Śmiech: Wiele hałasu o nic, czyli „Mein Kampf”

Nie wiem, kto podpowiada władzom rosyjskim treść wystąpień, którymi reagują one na działania polskie, ale czasami są to całkowicie chybione strzały kulą w płot. Tak, było, kiedy po polskiej awanturze – jesienią 2019 r. – o „wyzwolenie czy zniewolenie” w 1945 r. rozpętała się burza na linii Polska – Rosja i przy całym zestawie słusznych argumentów, prezydent Putin zupełnie niesłusznie zaatakował ambasadora Lipskiego, który pełnił swoją służbę w hitlerowskich już Niemczech do wybuchu II wojny światowej.

Putin potraktował niepubliczną wypowiedź Lipskiego, ujawnioną po latach o postawieniu pomnika Hitlerowi w Warszawie, jeżeli rozwiąże problem żydowski, jako przyczynek do oskarżenia go o najgorszy antysemityzm. Oczywiście, gdyby Lipski powiedział to w czasie wojny, po znanych już na świecie przypadkach masowej eksterminacji Żydów, miałoby to wymiar nieporównanie inny. Wtedy rzeczywiście, Lipski, jeśli miałby wiedzę o zbrodniach niemieckich, postawiłby się poza nawiasem cywilizowanej polityki i zasługiwał na ostre słowa jakie wypowiedział pod jego adresem Putin.

Rzecz w tym, że Lipski wypowiedział te słowa przed wojną i w rozmowie dyplomatycznej. Nie da się ukryć, że w ówczesnej Europie klimat polityczny i społeczny nie sprzyjał Żydom. Pojawiały się pomysły doprowadzenia do przymusowej emigracji przede wszystkim niezasymilowanych Żydów z Europy (słynny francuski pomysł emigracji Żydów na Madagaskar). Stanowili oni obiektywnie ciało obce w narodach europejskich, nie chcieli się asymilować, ponadto ich ambicje zderzały się z ambicjami młodzieży narodów europejskich, która już przed wojną korzystała w dużej mierze z upowszechniającej się edukacji, z edukacją akademicką na czele. Rozdźwięki, problemy, czasem nienawiść były tak ogromne, że wydawało się, że pomysł masowej emigracji jest pomysłem dobrym, tym bardziej, że szedł on w sukurs polityce żydowskich syjonistów, którzy pragnęli odtworzyć państwo Izrael na Bliskim Wschodzie. Ponieważ była to sprawa praktycznie całej Europy, od Atlantyku po Polskę oraz mając na uwadze fakt kolonialnej władzy krajów europejskich nad terytoriami, które miałyby przyjąć ową emigrację, konieczne było podjęcie decyzji na poziomie ponadnarodowym, wspólnie przez zainteresowane państwa, w tym bez wątpienia i przez Niemcy. I jakkolwiek byśmy dzisiaj nie oceniali samej zasady tej emigracji, czyli przymusu, to nie ulega wątpliwości, że gdyby pomysł ten został zrealizowany przez państwa europejskie w drodze porozumienia międzynarodowego, żydowska ludność Europy nie tylko znalazłaby swoje miejsce do życia we własnym gronie, ale przede wszystkim, nie zostałaby wymordowana.

I jeżeli do takiego porozumienia przyczyniłby się i sam Hitler, stwierdzenie Lipskiego, choć będące raczej zagrywką dyplomatyczną, której nie należy rozumieć dosłownie, nie byłoby dalekie od rzeczywistości, która by nastąpiła po zrealizowaniu pomysłu emigracji. Zapewne narody europejskie byłyby wdzięczne wszystkim politykom, którzy podpisali by się pod tą decyzją, w tym i Hitlerowi. Wiemy, że tak się nie stało ze względu na szaleństwo niemieckich mistyków teorii nadludzi, pysznych i pewnych siebie oraz brak wspólnej woli państw Europy. Tylko ambasador Lipski niesłusznie dostał rykoszetem będąc zmieszanym publicznie z błotem przez prezydenta Rosji.

Ostatnie dni przyniosły z kolei wystąpienie rzecznik MSZ Rosji p. Marii Zacharowej, która zaatakowała Polskę za to, że właśnie ukazała się u nas krytyczna edycja „Mein Kampf” Adolfa Hitlera, uznając to za dwulicowość i fałszowanie historii. Na pewno p. Zacharowa nie ma racji mówiąc o fałszowaniu historii. Tłumaczenia „Mein Kampf” dokonał i komentarzem naukowym opatrzył prof. Eugeniusz Cezary Król, historyk o znakomitym dorobku naukowym, nie angażujący się w „polityki historyczne”, ale rzetelnie, zgodnie ze sztuką, piszący o historii, autor takich pozycji, jak „Propaganda i indoktrynacja narodowego socjalizmu w Niemczech 1919-1945” i „Polska i Polacy w propagandzie narodowego socjalizmu w Niemczech 1919-1945”. Książka ma charakter ściśle naukowy, ok. tysiąca stron. Jej rola jako, powiedzmy, tuby propagandowej dla neonazistów, będzie marginalna. Po pierwsze, marginalna grupa debili wielbiących Hitlera w Polsce nie byłaby w stanie przeczytać kilkunastu stron takiego opracowania, zresztą do nich dociera się raczej poprzez fetysze, jak hajlowanie, swastyki czy liczbę 88. Jeśli czują się w potrzebie posiadać „Mein Kampf” prędzej zadowolą się krótką wersją ściągniętą z internetu, niż obszernym opracowaniem naukowym.

To prawda, że różne kraje różnie traktują spuściznę nazistowskich Niemiec z „Mein Kampf” na czele. Jedne zakazują całkowicie wydawania tej pozycji, inne ograniczają, zakazując w części lub całości obrotu gospodarczego. W Niemczech w 2016 r. po wygaśnięciu praw autorskich, które przynależały do Bawarii, ukazało się obszerne wydanie z opracowaniem naukowym (prawie dwa tysiące stron). Niemieckie wznowienie „Mein Kampf” z 2019 znajduje się m.in. w zbiorach Biblioteki Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Łódzkiego. W Polsce zakaz publikacji książki Hitlera istniał do 1992 r., a obecnie, wobec przepisu o zakazie propagandy ustrojów totalitarnych, wydanie prof. Króla korzysta z wyjątku przewidzianego dla dzieł stricte naukowych.

W Rosji od 1992 r. ukazały się trzy wydania „Mein Kampf” w języku rosyjskim. W 2006 zaproponowano, aby książka objęta była ponownie (po okresie ZSRR) zakazem. Ostatecznie książka została zakazana 13 kwietnia 2010 r. Na stronach zarówno Rosyjskiej Biblioteki Narodowej jak i Rosyjskiej Biblioteki Państwowej, dwóch największych państwowych instytucji bibliotecznych, można znaleźć rosyjskie wersje „Mein Kampf” obok wersji w innych językach, w tym w niemieckim oryginale i w angielskim. Wydania po rosyjsku pochodzą z lat 1998, 2000 i 2002 i również są wydaniami z komentarzami. Liczą ok. 600 stron każde. Wszystkie pozycje w katalogach bibliotecznych opatrzone są informacją o „Wycofaniu z dostępu publicznego”. Nie sprawdzałem, ale podejrzewam, że na zasadzie naszych Cymelii, naukowcy mogą ubiegać się o dostęp do książki. Bez trudu znalazłem też w internecie dwa wydania „Mein Kampf” po rosyjsku, których ściągnięcie nie przysparzało kłopotu (były gratis). Trudno powiedzieć, czy są to zeskanowane wydania drukowane, czy opracowania niezależne od tamtych. Co do marginalnych grup wielbiących Hitlera, co w przypadku Polski i Rosji jest rzeczą w najwyższym stopniu zadziwiającą, dostępny w internecie rosyjski dokument z 2011 r. z listą zakazanych utworów w Rosji, zawiera m.in. utwory rosyjskiego zespołu Cyklon-B (!), jeden o tytule „Martwy żyd”. Zatem, ekstrema w obu krajach, które najbardziej ucierpiały od Hitlera i III Rzeszy, istnieje.

Nie wiem, czy rosyjscy neonaziści korzystali do 2010 r. z bibliotek, ale jeśli zechcą, ściągną sobie „Mein Kampf” po rosyjsku z internetu i to za darmo. Podobnie zrobią polscy. Książka w oprac. prof. Króla do niczego im się nie przyda. Z pewnością jej wydanie ułatwi natomiast badania naukowe. Tak jak niegdyś pionierskie tłumaczenie przez nieodżałowanej pamięci Wiktora Poliszczuka, ideowej pozycji szowinizmu ukraińskiego w postaci „Nacjonalizmu” Dmytro Doncowa. Jeżeli zakupili ją również neobanderowcy, to trudno. Wartość historyczna i naukowa przeważa w tym wypadku nad potencjalnie niecnym wykorzystaniem takiego i podobnych dzieł.

Zatem, atak na wydanie „Mein Kampf” w opracowaniu prof. Króla, to strzał w płot. Myślę, że spowodowany nie tyle samą książką, ale koniecznością odpowiedzi na kolejne jawnie jątrzące, antyrosyjskie zachowania polskich przedstawicieli w Parlamencie Europejskim i władzy w Polsce (deklaracje rządowe i uchwała Sejmu) w związku ze sprawą Nawalnego.

Jednak p. Zacharowa ma też częściowo rację, kiedy wypomina polskim władzom bezsensowną walkę z pomnikami i innymi upamiętnieniami walk Armii Czerwonej z Niemcami na terenie Polski. Rzeczywiście, jeśli zestawimy w tym samym czasie i miejscu wydanie „Mein Kampf” z trwającym procesem usuwania upamiętnień tych, którzy z Niemcami walczyli, to może budzić to dziwne skojarzenia, które p. Zacharowa wykorzystała. Oto, 15 stycznia br. media podały, że szykuje się usunięcie kolejnego pomnika, tym razem w Sokołowie koło Szamotuł w woj. Wielkopolskim, który upamiętnia żołnierzy-spadochroniarzy  Polskiego Samodzielnego Batalionu Specjalnego 1 Armii Wojska Polskiego, którzy wylądowali na tym terenie 7 września 1944 r. i działali jesienią i zimą 1944 na terenie Puszczy Noteckiej, czyli wówczas na terenie zajmowanym jeszcze przez Niemców, zbierając dane o ruchach wojsk niemieckich. W oddziale obok Polaków, byli i Rosjanie. P. Zacharowa słusznie zwróciła uwagę na skandaliczny pomysł usunięcia tego pomnika. Warto dodać, że w 2015 r. pomnik został poważnie uszkodzony przez „patriotów” chowu IPN-owskiego. Urwali oni głowy postaciom spadochroniarzy i namazali na pomniku znak „Polski walczącej” oraz hasła „Zdrajcy” i „Bolszewika goń”. Jest to zatrważający dowód na to, do czego prowadzi obecna polityka historyczna IPN.

Dla zapewne młodych Polaków zdrajcami są żołnierze I Armii Wojska Polskiego i ich rosyjscy współtowarzysze zbierający informacje o ruchach wojsk niemieckich wciąż jeszcze okupujących Wielkopolskę, przed ofensywą styczniową! Szok? Bolszewika goń? No, cóż, gonić bolszewików mogli wówczas teoretycznie już tylko Niemcy, ale – może niestety dla tych, którzy owe hasła wymazali i dokonali zniszczeń – praktycznie już im sił zabrakło.  Tego nie wymyśliliby ani Himmler, ani Goebbels. Ci, którzy tak beztrosko realizują patologiczną politykę historyczną IPN, zapewne mając takie poglądy, jakie uzewnętrznili swoimi czynami w 2015 r., w 1944/45 stanęliby w ręka w rękę z III Rzeszą w obronie Europy przed bolszewizmem. Gdyby istniał wehikuł czasu przekonaliby się, że są sami. Wtedy Polacy nie mieli wątpliwości, po której stronie stanąć. IPN powinien podjąć refleksję nad swoimi działaniami, ale z doświadczenia wiemy, że to tylko pobożne życzenie.

Adam Śmiech

Myśl Polska, nr 5-6 (31.01-7.02.2021)

Click to rate this post!
[Total: 9 Average: 3.7]
Facebook

3 thoughts on “Śmiech: Wiele hałasu o nic, czyli „Mein Kampf””

  1. „Tłumaczenia „Mein Kampf” dokonał i komentarzem naukowym opatrzył prof. Eugeniusz Cezary Król, historyk o znakomitym dorobku naukowym, nie angażujący się w „polityki historyczne” ”

    To jest akurat nieprawda. Król wziął w 2013 r. udział w nagonce na swojego podwładnego z PAN – prof. Krzysztofa Jasiewicza (chodzi o głośny wywiad, jakiego w tymże roku Jasiewicz udzielił pismu „Focus Historia Extra”, w wyniku czego został oskarżony o tzw. antysemityzm). Król wyrzucił go ze stanowiska kierownika Zakładu Analiz Problemów Wschodnich PAN.

    PS. Poniżej jest ten „straszny” wywiad, jakby ktoś nie wiedział, o co poszło:

    „ŻYDZI BYLI SAMI SOBIE WINNI?

    „Skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, »co się działo na obrzeżach Zagłady«, lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie mordowania swojego narodu. Tu kłania się bierność powszechna samych Żydów i postawy Judenratów, okrutne żydowskie policje w gettach”
    – mówi prof. Krzysztof Jasiewicz.

    FOKUS:
    Jak wyjaśnić fakt, że Polskie Państwo Podziemne, istniejące przecież prawie od początku okupacji, praktycznie wyłączyło się ze sprawowania swojej funkcji wobec części obywateli – polskich Żydów? Szczególnie kiedy Żydzi zostali fizycznie oddzieleni przez okupantów hitlerowskich od reszty obywateli polskich.

    Krzysztof Jasiewicz:
    Nie zgadzam się z twierdzeniem, że ten problem umknął z pola widzenia władz konspiracyjnych. Wystarczy przypomnieć Żegotę, jedyną taką organizację w okupowanej Europie, która była agendą PPP i różne inne starania. Od misji Karskiego po wystąpienie prezydenta Raczkiewicza do Piusa XII (3 stycznia 1943 r.). „Ojcze Święty! – pisał wtedy prezydent o sytuacji w Polsce. – Prawa boskie sponiewierane, godność ludzka zdeptana, setki tysięcy pomordowanych”. A dalej wprost Raczkiewicz apeluje, by „w imię zasad chrześcijańskich [wystosować protest do władz niemieckich] przeciw poniewieraniu mordowaniu Żydów”.
    Także Kościół w Polsce w osobie arcybiskupa Sapiehy upominał się o Żydów, zwracając się do hr. Ronikiera, prezesa legalnie działającej Rady Głównej Opiekuńczej, ze słowami: „Konieczna jest interwencja w sprawie żydów, którzy przyjęli katolicyzm i według nauki Kościoła św. należą do jednej z nami wspólnoty wiernych”. Problem represji, także wobec Żydów, poruszał Sapieha w rozmowach z władzami niemieckimi. Gdyby jednak ktoś zauważył, że chodzi tylko o Żydów nawróconych, to przypomnijmy, że społeczeństwo polskie, podobnie jak wszystkie inne europejskie, było podzielone konfesyjnie i od wieków obowiązywała zasada, iż każda konfesja dba o swoich wiernych. Według tej zasady funkcjonowała sfera dobroczynności i inne typy wsparcia (fundacje, przytułki itd.).
    A już – ku przypomnieniu – nie słyszałem, by za Polakami w sowieckiej strefie okupacyjnej (1939-1941) na Kresach Wschodnich wstawił się choć jeden rabin. A działy się tam straszne rzeczy. Niestety przy licznym udziale Żydów, co miało w okresie późniejszym wpływ na akcję ratowania tego narodu, bo wieść o postawach naszych Żydów i ich niegodziwościach rozlała się szeroko po całym kraju, gdy Niemcy w 1941 r. odbili Sowietom zagrabione polskie ziemie.
    W narracji żydowskiej pojawia się mnóstwo hipokryzji, bo niektórzy Żydzi usiłowali ratować się, przechodząc na katolicyzm, sądząc, że Kościół nie powinien wnikać w szczerość nawrócenia, lecz dawać im jedynie stosowny glejt na przeżycie. Tymczasem ludzie wierzący, a zwłaszcza hierarchowie nie mogą robić szopki z wiary, chociaż przecież tysiące Żydów skorzystało z fałszywych metryk chrztu wydawanych przez polskich duchownych. Chciałbym też zauważyć, że sami Żydzi, bardzo wpływowi w niektórych państwach, prawie nic dla swoich współbraci nie robili, biernie przyglądając się ich zagładzie i zapewne kalkulując, co by na tym można było ugrać. Jest jeszcze jeden motyw w różnych wypowiedziach i publikacjach żydowskich. Zawsze wszystko, co dla nich robiono, robiono źle lub było to o wiele za mało. Przypominają mi się sceny z paru filmów lub książek, gdzie i w związku z przygotowaniami do powstania w getcie warszawskim padają w dialogu zarzuty, że Polacy – naturalnie antysemici – nie dają Żydom broni, tak bardzo potrzebnej do walki. PPP nie miało wprawdzie magazynów broni w Puszczy Kampinoskiej czy innych miejscach, ale w pojmowaniu Żydów to bez znaczenia. Im się wydawało, że mamy tysiące sztuk rozmaitej broni. No a skoro oni umyślili sobie powstanie, to my im wszystko oddajemy – jeśli tego nie robimy, to tylko dlatego, że byliśmy antysemitami. Ten chory tok rozumowania żydowskiej narracji jako takiej wywołuje zjawisko projekcji – swoje zło i zaniechania Żydzi przerzucają na innych, zwłaszcza na Polaków.
    Przypomnijmy fakty. „Bracia – resztki Żydów w Polsce żyją z przeświadczeniem, że w najstraszniejszych dniach naszej historii, wy nie udzieliliście nam pomocy – pisze Żydowski Komitet Narodowy w Polsce do organizacji żydowskich w Ameryce 1 stycznia 1943 r., a więc wkrótce po wymordowaniu większości Żydów z getta warszawskiego w Treblince. – Odezwijcie się przynajmniej w ostatnich dniach naszego życia. Jest to nasz ostatni apel do was”.
    „Niemcy wywieźli i zamordowali lub spalili żywcem dziesiątki tysięcy Żydów – czytamy w innym piśmie Żydowskiego Komitetu Narodowego z Warszawy do Joint Distribution Committee w Nowym Jorku z 15 maja 1943 r. – Część Żydów uratowała się. W całej Polsce z trzech milionów Żydów pozostało nie więcej niż 10 proc., resztę Niemcy wymordowali. W najbliższych tygodniach wymordują pozostałych. Można jeszcze ratować tysiące Żydów. Przyślijcie natychmiast sto tysięcy dolarów. Od was zależy ratunek tysięcy ludzi. Czekamy”.
    „Nie rozumiemy waszego milczenia – piszą znowu Żydzi polscy do Żydów amerykańskich. – Na pięć wysłanych depesz nie otrzymaliśmy odpowiedzi i mimo apelów i alarmów żadne fundusze dla nas nie nadchodzą. Dlaczego Joint nie przesyła pieniędzy? Możemy jeszcze uratować od zagłady i niechybnej śmierci tysiące Żydów, kobiet i dzieci. Musimy mieć znaczne fundusze. Zaalarmujcie natychmiast Joint i wszystkie inne organizacje żydowskie. Na ratowanie resztek Żydów musimy mieć sto tysięcy dolarów. Czekamy na waszą pomoc”.
    A tego jest więcej. No i na apele do środowisk żydowskich pospieszył z pomocą jedynie… Rząd RP na Uchodźstwie, przeznaczając dodatkowe fundusze i wzywając polskie społeczeństwo do udzielania pomocy w przechowywaniu Żydów po aryjskiej stronie. Zachęcam do przejrzenia dokumentacji w Studium Polski Podziemnej, np. teka 78, z której pochodzą powyższe cytaty.
    I jeszcze jedno w kontekście „rozliczeniowych” książek Grossa. Owe żydowskie bzdury i dane wzięte z sufitu o Żydach zamordowanych głównie przez polskich chłopów to właśnie projekcja zmierzająca do ukrycia największej żydowskiej tajemnicy. Otóż skala niemieckiej zbrodni była możliwa nie dzięki temu, „co się działo na obrzeżach Zagłady”, lecz tylko dzięki aktywnemu udziałowi Żydów w procesie mordowania swojego narodu. Tu kłania się bierność powszechna samych Żydów i postawy Judenratów, okrutne żydowskie policje w gettach – bo to one wyłapują, spędzają na różne Umschlagplatze i upychają w wagonach swoich sąsiadów, rodziny i przypadkowych Żydów. Wreszcie to żydowskie komanda zapędzają Żydów do komór gazowych, a potem oprawiają ich zwłoki, grzebiąc w pochwach, odbytnicach, wyrywając złote mostki i koronki.

    FOKUS:
    W książce „Pierwsi po diable…” (2002) przedstawia pan zupełnie inne poglądy, m.in. odżegnujące się od przypisywania Żydom winy za większość zbrodni sowieckich na terenach okupowanych Kresów. Wykorzystał pan wszystkie dostępne archiwa, w tym dostępne w latach 90. archiwa radzieckie.

    Krzysztof Jasiewicz:
    Niestety myślę, że uległem wówczas pewnej modzie – że w dobrym tonie jest krytykować przedstawicieli własnego narodu. Zdecydował także proces ponownego przyjrzenia się źródłom, sięgnięcie do źródeł wcześniej niewykorzystanych lub wykorzystanych słabo. Jest też element czysto ludzki. Zrozumiałem, że przypadkowo znalazłem się po niewłaściwej stronie barykady. Szokujące bowiem dla mnie było, gdy moja znajoma, Żydówka, zafascynowana moimi prożydowskimi wywodami, usiłowała mnie zaprosić na spotkanie, na którym – jak to ujęła – różni ludzie mówią, jak powrócili do swoich żydowskich korzeni. Stąd nietrudno wywnioskować, że moje wywody sugerowały tzw. wrażliwość żydowską, a zatem budzenie się we mnie Żyda.
    Być Żydem to żaden wstyd, ale ja nim nie jestem, a ta konstatacja dość mocno mnie zreflektowała. Zwłaszcza gdy kolejny przedstawiciel tegoż narodu, a zarazem redakcji bardzo znanego pisma zagranicznego, zajmującego się tematyką żydowską (pewnie kierując się podobną interpretacją moich poglądów), zaproponował mi napisanie artykułu o stosunku polskiego Kościoła do zagłady Żydów. Sugerując, by napisać o tym mocno – cytuję z pamięci – „żeby Kościołowi dokopać”. Zrozumiałem, że niekoniecznie może tu chodzić o dialog lub poszukiwanie prawdy, lecz o zupełnie inne rzeczy.

    FOKUS:
    Jednak lektura tamtej książki poruszała głęboko. Pana stanowisko, ocena źródeł, stosunek do własnej profesji i własnych ograniczeń budzą szacunek. Zastosował pan kilka nowatorskich interpretacji danych statystycznych, wynikających z osobistych relacji kilku tysięcy uczestników wydarzeń. Skutecznie falsyfikuje pan i nazywa prostacką tezę o odpowiedzialności Żydów pod okupacją sowiecką za straszliwe nieszczęścia Polaków. Domaga się pan nawet wprowadzenia pojęcia „kłamstwo jedwabieńskie” (wobec zaprzeczających tej zbrodni) na podobieństwo „kłamstwa oświęcimskiego”. Opisuje pan sytuacje nieuczciwego przepływu dóbr od Żydów do Polaków. Ten proceder nazywa „pseudoszmalcownictwem”. Oto kilka cytatów: „okupacja sowiecka 39-41 jako polskie alibi dla obojętności wobec zagłady”, „Żydzi szukali konsensusu z każdą władzą, byle dawała jakoś żyć”, „Ukrywanie Żydów nie było postrzegane jako akt bohaterstwa czy humanitaryzmu, ale jako akt zdrady, działanie przeciwko polskiemu interesowi narodowemu”, „Niebezpieczeństwem byli sąsiedzi-Polacy”, „Żydom, którzy przeżyli, brakowało u Polaków bezinteresowności”, „musimy przyjąć, że udawanie iż nie partycypowaliśmy w Holokauście, jest kłamstwem jedwabieńskim”.
    Dokumentuje pan lęk przed żydowskim komunizmem. Publikuje pan wysłany do Londynu dokument kościelny, którego fragment brzmi: „Niemcy oprócz mnóstwa krzywd jakie wyrządzili, pod jednym względem dali dobry początek, że pokazali możliwość wyzwolenia polskiego społeczeństwa spod żydowskiej plagi i wytknęli nam drogę, którą mniej okrutnie oczywiście i mniej brutalnie, ale konsekwentnie iść należy” (sprawozdanie kościelne z Polski z czerwca-lipca 1941 r.).

    Krzysztof Jasiewicz:
    Miło, że mnie pan komplementuje, ale – jak w piosence – to już było. Ponadto brzmi to trochę tak: jak to możliwe, że pan, zdawałoby się, człowiek wykształcony, profesor zwyczajny PAN, stoczył się nisko i został, nazwijmy rzecz po imieniu, „antysemitą”.
    Mam zbyt mało miejsca, aby wszystko wyjaśnić, bo to jest temat na książkę, a nie na wywiad. Pragnę jednak zwrócić uwagę na inny mój tekst, w którym 7 lat później ustosunkowałem się do swojej książki. No i jeszcze jedno – każdy tekst/źródło odczytuje się na nowo wraz z upływem czasu, dziś pewnie jeszcze bym coś dorzucił. Siedem lat później napisałem o wadliwie skonstruowanej perspektywie badawczej i wynikającym stąd błędzie: „Sprowadzał się on do skrótu myślowego, że mój opis chrześcijanina i jego wiary, a także Polaka i jego patriotyzmu – mam na myśli drugi plan książki – w sposób jasny precyzuje moją pozycję metodologiczną. Przyjąłem bowiem założenie, że istnieją dwie wizje człowieka. Pierwsza – ewangeliczna: w myśl tej wizji człowiek jest zobowiązany przestrzegać Dekalogu i nauk Chrystusa w każdej wyobrażalnej naszymi zmysłami i doświadczanej rzeczywistości. W tej perspektywie konfrontacja człowieka z systemem okupacyjnym, z wyjątkiem bardzo nielicznych (vide o. Maksymilian Kolbe) kończy się katastrofą. Człowiek niemal na całym froncie przegrywa – żeby przeżyć, musi kraść, wystawiać fałszywe świadectwa, zabijać. Co więcej – do realizacji swoich celów czasu wojny wykorzystuje bezpośrednio i pośrednio Boga, bo modli się do Niego o swoje przetrwanie, a tam mieści się prośba, nawet nieświadoma o powodzenie w działaniach niedekalogowych. Druga wizja człowieka – nieewangeliczna-jest wersją »żydową«. Nie można więc mieć do człowieka pretensji, że »zawiesza« Dekalog lub przynajmniej przymruża nań oko. Jest w końcu tylko człowiekiem, a nawet więcej – jest zawsze Człowiekiem”.
    Niestety, Żydów gubi brak umiaru we wszystkim i przekonanie, że są narodem wybranym. Czują się oni upoważnieni do interpretacji wszystkiego, także doktryny katolickiej. Cokolwiek byśmy robili, i tak będzie poddane ich krytyce – że za mało, że źle, że zbyt mało ofiarnie. W moim najgłębszym przekonaniu szkoda czasu na dialog z Żydami, bo on do niczego nie prowadzi. W nauce należy odrzucić empatię, sympatię czy antypatię, a skoncentrować się na faktach oraz niezbywalnym prawie do ich różnych interpretacji. Ludzi, którzy używają słów „antysemita”, „antysemicki”, należy traktować jak ludzi niegodnych debaty, którzy usiłują niszczyć innych, gdy brakuje argumentów merytorycznych. To oni tworzą mowę nienawiści.
    Prawdziwym nieszczęściem są nawiedzeni – a przeważnie tylko tacy są – badacze żydowscy, którzy nie dążą do opisania takiej czy innej rzeczywistości, lecz piszą pod z góry założoną tezę. A mówiąc bez ogródek – zwyczajnie i świadomie rozmijają się z prawdą. Ten nieszczęsny dokument „kościelny”, który pan z taką przyjemnością zacytował, niczego nie przesądza. Bo nie wiemy, kto go napisał i w jakich okolicznościach, i nie wyraża on nic innego niż opinię autora i… strach przed Żydami – normalny, ludzki i uzasadniony. Bo ja głęboko jestem przekonany, że za zbrodnią w Jedwabnem i innymi pogromami nie stoi chęć zdobycia pierzyn i nocników żydowskich, nawet mniej jest tam odwetu za różne podłości żydowskie (a było ich sporo w latach 1939-1941 na terenie Łomżyńskiego i we wszystkich innych miejscach, gdzie Żydzi mieszkali) – stoi tam wielki strach przed nimi. I ci zdesperowani mordercy być może w duchu mówili sobie: robimy rzecz straszną, ale może wnuki nasze będą nam wdzięczne. Myślę, że jest możliwa taka interpretacja, choć ona ze zbrodni nie rozgrzesza.
    Warto jeszcze dopowiedzieć, że poprawa stosunków polsko-żydowskich wymaga prowadzenia równolegle dwóch wątków, także stosunku Żydów do Polaków i Państwa Polskiego. To nie jest jednostronny proces polegający na epatowaniu polskimi zbrodniami, przy jednoczesnym blokowaniu przedostawania się wiedzy o zbrodniach Żydów na Polakach. Jeszcze przed II wojną w okresie Wielkiej Czystki w ZSRR zamordowano 111 tys. Polaków, głównie na Białorusi i Ukrainie. Na tej pierwszej Żydzi stanowili ponad połowę wszystkich funkcjonariuszy NKWD, na tej drugiej aż dwie trzecie (według oficjalnych danych). Nie ma więc możliwości, by nie wzięli w tej zbrodni udziału, nie wspomnę o okresie 1939-1941, bo nie chcę być oblany fekaliami.
    Jest też problem badaczy żydowskich, którzy ukrywają, że są Żydami, i udają, że są np. Polakami, Francuzami czy Węgrami. Oni często świadomie fałszują historię i biją się w piersi w imieniu Polaków, Francuzów czy Węgrów, przepraszając siebie za wyolbrzymione przez siebie zbrodnie i inne przewinienia.

    FOKUS:
    To znaczy, że wszystkie teksty „skażone” pochodzeniem autora są nienaukowe?

    Krzysztof Jasiewicz:
    Sięgnąłem do Talmudu i uważna lektura przekonała mnie, że istnieje wiele interpretacji sformułowanych tam „prawd”. Na przykład słynne zdanie: „Kto ratuje jedno życie, ratuje cały świat” nie precyzuje, o czyje życie chodzi, i tak może to być interpretowane nie tylko w dyskusjach rabinackich, lecz w głowach przeciętnych Żydów. Może to być życie własne albo członka rodziny, życie Żyda. Naród żydowski został ponoć „wybrany”, a to niesie wiele konsekwencji. To talmudyczny sposób myślenia Żydów, niekoniecznie religijnych. W środowisku żydowskim nabywa się jakiejś specyficznej świadomości grupowej. Znane są fakty entuzjastycznego witania podczas pierwszej wojny światowej Niemców w Kongresówce czy Rosjan w Galicji. Takie powitania odbywały się po klęsce Napoleona i Księstwa Warszawskiego, podczas wkraczania wojsk zaborczych po upadku Polski, a nawet w trakcie potopu szwedzkiego. Lecz wszyscy badacze żydowscy albo temu przeczą, albo przydają nieprawdopodobne interpretacje.

    FOKUS:
    Może Żydzi nie są zadowoleni z żadnej władzy i każdą nową witają z nadzieją, że będzie dla nich lepsza, a przynajmniej nie gorsza.

    Krzysztof Jasiewicz:
    Brzmi to fatalnie, bo co powiedzieć o Żydach, którzy witali Niemców (albo jak się narodowo mówi „nazistów”) w 1939 r. w Polsce? A były takie przypadki – w Krakowie, Łodzi i innych miastach. W Zarębach Kościelnych na czele witających stał rabin w odświętnym stroju.
    Żydów zaślepia ich nienawiść i chęć odwetu. To podstawowy powód, dla którego zasilili aparat bezpieczeństwa Bolszewii, potem sowiecki na Kresach i wreszcie UB po wojnie. Mam wrażenie, że człowiek w miarę wykształcony i średnio bystry zorientuje się, że niekoniecznie relacja żydowska jest prawdziwa. Że wywód badacza żydowskiego nie zawsze jest mądrzejszy. I że jeśli jakiś badacz nie podziela tego poglądu, to wcale nie musi być antysemitą pozbawionym empatii.
    Grupę badaczy nieżydowskich, która się identyfikuje z etosem żydowskim, złośliwie nazwałbym ludźmi intelektualnie ułomnymi. Często jest to spowodowane manierą stosowania nadmiernego krytycyzmu w stosunku do rodaków, przy bezkrytycznym stosunku do dywagacji żydowskich, z nadzieją, że to pomoże im w karierze. Ja bym wybrał Polskę. I myślę, że bycie krytycznym wobec Żydów – zwłaszcza gdy mordują dziś swoich sąsiadów na Bliskim Wschodzie – jest bardziej trendy i ma sens niż ich obrona i rozgrzeszanie. Na Holokaust pracowały przez wieki całe pokolenia Żydów, a nie Kościół katolicki. I Żydzi z tego – jak się wydaje-nie wyciągnęli wniosków.

    Źródło: „Focus Historia Ekstra”, nr 2/2013.

    1. Dzięki za wpis. „Przygody” prof. Jasiewicza o wiele bardziej interesujące niż kolejna siermiężna propagitka p. Śmiecha.

    2. (…)To znaczy, że wszystkie teksty „skażone” pochodzeniem autora są nienaukowe?(…)
      Oczywiście… takie coś spotyka z waszej strony teksty skażone Marksem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *