Alternatywą dla „prawicowego SLD” jest dla secesjonistów „prawdziwa partia postępu społecznego”, czyli Ruch Palikota. Ostatnio na ten krok zdecydował się Grzegorz Kurczuk, niegdyś baron Sojuszu na Lubelszczyźnie i minister sprawiedliwości w rządzie Leszka Millera. Od dłuższego już czasu Kurczuk odżegnywał się od działań swych dawnych wychowanków, kierujących obecnie partią w regionie, starał się też montować „anty-napieralską” opozycję na szczeblu krajowym. „W Sojuszu od początku właściwie istniał silny nurt oportunistyczny, nastawiony nie na osiąganie lewicowych celów, ale na łatwy kompromis z istniejącym, kapitalistycznym porządkiem. Zbyt często lewicowe hasła w sferze ekonomicznej, społecznej, prawnej i światopoglądowej traktowane było i jest jako nieszczera forma” – tłumaczy swe motywy względami programowymi Kurczuk.
Na czym zaś miałaby polegać wyższość Ruchu Palikota? „Nie ukrywam, że z zainteresowaniem i sympatią obserwuję rozwój tej formacji, w której odnajduję dynamizm, ideowość i świeżość centrolewicowego spojrzenia, których zabrakło w SLD (zmierzającym w stronę jakiejś formacji nieomal konserwatywnej obyczajowo, o ograniczonej demokracji wewnętrznej)” – zaznacza Kurczuk.
Ex-baron (niezależnie od kwestii ambicjonalno-personalnych, dzielących go z obecnymi władzami Sojuszu) potwierdza więc tym samym nasze diagnozy na temat coraz głębszego rozwarstwienia ideowego na tak zwanej lewicy. Już nie tylko tradycyjny elektorat post-PRL-owski utrzymuje swoje naturalne skłonności umiarkowane obyczajowo, z nostalgią wspominając partyjny zamordyzm. Również liderzy SLD nie tylko mrugają do tak myślących wyborców (jak robili to wcześniej), ale i zaczynają stosować w praktyce sprawdzone, PZPR-owskie metody. W tej sytuacji tendencje anarchizujące na lewicy kanalizują się w Ruchu Palikota, czyniąc z SLD formację wprawdzie instynktownie, ale jednak w dość oczywisty sposób zachowawczą.
Co ciekawe, jest to dla Sojuszu podwójny powrót do korzeni – nie tylko PZPR-owskiej, względnej pruderii i „centralizmu demokratycznego”, ale także do roli, jaką SdRP starała się pełnić na początku lat 90-tych, kiedy to – jak trafnie oceniał prof. Bronisław Łagowski, partii tej przypadała „rola partii zachowawczej”. Wówczas łatka ta ciążyła postępowemu kierownictwu lewicy, na czele z Aleksandrem Kwaśniewskim, wciąż śniącym o uśmiechu Michnika i uznaniu zachodnich przywódców polityki globalnej. Również Leszek Miller, który u zarania SdRP miał być gwarantem „zachowawczości PRL-u” w kierownictwie Socjaldemokracji – zdecydował się w końcu na obranie kursu skrajnie demo-liberalnego i pro-zachodniego, co jednak ostatecznie przyniosło porażkę wyborczą Sojuszu i rozpad tej partii, z której Kwaśniewski wyprowadził jeszcze bardziej postępową SdPL. Sam zaś ex-premier został na dłuższy czas zmarginalizowany, dając wyraz swej frustracji zakładając własną Polską Lewicę (mającą wizerunek „bardziej betonowy” niż SLD) i kolaborując z Samoobroną. Teraz ma drugą szansę, której stara się nie zmarnować. I być może mu się tu uda, jeśli przywróci swej formacji wizerunek dawnego SdRP i wiarygodność tamtego ugrupowania w oczach staro-lewicowego elektoratu. Paradoksalnie, kolejne secesje, zwłaszcza pod hasłami oburzenia na „konserwatyzm SLD” – mogą mu w tym tylko pomóc.
No dobrze, powie ktoś, ale to chyba niedobrze, bo przecież umocnienie Sojuszu może mu z czasem przywrócić udział we władzy, a rozpatrując rzecz całościowo – tak czy siak jest to formacja progresywna, choćby pod względem poglądów np. na ochronę życia? Bez wątpienia. Z drugiej jednak strony to właśnie SdRP, nie tracąc nic ze swej deklaratywnej lewicowości – z konieczności i funkcjonalnie musiała opierać się destrukcyjno-anarchistycznym skłonnościom tzw. centro-prawicy, odrzucając chore przekonanie łączące cały obóz post-solidarnościowego, zgodnie z którym państwo to coś, co trzeba nieustannie zmieniać i „reformować”. W wymienionych kwestiach post-komuniści chcąc-nie chcąc działali (a niekiedy właśnie wstrzymywali się od działania) korzystnie dla kraju. Podobnie i teraz – walcząc o własną pozycję Miller i SLD stanowią dla Ruchu Palikota jedną z zapór (drugą pozostaje ruch związkowy) przed dojściem do władzy i pchnięciem Polski w kierunku zapateryzmu i anarchizmu.
Równocześnie jednak nie możemy oczywiście zapomnieć, że w SLD – i tu poniekąd rację ma Grzegorz Kurczuk – faktycznie bardzo silne są tendencje „oportunistyczne”. Po prostu kierownictwu tej partii od lat jest wygodnie w systemie demo-liberalnym, jest więc zdeterminowane do obrony obecnego systemu społeczne-ekonomicznego i politycznego. W tej sytuacji RP przypada rola siły kanalizującej tendencje antysystemowe na lewicy. Tworzy to układ współzależności, taki PO-PiS w miniaturze. Pozornie mogłoby to wydawać się niekorzystne dla wszystkich krytyków obecnego ładu panującego w Polsce (będącego fragmentem większej, globalnej całości). Zastanówmy się jednak głębiej – wszak taki klincz oznacza, że system nie jest w istocie zagrożony przez lewaków, a to dawałoby przecież (przynajmniej w teorii) szansę formacji narodowej i narodowo-radykalnej. Oczywiście, gdyby taka powstała i na chwilę oderwała się od maszerowania do melodii granej przez systemową centroprawicę…
Konrad Rękas
W zasadzie czemu nie wstąpił Pan jeszcze do SLD?
SLD też jest partią antyklerykalną, proaborcyjną, progejowską. Co prawda bardziej wyrazisty w tych kwestiach jest Ruch Palikota ale to właśnie SLD złożyło w sejmie wniosek ustawy o związkach partnerskich. Moim zdaniem nie ma co rozpaczać nad upadkiem SLD.
Bo są zbyt liberalni, Panie Alku 🙂 Byłem z nimi w koalicji, na razie wystarczy.
Liberalni gospodarczo czy światopoglądowo? W Pańskich tekstach jawią się jako konserwatywni, więc ten ich liberalizm, to pewnie tylko wyjątki od zasady. A to chyba nie powinno to przesłaniać ogólnego obrazu 🙂
A czemu nie wstąpi pan do Solidarnej Polski.
Bez urazy, ale utworzyli Panowie jakieś uniwersalne biuro werbunkowe do partii politycznych? 😀
Przecież to z sojuszem zachowawczym nie ma nic wspólnego. Urban czytając coś takiego zaciera kopyta. Jesteśmy my – i są te pomioty diabła. O brataniu się nie ma mowy.
1. Czy „pomioty diabła” to pojęcie polityczne? 2. Co to jest „bratanie się”?