„Siedem dalekich rejsów”. Recenzja książki

Leopold Tyrmand, Siedem dalekich rejsów, Wydawnictwo MG, Łódź 2011, ss. 191

Z powieściami jest tak, że albo wciągają od pierwszych słów, albo potrzeba się do nich przekonać, albo w ogóle nudzą i do siebie zniechęcają. To jeśli chodzi o fabułę. Jest też tak, że czytelnik niekiedy zżywa się z ich bohaterami, bądź są mu oni całkiem obojętni. To znaczy, że przywiązuje się do nich emocjonalnie i czegoś im tam życzy, na coś z ich strony liczy. W przypadku książki Leopolda Tyrmanda pod tytułem „Siedem dalekich rejsów” czytelników zaintryguje już samo krótkie wprowadzenie „Od autora”, z którego pozna jej bogate w zaskakujące wydarzenia dzieje i dowie się jak niewiele zabrakło, by nigdy nie poznał opisanej na łamach publikacji historii. Następnie, po słowach: „W Darłowie, przed małym dworcem w stylu pruskiej prowincji, kończyła się kariera pociągu” da się wciągnąć w pasjonującą, wyzwalającą wiele emocji – od radości po wzruszenie – lekturę. Nim czytelnik się spostrzeże, zacznie usilnie pragnąć, aby fabuła potoczyła się właśnie tak, a nie inaczej. By ona i on na siebie spojrzeli, by się odwrócili… Wartkie zmiany akcji, niespodziewane wydarzenia, niejednoznaczne, ale inteligentne i dające do myślenia dialogi – wszystko to zaktywizuje wyobraźnię i nie da spocząć, nim nie pozna się zakończenia.

            Czarująca jest bajeczna sceneria, w jakiej odbywają się perypetie bohaterów książki. To dawne Darłowo w całej swej okazałości, z jego mieszkańcami, miejscami i architekturą uchwycone w przełomowym dla niego czasie. Jednak najważniejszy jest w nim niepowtarzalny klimat, jaki tworzą miejsca, w których ona i on przebywali. Cóż jeszcze dodać – powojenna atmosfera, powietrze nasycone nieopisaną wątpliwością z domieszką strachu. I rodzące się, by zaraz zgasnąć lub zapłonąć uczucie.

            Leopolda Tyrmanda wyróżnia spośród innych powieściopisarzy cudowna umiejętność oddawania uroku nawiązujących się relacji interpersonalnych. Mówi o nich wprost, eksponuje mowę ciała, ukrywa pod aluzją lub wkłada w usta swych bohaterów przesłanki wnioskowania na ich temat: „Czy czuje pani ciekawe spojrzenia, które taksują nas teraz spoza firanek w tych oknach? Jesteśmy nie z tego świata. Cóż za małżeństwo przyjechało do Darłowa i po co?… Tak brzmią pytania. – Małżeństwo? Z mężczyzną, którego nazwisko tonie w mrokach tajemnicy? Tylko dlatego, że mi się podoba jego płaszcz…”. Wszystko to czyni powieść niezwykle obrazową.

            Książka trzyma w napięciu, zwłaszcza gdy miłość ściera się z pożądaniem – paradoksalnie nie tym znanym współczesnemu czytelnikowi najlepiej – cielesnym, lecz zaginionego dzieła sztuki: tryptyku Eryka Pomorskiego.  Zależności pomiędzy bohaterami powstałe na kanwie miłości i pożądania są uwikłane w ich indywidualne marzenia, pragnienia oraz to, co ukrywają, czego boją się ujawnić czy wypowiedzieć na głos. Z tego wszystkiego przebija się zawziętość każdego z nich, pewna między nimi rywalizacja. Wyłania się także seria pytań co jest ważniejsze, a co najważniejsze? Co i dlaczego się komplikuje? Czego nie warto poświęcić w imię nieznanego? A wszystkie odpowiedzi na nie pozostają w zawieszeniu, gdzieś między przyjazdem a powrotem do…

            Książka Leopolda Tyrmanda pod tytułem „Siedem dalekich rejsów” zachwyci wszystkich, którzy tęsknią za starymi, dobrymi powieściami powstałymi po wojnie. Nie ma w niej brudu, którym ocieka większość współczesnej prozy. Zachwyca fabułą, portretami bohaterów, relacjami pomiędzy nimi się nawiązującymi, opisem miejsc, a przede wszystkim wspaniałą narracją. Jest to zdecydowanie publikacja warta polecenia, z pewnością Państwa oczaruje, a jej treść będzie wielokrotnie wracała w pamięci.

Krzysztof Wróblewski

Książka jest dostępna na stronie Wydawnictwa MG: http://www.wydawnictwomg.pl/siedem-dalekich-rejsow-2/

a.me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *