Rękas: Po wypowiedzi prezydenta Putina, czyli najlepsze czasy dla ludzi myślących

Skądinąd niegłupi ludzie piszą od przeszło tygodnia „To koniec szans na pojednanie z Rosją!”.

Serio? Dlatego, że prezydent Putin przywalił jednemu nieżyjącemu dyplomacie – mielibyśmy rezygnować z procesu będącego geopolityczną szansą dla Polski? Odziecinniał ktoś? Wypowiedzi prezydenta Putina nie kończą, ale OTWIERAJĄ nowy, optymistyczny rozdział w pracy na rzecz pojednania polsko-rosyjskiego.

Dotychczasowe nastawienie rosyjskiej klasy politycznej wobec Polski sprowadzało się do jednego z trzech stanowisk:

  1. Dominującej OBOJĘTNOŚCI – Polska jest częścią bloku zachodniego, to niech sobie będzie, nie ma żadnego powodu się nią zajmować. Wyznawcy tego poglądu nie widzieli więc żadnego powodu, by mieć wśród Polaków jakichkolwiek partnerów.
  1. Powracającej WIARY w polski patriotyzm – w duchu „kto jak kto, ale my się dogadamy!„, co wiązało się a to z przywiązywaniem wagi do jakichś wypowiedzi Andrzeja Dudy i innych przedstawicieli obecnego zarządu III RP, a to wczytywaniem się czego to znów (nie do)powiedzieli przedstawiciele Konfederacji itp. Mrzonki tego typu, pojawiające się na obrzeżach rosyjskich siłowników – orientowane były na oczekiwaną ewolucję PiS-u czy awans polityczny sił PiS-o-podobnych. Takim pomysłom W. Putin zadał cios najdotkliwszy.
  1. Tlącej się jeszcze tu i ówdzie NADZIEI, że „będzie jak dawniej” w relacjach z całym Zachodem, a więc i z Polską. To pogląd typowy dla dawnych liberałów, obecnie zamaskowanych w rosyjskim obozie władzy jako technokraci. Ci zorientowani bywają na tak zwaną opozycję w III RP, nie bacząc, że w rusofobii nie ustępuje ona PiS-owi.

Zarysowanie nowej linii konfrontacyjnej kładzie kres dotychczasowym błędnym założeniom rosyjskim, zaś po stronie polskiej intensyfikuje potrzebę istnienia środowiska nie będącego częścią formacji pro-zachodniej, nie mającego historyczno-propagandowych obciążeń PiS-u i nie marzącego o liberalnym resecie. Kryzysy to przecież najlepsze czasy dla ludzi myślących!

Skąd więc owo wielkie dramatyzowanie, tak powszechne po stronie jakoś tam realistycznie dotąd myślącej o relacjach polsko-rosyjskich? Wszak to my właśnie powinniśmy najlepiej rozumieć, że zarówno rusofilia i rusofobia nie mają żadnego większego sensu. Polska i Rosja mają po prostu wspólne interesy, rozstrzygane geopolityką. Propaganda, w tym polityka historyczna – jest zaś tylko jej narzędziem. Uświadomić zaś sobie należy przede wszystkim jedno: ignorowanie Polski przez Rosję czyniło polskie środowiska pojednawcze wobec Moskwy zbędnymi. Konfrontacja – choćby i historyczna – powoduje, że znowu stają się potrzebne.

Odrzucona ręka Rosji

 

Co zaś się tyczy samego przedmiotu awantury – oczywiście, już jakiś czas temu, z pełną premedytacją i wbrew własnym interesom, III RP została ustawiona na kursie kolizyjnym z polityką tożsamościową realizowaną przez prezydenta Putina. Jej istotnym elementem pozostaje ethos zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej, a współczesna Rosja to kraj najumiejętniej (obok, niestety, „Izraela”) posługujący się wciąż legendą wojenną. Inaczej niż syjoniści jednak – Rosjanie dotąd ograniczali siłę tej wizji do swojej polityki wewnętrznej. Teraz – przyszedł widać czas, by wyjść z takim przekazem na zewnątrz.

Przypomnijmy w tym miejscu, że przecież trzy lata temu przyjechał do Polski rosyjski minister kultury, Władimir Miedinski (żaden „stalinista„, nastajaszczy Biały) i zaproponował Warszawie wspólny front pamięci historycznej: Polaków, Rosjan i Żydów- antyfaszystów (nie syjonistów), z symbolami takimi jak Sobibór i ostrzem antybanderowskim. W odpowiedzi władze Polski poszczuły Miedinskigo jakąś tam Przełomiec… Nie można więc nawet powiedzieć, że nie byliśmy uprzedzeni.

Ethos wojennego zwycięstwa i niemiecka pułapka

A najgorsze, że Polska powinna być (i do lat 90-tych była…) naturalnym sojusznikiem Rosji w budowaniu tożsamości narodowej w oparciu o zwycięstwo w II wojnie światowej. Taki mechanizm świadomościowy stanowił znakomite zabezpieczenie przed rewizjonizmem niemieckim – dziś zaś byłby jeszcze lepszą obroną przed roszczeniami syjonistycznymi. Niestety, już w latach 80-tych ta zgodna z naszym interesem narodowym polityka historyczna została odrzucona w duchu „Oj, już dziadzio skończy z tą wojną…”. Tak to przynajmniej wyglądało od ludzkiej strony, bez uświadomienia, że na przeprowadzenie tego typu zmian świadomościowych w Polsce – strony zainteresowane (czyt. – Niemcy za zgodą Amerykanów i syjoniści rozkazujący Amerykanom)  musiały zapewne sporo wydać…

I potem już było z górki: bez odejścia od ethosu zdobywców Berlina – nie byłoby Krzyżowej, a bez krzyżowego uścisku Kohla z Mazowieckim – nie mielibyśmy w Polsce gospodarczych Wielkich Niemiec. Jest w tym też jednak cień optymizmu – skoro ze szkodą dla polskich interesów daliśmy na sobie przeprowadzić transformację tożsamościową, w skutek której utraciliśmy suwerenność (gospodarczą i polityczną) – to być może wystarczy analogiczna zmiana, tylko o przeciwnym zwrocie, by niepodległość odzyskać?

Zamiast tego zarząd III RP brnie uparcie w pułapkę, kołacząc o poparcie swojej propagandy przez Berlin i Tel Awiw. Czyli żeby udowodnić, że nie było historycznego sojuszu polsko-niemieckiego – mielibyśmy teraz zawrzeć sojusz z Niemcami w sprawie historii? Przecież to PR-owe samobójstwo, potwierdzające tylko, że „z tym Lipskim i Hitlerem coś było na rzeczy„! Przyjęcie fałszywej pomocy niemieckiej to już drugi błąd, po samej formie polemiki z prezydentem Putinem, w tym odnoszenia się do słów, których on sam nie powiedział. To przecież polska odpowiedź (?), a nie rosyjska krytyka poniosła w przestrzeń publiczną słowa o „współpracy z III Rzeszą w przygotowaniach zagłady Żydów„. Te słowa padły Z POLSKIEJ strony i to one zostaną zapamiętane, nie żadne zaprzeczanie. Znowu – „widać coś było….”.

Z kolei sama postawa niemiecka wydaje się oczywista: „skoro II wojnie światowej winni są naziści i Stalin – to przecież nie są winne Niemcy!” I jak to do nich chodzić teraz po reparacje?

Zaprawdę, polityka zagraniczno-historyczna PiS-u z każdym podskokiem głębiej zapada Polskę w bagnie…

Będzie gorzej?

Co gorsza, Polska usiłuje rozliczać Rosję z jej historii i stosunków wewnętrznych. Np. lwią część oświadczenia premiera Morawieckiego stanowiły dywagacje na temat polityki Stalina bynajmniej nie (tylko) wobec Polski czy Polaków. To jest podstawowy błąd, celowy u rusofobów, ale częsty i mimowolny także u wielu deklarujących przyjazne uczucie wobec Rosjan. Nigdy nie wypada dobrze, kiedy jeden naród mędrkuje drugiemu „a powinniście byli mieć takich przywódców i śmaką politykę wewnętrzną„. Tak się nie tylko z Rosją, ale w ogóle z nikim nigdy nie dogadamy, a tylko otwieramy możliwość, by to inni zajmowali się wiwisekcją naszej własnej historii i jej równie swobodnym ocenianiem. Tak to już bowiem jest w polit-propagandzie – że w tym największa zabawa, by „machinator od własnej ginął maszyny…”.

Niestety, można też zakładać, że wszystkie prowokacje polit-historyczne ze strony III RP – ukierunkowane są na jeden cel taktyczny: wywołanie jakiejkolwiek reakcji rosyjskiej przeciw najważniejszemu awatarowi naszych relacji: cmentarzowi w Katyniu.

To dlatego niszczy się nie tylko pomniki sowieckie w Polsce, ale i świadomie uszkadza i dewastuje groby żołnierzy Armii Czerwonej, stąd kolejne wojny historyczne. A jakie podekscytowanie wywołała informacja o możliwości przewieszenia ze ściany na ścianę tablicy upamiętniającej rozstrzelania polskich oficerów w Twerze! Och, gdyby Rosjanie (czy ktokolwiek, kogo można by Rosjanami ogłosić) – zrobili cokolwiek, co można by uznać za „profanację Katynia„…! Słowem, gdyby z memoriałem tym postąpiono tak, jak z setkami sowieckich cmentarzy i pomników w Polsce – wówczas władze III RP wreszcie poczułyby się spełnione! Mogłyby ogłosić: „Zobaczcie, tak jak mówiliśmy, niesprowokowani napadli na naszą narodową świętość! Bij, precz, nigdy zgody miedzy nami!”. W związku z rangą, jaką już się nadaje przyszłorocznym obchodom katyńsko-smoleńskim w Polsce, jak i wobec obecnej wojenki historycznej – możemy już zastanawiać się czego też rządzący nami jeszcze nie wytną – i pod tym względem możemy też być pewni, że obecna awantura to faktycznie nie koniec, ale dopiero początek.

Pakt Piłsudski-Stalin – lekcja do odrobienia

Taka kumulacja błędów (?) jest rzeczywiście szkodliwa, choć na szczęście nie mieli też racji ci już krzyczący histerycznie o „antypolskim sojuszu izraelsko-rosyjskim„. Ot, po prostu w globalnej rozgrywce i każdy ma swojego Żyda (i odwrotnie…), i środowiska żydowskie sprytnie obstawiają różne konie i tylko Polska znajduje się w pozycji do bicia z każdej strony, zamiast zejść syjonistom z linii strzału/roszczeń, skoro nie jest w stanie skutecznie im się przeciwstawić, ani zbudować sobie bloku wsparcia międzynarodowego. Tymczasem, skoro już musimy (?) i rozmawiamy o historii – to przecież w nie mniej trudnym położeniu międzynarodowym potrafiliśmy się wyśliznąć z uciążliwie jednostronnych i nierównoprawnych sojuszy i to właśnie dzięki nawiązaniu dialogu z Moskwą. Nie „z miłości”, tylko w dobrym rozumieniu własnych interesów.

Zawsze bowiem rozmawiając o historycznych relacjach Polska-Wschód – należy przypominać okres, gdy decyzją samego marszałka Józefa Piłsudskiego z jednej, a Józefa Stalina z drugiej strony – uległy one wyraźnej poprawie, a nawet ociepleniu na początku lat 1930-tych. Obaj przywódcy stali bowiem na tym samy gruncie – twardej realpolitik, bez emocji i sentymentów, acz ze zrozumieniem trudnych uwarunkowań, zwłaszcza wewnętrznych i propagandowych. Piłsudski tłumaczył: “Po kilkunastu latach mniej lub więcej wrogiego stosunku między naszymi krajami – musimy dać naszej opinii publicznej czas do oswojenia się ze zwrotem na drodze dobrosąsiedzkich stosunków, nie wykluczając stopniowego ich zacieśniania w przyszłości”. Jednocześnie jednak jego specjalny wysłannik do Moskwy, Bogusław Miedziński, stary dwójkarz, wówczas redaktor naczelny organu sanacji, „Gazety Polskiej”, w przyszłości m.in. marszałek Senatu, najtęższa głowa grupy pułkowników – tak w kwietniu 1933 r. przekazywał ludziom Stalina posłanie swojego marszałka: „Aby zaś nie mówić ogólnikami, nawiążę do sytuacji obecnej bez ogródek. Mówię wam: POLSKA NIE ZWIĄŻE SIĘ W ŻADEN SPOSÓB I W ŻADNEJ SYTUACJI Z NIEMCAMI PRZECIWKO ROSJI SOWIECKIEJ. Do tego oświadczenia zostałem w pełni upoważniony, z pieczęcią imienną o której już panu dziś powiedziałem. (…) A teraz powiem swoimi słowami, co leży u podstaw takiego stanowiska, przez Polskę zajętego: nie to naturalnie, żeśmy was nagle i płomiennie pokochali, lecz nasz własny interes. Gdybyśmy się przysłużyli do niemieckiego ataku na Rosję – to jakież perspektywy: w wypadku niepowodzenia katastrofa dla nas oczywista. A w razie powodzenia? Niech pan patrzy na tę mapę i wyobrazi sobie w jakiej sytuacji znalazłaby się Polska, otoczona nowymi podbojami niebywałego dotąd imperium, na jego całkowitej łasce i niełasce. Czy myśli pan, że tego nie dostrzegamy? Jak sądzę powinniście zrozumieć, że to co panu przed chwilą oświadczyłem jest prostym wskazaniem polskiej racji stanu i wyzbyć się zastarzałej do nas podejrzliwości”.

Skądinąd fakty te wyraźnie zadają kłam twierdzeniom, jakoby marszałek Piłsudski zawsze i bez względu na okoliczności był zwolennikiem marszu przeciw Rosji, a zatem i temu, że „gdyby żył – to na pewno poszedłby z Niemcami”. Przeciwnie, wiemy przecież, że polski dyktator wyraźnie odrzucił taką ofertę, przesłaną mu przez Hitlera już w styczniu 1935 r. za pośrednictwem Hermanna Göringa. „Polska jest zainteresowana pokojowymi stosunkami z ZSSR, z którym ma tysiąc kilometrów wspólnej granicy” – uciął marszałek i szkoda, że i jego bezpośredni następcy, i ci odwołujący się do jego dziedzictwa zapomnieli tej jasnej wykładni polityki realnej.

A jak swój zwrot w stronę Polski uzasadniał wówczas Stalin? Już 30 sierpnia 1931 r. sowiecki przywódca wydał jasną dyspozycję Łazarowi Kaganowiczowi w Moskwie, pisząc: „Dlaczego niczego nie zgłaszasz na temat polskiego projektu paktu [o nieagresji] przedłożonego przez Patka (polskiego ambasadora w Moskwie) Litwinowowi? To bardzo ważne, niemal decydujące (na następne 2-3 lata) dla zagadnienia pokoju i obawiam się, że Litwinow, ulegając presji tak zwanej opinii publicznej rozdrobni temat. Zwróćcie szczególną uwagę na tę sprawę, pozwólcie PB [Biuru Politycznemu] wziąć to pod specjalny nadzór i postarajcie się doprowadzić rzecz do końca przy pomocy wszelkich dopuszczalnych środków. Byłoby absurdalne, gdybyśmy ulegli w tej sprawie ogólnemu filistyńskiemu przypływowi „antypolonizmu”, zapominając choć na chwilę o podstawowych interesach rewolucji i sprawy socjalizmu”. Jak pisze rosyjski historyk Michał Narynski – Stalin osobiście dopilnował zawarcia układu z Piłsudskim, krytykując w międzyczasie dyplomację sowiecką za poważne błędy i opóźnienia utrudniające współpracę z Polakami (jak się potem okazało winnymi tego sabotażu byli dyplomaci i funkcjonariusze zaangażowani w stymulowany z Zachodu tzw. spisek Tuchaczewskiego-Jenukidze-Jagody).

Co ciekawe też, a umyka pseudo-historykom z Polski – Stalin równolegle na równi z Piłsudskim akceptował rozszerzenie zarysowującego się bloku o inne państwa, dotychczas wrogie ZSSR (jak Rumunia, a nawet kraje bałtyckie), jednocześnie akcentując dominujące po stronie sowieckiej przekonanie o nietrwałości ładu wersalskiego, w tym i ustanowionych przez niego ewidentnie tymczasowo granic europejskich. Historia dowiodła słuszności polityki obu marszałków Józefów w tym zakresie.

Sprawa między patriotami

Nawet więc proste fakty przeczą rzekomej nieuchronnej kolizyjności polityk historycznych Polski i Rosji. Tak, jak oczywistością jest nasze wspólne odwołanie się do ethosu zwycięstwa w II wojnie światowej, tak i mamy idealnie wspólne odniesienia z okresu międzywojennego, akurat do rzucenia w twarz liberalnym demokracjom Zachodu. Jasnym też, że naszym wspólnym sojusznikiem w tym dziele mogliby być ci wszyscy, którzy na tymże Zachodzie zainteresowani są zrzuceniem będącej wynikiem wojny, a trwającej do dziś okupacji amerykańskiej. Ponieważ zaś to okupacja ta jest bezpośrednim narzędziem wykonawczym i innych zagrożeń dla Polski (RFN-owskiej dominacji gospodarczej i roszczeń syjonistycznych) – tym wyraźniejsze się staje, że tylko powtórzenie wspólnej i niestety niedokończonej drogi Piłsudskiego i Stalina mogłoby dać Polakom efekt wyzwolenia i bezpieczeństwa, bez rozdrabniania na nieistotne awanturki o jakichś trzeciorzędnych dyplomatów.

Żeby jednak wrócić na tamten szlak warto też zastanowić się czemu przynajmniej jego część udało się przejść, dlaczego na początku lat 30-tych stosunki polsko-sowieckie szybko się poprawiały? Dobrze to ilustruje anegdota z pierwszej wizyty wspomnianego Miedzińskiego w Moskwie. Podczas bankietu na jego cześć wydanego przez red. nacz. „Izwiesti„, Karola Radka (wówczas jeszcze zaufanego Stalina) z udziałem prominentnych sowieckich dziennikarzy i działaczy – gość zaczął wygłaszać toast po rosyjsku. Gospodarz przerwał mu to dobrotliwym: „Pan mówi po polsku, my tu wszyscy polscy Żydzi…”. Teraz to się nazywa lobbing i soft-power. Które w Moskwie utraciliśmy – i które koniecznie należy odbudować, oczywiście jasno i wyraźnie akcentując interesy polskie.

Nikt nigdy na Kremlu nie dogada ani z żadną osadzoną w Warszawie marionetką Zachodu, ani z jakimś oślizgłym typem przysięgającym, że Rosję kocha bardziej od Polski. Te sprawy muszą między sobą załatwić polscy i rosyjscy patrioci.

Konrad Rękas

Click to rate this post!
[Total: 16 Average: 4]
Facebook

15 thoughts on “Rękas: Po wypowiedzi prezydenta Putina, czyli najlepsze czasy dla ludzi myślących”

  1. Panie Rękas, gdzie Pan się uchował. Ta Pana wizja polityki, analiza stosunków międzynarodowych, manipulowanie faktami historycznymi, preparowanie historii, a nie badanie historii. Tak można myśleć w postsowieckiej Rosji, ale nie w Europie, w świecie pluralizmu politycznego oraz uprawianiu historii jako nauki, a nie jako propagandy. Oczywiście jest historia, jako nauka i polityka historyczna, jako specyficzna forma propagandy państwowej. Ale w świecie zachodu to się rozumie, a w świecie postsowieckim – nie. Czym się różnią Niemcy współczesne od Rosji współczesnej gdy chodzi o podejście do historii jako nauki? A no tym, że elita niemiecka nie walczy z faktami historycznymi i ustaleniami nauki historycznej. Niemcy przyjęły do wiadomości wszystkie swoje winy niezbicie udowodnione przez historię jako naukę. Ponadto, za wszystko przeprosiły i co jakiś czas przepraszają. Jednocześnie, akceptując ustalenia historii, prowadzą własną, bardzo skuteczną politykę historyczną i nikt im tego nie zabrania czynić. Natomiast inne państwa europejskie prowadząc własną politykę historyczną, spierają się z nią, wytykając jej niuansowanie historii i taktyczne milczenie o niektórych faktach, chociaż oficjalnie się do nich przyznano. Pisze pan: „A najgorsze, że Polska powinna być (i do lat 90-tych była…) naturalnym sojusznikiem Rosji w budowaniu tożsamości narodowej w oparciu o zwycięstwo w II wojnie światowej”. Tak, ale najpierw należy zaakceptować ustalenia nauki historycznej co do dziejów II wojny światowej. Bez tej akceptacji tożsamość budowana będzie na kłamstwach i półprawdach!. Tylko prezydent Rosji może tak manipulować faktami z drugiej wojny światowej. Mówi o walce z Niemcami, ale nie uznaje sojuszu niemiecko – sowieckiego z lat 1939 – 1941. Nie uznaje konsekwencji Paktu R – M, który był bezpośrednią! przyczyną II wojny światowej. To przypomina Polska, a on ją wyzywa kłamiąc w żywe oczy. Na czym Pan chce budować sojusz polsko – rosyjski: na zakłamanych mitach, kłamstwach i półprawdach! Oczywiście, Putin jako homo – sovieticus nie zdaje sobie z tego sprawy, ale Pan powinien. Rosja albo odrobi lekcję z historii, albo będzie postsowieckim, coraz bardziej upadającym światem. Z taką Rosją po prostu nie da się robić polityki. Niestety, pozostał na świat anglosaski i europejski i na tym obszarze musimy szukać sojuszy, sprzymierzeńców czy chwilowych partnerów. C’est la vie !

  2. Jeśli już przywołujemy tę sukę „historię”, to trzeba było w 1939r iść z adolfem na Moskwę. Graniczylibyście dzisiaj z Chinami.

    1. Kto by graniczył – Niemcy, czy Polska? Zresztą, gdyby do czegoś takiego doszło, to wojna przedłużyłaby się o kilka miesięcy a wtedy Amerykanie zrzuciluby na Niemcy bomby atomowe.

      1. Niekoniecznie, przecież powodem dla którego Brytania wypowiedziała wojnę Niemcom była napaść na Polskę. Bez napaści, pojawia się pierwszy problem – kiedy państwa zachodnie wypowiedziałyby wojnę. Druga sprawa, po stronie Niemiec byłoby dodatkowe milion żołnierzy polskich. Po trzecie, w Japonii mogłaby w takich okolicznościach wygrać propozycja armii (a nie marynarki), aby uderzać na północ. Wystarczyłoby gdyby Japończycy wiązali radzieckie siły syberyjskie. Po czwarte, kiedy (i czy w ogóle) ZSRR otrzymałby pomoc amerykańską (która była kluczowa w przetrwaniu tego państwa). W końcu: po stronie Niemiec walczyło (przynajmniej tak wyczytałem w Archipelagu Gułag) 800 tyś. Rosjan. Możliwe że ta liczba byłaby większa w innych okolicznościach. Gdyby Osi udałoby się dostać na Kaukaz i zabezpieczyć dostawy ropy (co w hipotetycznym rozwiązaniu jest możliwe), byłoby to wielkim plusem. Tak wiec nie wiem, czy wojna przedłużyłaby się o kilka miesięcy.

        1. Pytanie tylko, czy możliwa byłaby sytuacja, w której Niemcy poszliby jedynie w stronę Azji zamiast robić podboje na Zachodzie? Czy Dania, Norwegia, Benelux i Francja mogłyby zostać nietknięte?

      2. Tak obszerne tereny można byłoby podzielić w taki sposób, że każda ze stron mogłaby być ukontentowana ustalonym stanem posiadania.

  3. Dla mniej oczytanych z historią może to zabrzmi kuriozalnie, ale niejaki Gering darzył nas Polaków sympatią. Był największym orędownikiem dogadania się z nami przed 1939r. w kwestii ruszenia na leninowskich komuchów. Piłsudski walczył przecież z komuchami . Jeden z najlepszych agentów polskich ówczesnego wywiadu Jerzy Ksawery Franciszek Sosnkowski , działając na terenie Rzeszy wszedł w posiadanie planów operacyjnych napaści na Polskę. Kiedy je przedstawił polskiemu dowództwu i władzy, ci po prostu nie dali temu wiary. Ale angole już tak. Gdyby Polska połączyła wtedy siły z Niemcami, z którymi można się było dogadać, to taka siła militarna rozniosłaby komuchów aż po koniec Syberii. I dziś nie musielibyście słuchać Putina z k.g.b.

    1. Myślę, że ludzie tutaj chyba za dużo grali w Hearts of Iron i inne gry… a rzeczywistość to nie gra…

    2. Może sobie pan szydzić, ale to nie zmienia faktu że do argumentów należy się ustosunkować, jeśli chce się kogoś przekonać. Związek Radziecki nie był do niepokonania, co prawda siły sowieckie zatrzymały pochód niemiecki (a nie zima, jak to się powszechnie uważa), zasięg skutecznej logistyki niemieckiej wynosił 800 km (a do Kaukazu jest jeszcze drugie tyle), ale mimo wszystko ZSRR był na skraju upadku.

      1. A skąd założenie, że w scenariuszu alt-historycznych po zmianie pozostałe elementy układanki pozostaną niezmienne?

        Załóżmy, że sojusz Niemcy-Polska zostaje zawarty niedługo po Układzie monachijskim. W ZSRR ministrem spraw zagranicznych dalej pozostaje Maksim Litwinow, który od paru lat głosi konieczność rekonstrukcji nowej ententy antyfaszystowksiej/antyniemieckiej. Z jednej strony zachodnie mocarstwa nie wierzą w zagrożenie faszystowskie/niemieckie z drugiej Polska ostro sprzeciwiała się interakcjom Zachodu z ZSRR. Kiedy wchodzi w życie układ niemiecko-polski Litwinow mógłby latać po francusko-brytyjskich placówkach i mówić „A nie mówiłem” i Zachód zaczyna jemu wierzyć. Polsce już nie wierzą – przez ostatnie lata gwarantowała publicznie że sojusz z Francją jest najistotniejszym sojuszem dla Warszawy a sojusz z Niemcami interpretowane jest przez Paryż jako forma zdrady. Lobby radzieckie oraz zachodnie media podważają wiarygodność osi Paryż-Warszawa, co doprowadza do sojuszu francusko-radzieckiego. Starcia graniczne na Dalekim Wschodzie są niezależne od tego, zatem szala przechylana tam ciągle jest na stronę radziecką – nastroje do inwazji na ZSRR spadają. W samym ZSRR widmo sojuszu Polski i Niemiec daje znać Stalinowi, że nie ma już czasu na kontynuowanie czystek, ogranicza je oraz ogranicza wprowadzanie Biernych-Miernych-ale-Wiernych (BMW) na opustoszałe stanowiska. Ergo – potencjał dowodzenia ACz jest większy niż w 1941. Łagodzi się terror, bo widmo wojny z Polską i Niemcami staje się realne a Stalin musi ustępować tym których jeszcze nie skazał-zabił. Sieć umocnień znana potem jako Linia Stalina zostaje wzmocniona a nie demontowana.

        Do tego jeszcze we wrześniu 39 armia niemiecka ponosiła większe straty i posuwała się wolniej niż później. Dlaczego? Dla wielu historyków i wojskowych powodem nie jest potencjał obronny Polski czy heroizm polskich żołnierzy/dowódców, ale to że niemiecka machina nie była doszlifowana. Po wrześniu oraz Danii i Norwegii armia wyciągnęła wnioski, dokonano zmian w wielu założeniach prowadzenia walki. Gdyby nieoszlifowana na polskich ziemiach armia niemiecka uderzyła na Francję, mogłaby nie mieć takiej siły przebicia by trójkolorowi polegli.

        To z większych wydarzeń. A są jeszcze rzeczy kompletnie ignorowane przez pisarzy alt-historii. W Amerykańskiej Wojnie o Niepodległość czy Wojnie Secesyjnej coś, co zrobili nołnejmy spowodowało że jedna ze stron traciła przewagę. I tak francuski pilot, mógłby przelecieć w ramach patrolu inną tracą, ponieważ brak Polaków oznaczałby inne rozlokowanie żołnierzy na granicy a żony nie musiał pilnować bo nie ganiałaby za Polakami. Przelatując inną trasą zauważa wojska idące przez Ardeny. Przekazuje informację dla przełożonych, oni wzmacniają ten punkt. Niemcy wychodząc z Arden otrzymują „na twarz” potężną salwę artyleryjską. Plan rozbicia frontu poprzez atak z zaskoczenia w ignorowany punkt obrony francuskiej legnie. Wszystko dzięki pilotowi, który w „naszej historii” poleciał na patrolu lotniczym trasą X, bo musiał pilnować żony by nie latała za polskimi oficerami.

        W III Rzeszy jeszcze przed wojną planowane były akcje m.in. wojska przeciwko Hitlerowi. Fakt, że ten pozwolił na układ z Polakami, mógłby rozsierdzić dowództwo wojskowe i może zorganizowaliby wojskowy zamach stanu lub zabójstwo Hitlera. Wojskowi przejmują władzę i układ jest zrywany. Albo się nie powodzi, Hitler zaczyna robić czystki w armii i znów BMW wchodzą na stanowiska, obniżając potencjał Wehrmachtu.

        W realnej historii fakt, że Hitler miał rację wysyłając znaczą część armii na Polskę „bo Francja nie uderzy” oraz że miał rację podczas wojny z Danią i Norwegią, plus przeżycie kilku zamachów na niego, spowodowało że wojskowi bardziej już ufali Fuhrerowi a ów sam miał przekonanie o własnym geniuszu. W alternatywnej historii, gdzie jest sojusz polsko-niemiecki, Hitler mógłby nie mieć takiej pozycji wśród wojskowych i mieć mniejszą pewność siebie w sprawach armii. Sprzeciw dowództwa wobec uderzenia przez Ardeny mógłby przekonać kanclerza, że może tamci mają rację (IRL uderzenie tam zostało przyjęte, pomimo sceptycyzmu „no ale jak się do tej pory nie mylił w sprawach wojska to może ma słuszność”). Wojska zachodnie nie zostają uderzone w czuły punkt, przez co kampania francuska się ciągnie i ciągnie. A na wyczerpanie Niemcy nie dają rady.

        Może być też jakiś element historii spowodowany przez czysty przypadek czy pech. Podczas obiadu Hitlera ze Śmigłym ten pierwszy mógłby zakrztusić się śmiertelnie ością ryby lub chrząstką. Albo podczas polowania na w Polsce zostać przypadkiem postrzelony w kolano.

        Jest cos takiego jak „teoria chaosu”. Niewielka zmiana może skumulować się w wielki efekt. Zaś tutaj inni rysowali dzieje przy dużej zmianie tak, jakby wszystko pozostało bez zmian. Rzeczywistość jest reaktywna – reaguje przez czynniki światowe. To nie jest jak w np. Hearts of Iron, że masz oskryptowane wydarzenia czy focusy i AI klika na nie w sposób oskryptowany. Wiele rzeczy może się zdarzyć, większość jest nieprzewidywanych. Na początku XX wieku Argentyna należała do czołówki krajów pod względem jakości życia (porównywalne z USA) i wielu czynnikach gospodarczych (np. PKB per capita) i przez te około 100 następnych lat doświadczyła Argentyna wielu bankructw. Kto by w 1920 postawił chociaż dolara, że Argentyna za 100 lat będzie krajem bliższym strukturze gospodarczej i ekonomicznej krajom 3 świata niż czołówce Zachodu? Kto by na kilka tygodni przed śmiercią Aleksandra Wielkiego postawił drachmę, że ten umrze przez pijaństwo? Kto by postawił obola, że Pyrrus będzie miał tak ekstremalnego pecha? Kto wierzył że potęga napoleońska szybko skruszeje po jednej ofensywie francuskiej?

        Nie przewidzisz co by się mogło zdarzyć, bo ilość czynników jest nie do ogarnięcia…

        1. Wszystko się zgadza, mniej więcej, ale wielka czystka podniosła potencjał dowodzenia Armii Czerwonej. Zwłaszcza wyeliminowała tego idiotę Tuchaczewskiego, który był głównym autorem zwycięstwa Polski w 1920. Ofiary wielkiej czystki to politrucy, których dokonania to porażka z Polską i mordowanie własnej ludności cywilnej.

          1. Nie tylko. Wielka czystka przetrzebiła też światłą kadrę średniego szczebla, i to jej brak zaważył na porażkach w wojnie z Finlandią(której plany były dobrze opracowane, ale spaścili je dowódcy w polu) i początkowych porażkach w wojnie z Niemcami. Z wybitnych dowódców radzieckich zresztą, taki Żukow przeżył czystkę, bo dowodził zgrupowaniem pod Chałchin-Goł i bezpośrednio z frontu ciężko było go ściągnąć do odstrzału, zresztą do dzięki czystce później gwałtownie awansował na zwolnione stanowiska. A najwybitniejszemu dowódcy II Wojny Światowej, marsz. Rokossowskiemu, stalinowscy oprawcy wybili oko. Czystka dotknęła zresztą nie tylko wojsko, nawet konstruktorów Polikaropowa i Tupolewa zamknięto w obozie, gdzie zresztą ten drugi skonstruował używany jeszcze długo po wojnie samolot Tu-2. Machina terroru stalinowskiego była ślepa, i aby pozbyć się kilku rzeczywistych wrogów tow. Koby, mordowała kilkuset niewinnych ludzi, a parę tysięcy wsadzała do łagrów…

        2. Nowy rok za pasem, ale naturszczyk (In)Cog(n)ito ergo graphomanicus sum po staremu uracza nas swoją bezsensowną tyradą, w dodatku za nic mając zasady interpunkcji ojczystego(?) języka… Aczkolwiek trzeba przyznać, iż owo gryzmolenie, ma wszelako walor rozrywkowy, albowiem trudno nie uśmiechnąć się czytając choćby taki fragment: „To z większych wydarzeń. A są jeszcze rzeczy kompletnie ignorowane przez pisarzy alt-historii. W Amerykańskiej Wojnie o Niepodległość czy Wojnie Secesyjnej coś, co zrobili nołnejmy spowodowało że jedna ze stron traciła przewagę. I tak francuski pilot, mógłby przelecieć w ramach patrolu inną tracą, ponieważ brak Polaków oznaczałby inne rozlokowanie żołnierzy na granicy a żony nie musiał pilnować bo nie ganiałaby za Polakami. Przelatując inną trasą zauważa wojska idące przez Ardeny. Przekazuje informację dla przełożonych, oni wzmacniają ten punkt. Niemcy wychodząc z Arden otrzymują “na twarz” potężną salwę artyleryjską. Plan rozbicia frontu poprzez atak z zaskoczenia w ignorowany punkt obrony francuskiej legnie. Wszystko dzięki pilotowi, który w “naszej historii” poleciał na patrolu lotniczym trasą X, bo musiał pilnować żony by nie latała za polskimi oficerami.” …
          Nie przewidzisz ile wpisów o podobnej „głębi myśli” zaserwuje nam jeszcze w przyszłości nasz graphomanicus.

          1. Brawo! Powoli fanatyzm nazisty gramatycznego zanika i wychodzi na wierz pierwszy przebłysk logiki. A to jest już postęp – „pseudo-humaniści” nie mają zbytniej styczności z logiką w swojej ścieżce edukacji i potem robi się bajzel…

            Tak. Język polski nie jest moim językiem ojczystym czy natywnym. Jeżeli trochę posiedzicie to może i do innych wniosków dojdziecie. Podpowiem tylko, że na pierwszy rzut oka (i ruch ucha) nikt by mi „polskości” nie przypisał 😉

            I jeszcze jedno. Szermujecie słowem „grafoman” tak jak niektórzy słowem „faszysta” czy „komuch”. Jednak czy zastanwialiście się cóż to słowo w ogóle znaczy? Kogo można nazwać grafomanem a kogo nie?
            Jedno to formę nerwicy natręctw czy innych jednostek chorobowych, gdzie „szaleństwo” objawia się przymusem pisania. W mojej praktyce raz natrafiłem na takiego grafomana, który przed próbą samobójczą pozostawił kilkadziesiąt kartek zapełnionych powtarzającymi się cyklicznie trzema zdaniami. Dobrze, że próba była nieudana a samą osobę wysłać na leczenie. Powiem, że efekty są pozytywne i staram się co kilka tygodni odwiedzać kolegę… Gwarantuję, że tutaj na to nie cierpię 🙂
            Druga to po prostu zjawisko u pewnych ludzi, przeważnie młodych pełnych entuzjazmu. Zjawisko to polega na fakcie, iż produkują sporo utworów i mają święte przeświadczenie że te teksty są genialne, wspaniałe itd. Wciskają na siłę innym do lektury, nie przyjmują jakiejkolwiek formy krytyki bądź sugestii. Tutaj polecałbym skontaktować się z wydawnictwami które publikują wiersze „młodych poetów” oraz przejrzeć cykl korespondencji z recenzentem/krytykiem literackim. Autor wysyła swoje „dziełka” a przy odmowie publikacji, negatywnej ocenie, stwierdzeniu że za darmo nie udzielę swoich usług czy nawet powiedzeniu coś w stylu „No można podszlifować, skorygować i cos może z tego wyjdzie” reagują przeważnie agresją, oburzeniem itp. Nawet listy z groźbami były dostarczane do recenzenta. I tu też gwarantuję, że nie prowadziłem i nie prowadzę rozmów z wydawnictwami, nie wciskam ludziom swoich „dziełek” by czytali i fascynowali się nimi tak jak ja. Ostatni wiersz pisałem, nie wiem, jakieś 30 lat temu dla dziewczyny. Trochę pokomentuję na paru stronach internetowych, i tyle. Żadnych publikacji nie czynię i nie staram się by ktoś się tym jarał.

            Ergo – w obu przypadkach grafomanem nie jestem.

            Wiem, że to zignorujecie, gdyż tak czynią trolle oraz spora część osób z zaburzeniami psychicznymi. Fakt, że od wcześniejszego waszego komentarza pojawiło się wiele komentarzy innych użytkowników, z gorszymi błędami niż moje, a jednak je zignorowaliści i zostaliście aktywowani przez moje słowa – to może coś świadczyć. Jakaś forma manii, psychozy, może czegoś innego. Polecałbym odwiedziny u psychiatry i powiedzieć mu, że potraficie zignorować temat, błędy innych ludzi, nie interesować się tym co się w ogóle dzieje, nie znajdywać treści wypowiedzi itd. ponieważ non-stop funkcjonuję w waszej psychice i jedyną motywację do życia znajdujecie w tym by wynajdywać braki gramatyczne i interpunkcyjne w moich komentarzach.

            Oczywiście, osoba chora psychicznie nie zauważy swego szaleństwa. Ja zaś, jako anonim internetowy, zostanę olany (bo jest anonimem i co może wiedzieć o waszym życiu). Nie wiem jaki jest wasz styl życia, ale przy pewnych trybach nie jest możliwe autoreflekcja i samoocena a i przez to niemożliwe będzie też uznanie „tak, cierpię na formę szaleństwa”. Prezentowana forma grammar nazi ma charakter „Myśli nadwartościowych” i występują w wielu zaburzeniach osobowości.

            Z dobrego serca radzę – udajcie się do psychiatry. I to tak na poważnie, bez żadnych śmiechów, chichów, trollowania itd.

            Pozdrawiam, nie-etniczny-Polak 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *