Temat "Piłsudski" jest jednym z lepiej opisanych w polskiej historiografii. Jednak polska prawica wciąż spiera się o ocenę dziedzictwa rządów Piłsudskiego i jego formacji politycznej. Po części wynika to zapewne z faktu, że z obozem piłsudczykowskim współpracowały środowiska szlachecko-ziemiańskie i grupy odpryskowe obozu narodowego. Konserwatysta i piłsudczyk Stanisław Cat-Mackiewicz pisał o sanacji, iż "założeniem tego obozu było, że nie miał on wspólnej ideologii, że był związkiem ludzi oczekujących czegoś od Piłsudskiego".
Zestawiając prawicowe argumenty "za" i "przeciw" Piłsudskiemu i sanatorom, uzyskujemy lewicowo-prawicowy, mdły, synkretyczny miszmasz. Pamiętajmy, że to za rządów sanacji wprowadzono w życie kodeks karny (1932 r.), legalizujący zabijanie dzieci nienarodzonych. To ma być ewolucja na prawo?
Co do zamachu (przewrotu) majowego, to należy zauważyć, że tak wyśmiewany "Dziadek", militarny samouk rozprawił się jak z przedszkolakami z plejadą polskich oficerów, stojących po stronie rządu (do którego sam specjalnej sympatii nie mam). Sukces Marszałka w "wojnie czterodniowej" oraz stan pokonanej ekipy najtrafniej podsumował Roman Dmowski:
"Tę psychologię polityków i wojskowych dobrze zrozumieli autorzy zamachu majowego. Wiedzieli, że trochę chytrości i metody zastraszenia wystarczy, żeby przeciwnicy sami przygotowali im warunki powodzenia przewrotu, i że po tym przygotowaniu niewielka doza zuchwalstwa pozwoli, aby wleźć w to wszystko jak w ciasto. Większej niezaradności, braku wszelkiego planu, wszelkiej koordynacji myśli i czynów, jaki się okazał w chwili zamachu w rządzie, a zwłaszcza wśród otaczających go generałów, trudno sobie wyobrazić. Okazało się, że ludzie na najodpowiedniejszych stanowiskach w chwili poważniejszego niebezpieczeństwa nie umieją po prostu myśleć (…)".
Piłsudski osiągnął to, co chciał, a nawet więcej. Tylko jak to wpłynęło na siły zbrojne, czyli dziedzinę najbliższą Marszałkowi? Aby się dowiedzieć więcej, zajrzałem do książki autora bardzo często wypowiadającego się pozytywnie o Marszałku, a więc prof. Pawła Wieczorkiewicza. W "Historii Politycznej Polski 1935-1945" nie pozostawia na Piłsudskim, jako ministrze spraw wojskowych i Generalnym Inspektorze Sił Zbrojnych, suchej nitki. Zarzuca mu karygodne zaniedbania wynikające z "braku nawyku systematycznej, planowej pracy, irracjonalne uprzedzenia, nie tylko wobec osób, ale i problemów, a także amatorskie jedynie przygotowanie wojskowe, co m.in. powodowało, że lekceważył nowe środki walki – lotnictwo i broń pancerną. Odbijało się to katastrofalnie na wyposażeniu wojska, już nie tylko w samoloty i czołgi, ale i w artylerię przeznaczoną do ich zwalczania". Aby obrazowo ukazać centralistyczne podejście Piłsudskiego do armii, Wieczorkiewicz przytacza wypowiedź płk. Aleksandra Pragłowskiego:
"przyszły naczelny wódz siedzi ze swym przyszłym dowódcą armii (…) w ciągu godziny dyskutują nad "problemem", czy ten oto szwadron (…) ma stać po tej czy po tamtej stronie rzeczki "Smrodzianki"? A gówno ich to obchodzi! To przecież sprawa dowódcy szwadronu".
Historyk wskazuje na panujący wtedy permanentny niedobór finansowy, jednak nie tłumaczy to fatalnej polityki kadrowej w wojsku po przewrocie majowym, co również wiązało się z wieloma traumatycznymi wydarzeniami w korpusie oficerskim.
Generałowie, wierni w 1926 r. prezydentowi Wojciechowskiemu i gabinetowi Witosa, tak łatwo dali się piłsudczykom "ograć", a pewnie niejeden z nich więcej zrobiłby dla armii dobrego, niż sam "Majowy Triumfator". Oto sprzeczności związane z Józefem Piłsudskim.
Paweł Żabicki
[aw]
…”co m.in. powodowało, że lekceważył nowe środki walki – lotnictwo i broń pancerną. Odbijało się to katastrofalnie na wyposażeniu wojska, już nie tylko w samoloty i czołgi, ale i w artylerię przeznaczoną do ich zwalczania”.”… Bzdura, proponuję zapoznać się z fachowymi książkami na ten temat, Wieczorkiewicz z całym dla niego szacunkiem, ale na militariach się nie zna i powtarza komunistyczny mit w tym zakresie. To za Marszałka zakupiono brytyjskie czołgi Vickers E i podjęto produkcję własnego bardzo dobrego czołgu 7TP. Już od 1927 roku trwały badania nad opracowywaniem działka ppanc, z czego ostatecznie zdecydowano się na zakup licencyjnego szwedzkiego Boforsa kal. 37mm w 1935r. Podobnie i z lotnictwem, nowoczesny jak na lata 1934 – 1935 samolot myśliwski P.11. To, że nie opracowano na czas i nie wdrożono do produkcji dolnopłata o metalowej konstrukcji i prędkości powyżej 500 km/h to już wina następnej ekipy. Nie mówię, że wszystkie decyzje były w tym czasie dobre, ale to kolokwialne powiedzonko, że Marszałek wolał konie, a nie widział potrzeby motoryzacji to bzdura nie mająca oparcia w faktach. A to, że wiele inwestycji, czy wyborów zagranicznych licencji było trefnych to już inna sprawa. Ogólnie po roku 1936r. przesadzono z opracowywaniem własnych konstrukcji. Wszystko chcieliśmy zastąpić własnym wyrobem przez to na przykład nie kupiliśmy licencji na holenderski myśliwiec D.XXI, i we wrześniu nie mieliśmy równorzędnego myśliwca. To akurat wina Rydza-Śmigłego.
„…Co do zamachu (przewrotu) majowego, to należy zauważyć, że tak wyśmiewany „Dziadek”, militarny samouk rozprawił się jak z przedszkolakami z plejadą polskich oficerów, stojących po stronie rządu (do którego sam specjalnej sympatii nie mam). Sukces Marszałka w „wojnie czterodniowej” oraz stan pokonanej ekipy najtrafniej podsumował Roman Dmowski…” – bzdura. Po prostu, politycy prorządowi mieli skrupuły, np. gen. Zagórski zalecił bombardowania „na postrach”, a nie „na serio” – co mógł zrobić, miażdżąc w ten sposób buntowników z powietrza. Za to zaniechanie zapłacił zyciem, Wniosek jest taki, że z insurekcjonistami trzeba walczyć jak NKWD: bez cackania się, kula w łeb i do dołu z wapnem.
ciekawe ile jeszcze artykulów o tym socjalistycznym bandycie i agencie habsburskim – bałwochwalczych artykułów! – napiszą polscy „prawicowcy”. Najbardziej pękam ze śmiechu jak masonożercy narodowi chwalą „Pizduckiego” (tak kiedyś nazwał kasztankowca kolega ze studiów) który nie tylko był masonem, ale jeszcze kazał sanacyjnym wstępować masowo do masonerii. Poza tym jak prawica może lubić P.????? – socjalista, etatysta, mason, bijacz dziennikarzy – tfu! Generałowie, wierni w 1926 r. prezydentowi Wojciechowskiemu i gabinetowi Witosa, tak łatwo dali się piłsudczykom „ograć” Jestem dumny, że żołnierze z Wielkopolski do końca pozostali wierni rządowi i strzelali do piłsudczykowych żołdaków!
Warto pamiętać, że w zamachu majowym tzw. „marszałka” poparli w zasadzie jedynie komuniści, inna lewicowa swołocz oraz mniejszości narodowe, stanowiące jego „zaplecze” polityczne. Na Piłsudskim ciąży moralna odpowiedzialność za klęskę w wojnie obronnej 1939r.. Wbrew rozpowszechnionym przez Sanację po zamachu majowym legendom, które wielu współczesnych Polaków bierze dziś za prawdę, tzw. „marszałek” nie był żadnym geniuszem, tylko pół-analfabetą, bez żadnego wykształcenia i przygotowania wojskowego. Podobnie jego „oficerowie legionowi”, którzy w większości byli cywilami-nieudacznikami, przebranymi w mundury. Większość wybitnych (zawodowych) wojskowych wyższych stopni, która popierała legalny rząd, po zamachu majowym została odsunięta, jak na przykład gen. Józef Haller, czy Władysław Sikorski, albo poddana haniebnym szykanom i represjom, niekiedy zamordowana, jak generałowie Tadeusz Rozwadowski (prawdziwy autor planu Bitwy Warszawskiej), czy Włodzimierz Zagórski. Zastąpienie zdolnych dowódców nieudacznikami legionowymi zahamowało na długo wcześniejszy, niezwykle intensywny proces rozwoju polskiej armii. Były to opóźnienia, których nie udało się już nadrobić w ciągu drugiej połowy lat 30-tych. Warto pamiętać, że wprowadzenie nowych typów uzbrojenia to dobrych kilka lat od momentu zbudowania ich prototypów. Problemem września 1939 r. był jednak nie tylko niedobór nowoczesnej broni, ale przede wszystkim fatalne planowanie i dowodzenie na wysokim szczeblu – skutki wcześniejszej „czystki”. I to jest prawdziwa spuścizna „marszałka”. Mało kto pamięta dziś także o skandalicznych okolicznościach pochówku „marszałka” na Wawelu, który nie zasłużył na to miejsce, podobnie jak nie zasłużył na to jego nieudolny naśladowca, Lech Kaczyński. Tak jak mało kto się zastanawia, skąd się wzięło „święto” 11 listopada, a w istocie data ta nie miała praktycznie żadnego znaczenia dla odzyskania przez Polskę w 1918 r. niepodległości. „Święto” 11 listopada zostało wymyślone przez sanację dopiero w końcu lat 30-tych, aby wzmocnić legendę o rzekomych zasługach Piłsudskiego. Natomiast prawdziwi twórcy polskiej niepodległości, przede wszystkim Roman Dmowski, zostali opluci przez swołocz i dość skutecznie zepchnięci poza nawias historii. Ale cóż, w takich oto żyjemy czasach zakłamania i obłudy.