszystkim komunistów i narodowych socjalistów, ale nie tylko.”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *