Sanocki: Siedź cicho aż umrzesz!

39-letni pacjent doznał silnego zatoru żylnego w nodze i został odwieziony do szpitala w Sosnowcu. Tam czekał przez 9 godzin na zainteresowanie ze strony lekarzy, aż od tego czekania wziął i umarł. Teraz sprawą zajmuje się prokurator, tłumaczą się kierownicy szpitala, a rodzina opłakuje zmarłego. Czy w tej historii, która dzieje się na naszych oczach jest jakaś nauka?

Po pierwsze – to o czym wszyscy wiemy i o czym aż wstyd przypominać. Oto tzw. „służba zdrowia” w III RP to żywy relikt komuny. W szlachetnej niby intencji ma za darmo świadczyć pomoc każdemu obywatelowi. Ale za darmo na tym świecie nic nie ma. NIC. Nie ma takiej usługi, takiego towaru, który może być dostępny ZA DARMO. Ktoś musi go wyprodukować, ktoś musi ponieść koszty usługi. W związku z tym także i leczenie nie jest „za darmo”. Płaci za leczenie każdego z nas państwo pobierając podatki od wynagrodzeń, a potem przez Narodowy Fundusz Zdrowia przekazuje te pieniądze placówkom i lekarzom w ramach tzw. „kontraktu” z góry za każdego pacjenta. Lekarz dostaje forsę z góry i w gruncie rzeczy najlepiej dla niego i dla szpitala byłoby gdyby ludzie w jego okręgu nie chorowali i nie zawracali mu głowy w ciągu roku. Aż do następnego kontraktu z NFZ. Tak oczywiście nie jest – ludzie chorują, chorych jest zawsze więcej niż możliwości ich obsłużenia, a w dodatku chorują nie na to co przewidział NFZ – bo też ani chorób, ani kosztów leczenia nie da się do końca przewidzieć. Zwłaszcza, że technika idzie do przodu i pojawiają się coraz to nowsze (i droższe) sposoby leczenia. Urzędnik nigdy tego dobrze nie zorganizuje – to już wiemy z czasów PRL. Wobec tego w „systemie” powstają kolejki, a także rosnące zadłużenie placówek publicznych.

W dodatku lekarz – ciężko pracujący na kontrakcie – nie widzi związku między pacjentem, który do niego przychodzi ze swoimi dolegliwościami, a zarobkiem jaki dostaje na koniec miesiąca. Nie jest więc ani motywowany do szybkiego i dobrego obsługiwania rosnącej kolejki, a w „systemie” nie ma motywacji do postępu w zakresie metod leczenia – bo i skąd miałyby się wziąć.

Te bolączki polskiego systemu opieki zdrowotnej są znane od lat, wszyscy o nich wiedzą tylko wszyscy o nich milczą. I środowiska lekarzy i polityków, i mędrców-dziennikarzy.

Lekarze milczą, bo duża część ich środowiska znalazła sobie niszę w postaci równoległego zatrudnienia w prywatnych gabinetach, które naprawdę ludzi leczą. Każdy wie, że jeśli zawodzi publiczna służba zdrowia, trzeba się udać do prywatnej kliniki zapłacić kilkaset złotych i tam cię wyleczą. Lekarze zaś mają bezpieczeństwo socjalne na państwowych etatach (opłacone składki ZUS, itd.), a prawdziwe pieniądze zarabiają w gabinetach prywatnych.

I ten patologiczny stan trwa od czasów PRL, odziedziczony wprost po systemie komunistycznym, w którym wszystkie świadczenia państwa były „za darmo” i wiadomo jak wyglądały.

W efekcie tej nienormalnej sytuacji publiczna służba zdrowia pełna jest patologii, której jeden z przykładów widzimy na przykładzie tego nieszczęśnika z Sosnowca.

Mnie frapuje tchórzostwo polityków, którzy na temat koniecznych reform tego ważnego sektora – jakim jest lecznictwo – milczą jak zaklęci. Wszyscy udają, że wszystko jest OK. Tymczasem bez wprowadzenia zasady częściowej odpłatności ze strony pacjenta, bez likwidacji NFZ w obecnej postaci i zagwarantowania, że pieniądz pójdzie za pacjentem, tam gdzie on sam zdecyduje – nigdy sytuacja w lecznictwie się nie poprawi. Ale który rząd się odważy na taką rewolucję, zwłaszcza po obecnym festiwalu rozdawnictwa?

Tragiczny przypadek pacjenta z Sosnowca wywołuje u mnie też pytanie o stan ducha naszego społeczeństwa. Facet z puchnącą błyskawicznie, bolącą nogą siedział pokornie na izbie przyjęć i się nie zbuntował! Nie zaczął krzyczeć, nie wybił żadnej szyby, nie sklął personelu. Pokornie czekał na śmierć. Oj źle jest z nami, źle! W moich czasach, w pokoleniu które robiło rewolucję Solidarności taka pokora była niemożliwa.

Click to rate this post!
[Total: 15 Average: 3.5]
Facebook

2 thoughts on “Sanocki: Siedź cicho aż umrzesz!”

  1. Ten artykuł tylko sygnalizuje problemy. W praktyce chodzi o brak lekarzy, których kształcono zawsze za mało a ponadto znaczna część z nich wyjeżdżała za granicę. Mamy totalne braki kadrowe w medycynie a lekarze brutalnie to wykorzystują. Na Węgrzech wprowadzono odpłatne studia lub odpracowanie. Oczywiście jest też system oferujący fikcyjną opiekę, tzn. bez pieniędzy na badania. W rezultacie w Polsce umiera dwie trzecie chorych na raka z powodu zbyt późnego wykrycia choroby a na Zachodzie jedna trzecia.

  2. Panie Ed. Piszesz Pan dyrdymały jak każdy socjalista. Czas najwyższy zrozumieć, że nie ma na świecie towaru, usługi czy jakiegokolwiek innego dobra, które to byłyby za darmo i dostępne w nieograniczonej ilości. Gdybyśmy od jutra zrobili za darmo chleb, to nawet jeśliby piekarze upiekli go pięć razy więcej niż dzisiaj to w sklepie by go brakowało, a z pewnością nie dostaliby go ci już dzisiaj nieliczni pracujący, wychodzący do pracy przed otwarciem sklepów. Jeden nabrałby chleba świniom, drugi kurom, trzeci krowom a czwarty by go wyrzucił. Bo za darmo.
    Ja pamiętam jeszcze czasy poprzedniej komuny, kiedy jeszcze w mieszkaniach nie było liczników zużycia wody. Żeby się wykąpać, albo poprać, trzeba było czekać do późnej nocy bo nikt wody nie szanował.
    Nie jest zrozumiałe skąd w zakutych bolszewickich łbach jest to przeświadczenie, że usługa zdrowotna ma być za darmo. Wszyscy się godzą, że należy płacić za usługę mechanika, stolarza, murarza itd. ale lekarz ma pracować za darmo. Bądźmy szczerzy. Na studia medyczne zawsze szli i idą najlepsi uczniowie z liceum. Tak było u mnie 40 lat temu i tak jest obecnie.
    Co do SOR. Jakoś nie podają media ile w tym feralnym dniu było zatrudnionych na oddziale lekarzy, pielęgniarek i pozostałego personelu. Ilu było pacjentów? Ile było pań, które przyszywając guzik ukłuło się w palec i karetką na sygnale jedzie na SOR i tam drze gębę że ona jest najważniejsza i straszy znajomym policjantem, burmistrzem, radnym czy posłem. Jesze 20 lat temu, ludzie wiedzieli, że jak ma się biegunkę to należy łyknąć 10 tabletek węgla i poczekać aż przejdzie. Dzisiaj z byle pierdołą każą wieźć się na SOR.
    I na koniec. Nie wiem jak jest na Węgrzech. Wiem natomiast, że wprowadzanie odpłatności za studia medyczne, których absolwenci są potrzebni, przy pozostawieniu pozostałych kierunków, których absolwenci są zbędni, nieodpłatnymi to skrajny debilizm. Tak wogóle to wszystkie szkoły powinny być płatne. Chcąc, aby lekarze nie wyjeżdżali za granicę trzeba po prostu dobrze im płacić. Innej możliwości nie ma.
    Co do przeżywalności nowotworów. To tylko statystyka. W medycynie przyjmuje się, żepacjent został wyleczony jeżeli od zdiagnozowania przeżył 5 lat. Przykład . Pan John z USA lat 65. Co roku w ramach profilaktyki jest diagnozowany (krew rtg, ct, mmr itd.). Tak w ogóle nic mu nie dolega nie boli. Na 65 urodziny zdiagnozowano u Johna nowotwór. I się zaczyna. Operacja, chemia, naświetlania itp. itd. Koszmar dla Johna. Umiera w wieku 70 lat i 6 miesięcy. Do statystyk trafia jako wyleczony. Pan Karol z Polski ma lat 65. Nic mu nie dolega, nie boli. Jego ubezpieczyciel nie przymusza go do corocznej diagnostyki, więc Pan Karol nie wie, że rośnie u niego taki sam rak jak u Johna w USA. W wieku lat 75 raczysko jest już tak duże że daje o sobie znać. Pan Karol idzie do doktora i tam mu mówią, że ma raka ale jest już za późno by go operować. Pan Karol umiera na raka w wieku lat 79, czyli cztery lata po zdiagnozowaniu. W statystykach medycznych John umarł ze starości a Karol na raka.
    W dawnym ZSRR była najmniejsza umieralność noworodków. Bo taką przyjęto metodę statystyczną. Mianowicie, za noworodka uważano „to coś” co się urodziło i przeżyło trzy doby. Jak nie przeżyło to fakt nie istniał. Jak przeżyło to nabywało status człowieka i zaliczano go do noworodków.

    Nie jestem lekarzem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *