Rewolucja fideistyczna

Lektura pism Davida Hume’a po raz pierwszy zwróciła mi, już kilka lat temu, uwagę na mało w Polsce rozpoznany problem rewolucyjnego fideizmu. Hume opisywał fideizm jako realne rewolucyjne zagrożenie ze strony purytańskich sekt. Przez całe stulecia w świecie katolickim problem był więc zewnętrzny i obcy, gdyż purytanie byli radykalną sektą wyrosłą z kalwinizmu. Sytuację zmieniła „nowa teologia”, powstała w XX wieku, która rozpowszechniła się w świecie katolickim po nieszczęsnym Soborze Watykańskim II.

To swoisty paradoks, że moderniści katoliccy, który głosili racjonalizację religii i poddane dogmatów, Litery i Tradycji rewizji rozumowej i za pomocą metod nowoczesnej nauki, wzniecili pożar fideizmu w Kościele. Przypomnijmy, że fideizm to – oddajmy głos jezuickiemu kardynałowi Franzelinowi –  „skrajne przeciwieństwo racjonalizmu, polegające na negacji rozumu z powodu grzechu pierworodnego, uznające tylko poznanie Boga i rzeczy boskich zawartych w Bożym Objawieniu”. Dlaczego racjonalistyczny modernizm wzbudził fideizm? Dlatego, że odrzucając tomizm rozdzielił rozum i wiarę. Gdy moderniści „klasyczni” opowiedzieli się za rozumem, to fideiści podjęli się krytyki tego nurtu popadając w drugą skrajność jaką jest wiara pozbawiona rozumu. Wbrew pozorom w Polsce fideistów jest całkiem sporo. Ich wylęgarnią są rozmaite ruchy oazowo – charyzmatyczne, czyli oddolne ruchy chrześcijańskie, rozwijające się na pograniczu racjonalnych instytucji kościelnych. To zresztą też owoc nieszczęsnego Soboru Watykańskiego II i jego poglądu o potrzebie zwiększenia roli świeckich w Kościele.

Na czym polega niebezpieczeństwo fideizmu? Na tym, że o ile moderniści, za pomocą racjonalizmu, dążą do destrukcji Litery biblijnej i objaśniającej jej Tradycji, o tyle fideiści są zapatrzeni w samą tylko Literę, z pominięciem racjonalnych instytucji eklezjalnych i nauk teologicznych. Głoszą, że należy odrzucić wszelką teologię racjonalną i uznawać jedynie nieskażone Słowo biblijne. Już ta teza zbliża ich do Kalwina i Lutra, zresztą także fideistów zwalczających scholastyczną syntezę wiary i rozumu. Gorzej, nieskażone Słowo Boże należy traktować całościowo i literalnie. Ponieważ odrzucają racjonalizm teologiczny, to traktują całą Biblię jako objawioną prawdę o świecie, nie rozróżniając w niej tego, co mówi o prawdach wiary (uznane powagą autorytetu kościelnego za niezmienne), a co ma charakter wyłącznie historyczny, czyli związany z panującymi 2000 (Nowy Testament) lub 4000 (Stary Testament) lat temu warunkami społecznymi, politycznymi i kulturowymi. Dążą całkiem na serio do tego, aby receptury życia społecznego sprzed 2 czy 4 tysięcy lat traktować dziś z całą powagą, włącznie z recepturami patriarchalnego ustroju rodziny opisanej w Biblii czy zasad wychowania dzieci, gdzie ojciec był panem i władcą nad żoną i potomstwem, płodząc po 10–12 dzieci.

Problem z posoborowymi fideistami nie polega na tym, że sami praktykują te dziwne teorie, jak amisze czy mennonici. Fideiści są ludźmi wiary, a nie rozumu. Ten zaś, kto ślepo wierzy, ten ma w sobie silny potencjał do prozelityzmu. Fideizm jest skrajnie nietolerancyjny, dostrzegając w każdej próbie racjonalizacji religii herezję, błąd i „kryptoateizm”. Fideiści nie mogą znieść faktu, że ich katoliccy znajomi nie uznają Litery biblijnej jako jedynego źródła wiedzy o sprawach finalnych, iż w swojej wierze posługują się również rozumem. Prowadzone przez nich dyskusje o sprawach moralnych i religijnych, co widać choćby na facebooku, właściwie nie są dyskusjami, gdyż jedyne co cytują, to fragmenty biblijne. Tym, którzy pokazują, że w kwestiach społecznych Literę należy odczytywać historycznie, zarzucają odejście od wiary i praktyczną apostazję. W dodatku działają stadnie, zasypując najpierw cytatami z Biblii, a następnie prowadząc zbiorowe nagonki na swojego oponenta, szantażując go tekstami, że „nie wierzy w Jezusa”. W polemikach tych trudno odczuć chrześcijańską miłość bliźniego. Czuć w niej nienawiść, fanatyzm i zaślepienie. Najchętniej ukamieniowaliby swoich oponentów, niczym fanatyczni islamiści. Fakt, ich religijność jest mało rzymska, raczej blisko – wschodnia, semicka, gdzieś rodem z pustyń Arabii i okolic Jerycha.

Dyskusja z fideistami przypomina polemikę z bolszewikami. Fideista i bolszewik mają inne źródło prawdy objawionej. Dla pierwszego to Biblia, dla drugiego to dzieła Marksa i Lenina. Jakkolwiek pierwsze źródło jest nadnaturalne, a drugie naturalistyczne, to mechanizm psychologiczny obydwu sekt jest bardzo podobny. Z jednej strony jest cytat biblijny lub z Lenina, a z drugiej strony „herezja”, „trockizm”, „świętokradztwo”, „odchylenie prawicowo– nacjonalistyczne”, „kryptoateizm” i „pogląd burżuazyjny”. Różniąc się co do źródła prawdy i jej treści, obydwie sekty nie różnią się poglądem, że nieprawda nie ma prawa do istnienia. Obydwie grupy dążą do rewolucyjnego przekształcenia rzeczywistości i zmuszenia tych, którzy ich poglądów nie wyznają do nagięcia się, powtarzania za nimi, klepania tych samych cytatów z pamięci. Każdy rewolucjonista i każdy fanatyk jest taki sam. Każdy chce zbudować społeczeństwo gwałcące autonomię innych ludzi, aby jego prawda zatriumfowała. Przypomnijmy pełne hasło Rewolucji Francuskiej: Liberté, Egalité, Fraternité ou la Mort (Wolność, Równość, Braterstwo albo Śmierć). Gdy widzę fideistę, to mam wrażenie, że rozmawiam z leninistą. Tylko idee są inne, ale na twarzy jest wypisany ten sam fanatyzm, zacietrzewienie, ten amok i przekonanie, że jest w posiadaniu pełnej prawdy o świecie. I do tego ta nienawiść do każdego, kto ma inny pogląd dotyczący interpretacji jakiegoś fragmentu z któregoś z listów św. Pawła czy cytatu ze Starego Testamentu.

David Hume miał rację, że fideistyczny amok religijny jest niebezpieczny dla porządku społecznego. Nie jest przypadkiem, że jego największy uczeń – Edmund Burke był ojcem refleksji konserwatywnej. Hume opisywał fideistycznych purytanów, a Burke zideologizowanych rewolucjonistów.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w tygodniku Najwyższy Czas!

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

0 thoughts on “Rewolucja fideistyczna”

  1. Fideizm jest starszy od modernizmu i od protestantyzmu zresztą też. W devotio moderna mamy silne wątki fideistyczne (vide: Tomasz a Kempis). Fideizm zawarty jest także w modernizmie „klasycznym.” Autorzy, których św. Pius X nazwał zbiorczo modernistami, z jednej strony głosili potrzebę stosowania racjonalistycznej interpretacji Biblii (tj. między innymi wykluczającą realność cudów), ale z drugiej uważali, że wiara wyrasta z jakiegoś wewnętrznego doświadczenia, które następnie znajduje symboliczny wyraz w dogmatach. Co za tym idzie, dogmaty można zmienić, jeśli przestały być czytelne dla współczesnego odbiorcy (scil. jeśli nie odsyłają już do owego doświadczenia). Tak to opisuje św. Pius X w „Pascendi”. W dzisiejszej teologii – nawet jeśli nie wyciąga ona tak radykalnych wniosków, jak moderniści „klasyczni” – istotnie zaś przywiązuje się wielką wagę do doświadczenia religijnego pojętego w gruncie rzeczy jako rodzaj przeżycia. Ma ono stanowić potwierdzenie wiary. A za teologią idzie kaznodziejstwo i rozmaite ruchy formacyjne. Stąd pojawia się fideizm w całej swojej krasie. Na własne uszy słyszałem od kogoś, że rozum przeszkadza wierze (!). A fideizm ten – wraz z jego ekscesami opisanymi przez p. Wielomskiego w niniejszym artykule – harmonijnie łączy się ze współczesnym sceptycyzmem odnośnie do możliwości racjonalnego uzasadniania zasad moralnych. Extrema se tangunt. Nawiasem mówiąc, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że Voegelin – jak by to paradoksalnie nie brzmiało – jest rodzajem modernisty (w sensie Piusa X).

  2. Pozwoliłem sobie przygotować tłumaczenie artykułu na j. polski: „Katolicyzm widzę nie jako wspólnotę, w której wierni obcują z żywym Bogiem, ale jako szkołę filozoficzną, w której wierni opowiadają się za danymi nurtami filozoficznymi lub podejmują się ich krytyki. Kościół posoborowy rozdzielił wiarę od rozumu, patrz encyklika św. Jana Pawła II pt. „Fides contra ratio”. Osoby należące do posoborowych ruchów katolickich mają wiarę, ale są pozbawione rozumu. Oficjalne ruchy katolickie zakładane przez księży są ruchami oddolnymi znajdującymi się na marginesie prawdziwego Kościoła. Świeccy wierni nie powinni angażować się w działalność Kościoła. Posoborowe ruchy katolickie głoszą potrzebę zupełnego odrzucenia nauk teologicznych oraz kościelnych instytucji. By uzasadnić własną niewierność nauczaniu Kościoła w sprawach małżeńskich, oskarżam tych katolików, którzy są mu wierni, o herezję „sola scriptura”, luteranizm i kalwinizm. Opisywane przez św. Pawła skutki działalności Ducha Świętego w chrześcijanach to według mnie jedynie dawne zwyczaje z minionych epok. Największym moim problemem jest to, że stada katolików posiadających głęboką wiarę ciągle przypominają mi na facebooku o nauczaniu Kościoła. Katolicy, którzy przypominają mi o ignorowanym przeze mnie nauczaniu Kościoła to nienawistni, zaślepieni fanatycy, którzy chcą mordować wszystkich, z którymi się nie zgadzają. Nie dostrzegam większych różnic pomiędzy katolikiem oddanym całkowicie Jezusowi, a bolszewikiem oddanym całkowicie Leninowi. Chrześcijaństwo, zupełnie jak komunizm, jest rewolucyjne, totalitarne i nie pozwala na „róbta co chceta”. Celem chrześcijaństwa jest zbudowanie na Ziemi idealnego społeczeństwa. Nauczanie Kościoła to jedynie pogląd dotyczący interpretacji tekstu biblijnego, ja mogę mieć inny pogląd i nadal być katolikiem. Deista David Hume i mason Edmund Burke mieli racje, gdy w osiemnastym wieku poddali krytyce Ruch Oazowy księdza Blachnickiego.”

  3. Fideizm – „skrajne przeciwieństwo racjonalizmu, polegające na negacji rozumu z powodu grzechu pierworodnego, uznające tylko poznanie Boga i rzeczy boskich zawartych w Bożym Objawieniu”. Taka definicja jest sprzeczna, czyli wynika z niej wszystko. Każdego można nią objąć (i potępić za fideizm) choćby bł. kard. Newmana. Objawienie jest przekazane w ludzkim tekście. Jeżeli rozum nie ma kompetencji semantycznej (z powodu grzechu czy czegoś tam) to nie ma również też kompetencji rozumienia Objawienia, które ma być w ludzkiej semantyce wyrażone. Każdy fideista musi zatem używać rozumu, czy tego chce czy nie, po prostu dlatego, że wiara ma część twierdzeniową, obiektywną, właśnie Literę. Nie na tym zatem polega zarzut, że fideista nie używa rozumu tylko na tym, że go używa źle. Nie oznacza to jednak, że wiara nie ma części emocjonalnej czy subiektywnej. Każdy racjonalista też musi przywiązywać wagę do przeżyć, gdyż bez nich traci zdolność do moralnego działania (pokazały to choćby osoby z lezjami kory brzuszno-przyśrodkowej) czy w ogóle umiejętności społeczne (wg dzisiejszej wiedzy moralność opiera się na emocjach, zwłaszcza empatii i jest jedynie wtórnie kodyfikowana i „racjonalizowana”). Teza o tzw. subiektywizmie uczuć jest zresztą bardzo wątpliwa. Uczucia działają wedle stałych schematów (opisanych doskonale w „Summie teologii” przez św. Tomasza a dziś przez neurobiologię emocji), tak że ludzie na całym świecie rozpoznają emocje innych, stosownie reagują, uczą się trwałych postaw emocjonalnych, wyrażają je w sztuce, która jest zrozumiała nawet po wiekach od swego powstania. Emocje zdają się być znacznie trwalsze od ulotnych myśli. Jakże często nie rozumiemy twierdzeń jakiegoś autora! Z biologicznego punktu wiedzenia emocje są reakcjami organizmu i nie ma w nich miejsca na żaden subiektywizm. Przypuszczam, że teza o subiektywizmie uczuć nie znaczy nic poza tym, że chodzi w niej o przeżycie tego a nie innego podmiotu. Subiektywny=niewspólny. Ponadto trudno jest wyobrazić sobie wiarę bez subiektywnego przeżycia winy, skruchy, żalu, lęku, podziwu itd. (choć za równie dziwaczne uważam oddzielanie tzw. doświadczenia religijnego od reszty doświadczeń człowieka: życie nie składa się przecież z oddzielnych modułów). Osobiście nie wiem czym miałaby być taka wiara? Wykonywaną punkt po punkcie procedurą? A już czystą złośliwością jest domaganie się do prostych wiernych braku przeżyć, potępianie ich prostodusznego zaangażowania, przy wymaganiu wierności teologicznym roztrząsaniom. Najwięcej herezji wyprodukowali teolodzy. Opisane „ekscesy fideizmu” równie dobrze, opisać można jako defekty działania rozumu: brak logiki, krytyczności, staranności, podawanie WIARY ZA PEWNIKI ROZUMU a nie tylko jako defekty emocjonalne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *