Spory wokół interwencji w Azawadzie

Zwolennicy interwencji

Francja i państwa ECOWAS nalegają w Radzie Bezpieczeństwa ONZ na przyjęcie jeszcze przed Bożym Narodzeniem przygotowanej przez Paryż na początku ubiegłego tygodnia rezolucji autoryzującej wysłanie sił międzynarodowych do Mali. Siły mające działać w ramach Międzynarodowej Misji Wsparcia w Mali (Misma) interweniować jednak mogłyby najprawdopodobniej dopiero jesienią 2013 r. Projekt rezolucji wzywa równocześnie rząd Mali i tuareskich secesjonistów do rozpoczęcia rozmów pojednawczych. Koszty misji szacowane są na 200 milionów euro. Paryż nalega przy tym na współfinansowanie operacji przez Unię Europejską i USA, a także na pomoc logistyczną ze strony ONZ.

Przedstawiony podczas sesji 5 grudnia projekt rezolucji, został przyjęty przychylnie przez dyplomację zasiadających w RB ONZ Zjednoczonego Królestwa i Niemiec. Jest również mało prawdopodobne, by z prawa weta skorzystały Rosja lub Chiny. Przyjęcia rezolucji i użycia siły domaga się rząd w Bamako. Z takim apelem do ONZ wystąpił we środę malijski minister spraw zagranicznych i jedności afrykańskiej Traoré Rokiatou Guikine. Obecność w Azawadzie islamskich bojowników wywołuje też niepokój innych przywódców afrykańskich; prezydent Wybrzeża Kości Słoniowej Alassane Ouattara sprawujący też funkcję przewodniczącego ECOWAS stwierdził: „Musimy prowadzić dialog polityczny, ale użycie siły wydaje mi się nieuniknione i to jak najszybciej”. Prezydent Beninu i zarazem przewodniczący Unii Afrykańskiej Thomas Boni Yayi wystosował z kolei 4 grudnia wspólnie z prezydentem Czadu Idrissem Deby apel do ONZ o konieczności użycia siły przeciwko islamistom. Unia Europejska również opowiadając się za prowadzeniem dialogu mającego służyć wypracowaniu dla Mali „odpowiedniego rozwiązania” równocześnie osiągnęła porozumienie w sprawie wysłania do tego kraju 250 instruktorów wojskowych. „Podejście francuskie nie spotyka się z zasadniczą opozycją, za wyjątkiem Stanów Zjednoczonych” stwierdził cytowany na łamach Jeune Afrique zachodni dyplomata.

Przeciwnicy interwencji

USA poddają tymczasem w wątpliwość zdolność armii malijskiej i sił zbrojnych pozostałych państw afrykańskich do przeprowadzenia efektywnej kampanii w Azawadzie. Dyplomaci amerykańscy zwracają uwagę na niewielkie zdolności militarne Mali nawet w okresie pokoju nie będącego w stanie efektywnie patrolować swojej liczącej 900 kilometrów długości granicy z Mauretanią i liczącej 1200 kilometrów długości granicy z Algierią, ponadto zaś wskazując na dotychczasowy brak inicjatywy Bamako w działaniach na terenie swych północnych prowincji (podczas nieudanej operacji liczącego sobie 1000 żołnierzy kontyngentu sił malijskich wspartych przez 500 wojowników tuareskich i arabskich wielu żołnierzy a nawet wyższych rangą oficerów zdezerterowało). Według Johnniego Carsona, zastępcy sekretarza stanu USA ds. afrykańskich udzielającego we środę przed komisją senacką wyjaśnień na okoliczność rozważanej operacji plany przedstawione przez ECOWAS „nie udzielają odpowiedzi na wiele pytań o zasadniczym znaczeniu”, wśród nich na to dotyczące „możliwości realizacji celów misji przez siły malijskie i międzynarodowe”, a także kwestii finansowania operacji.

W miejsce propozycji francuskiej Waszyngton przedstawia własną koncepcję operacji mającej mieć dwa różne wymiary: pierwszy miałby być wymiarem cywilnym i polegać na wzmocnieniu sił zbrojnych Mali oraz wsparciu dialogu politycznego, drugi natomiast mieć charakter wojskowy i przybrać postać „operacji antyterrorystycznej” prowadzonej przeciwko islamskim bojownikom w północnej części kraju. Celem Stanów Zjednoczonych jest wyeliminowanie przywódców islamistycznych, jednak państwa regionu pozostają wobec tej strategii nieufne, spodziewając się że może ona jedynie pogorszyć sytuację, jak stało się to po 2001 r. w Afganistanie. Takie stanowisko zajęła Algieria, odmawiając USA prawa do przelotu dronów nad swoim terytorium.

Pomimo opozycji ze strony Stanów Zjednoczonych, nie należy spodziewać się zawetowania rezolucji przez dyplomatów amerykańskich. Nie da się wykluczyć, że sceptyczne wypowiedzi Waszyngtonu mają na celu podkopanie wiarygodności Francji w gronie tradycyjnych afrykańskich sojuszników Paryża. „To gra w pokera, ale Amerykanie nie skorzystają z prawa weta” komentuje na łamach Jeune Afrique zachodni dyplomata. Ze względu na zgodne wśród społeczności międzynarodowej przekonanie o zagrożeniu stwarzanym przez islamskich bojowników z AQIM, weto takie spotkałoby się zapewne z bardzo krytyczną reakcją.

Islamiści

Od deklaracji wojennych nie stronią także islamiści. W opublikowanym 3 grudnia materiale wideo wielki emir AQIM Abdelmalek Droukdel grozi uczestnikom koalicji: „Jeśli wywołacie wojnę, Sahara stanie się wielkim cmentarzem dla waszych żołnierzy i katastrofą dla waszych interesów”. Wyprawa przeciwko Mali będzie jego zdaniem „kopaniem sobie grobów” przez biorące w niej udział państwa. Droukdel przestrzegł także afrykańskich uczestników koalicji, by „nie rzucali kamieniami, gdy ich dom jest ze szkła”.Bojowników swoich określił jako zaprawionych w walce, korzystających z doświadczeń algierskich z lat 90-tych. Do Francuzów zaapelował by odsunęli od władzy prezydenta Hollande’a, który szkodzi interesom ich państwa. Francję Droukdel i jego bojownicy postrzegają – jak się wydaje słusznie – jako swojego głównego przeciwnika. Zakaz noszenia burek, prosyjonistyczna polityka Paryża, jego udział w okupacji Afganistanu, zainteresowanie złożami uranu w Nigerii i akcje francuskich komandosów przeprowadzone w Nigrze i w Mali uczyniły z Francji największego wroga afrykańskich ruchów islamistycznych.

Próby zażegnania konfliktu

Równocześnie z negocjacjami na forum ONZ, w stolicy Burkina Faso Wagadugu 4 grudnia rozpoczęły się pod patronatem prezydenta tego państwa Blaise Compaoré rozmowy pomiędzy MNLA, Ansar Dine i przedstawicielami rządu w Bamako. Dążenia do rozwiązania politycznego popiera między innymi Jeffrey Feltman, zastępca sekretarza generalnego ONZ ds. politycznych. Także sam Ban Ki Moon, choć nie wypowiada się przeciwko operacji wojskowej, zwraca uwagę na niebezpieczeństwo naruszenia w jej warunkach praw człowieka i zaleca pełne wykorzystanie środków politycznych.

Wśród zgodnie zaakceptowanych zasad uczestnicy negocjacji wymienili „poszanowanie jedności narodowej i integralności terytorialnej Mali”, „odrzucenie wszystkich form ekstremizmu i terroryzmu”, a także „poszanowanie praw człowieka, godności ludzkiej i praw fundamentalnych oraz religijnych”. Władze w Bamako podkreślają, że nie dążą do marginalizacji Tuaregów stanowiących 4% całości populacji Mali i aż 35% populacji Azawadu. Według Traoré Guikine żadna ze społeczności tuareskich nie popiera rebelii. Równocześnie podstawowym warunkiem rokowań władze w Bamako czynią zachowanie laickiego charakteru państwa. W odpowiedzi przedstawiciele Ansar Dine uelastycznili swoje stanowisko, obstając przy wprowadzeniu szariatu już nie na terenie całego Mali, a jedynie na obszarach pozostających pod ich kontrolą. MNLA z kolei zrezygnował ze swojego uprzedniego postulatu niepodległości Azawadu na rzecz mniej prowokacyjnie brzmiącego „samookreślenia”. Wypowiedzi przywódców MNLA są przy tym w odniesieniu do kwestii „samookreślenia” niejednobrzmiące: przywódca delegacji ruchu w Wagadugu Mahamadou Djeri Maïga stwierdził że dyskutowana będzie kwestia samookreślenia, podczas gdy rzecznik prasowy organizacji Mohammed Ag Assarid powiedział że przedmiotem dyskusji „będą kwestia niepodległości i integralności terytorialnej”.Widoczne jest tu do pewnego stopnia odmienne rozłożenie akcentów.

Dylematy Sahary i Sahelu

Rozbieżności dotyczące przyszłości obszaru Sahary i Sahelu występują także pomiędzy poszczególnymi państwami regionu. Blisko współpracująca z francuskim Dowództwem Operacji Specjalnych Mauretania, której terytorium może posłużyć jako jeden z kierunków wyjściowych ewentualnej akcji zbrojnej w Azawadzie, opowiada się za rozwiązaniami czysto militarnymi. Mali przedstawia w to miejsce bardziej kompleksowe propozycje rozwiązań, zakładające konieczność rozwoju regionalnego, co zlikwidowałoby zdaniem przywódców tego państwa warunki dla plenienia się traktowanych jako zjawiska patologiczne terroryzmu i przemytu. Politycy malijscy podkreślają od dawna, że dla ustabilizowania obszaru Sahary i Sahelu konieczna będzie współpraca Algierii. To właśnie algierska Zbrojna Grupa Islamska (GIA) dała początek Salafickiej Grupie Nawracania i Walki (GSPC) która w 2007 r. przekształciła się w AQIM, ponadto zaś Ansar Dine znajduje obecnie schronienie na przygranicznych terenach Algierii, podczas gdy budżet wojskowy tego państwa 30-krotnie przewyższa budżet obronny Mali. Niestabilność regionu powiększa głód mogący dotykać nawet kilku milionów ludzi. Po rozpoczęciu walk, z samego Azawadu uciekło do Algierii, Mauretanii, Burkina Faso i Nigru 200 tysięcy ludzi. To ostatnie państwo oraz Czad zmierzyć się również muszą z obecnością przybyłych z Nigerii członków islamistycznej organizacji Boko Haram. Wszystkie wymienione czynniki powiększają szanse prowadzenia efektywnych działań w regionie Sahary i Sahelu przez islamski ruch oporu, nawet w przypadku przeprowadzenia przez koalicję udanej interwencji w Azawadzie.

Ronald Lasecki

(artykuł ukazał się pierwotnie na geopolityka.org)

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *