Kolaboracja to wg Słownika Języka Polskiego „współpraca z niepopieraną przez większość społeczeństwa władzą, zwłaszcza z władzami okupacyjnym”. Słowo „kolaboracja” jest XIX-wiecznym zapożyczeniem z łaciny (via francuski i niemiecki), które początkowo było synonimem „współpracy” i nie budziło negatywnych skojarzeń.
Wydaje się, że dopiero II wojna światowa sprawiła, że pejoratywne znaczenie tego słowa w języku polskim całkowicie zdominowało i wyparło jego wcześniejsze, neutralne rozumienie.
Oskarżenie o kolaborację jest jednym z najcięższych oskarżeń, jakie podnoszono i podnosi się nadal w historii i publicystyce w odniesieniu do wydarzeń mających miejsce w czasie II wojny światowej. Oskarżenie takie jest praktycznie równoznaczne z oskarżeniem o zdradę i prawie zawsze grozi oskarżonemu najwyższym wymiarem kary – karą śmierci. Symbolem kolaboracji stał się okupacyjny przywódca norweski Vidkun Quisling. Samo jego nazwisko stało się synonimem kolaboracji – o Polsce mówiło się, że to kraj bez Quislingów.
Definicja definicją, sama w sobie jest bardzo prosta, ale żeby kogoś kategorycznie zakwalifikować jako kolaboranta i tym samym narazić go na skutki w postaci kary śmierci, to już sprawa natury wyjątkowo delikatnej, bardzo poważna, która w imię sprawiedliwości powinna być zbadana jak najsumienniej, aby uniknąć błędów skutkujących wyrokami na niewinnych, bądź, w najlepszym wypadku, odium, z którego nawet niewinnym niejednokrotnie trudno było się wyzwolić przez długie lata albo wcale.
Na początek należy stwierdzić, że w odróżnieniu od I wojny światowej, wojna druga miała charakter jednoznaczny, jeżeli chodzi o określenie stron konfliktu – złą stroną były Niemcy – III Rzesza, które swoją agresywną polityka wywołały wojnę, i niezależnie od działań wojskowych określanych mianem „wojny totalnej”, prowadziły eksterminacyjną, skrajnie opresyjną politykę okupacyjną – po raz pierwszy w historii wojen tak silnie skierowaną przeciwko cywilnym mieszkańcom krajów okupowanych. Stroną dobrą byli wszyscy walczący z III Rzeszą. Oczywiście z różnych powodów także opresyjność hitlerowskiej okupacji podlegała stopniowaniu w różnych krajach – generalnie na Zachodzie miała ona łagodniejszy charakter (dlatego takim szokiem były dla Włoch masowe egzekucje przeprowadzane przez Niemców w 1944 r., także zemsta na włoskich jeńcach, niedawnych sojusznikach, czy rzeż mieszkańców i zagłada miasteczka Oradour-sur-Glane we Francji).
To co działo się w środkowo-wschodniej Europie przekraczało jednak wszelkie dotychczasowe wyobrażenia o wojnach. Szczególnie „dzika” okupacja zapanowała na ziemiach polskich, w Jugosławii i w okupowanej części ZSRR. Słowianie, na równi z Żydami traktowani przez ideologię hitlerowską jako podludzie, byli przeznaczeni do zbydlęcenia i późniejszej likwidacji.
Stąd najbardziej represyjne prawo okupacyjne w Polsce, stąd masakry dokonywane w ZSRR i Jugosławii bez jakichkolwiek hamulców. Z tego powodu, ale i z ogólnego tonu propagandy politycznej państw alianckich oraz głosu narodów okupowanych i powszechnie przyjmowanego ww. podziału na dobrych i złych, wynikało równie powszechne przekonanie, że współpraca z Niemcami hańbi, walka z nimi zaś – w różnej formie – jest obowiązkiem.
Barwy kolaboracji
Reasumując, kolaboracja z Niemcami w czasie wojny i przez dziesięciolecia po jej zakończeniu (także w kulturze popularnej, zwłaszcza w filmach wojennych) była odbierana jednoznacznie negatywnie. Przyjmowano taką postawę w sposób naturalny, bez filozoficznych wywodów o definicjach i ich treści, w myśl słynnego „koń jaki jest, każdy widzi”. Szczególnie jasne i oczywiste było to w Polsce. Przy ocenie zjawiska jest to dopuszczalne, przy ocenie konkretnych przypadków, postaw, motywacji, należy, jak powiedziałem, zachować daleko idącą ostrożność. Naturalnie większość sytuacji będzie jednoznaczna, ale szereg innych będzie trudnych do oceny.
Należy przypomnieć, że postawa narodu polskiego w okresie międzywojennym była zdecydowanie antyniemiecka – wynikało to w dużym stopniu z edukacji politycznej w tym kierunku prowadzonej przez Narodową Demokrację. Żadne pomysły antysowieckiego/antyrosyjskiego wspólnego frontu z Niemcami nie wchodziły w grę. Jeśli nawet nie każdego polityka, który by taką koncepcję głosił, czekałaby, jak zapowiadał Dmowski – „kula w łeb”, to w każdym razie popełniłby on polityczne samobójstwo. Zachodni program endecji przywrócił Polakom pamięć o tym, skąd pochodzą, co wyrażało się szczególną troską o zachodnie rubieże kraju oraz tęsknotą kierowaną ku dawnym ziemiom polskim będącym pod władzą Niemiec od wieków – jedne i drugie stanowiły tzw. macierzyste ziemie polskie, kolebkę narodu i państwa.
Konsekwencją tego w czasie wojny i okupacji była powszechna postawa antyniemiecka. Polska była krajem bez Quislingów – Niemcom nawet w 1944 i 45 r. pod hasłami antybolszewickimi, pomimo podjętych prób, nie udało się stworzyć żadnego Legionu polskiego do walki z Armią Czerwoną – ale naturalnie nie bez kolaborantów. Większość z nich to byli mali ludzie, krętacze bez moralności, pragnący zadbać o własny interes pod nowym panem. Nie było wśród nich wcale nazwisk naprawdę wielkich. Do wyjątków i to z niższej półki, choć osób niewątpliwie znanych przed wojną, zaliczał się były premier Leon Kozłowski, czy prowadzący gadzinowe czasopisma „Ster” i „Przełom” Feliks Burdecki i Jan Emil Skiwski.
Z pracującymi w administracji Generalnej Guberni, jak z np. z granatową policją, sprawa nie była już taka prosta, nie mówiąc o takich postaciach jak Józef Mackiewicz (dyskusyjna działalność publicystyczna w latach 1939-41 na łamach pism wydawanych za zgodą okupantów litewskiego i niemieckiego), czy o aktorach (czy występowanie w nieideologicznych sztukach dla gawiedzi było kolaboracją czy tylko plamą na honorze? Wydaje się jednocześnie czymś oczywistym, że występ szeregu polskich aktorów w skrajnie antypolskim filmie hitlerowskim „Heimkehr” kolaboracją był). Kolaboranci i zdrajcy byli rozpracowywani przez państwo podziemne, w miarę możliwości dogłębnie, i likwidowani. Właśnie brak możliwości weryfikacji w wielu przypadkach skutkował niestety śmiercią bądź infamią niewinnych.
Problemem odrębnym była kolaboracja z ZSRR. W latach 1939-41 Polska nie była formalnie w stanie wojny ze wschodnim sąsiadem, ale bez wątpienia wschodnia część kraju znajdowała się pod okupacją ZSRR. W tym okresie nie ma wątpliwości co do oceny postaw Polaków. Problem rodzi się później, po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych i podpisaniu Paktu Sikorski-Majski. Polska i ZSRR do zerwania stosunków w kwietniu 1943 r. przez stronę radziecką na kanwie sprawy katyńskiej, były jak najbardziej oficjalnymi sojusznikami w wojnie z III Rzeszą. Później przyjęto, że ZSRR jest sojusznikiem naszych sojuszników, zaś rząd przynajmniej do jesieni 1944 r. próbował wszelkimi siłami stosunki przywrócić.
Oficjalnym stanowiskiem rządu emigracyjnego była walka z Niemcami, zakaz jakiejkolwiek współpracy (w sensie kolaboracji) z nimi i powstrzymanie się od zwalczania sił ZSRR.
W praktyce sytuacja w miarę rozwoju działań wojennych wyglądała rożnie. Na Wołyniu i Kresach południowych partyzantka radziecka była raczej sojusznikiem Polaków w ich walce z Niemcami i Ukraińcami, później Polacy pozostali po eksterminacji dokonanej przez OUN/UPA, w swej masie chcieli opuścić te ziemie, stąd brak takich konfliktów, jak na Kresach północnych, gdzie ta sama partyzantka była raczej wrogiem i to tam doszło do największej ilości krwawych starć. Sytuacja ta była konsekwencją zaborów dokonanych przez ZSRR w 1939 r. i późniejszego nieuznawania pretensji rządu polskiego do ziem wschodnich. Czym innym była działalność grup partyzanckich i dywersyjnych ZSRR na ziemiach centralnych Generalnego Gubernatorstwa. Grupy nieformalne, złożone z byłych jeńców walczyły o przetrwanie do nadejścia Armii Czerwonej, te zaś które były przerzucone za front celowo, realizowały zadania przede wszystkim wywiadowcze, czasem też dywersyjne.
Niewątpliwie ich głównym celem – w ogólnym zarysie – było wspomożenie Armii Czerwonej i osłabienie Niemiec. Nie były one takim zagrożeniem jak partyzanci radzieccy na Nowogródczyźnie czy Wileńszczyźnie, gdzie chodziło o sporne tereny, nie można też powiedzieć, aby odegrały jakąś szczególną rolę w zaprowadzaniu nowej władzy w Polsce – to zapewniała wkraczająca Armia Czerwona i oddziały NKWD. Stąd – w większości wypadków – istniały co najmniej poprawne stosunki pomiędzy polskim podziemiem różnych odcieni a partyzantką radziecką. Ludność polska udzieliła szerokiej pomocy jeńcom uciekającym z jenieckich obozów śmierci, zachowały się na ten temat liczne relacje [1]. Rodziło się też i to bez względu na różnice polityczne, braterstwo broni ugruntowane wspólną walką m.in. w takich wielkich bitwach partyzanckich jak bitwa w Lasach Janowskich czy na Porytowym Wzgórzu.
Paul Fuchs i infiltracja polskiego podziemia
To właśnie w takich warunkach wewnętrznych i zewnętrznych grupa współtworząca NSZ, a wywodząca się z ONR, ZJ, czy Grupy Szańca, występująca z programem dwóch wrogów, uznała, po klęskach niemieckich w 1943 r., że ZSRR jest odtąd wrogiem groźniejszym i należy wstrzymać działania przeciwko Niemcom. „Wielka Polska” z 3 VII 1943 r. pisała: „Wobec nieuchronnej katastrofy Niemiec właściwa rozgrywka toczy się w istocie rzeczy już nie z Niemcami, ale pomiędzy Anglosasami a Rosją. (…) Zwycięstwo Sowietów w tej grze oznaczałoby dla Polski kompletną katastrofę. Dlatego musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby do niego nie dopuścić. A już przede wszystkim nie wolno nam uczynić niczego, co by mogło dopomóc Sowietom. Dlatego też musimy się chwilowo powstrzymać od szerszej akcji czynnej przeciwko Niemcom, która by ułatwiła zadanie Armii Czerwonej. (…) Naszym zadaniem jest przed wybuchem powszechnego powstania oczyszczenie terenu Polski ze, stanowiących drugą okupację, partyzanckich oddziałów i band komunistycznych” [2].
Kiedy dziś czyta się te słowa, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że dokonujemy oceny ex post, posiadając znacznie więcej danych i wiedzy o tamtych wydarzeniach, nie sposób po prostu zrozumieć, jak daleko można się było posunąć w braku realizmu i tworzeniu fantastycznych planów mających podstawę wyłącznie we własnych zaklęciach, w które uwierzyło się jak w rzeczywistość! Jeszcze gorzej wypada prognoza i plan „Wielkiej Polski” w momencie konfrontacji z dokumentem z tej samej epoki, a mianowicie z Memoriałem ppłk dypl. Mariana Drobika „Dzięcioła” (szefa Oddziału II – wywiadu i kontrwywiadu AK) pt. „Ściśle tajne. Bieżąca polityka polska a rzeczywistość” z 7 listopada 1943 r., przedstawionym KG AK 8 listopada tegoż roku. Memoriał ten poraża nie tylko zimnym realizmem, ale przede wszystkim wnioskami Drobika wyciągniętymi po drobiazgowej analizie sytuacji politycznej.
Wnioski te – dotyczące dalszego rozwoju sytuacji na froncie walki zbrojnej i walki politycznej oraz działań jakie powinna podjąć Polska, aby uratować co się da – sprawdziły się niemal w 100% w historii jaką znamy. Drobik, przeciwnie do fantastów nie tylko z „Wielkiej Polski” widział beznadziejną słabość położenia Polski. Było dla niego oczywistym, że Polska zostanie zajęta przez ZSRR, i że to państwo będzie rozdawać karty i dlatego proponował jedyne jego zdaniem rozwiązanie pozwalające zachować jako taką podmiotowość Polski „londyńskiej” – natychmiastowe porozumienie z ZSRR połączone z rezygnacją z Kresów. Można tylko pochylić głowy nad mądrością i przenikliwością Mariana Drobika i żałować, że jego glos był głosem wołającego na puszczy pośród tumultu głosów fantastów przedkładających bajki 1001 nocy nad rzeczywistość… [3].
Koncepcje powstrzymania się od akcji przeciwko Niemcom i podjęcia próby „oczyszczenia” terenu z komunistów zainteresowała Haupsturmführera Paula Fuchsa (1908-1983), szefa referatu zajmującego się rozpracowywaniem polskiego ruchu oporu w radomskim Gestapo. To stosunkowo niskie stanowisko może wprowadzać w błąd, tymczasem wielu historyków, w tym autor kluczowej dla omawianego tematu książki „Terror i polityka”, Włodzimierz Borodziej [4] uważa Fuchsa za najbardziej niebezpiecznego funkcjonariusza Gestapo w GG obok samego Alfreda Spikera, szefa Sonderkommando w Warszawie. Od początku działał w Radomiu, początkowo jako szef referatu III C (ruch oporu), potem szef referatu IV A (partie polityczne i ruch oporu), następnie także IV N (służba wywiadowcza). Fuch zajmował najważniejszymi aspektami działalności polskiego podziemia z punktu widzenia interesów niemieckich.
Jego rola wykraczała daleko poza formalne kompetencje, przejmował śledztwa wedle własnej woli, prowadził operacje bez akceptacji bezpośrednich zwierzchników mając poparcie bezpośrednio w RSHA (przed wojną prowadził najtrudniejsze śledztwa przeciwko członkom NSDAP). Miał też na koncie poważne sukcesy. Jego dziełem było aresztowanie (w Warszawie) szefa sztabu ZWZ płk Janusza Albrechta (na zdjęciu) w lipcu 1941 r. Zarzucając Albrechta wiedzą na temat podziemia i przekonując o rosnącym zagrożeniu ze strony Rosji – „odwiecznego wroga Polski”, „przekonał” pułkownika do podjęcia misji dotarcia do gen. Grota-Roweckiego i przekazania mu propozycji ustalenia modus vivendi pomiędzy Niemcami a ZWZ. Rowecki (nie spotykając się z pułkownikiem) zdecydowanie odrzucił propozycję pozostawiając Albrechtowi wyjście honorowe w postaci samobójstwa. Nie jest wykluczone, że Fuchsowi chodziło nie tyle o porozumienie z ZWZ, co o wysondowanie, czy istnieje jakaś grupa skłonna pozytywnie odpowiedzieć na taką propozycję.
Fuchs prowadził sprawy duże i małe. W 1942 r. rozbił akowską siatkę w radomskiej fabryce broni (sto osób rozstrzelanych w wyniku represji), dowodził akcją na Żoliborzu skutkującą przejęciem części kasy KG AK, w 1943 r. zwerbował „Motora” Jerzego Wojnowskiego, bliskiego współpracownika Jana Piwnika „Ponurego”, dowódcy świętokrzyskiego zgrupowania AK. Efekty działalności „Motora” były tragiczne – wydawał kolegów, naprowadzał obławy niemieckie na oddziały „Ponurego”, wreszcie, po jego donosie, Niemcy spacyfikowali Michniów. Po zdemaskowaniu „Motora” w styczniu 1944 r. Fuchs rozpoczął aresztowania wśród świętokrzyskiego AK. Pod jego kierunkiem działała także agentka V-168 „Wanda Zemsta”, która miała dostep do najważniejszych postaci konspiracji akowskiej z generałem Tadeuszem Pełczyńskim i płk Kazimierzem Irankiem-Osmeckim na czele. Wreszcie to on zatrzymał pracowników BIP AK prof. Marcelego Handelsmana i Halinę Krahelską. Z krótkiego przytoczenia najważniejszych akcji Fuchsa można zorientować się, że nie był to tuzinkowy gestapowiec, lecz wyjątkowo niebezpieczny wróg Polski, który, choć osobiście działał w białych rękawiczkach, miał na rękach krew tysięcy Polaków. To właśnie z takim „partnerem” podjęli współpracę ludzie z ONR/ZJ.
Bardzo ważnym elementem działalności Fuchsa była infiltracja polskich organizacji podziemnych, szukanie możliwości nie tylko ich rozbicia, ale i przejęcia. To właśnie w ramach tej działalności nawiązał kontakt z ludźmi ONR/Związku Jaszczurczego. W tym miejscu chciałbym przypomnieć, że ten wojenny ONR/ZJ miał niewiele wspólnego z polityczną organizacją okresu przedwojennego. Z dziesięcioosobowego kierownictwa ONR w konspiracji znalazły się trzy osoby, zaś w pięcioosobowym kierownictwie ZJ była tylko jedna taka osoba, zaś siedmiu spośród czternastu podpisanych pod deklaracją ONR zabili Niemcy. Nie bez racji przedwojenni twórcy ONR twierdzili później, że Związek Jaszczurczy założony został przez działaczy trzeciego czy dalszego gatunku [5].
Można zadać sobie pytanie, dlaczego właśnie to środowisko okazało się podatne na współpracę z Niemcami (Gestapo). Wydaje się, że wiele wyjaśnia ten „trzeci gatunek działaczy”. O ile w przypadku przedwojennego ONR można mówić o fascynacji pewnymi zewnętrznymi formami typowymi dla ruchów faszystowskich we Włoszech i Niemczech, o tyle w wśród dalszego rzędu działaczy nie brakowało zapewne wielu zafascynowanych również ideologią tamtych ruchów. Fascynacja ta mogła sprawić, że czasie wojny mieli mniejsze opory przed podjęciem takiej współpracy.
Cdn.
Adam Śmiech
[1] Np. J. Gmitruk, „Skazani na zagładę: jeńcy i partyzanci radzieccy a Bataliony Chłopskie 1941-1945”, Warszawa 2001.
[2] K. Komorowski, „Polityka i walka: konspiracja zbrojna ruchu narodowego 1939-1945”, Warszawa 2000, s. 291.
[3] J. Stępień, „Memoriał ppłk Mariana Drobika z listopada 1943 r. w sprawie zmiany polityki Polski wobec ZSRR”. [w:] „Teki Archiwalne”, 2001, Seria nowa t.6, s. 173-198.
[4] W. Borodziej, „Terror i polityka: policja niemiecka a polski ruch oporu w GG 1939-1944”, Warszawa 1985.
[5] W. Borodziej, „Terror i polityka…”, s. 66.
Myśl Polska, nr 49-50 (3-10.12.2017)