„Przeciw prądowi. Legendy o faszyzmie”

Motto:

RZYM, 6 listopada (PAT). – Jak donoszą z Genui, tamtejszy dziennik socjalistyczny „Il Lavoro”, został zajęty przemocą przez miejscowych faszystów i jest obecnie redagowany jako organ faszystów przez specjalny komitet. Ten sam los spotkał dziennik „Cittzdino” w Brescii, oraz dziennik „Corriere del Mattino” w Veronie.

 (Warszawski: „Robotnik” z dnia 7 listopada 1922 r.)

Warszawski „Robotnik” z dnia 7 listopada 1922… o dzienniku zajętym przemocą… w Genui.

Zaabsorbowana i zajęta wyborami prasa polska nie miała i nie ma istotnie czasu ani miejsca na zajęcie się fenomenem pierwszej w dziejach świata białej, bezkrwawej rewolucji, jaka w błyskawicznym tempie jasnym płomieniem ogarnęła państwo, będące kolebką cywilizacji i… zwyciężyła. Tymczasem cała prasa europejska przepełniona jest po brzegi szpalt faszyzmem i jego oszałamiającymi sukcesami. Równocześnie zaś w niektórych organach prasy polskiej uprawianą jest głównie z pomocą „telegrafów prywatnych”, fabrykowanych na miejscu przy pomocy nożyczek i wiedeńskich żydowskich szmat formalna na ten temat orgia kłamstw, przekręceń, fałszów i oszustw. Najwyższy czas, aby temu malstromowi kalumnii na obecny rząd włoski, pierwszy rząd włoski nam przyjazny, a Niemcom i Rosji niechętny, położyć wreszcie tamę i trujące opinię publiczną gazy rozproszyć i rozpędzić.

Domorośli oszczercy wspaniałego imponującego całemu światu odrodzeńczego, renesansowego ruchu włoskiego radzą sobie u nas w ten sposób fortelny, że włoską „rivolta guelfa”, tj. insurekcję antyghibelińską przedstawiają swojej czytelniczej czeladzi po pierwsze jako rozbujały, rozzuchwalony szowinistyczny imperializm na zewnątrz a na wewnątrz jako jakąś masową anarchiczną ruchawkę „bande nere” lazaronów, band apenińskich, żebraków neapolitańskich, gondolierów weneckich od rana do nocy wylegających na ulicę, wpadających do mieszkań prywatnych, rabujących, grabiących, podpalających, strzelających do policjantów, gwałcących kobiety, demolujących redakcje, poniewierających starcami, tratujących dzieci, jednym słowem mówiąc słowami p. Niedziałkowskiego:

„Tłum hultajów i niebieskich ptaków balansujących między gestem romantycznym a przestępstwem kryminalnym”…

Jest to ogromne ułatwienie sobie sprawy, wobec tego, że przeciętny polski czytelnik jeszcze dziś Włochy nowoczesne zwłaszcza południowe wyobraża sobie powieściowo jako przepełnione tajemniczymi częściowo tajnymi, pół jawnymi organizacjami pół-bandyckimi, pół-awanturniczymi, zbliżonymi do naszych peowiąt, i strzelców (dającym tyle materiału sensacyjnym, reklamiarskim, swojskim nowelom, powieściom i poezjom). W tym świetle fałszywym postać B. Mussoliniego wyrasta tylko na jakiegoś wielkiego Fra Diavola, który magicznym urokiem i tajemniczą władzą „czarownym pierścieniem” zdołał tylko tłumy tych czekających lazzaronów, gasparonów i bravów zahipnotyzować i pewnego dnia pięknego puścił je na złupienie Wenecji, Mediolanu, Neapolu, wreszcie Rzymu. Tak mniej więcej pisze w paryskiej „L’Humanité” Paul Levi, tak w pierwszym momencie relacjonował „The Little (Petit) Paris”[1] i tej taktyki trzymają się nasi ghibellini, filoteutoni, defetyści i nittiśći. Od kilku dni jednakże nawet tego typu prasa na Zachodzie nałożyła już sobie kaganiec i jakby osłupiała czy oślepiona świetną taktyką już rządzących faszystów wyraża się o nich jeżeli nie z rewerencją, to przynajmniej z chłodną wstrzemięźliwością i spokojnym wyczekiwaniem.

Tymczasem u nas nadal larum i groźby. Słyszeliśmy je już w sierpniu i skóra nasza nie cierpła. Z goła po faszystowsku machali pałkami Stapiński, Okoń, Dąbski, Daszyński. Poseł Barlicki, jak drugi Bianchi mówił:

„Mam wrażenie, że burza nadciąga. Z litości nad wami ostrzegam was, pozwólcie się zatrzymać nad przepaścią. Jeśli rząd Śliwińskiego nie utrzyma się, inny wyraz sporu między wami a nami może być groźny. Rząd ten jest ostatnia klapą bezpieczeństwa”.

Inni zaś massimalisimi, i arditi, i popolari grozili z goła po włosku, że „walki o demokrację, odbędą się poza prawem”, że „płomienie ogarną nie nasze głowy a wasze” a ks. Okoń twierdził, że „albo dyktatura, albo walka bratobójcza”. Również mocno po faszystowsku, dziś jeszcze grozi mgławemu widmu naszego  publicystycznego narodowego ruchu poseł Niedziałkowski, że:

„Polska klasa robotnicza dałaby sobie radę z nimi, prędzej i łatwiej”…

Nie jest to pięknie w artykułach wyszydzających i zohydzających wspaniały ruch anty germański faszyzmu wyrażać się właśnie faszystowskimi terminami. Ale z tym musimy już się oswoić, gdyż takim też stylem przemawia Lenin w Moskwie, Austerlitz w Wiedniu a Paul Lewi w „L’Humanité”. Prostować natomiast należy grube i ordynarne kłamstwa o faszystowskiej polityce zewnętrznej, zagranicznej oraz o tym, jakimi to metodami zwalczyła patriotyczna narodowa młodzież włoska wroga wewnętrznego… „chorobą angielską”…

Najpierw zajmiemy się tymi pierwszymi. Jak to już raz tu powiedziano: na początku była idea, były idee, tylko idee. Szerzone były w całym szeregu wydawnictw Corradinego, Federzoniego, Papiniego, d’Anunzia. Wielką rolę odegrała rewelacyjna książka z r. 1915 „La Germania alla sonqiusta della Italia” napisana prze trzech autorów: prof. Matteo Pantaleone, prof. Preziosi i przez posła Colonna di Cesaro nacjonalistę, który w obecnym gabinecie Mussoliniego dzierży tekę poczt i telegrafów. Dzieło to wykazało do jakich granic doszła penetracja pokojowa Teutonów przy pomocy olbrzymiej mafii ghibellinów nowoczesnych wśród których Żydzi grają pierwszą rolę (Toeplitz, Mayer, Barzilai, Sonino, Schanzer, Modigliano, Treves, Serrati, Banca Commerziale, Fiat, Vermouth-Martino, Banca Ital. Ungarcia etc.). Ta książka otworzyła Włochom oczy na niebezpieczeństwo hegemonii i supremacji pangermańskiej w życiu włoskim gospodarczym; z ducha i z idei tej książki wyszło moc innych publikacji i wydawnictw. Z idei tej książki wyszły też interwencja ongiś, a faszyzm obecnie.

Dlatego też ruch faszystowski jest „rivolta guelfa” jest ostrzem swym zwrócony przeciw pangermańskiej infiltracji. Dlatego też ongiś pierwszy filo germański Zanella z Triestu, drugi Credaro w lecie z Bolzano (Bozen) a trzeci potężny Nitti w nocy musieli uciekać z Rzymu przed faszystami… W jednym z listów swoich z Genui pisał płacony przez rząd polski nasz nittista Ehrenberg, załgany po same uszy kalumniator faszyzmu, że:

„Ażeby to zrozumieć trzeba stwierdzić, że jedną z istot faszyzmu jest duża sympatia dla wszystkiego co jest niemieckie…”

Ten sam fałszerz z profesji już kilkakrotnie kłamał jak z nut jeszcze w czerwcu, że „Mussolini wyrzekł się faszyzmu uroczyście”, że „oświadczył gotowość współpracy z socjalistami”, że triesteński deputowany faszystowski Giuna pertraktował z Rakowskim i Rosenbergiem itp. ohydne, tępe, śmieszne i głupie potwarze. Dziś ten sam giornalista szkaluje obecny rząd włoski dalej.

Jest to tym bardziej niedorzeczne, że tylko faszyści, tylko dla nas ze wszystkich narodów słowiańskich mają zdecydowaną sympatię (przy mocnej antypatii do Jugosłowian, Czechów i Bolszewików) tym groźniejsze, że wszyscy ich antagoniści są zaciekłymi naszymi antagonistami. Weźmy przede wszystkim Mussoliniego. Kiedy podczas śląskiego powstania po nieszczęsnym zabiciu pułkownika Remero i innych, cała prasa włoska, literalnie cała, zionęła na nas najstraszliwszymi inwektywami, tylko jeden jedyny Mussolini odważył się w „Popolo d’Italia” bronić polskiej tezy i polskich postulatów czarno na białym. Co zaś pisały wrogie fascio i nienawidzące Polski „Secolo”, „Corriere della Sera” (Filip Sacchi), „Mondo”, „Paese”, co wypisywał dziś uciekinier Nitti? Co pisały te wszystkie pisma pro germańskie przyjazne Piłsudskiemu, a tak pogardliwe wobec Polski Korfantego, Żeligowskiego, Hallera? Weźmy teraz wybitnych wrogów faszyzmu we Włoszech. Pobity przez faszystów senator Malagodi z „Tribuny” wypisywał o nas stale co najgorsze w „Tribunie”. Antagoniści faszystów w parlamencie Urbano Prinotto, Ettore Lombardi-Pellegrino 10 sierpnia poruszyli w izbie sprawę Wschodniej Małopolski i „okupacji polskiej”. Ten sam temat zacięty nittista deputowany florencki Żyd Philipson dnia 26 września. Walczący z faszystami w ostatniej erze organ Popularów[2] księdza Sturdzy „Popolo Romano” stał cały czas po stronie Ukraińców, dał się inspirować metropolicie Szeptyckiemu i drukował przeciw nam najgorsze oszczerstwa. Wrogiem naszym aktywnym był też senator Da Ferrari, któremu za filo germańskie artykuły w „Paese” dali faszyści miesiąc temu 48 godzin do namysłu i i do „nawrócenia”. Że „revolta guelfa” zwrócona była przeciw naszemu też wrogowi odwiecznemu, o tym najlepiej świadczy epizod z dzielnicą odzyskaną nad Górną Adygą, Triestem i Bolzano, gdzie włoscy gibelisi uwili sobie najmocniejsze gniazdo i jaczejkę dla „Deutscher Verbandu”. Tu rządził „aktywista” Credaro w Bolzano, a Nitti już rozzuchwalonym Tyrolom obiecywał autonomię terytorialną (tout comme chez cous). Kiedy Credaro w mowie oficjalnej powiedział, że „ziemia to cudza” („wasz to kraj” w Wilnie) faszyści wkroczyli pod wodzą Giunty i w 4 dni oczyścili Górną Adygę z aktywistów, przepędzając Credarę, syndyka Parathonera i wszystkich germanofilów na zbity łeb. Mussolini zaś w mowie mediolańskiej, 3 października mówił:

 „Brenner jest nasz i w nim pozostaniemy. Nie pójdziemy do Insbrucku, lecz niech nikt się nie łudzi, by Niemcy lub Austria mogły kiedykolwiek powrócić do Bolzano”.

Nie ma też racji rozdymać dziś w naszej prasie antagonizmów między Włochami a Jugosławią, jak to robią nasi radykaliści… ni stąd ni zowąd panslawiści…  Telegramy, obecnie dzień po dniu donoszą, że żadna „groza nad Serbią” nie wisi, że Mussolini z Nincziczem raz po raz konferują, że zapoczątkowane w Rapallo między Sforzą a Antonowiczem, w Santa Margherita z Schanzerem utrwalone, sąsiedzkie, przyjazne stosunki w niczym nie stracą na swym walorze: stało się tylko to, że tzw. 3 strefa neutralna w Dalmacji ewakuowana jeszcze nie została, a włoskiej Zary włoskie wojska jeszcze nie opuściły. W każdym razie francuski geniusz mediatorski i tutaj do harmonii i zgody doprowadzi.

Najgrubszą i najgłupsza stosunkowo blagą były obliczone specjalnie na Warszawę wieści o zaostrzeniu stosunków między Francją a Włochami w związku z dymisją hr. Sforzy i wymianą depesz między Mussolinim a Sforzą. Czego się nie czytało w pierwszych dniach w „prywatnych depeszach” „Porannego Paese”[3].

Szowiniści, faszyści będą się domagali Nizzy, Sabaudii… Korsyki… potem Tunisu… Smyrny. Za panią matką „Neue Freie Presse” powtarzano gładko wszystkie żydowskie kaczki, nadziewane nie farszem, a fałszem o impertynenckich telegramach, gwałtownej scenie itp. Wszystko to okazało się tendencyjną pianą. Mogły być na początku pewne nastroje niepojące dysonansowe którym dali wyraz w francuskiej prasie Bidon i Bainville, szczególnie z powodu dawnego bojowego hasła fasciów: Mediterana italiana… Ale jeżeli były jakieś chmureczki na tym horyzoncie w mig się rozwiały. Już podczas zjazdu w Neapolu obradujący w Brukseli równocześnie kongres narodowców belgijskich ultra frankofilskich wysłał do Neapolu telegram następujący:

„Kongres CPN, który ogniskuje dla obrony zwycięstwa, siłę narodu i realizację aspiracji narodowych wszystkich Belgów – patriotów, posyła serdeczne pozdrowienie tym, których wola i karność uratowały od zakusów międzynarodowych złoczyńców Włochy, zwycięskie jak Belgia i oszukane jak Belgia”.

Jeden zaś z najgorętszych patriotów z czasów inwazji bochów p. Verstraeten mówił na kongresie:

„Wierzę, że sprawa faszyzmu włoskiego stawia sprawę faszyzmu belgijskiego”.

Że jednak cały ruch narodowy faszystowski wyszedł z idei poczucia rasowości romańskiej, solidarności narodów łacińskich i nawrotu od Schanzera i zboczeń ku Anglii, Rosji i Niemiec do organicznej rasowej przyjaźni z Francją, więc szybko bardzo naelektryzowano znów drut z Paryżem ku rozczarowaniu paryskich Paul-Lewich, Rappaportów,  Cachinów, Weissów z „Ere Nouvelle”, „Populaire”, „L’Humanité”. Tu znowu trzeba dodać, że idee i książki dziennikarzy – Gaydy o potędze i bogactwie dzisiejszych (1922) Niemiec zrobiły swoje, jako też stała propaganda przyjaźni z Francją Federzoniego w „Idea Nationale” i Corradiniego „Corriere Commerziale” i gdzie indziej.

Temu odłamowi prasy, która stale karmiona angielskim plumpuddingiem Garvina, Kerra, Paresa, Keynesa judziła na „Poincare-la-Guerra” i powtarzała persyflując pruskie „Lloyd mit Huns” tej prasie dano po łapach i po zębach zamykając „Paese”, zionący nienawiścią i do Polski już na wieczne czasy. Do mocnego wina pełnego programu „Unita Italia” dolano sporo wody z Tybru. Posła faszystowskiego Alessandra Dudana, który w Neapolu jeszcze miał co nieco zbyt wojowniczą mowę o Morzu Śródziemnym dla Śródziemnomorców, nie zawahał się genialny realista i taktyk Mussolini usunąć zupełnie w cień. Stanąwszy u steru dzielny syn kowala i eks-socjalista doszedł od razu do przekonania, że jak bez Tessinu szwajcarskiego, tak i bez Dalmacji całej i bez Tunisu Włochy jako mocarstwo rozwijać się mogą, zyskawszy tylko więcej wpływów na wschodzie, a unieważnienie protokołu w Mudanii i to co się da uzyskać w kolaboracji z Francją i bez żadnego zakłócania pokoju. W każdym jednak razie dość ustępstw, dość upokorzeń, dość podporządkowywania się Wielkiej Brytanii, flirtowania z Prusakami Deutschthum-Bundu, to z emisariuszami III międzynarodówki. Stąd też te radykalne zmiany na stanowiskach ambasciatorów we wszystkich głównych metropoliach świata z ery Nittańskiej uległości, a powoływanie i mianowanie na ich miejsce dyplomatów z warstw historycznych, więcej instynktu, tradycji i poczucia godność mocarstwowej starej rasy posiadających: eminentissimów. Włochy zostają nadal czynnikiem i podporą pokoju, ale będzie to pokój nie za wszelką cenę, nie defetystów i cauillax-tystów, Treuga Dei, ale nie Treuga Judaei.

Normalne stosunki we Włoszech i w polityce zagranicznej bez żadnych najmniejszych nawet wstrząśnień wracają zaufania do nowego, biało-rewolucyjnego rządu „giovinezzy” nabrali wszyscy. Schanzer usunięty, Nitti zbiegł, entente intime między Francją a Italią zapewnione, contee Sforza będzie reprezentował Włochy prawdopodobnie na Konferencji Wschodniej. Faszyści zdemobilizowani rozeszli się już i rozjechali do domów. Wraca ład, porządek, praca zresztą niezakłócona, przychodzi oszczędność, kasowanie synekur partyjnych, ba nawet lir idzie w górę!

Hymn faszystów brzmi jak nasza „Rota” po wszystkich miastach. Cały świat zdumiony tą pierwszą rewolucją na prawo, omal bezkrwawą, rewolucją autorytetu, przez syna kowala, eks-socjalistę na pożytek i nową chwałę swej ojczyzny tak wspaniale przeprowadzoną!

Czy nie czas by było po demobilizacji faszystów, zdemobilizować się i naszym domorosłym kalumniatorom nowego włoskiego rządu?…

Źródło: Przeciw prądowi. Legendy o faszyzmie, „Rzeczpospolita” nr 307 z 10.11.1922 r., s. 4-5.


[1] Mowa o dzienniku „Le petit Parisien”.

[2]   Włoska Partia Ludowa(Partito Popolare).

[3] „Kurier Poranny”.

Książkę można kupić m.in. w naszej księgarni: http://sklep.konserwatyzm.pl/z-bojow-adolfa-nowaczynskiego/

Polecamy zakup promocyjnego pakietu endeckiego: http://sklep.konserwatyzm.pl/pakiet-promocyjny.-endecki/

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *