Kiedyś w przedszkolu gromada łobuziaków dręczyła koleżanki. Taki był szpan. Kilku chłopców jednak wiedziało, że dziewczynek trzeba bronić. Następnego dnia nikt już nie chciał robić pannom na złość, a wszyscy chcieli je osłaniać. Okazało się to bowiem jeszcze fajniejsze. Niestety, nie było już dręczycieli.
Troszkę podobnie jest z dzisiejszym podejściem do PW. Centro-prawicowe portale i gazety nie tylko dyszą od paru dni hagiografią Powstania, ale także zarzucają łbami publicystów niuchających czy ktoś gdzieś pamięci powstańców nie uchybił. Niestety jednak, w tym roku nawet dyżurna „Gazeta Wyborcza” (za wyjątkiem merytorycznych głosów prof. Jan Ciechanowskiego i Normana Daviesa) powstrzymała się od krytyki.
Słowem – wokół kultu powstania (niekiedy tylko ukrywanego pod płaszczykiem „szacunku dla powstańców”) panuje zaskakujący konsensus. Nie ma przed kim „bronić czci bohaterów”. Przeciwnie – zarówno w głównym nurcie mediów, jak i w prawym rogu salonu dominuje ten sam ton błogiego zadowolenia, że patriotyzm można okazywać poprzez nudne śpiewogry, a nie realną pracę dla państwa.
Oczywiście jednak, ochrzaniać kogoś trzeba, więc z braku odbrązawiaczy historii spod znaku „śmierć frajerom” – należy zająć się krytykującymi Powstanie z pozycji realistycznych. Nasi sympatyczni Koledzy pół-realiści, wsparci „autorytetem” Stanisława Michalkiewicza – wzięli się za łapanie nas za poły, niczym żona męża chcącego uspokoić bójkę w knajpie. „Dajcie spokój, nie zaczepiajcie ich, nie ruszajcie tego tematu, nie tak nerwowo!” – czytamy w kolejnych wpisach.
Skądinąd sympatyczny Łukasz Moczydłowski zauważa np.: „Ciekawe, że po stronie przeciwników kultu powstania warszawskiego, którzy tak bardzo lubią puszyć się swoim racjonalnym, spokojnym i bezemocjonalnym (z założenia oczywiście) podejściem do spraw politycznych i międzynarodowych jest tyle gwałtownych emocji w podejściu do tego tematu i pogardy dla zwolenników poglądów przeciwnych … w ten sposób staja się jedynie lustrzanym odbiciem ludzi, którymi tak pogardzają. Nawet nie zdają sobie sprawy, że pokazują nam właśnie swoje „typowo polskie” kłótliwe, oszołomskie, irredentystyczne oblicze”. Red. Michalkiewicz jest mniej subtelny i ujawnia podprogowe motywacje realistów: „Ale już tak zwani „realiści”, czyli mówiąc inaczej – czciciele knuta – spoglądają na celebrujących rocznicę wybuchu Powstania z ostentacyjnym lekceważeniem, a nawet pogardą. Nie tyle może nimi gardzą, chociaż nimi oczywiście też – co niepodległościowymi ideałami, do których tamci nawiązują”.
O ile red. Michalkiewicz (jak zwykle) realizuje po prostu zapotrzebowanie swych czytelników na „bronienie patriotów”, o tyle przez kol. Moczydłowskiego i wielu innych, przeważnie młodych, niekiedy uważających się za narodowców pół-realistów – przemawia pewien dysonans. Otóż z jednej strony wiedzą oni, że racjonalna krytyka Powstania jest słuszna, z drugiej jednak strony ich serca, emocje są zdecydowanie tej racji przeciwne. Dlatego właśnie każdy głos rozsądku wydaje im się zbyt głośny, zbyt ostry, zbyt jednostronny. Woleliby oni, żeby było ciszej, by krytykę powstania przeżywać w milczeniu, na zewnątrz celebrując objawy jego kultu „bo to się przecież tym przegranym należy”.
Otóż z postawą taką można by się nawet od biedy zgodzić, gdybyśmy żyli w latach stalinowskich, kiedy o Powstaniu pisano samo kłamstwa, a jego uczestników prześladowano. Ba, byłaby uzasadniona, gdyby był rok 1957 i środek dyskusji o bohaterszczyźnie, sprowokowanej „Eroicą” Munka. Dziś jednak – powtórzmy – sytuacja jest krańcowo odmienna.
Przekonanie, że w tej czy innej formie „Powstanie wygrało”, „było nieuchronne”, „było zwycięstwem” jest dominującą narracją propagandową nie tylko centro-prawicowego hurrapatriotyzmu. Nie trzeba powstańców „bronić” przed artykułami red. Cichego. Nie ma powodów, by odczuwać zażenowanie, że krytykuje się ten zryw „tak samo jak…” ktośtam. Przeciwnie. To fala jednostronnej pochwały wylewa się z niemal wszystkich mediów. Dlatego właśnie głosy rozsądku muszą być dobitne i wyraźne, pozbawione zwyczajowych zaklęć, że owszem, że nie umniejsza to, że chylimy czoła i mamy tylko drobne zastrzeżenia. Nie, zastrzeżenia mamy zasadnicze – to Powstanie nie powinno było wybuchnąć! Nie należało brać w nim udziału! Co więcej, jeśli jednym ciągiem pisze się, że należy bezkrytycznie czcić żołnierzy armii podziemnej i zaraz dodaje się, że powstanie wybuchło, bo tych samych żołnierzy nie dałoby się utrzymać na wodzy – to przecież jest to żywe obciążenie winą nie dowódców, ale właśnie owych szeregowców, którzy samym swym istnieniem wywierać mieli presję na przełożonych! Tym bardziej więc nie należy powstrzymywać krytyki. Na pytania bowiem „czy postąpiliśmy dobrze? Czy uczestniczyliśmy w czym pozytywnym i wielkim?”, zadawane (choć już coraz rzadziej) przez powstańców odpowiedź brzmi: nie i nie!
Popatrzmy zresztą na te cytaty. W „Super Expressie” to prof. Wojciech Roszkowski niemal krzyczy: „Kiedy słyszę różnych mędrków oskarżających dowództwo AK o rozpoczęcie beznadziejnej walki, odwróciłbym pytanie. Dlaczego mieli nie rozpoczynać walki? (…) Może straty byłyby mniejsze, ale w krytyce powstania to wygodnie się pomija.” A przecież właśnie o te straty w dużej mierze chodzi!
Z kolei fachowiec od spraw wojskowych, prof. Romuald Szeremietiew baje: „powstanie warszawskie 1944 zyskuje całkiem nowe znaczenie. Nie tyle jest bowiem przegraną bitwą o zachowanie niepodległości Polski, ale staje się wydarzeniem o podstawowym znaczeniu dla powojennych losów całej Europy. Bowiem nawet jeśli Stalinowi nie udałoby się zająć Francji, to już tylko opanowanie całych Niemiec miałoby katastrofalne konsekwencje dla przyszłości Europy”. A przecież wie, że Armia Czerwona przy swych rozciągniętych liniach komunikacyjnych i z odsłoniętym bałkańskim podbrzuszem nie miała nawet jak sforsować Wisły, a co dopiero iść z marszu nad Szprewę, Łabę i Ren!
Prawdziwą istotę kultu powstania oddaje europoseł Janusz Wojciechowski pisząc: „Wizerunek Powstania zmienił dopiero Prezydent Lech Kaczyński. To on, wielkimi obchodami 60 rocznicy powstania w Warszawie i nade wszystko wspaniałym nowoczesnym Muzeum, przywrócił godność i dumę tym coraz mniej licznym żyjącym powstańcom i przywrócił cześć i dobrą pamięć powstańcom poległym i zamordowanym. Cześć i Chwała Mu za to dzieło! Nikt dla przywrócenia pamięci Polaków nie uczynił więcej. To dzieło nie kończy oczywiście sporów o sens powstania, bo niemało jest szyderców, którzy znów będą drwić, że odprawiana jest akademia na cześć klęski. Tak, militarnie to była klęska, ale bez tej klęski mogłoby dziś nie być wolnej Polski”. Otóż to właśnie – kult Powstania to dla tego środowiska kolejny pomnik zastępczy! Czci się w nim bynajmniej nie męstwo żołnierza, czy zryw niepodległościowy, ale ich piewcę – prezydenta Kaczyńskiego! To tak, jakby mający urodziny musiał dawać kwiatki gościom za to, że pamiętali.
Powstanie ma być wreszcie zwornikiem ideologicznym obozu, który tylko marzy, że doprowadzić do jego powtórki – oczywiście wiadomo przeciw komu. Stefan Żaryn bloguje: „Rocznice wybuchu Powstania Warszawskiego są zawsze dobrą okazją dla malkontentów, by dzielić się opiniami, że walka w sierpniu 1944 roku nie miała sensu, że tylu ludzi poszło na pewną śmierć zamiast budować powojenną ojczyznę. Ta narracja jednak nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Brak Powstania Warszawskiego, brak dowodu na pragnienie życia w wolnej i niepodległej ojczyźnie niczego na lepsze by nie zmienił. Spowodowałoby to konsekwencje, które ciężko przewidzieć. (…) Zarówno współcześni Polacy, jak społeczeństwa krajów Europy powinny być niezmiernie wdzięczne, że ktoś wystąpił przeciwko sowieckiej totalitarnej władzy, która zaciskała pętle na całej Europie. To także dzięki Powstańcom totalitarny reżim komunistyczny w Europie upadł”. Ano właśnie – Powstanie Warszawskie jako akt „antysowietyzmu”, bo przecież odkąd za kultywowanie 1 sierpnia wzięła się centro-prawica – nie sposób dowiedzieć się ani z kim powstańcy walczyli, ani kto Warszawę przez pięć lat okupował. Liczy się tylko „czyn przeciw Ruskim”!
„Powstanie – siła i narodowe spoiwo” – woła z kolei „Rzeczpospolita”, krzywiąc się na krytykę ze strony „monarchistycznej młodzieży”. Tak oto wspólny front „obrony Powstania” obejmuje „Gazetę Polską”, „Gazetę Wyborczą”, „Rzepę”, wPolityce.pl i centro-prawicową blogosferę. Prawdziwym nonkonformizmem jest więc dziś zachowanie przy tym wszystkim zdrowego rozsądku i wytrwanie na pozycjach realizmu i obrony polskiej racji stanu. Koledzy pół-realiści zaś, wobec zmasowanego nacisku „morowych chłopców” z lewa i prawa – postępują niczym Dzidziuś Górkiewicz, który wprawdzie doskonale wiedział, że ma do czynienia z wariactwem, ale jednak pobiegł z powrotem do Powstania. Wzywający do powstrzymania się od krytyki – czynią to samo, a ponieważ wiedzą, że robią źle i że chwalą psucie pojęcia rozumnego patriotyzmu – są też tym winniejsi.
Konrad Rękas
Można jedynie Konradzie dodać, że ta scena z Eroiki jest niemalże literalnie powtórzona w Popiołach. Widać dla Polaków od wieków uczestniczyć w polityce, to robić jakiś czyn. Najlepiej powstanie, wojna pod cudzymi sztandarami, a przynajmniej strajk czy manifestacja. Polakom nie idzie wytłumaczyć, że prawdziwe wydarzenia historyczno-polityczne polegają raczej na czym innym, niż na pijarze.
Eh, nie rozumiem waszego stanowiska.. mowicie ze powstanie bylo be, ok, ni eudalo sie:) niemcy wymordowali kupe ludzi.. ale na Litosc Boska chyba mozna uczcic pamiec tych ludzi ktorzy idiotycznie czy nie to jednak zgineli w imie Polski .. Nie rozumiem waszych zadan.. chcecie zeby wszyscy gardzili tym powstaniem? zeby sie z niego smiali i je olewali? to naprawde jetescie slugami „knuta” 🙂
Jeśli ktoś nie rozumie sformułowanego po polsku głosu rozsądku – to już naprawdę nie jest nasza wina.
Ludwiku, z „Popiołów” polecam dwie sceny – jak Cedro pyta w rozpaczy Napoleona, czy warto było i jeszcze raz wszyscy się dają oszukać, a potem jak Olbromski leży w śniegu i już wie, że nie.
O ile do samej decyzji o wybuchu Powstania odnoszę się neutralnie, o tyle śmieszą mnie pisane przez konserwatystów teksty mające wręcz wymiar pacyfistyczny. Argumenty o tym że nie było warto bo zginęło dużo ludzi… no dajmy spokój, na wojnie ogólnie giną ludzie. Ilość ludzi zabitych w Powstaniu to kropla w porównaniu do wszystkich polskich ofiar II Wojny Światowej.
Całe plucie na „romantyzm polityczny” zasadniczo podszyte jest niestety zwykłym politycznym oportunizmem i przypomina komunistyczną karykaturę konserwatyzmu czy endecji jako formacji stojących z bronią u nogi. Podczas gdy plany organizacji narodowych w czasie wojny były o wiele bardziej „romantyczne” niż te AK. Chociażby plany NSZ o swego rodzaju akcji „Burza” na ziemiach odzyskanych. Czy też plany Konfederacji Narodu o Imperium Słowiańskim na Wschodzie. Zresztą cała ideologia KN była jak najbardziej romantyczna. Jest to zaprzeczenie powtarzanych tez o rzekomo praktykującej wąski „realizm” endecji.
No oczywiście, wojna to taka zabawa, wszyscy liczą do 20, a potem wstają. I nie ma znaczenia, czy ofiary były do uniknięcia, czy nie. Czy miały sens – czy tak je sobie rzuciliśmy na szaniec. Przecież nie możemy być śmieszni.
@Konrad Rękas Chodzi o to że Panowie doprowadzają pojęcie „realizmu politycznego” do absurdu. Po drugie o ile rozumiem rzeczową argumentację na temat zysków i strat, o tyle komentarze o zabitych cywilach to jest właśnie romantyzm w złym stylu tzn. emocjonalne podejście do polityki. Jak napisałem do decyzji o powstaniu mam stosunek neutralny tzn. nie będę jej zasadniczo bronił natomiast proszę zwrócić uwagę na rodzaj używanej argumentacji. I jeszcze pytanie: Czy powstania w Wandei (do 200 tysięcy ofiar) lub Cristeros w Meksyku (ok. 80 tysięcy ofiar) miały sens? W nich też ginęli ludzie. Dla autentycznych konserwatystów są jednak wartości ważniejsze niż życie
NR – niech się Cristeros martwią Meksykanie, a Wandeą i szuanerią Bretończycy i Francuzi. Moja chata skraja.
@NR – ale poza formułowaniem programu była jeszcze kwestia jego realizacji. I NSZ na etapie, kiedy były jeszcze armią, a nie szyldem – postanowiły sobie z Polski wyjść, co uważam za plan może nie najlepszy, ale w każdym razie nie głupi, zaś KN zamienił się w „Dziś i Jutro” oraz „Pax” – właśnie na gruncie odejścia od romantyzmu.
@ Konrad Rękas Podałem przykłady Wandei i Cristeros by unaocznić, że wąski „realizm” nie jest tożsamy z pojęciem Konserwatyzmu. Wręcz przeciwnie bywa z nim sprzeczny. A konserwatysta jak najbardziej może być politycznym „romantykiem”. Czego właśnie dowodzą te symboliczne dla konserwatyzmu wydarzenia. Po drugie nie można samego realizmu sprowadzać do konkretnej pro-rosyjskiej orientacji geopolitycznej co nieraz mechanicznie Państwo czynicie. Realistyczne oceny formułowali i Dmowski i Studnicki a jak wiadomo nieraz były kompletnie różne. Co do NSZ i KN. To że potem się plany zmieniały (być może całkiem słusznie) dowodzi jednak tego że w Ruchu Narodowym od zawsze były zarówno wątki „realistyczne” jak i „romantyczne”, nie można mechanicznie sprowadzać całego RN do „realizmu” a całego „realizmu” do orientacji pro-rosyjskiej.
Typowo pisiackie mieszanie religii i polityki. To jest chory polski mesjanizm, ktory zazwyczaj wpada w bluznierstwo i herezje, ze smierć za Polskę to jest cześć dzieła zbawienia całego swiata. Wanda i Cristeros z konserwatywnego punktu widzenia maja sie nijak do powstania warszawskiego.
Jeszcze jedna refleksja. Realizm to jest tylko metoda oceny rzeczywistości politycznej. Realista może się mylić lub nie. Nie zawsze ten kto wygrywa jest realistą, nie zawsze ten kto przegrywa jest romantykiem. Przykładowo to że Polska nie odzyskała niepodległości w wyniku romantycznych powstań, nie zmienia tego że wiele innych krajów właśnie w tym okresie tą wolność odzyskało na fali historycznego romantyzmu. Polskie klęski wynikały z konkretnych błędnych decyzji (często podejmowanych właśnie przez realistów jak w przypadku Powstania Listopadowego) Natomiast niektórzy z Państwa zdają się przyjmować optykę: jeżeli ktoś przegrał to był romantykiem i z realistycznego punktu widzenia w ogóle nie należało walczyć. Bo czym innym jest pisanie książki historycznej w której wykaże się że konkretny dowódca (no np. Chruściel) podjął błędne decyzje a czym innym propagandowe „walenie” we wszystkich przegranych i „eksploatowanie” narodowych klęsk. Takie coś należy się tylko za zdradę, a nie za samą klęskę
Zgadzam się z argumentacją NR. Uważam się za konserwatystę, ale nie oportunistę dlatego m.in. „czarna wrona” zwana generałem nigdy nie będzie dla mnie bohaterem. Na marginesie poprzedniego tekstu p. Rękasa: wszystkie znane źródła jednoznacznie pokazują, że w momencie wprowadzana stanu wojennego interwencja brata ze wschodu nam nie groziła.
To w pytę, trzeba więc było koniecznie zrobić powstanie!
A istnieje jakiś dokument który mówi o tym, co zrobiliby Rosjanie, gdyby Solidarność w końcu doprowadziła do strajku generalnego?
@arturgórecki : „w momencie wprowadzana stanu wojennego interwencja brata ze wschodu nam nie groziła.” I nikt nie mówi że wtedy, podczas wprowadzania stanu, nam groziła. Ona groziła parę dni później po akcjach Solidarności. Dzięki generałowi zagrożenie nie weszło nawet do historii.
Gratuluję Wam, mądrości. Umiejętności analizy cytatów z różnych szmatławców. Życzę odwagi w obronie Wiary. JJM
@NR: Moznaby polemizowac, czy decyzja o wybuchu powstania nie była zdradą w dosłownym znaczeniu. Ktos-tam przecież rozmawiał z NKWD (wręcz z Berią), podobnie: ktos-tam umoczony w masońską/kominternowską rozróbę w Meksyku został zrzucony z walizkami pełnymi pieniedzy na wybuch powstania … Do techo dochodzi nachalna propaganda bolszewicka zachęcająca do wybuchu powstania … Dużo tych watpliwości …
@fanatyk: Podoba mi sie Pańska uwaga nt. obrony Wiary. Ale może, ze wzgledu na Sobór Watykański II, Asyz etc., etc. potrzeba heroizmu znikneła, :-), ? Zawsze można realistycznie zakąsić macą z kremówkami, wydziargać sobie realistyczny pentagram na policzku, ewentualnie realistycznie wszczepic czip lub zapalić realistyczne kadzidełko. W poruszonej przez Pana materii tak właśnie widzę realizm konserwatystów, jakby co do czego przyszło. Natomiast krytyczna ocen powstania warszawskiego oraz krytyczna ocena romantyzmu/insurekcjonizmu to zupełnie inna kwestia, może wynikać zarowno z uczciwego realizmu, z ultramontanizmu jak i z oportunizmu. Faktycznie zachowanie w obrobnie Wiary byłoby probierzem.
@Megbeg groźba interwencji istniała wcześniej a nie później!