Sroka: Dobry evolianizm? Nie, dziękuję…

Całkiem niedawno środowiska skupione wokół portalu konserwatyzm.pl otrąbiły swój wielki sukces – publikację zbioru pism Juliusa Evoli (1898–1974) pt. Na antypodach modernizmu. Wydana w bieżącym roku książka jest pierwszą tak obszerną prezentacją myśli włoskiego „tradycjonalisty integralnego” w języku polskim.

Ukazanie się tej pracy zostało już ogłoszone wielkim tryumfem tradycji w walce z modernizmem. Co charakterystyczne, w jej promocji wzięły również udział osoby kojarzone z Tradycją katolicką. Padło przy tej okazji wiele górnolotnie brzmiących słów – a to jak należy czerpać z myśli Evoli i ją „katolicyzować”, podobnie jak Akwinata schrystianizował Arystotelesa, a to jak cenne wskazania na dzisiejsze czasy można znaleźć u włoskiego myśliciela. Posłużono się nawet chwytliwą w niektórych kręgach retoryką, że „filosemickie lobby wydawnicze” blokowało dotychczas skutecznie dostęp do pism Evoli. Sam zaś wydawca, Mariusz Bechta, chwalił się, że „książka sprzedaje się rewelacyjnie”[1].

Głównym argumentem podnoszonym podczas burzliwych internetowych dyskusji przez propagatorów evoliańskiej publikacji było to, że znawca myśli Evoli, prof. Jacek Bartyzel, znany w kręgach konserwatywnych teoretyk doktryn politycznych i płodny publicysta, jest zwolennikiem przeszczepiania cennych rzekomo elementów evoliańskich na grunt katolicyzmu.

Posłużenie się autorytetem prof. Bartyzela może wskazać tropy prowadzące do rozpoznania źródeł zagrożeń wynikających z fascynacji evoliańską myślą. Jednym z tych tropów jest krótka, syntetyczna wypowiedź prof. Bartyzela, opublikowana w ubiegłym roku na portalu konserwatyzm.pl[2]. Otóż pan profesor zechciał dokonać oceny działalności polskich zwolenników Juliusa Evoli. Jedną z grup evolian – tę, którą charakteryzuje „pyszałkowata konfrontacja z Tradycją katolicką” – ocenił negatywnie, tym zaś, którzy usiłują „wydestylować to, co wartościowe i dające się uzgodnić z katolickim sensem Tradycji”, wystawił ocenę pozytywną.

W niniejszym tekście nie ma miejsca na choćby skrótową biografię Juliusa Evoli czy obszerniejszą prezentację jego poglądów. Zainteresowani mogą skorzystać z obszernego i wnikliwego studium prof. Paola Taufera, opublikowanego w 2010 roku w katolickim miesięczniku „Zawsze wierni”[3]. Na potrzeby niniejszego wywodu przedstawiona będzie – pokrótce i w odniesieniu do najistotniejszych zagadnień – ocena myśli Evoli dokonana z punktu widzenia tradycyjnego katolika.

* * *

System filozoficzny Evoli nosi nazwę „idealizmu magicznego”. Wedle tej koncepcji „Ja” doznaje samorealizacji dzięki wstępowaniu na kolejne stopnie wtajemniczenia ezoterycznego, podążając drogą tzw. heroicznej ascezy i praktyk magicznych, by w ostatecznym stopniu osiągnąć poziom „Ja absolutnego”, czyli boskość. Światopogląd evoliański, zakorzeniony w nowożytnym immanentyzmie[4] i podlany nietzscheańskim kultem siły, okazuje się więc słabo zamaskowanym lucyferianizmem. Już tylko ta jedna konstatacja wystarczyłaby, by trzymać się od poglądów Evoli z daleka.

Na tym jednak nie koniec. Evola, który sformułował własną (mocno jednak zależną od innego gnostyckiego filozofa, René Guénona) koncepcję tradycji, twierdził, że prawdziwa tradycja jest w istocie antychrześcijańska[5]. Chrześcijaństwo zaś, które uważał za religię słabeuszy i niewolników, było dla niego „praprzyczyną degeneracji współczesnego świata, siłą niszcząca par excellence, która zmiotła wszelkie tradycyjne zasady”[6]. Religię chrześcijańską nazywał antytezą tradycji, nosicielką idei żeńskich i semickich, wrogich męskiemu i rycerskiemu porządkowi „tradycji nordyckiej”.

Niechęć Evoli do wszystkiego, co chrześcijańskie, wyrażała się bardzo dosadnie zarówno we wcześniejszych dziełach, przede wszystkim w Imperialismo pagano (Imperializmie pogańskim, 1928), jak też w okresie dojrzałym. W pracy Rivolta contro il mondo moderno (Bunt przeciwko nowoczesnemu światu, 1934) pisał więc: „Pojawienie się chrześcijaństwa oznaczało początek bezprecedensowego upadku. (…) W końcu, osiągnięto punkt, w którym funkcja imperium istniała tylko nominalnie; Rzym, w świecie targanym straszliwymi wstrząsami, pozostawał jej wierny prawie z desperacją. Jednak tron, że się tak wyrażę, był pusty. Do tego wszystkiego dodał swej wagi wywrotowy wpływ chrześcijaństwa.. (…) Tak więc obecność kilku tradycyjnych pierwiastków wewnątrz chrześcijaństwa, i ściślej, wewnątrz katolicyzmu, nie powinna powstrzymać nas od rozpoznania wywrotowego charakteru obu tych nurtów”[7]. Odnosząc się bezpośrednio do katolicyzmu, stwierdził: „Nawet w swej rozwodnionej i zromanizowanej formie katolickiej wiara chrześcijańska reprezentuje przeszkodę. (…) Katolicyzm zawiera pewne wątki tradycyjne, ale należy jednoznacznie stwierdzić: to, co tradycyjne w katolicyzmie, jest mało chrześcijańskie, a to, co jest w nim chrześcijańskie, jest mało tradycyjne. (…) Katolicyzm zawsze ujawnia ducha cywilizacji lunarno-kapłańskiej”[8]. A trzydzieści lat później, komentując konwersje „tradycjonalistów integralnych” na katolicyzm, ubolewał: „Uważam to za nieco przygnębiające. (…) Ktokolwiek uważa się za katolickiego tradycjonalistę, nie jest nawet w połowie tradycjonalistą”[9].

Niektóre ekscentryczne konstrukcje myślowe Juliusa Evoli, ewidentnie sprzeczne z katolicyzmem, wymienia sam prof. Bartyzel w końcowym fragmencie obszernego tekstu poświęconego prezentacji włoskiego filozofa. Spośród nich warto wymienić:

– antyegalitaryzm posunięty do niechęci względem powszechnej dostępności sakramentów (tu można dostrzec punkty zbieżne z pokrewnym manicheizmowi[10] jansenizmem; zbieżności z samym manicheizmem jest o wiele więcej, oba kierunki są przecież odmianą gnozy);

– „odrzucenie nakazu miłowania nieprzyjaciół i przebaczania”;

– „gnostyczna, ezoteryczna i synkretyczna koncepcja «chrześcijaństwa aryjskiego»”, nieobca również hitlerowskim nazistom;

– manichejski w swej istocie mizoginizm posunięty do dualistycznego podziału świata na męski pierwiastek „solarny” (królewsko-kapłański, rycerski, „heroiczny”) oraz przeciwny mu kobiecy pierwiastek „lunarny” (semicki, przesiąknięty „humanitaryzmem, egalitaryzmem, sentymentalizmem i moralizmem”)[11].

Wydawany we Francji przez ks. Ernesta Jouina, specjalizujący się w problematyce gnozy fachowy „Revue Internationale des Sociètès Secrètes” (Międzynarodowy Przegląd Tajnych Towarzystw) opublikował w 1928 roku serię artykułów analizujących ukazujący się wówczas w odcinkach Imperialismo pagano Juliusa Evoli. Streszczając główne myśli tej serii krytycznych analiz myśli evoliańskiej, ks. Nitoglia pisze, że poglądy włoskiego filozofa, „wychodzące od «judeokształtnego» synkretyzmu, posuwają się o wiele dalej w nienawiści względem Kościoła. Evola jest magiem, tantrystą, superteozofem. Pracę L’uomo come potenza (Człowiek jako moc) określono jako «dzieło satanistyczne», w którym «J. Evola twierdzi, iż nauczy człowieka, co to znaczy być Bogiem»”[12].

Posunięta do obsesji niechęć względem chrześcijaństwa stanowi więc jeden z głównych składników evoliańskiego systemu. Nawet to, co Evola zechciał dostrzec pozytywnego w tzw. średniowiecznym chrześcijaństwie, przypisywał wpływowi ducha pogańskiego poprzednich epok. Można to stwierdzenie uznać za fundament jego poglądów, które są nie tylko sprzeczne z nauką Kościoła, lecz także nie wytrzymują krytyki historycznej. Wiele ahistorycznych poglądów Evoli bierze się stąd, że jak niemal każdy ideolog dysponował on nader ograniczoną wiedzą historyczną. Zamiast rzetelnych studiów źródłowych stosował zabieg najprostszy, zgodny z koncepcją „idealizmu magicznego”: tworzył abstrakcyjną konstrukcję ideologiczną (jak choćby wspomniany podział cywilizacji na „lunarne” i „solarne”) i do niej wybiórczo dopasowywał wydarzenia dziejowe, a brakujące elementy uzupełniał własnymi pomysłami. Evola odnosił się z odrazą do historii, pojmowanej przezeń jako „antytradycja”, preferując poszukiwanie wiedzy o świecie w baśniach, legendach i mitach. Traktował więc przeszłość instrumentalnie, tak ją przedstawiając, by była zgodna z tworzoną ideologią, nazwaną wbrew prawdzie tradycją. Poglądy przez niego głoszone nie mają nic wspólnego z objawieniem pierwotnym, przekazanym pierwszym rodzicom i patriarchom, które w wyniku skażenia natury ludzkiej uległo zaciemnieniu i przerodzeniu się w najstarszych cywilizacjach, pod wpływem namiętności ludzkiej, w pogańskie wielobóstwo[13]. To, co propaguje Evola, pochodzi najwyraźniej z osłabienia natury ludzkiej przez grzech.

* * *

Aby odsłonić manichejskie podłoże pomysłów włoskiego filozofa, warto ukazać jego poglądy dotyczące małżeństwa, rodziny i zagadnień pokrewnych. Evola uważał, że „biologiczny zachwyt dla życia” zasługuje na bezwarunkowe potępienie i odrzucenie. Z tego m.in. względu uznawał za konieczne ograniczanie mnożenia się rodzaju ludzkiego: „Przeludnienie pogarsza problem bezrobocia i nieuchronnie intensyfikuje procesy produkcyjne, co w rezultacie, ze względu na rządzący tą dziedziną wewnętrzny determinizm, wzmacnia demoniczną naturę ekonomii”[14]. Chęć posiadania potomstwa określał jako „burżuazyjny kult dziecka”. Głosił godność Nowego Człowieka, rycerza „tradycji pierwotnej”, stawiając go ponad ograniczeniami przyziemnej egzystencji ludzi płaskich. Negował tradycyjne katolickie nauczanie, wedle którego podstawowym celem małżeństwa jest zrodzenie i wychowanie potomstwa. Dokonał wręcz mitologizacji płciowości, uznając ją za narzędzie dla osiągnięcia wyższych stopni wtajemniczenia magicznego. Odrzucał także „płaską” i „przyziemną” moralność w sferze seksualnej. W deklaracji programowo-organizacyjnej postulowanego przezeń Zakonu Stalowej Korony pisał: „[Członkowie Zakonu] mogą podążać drogą wolności seksualnej, pod warunkiem, że nie znaczy to podporządkowania się sprawom seksu”[15]. Evoliański Nowy Człowiek, „przyjmując postawę rycerskiego i absolutnego poświęcenia, powinien być gotów na wszystko i zyskać niemal pewność, że założenie rodziny oznacza zdradę”[16]. Evola postulował więc, by wychowanie mężczyzn koncentrowało się na rzemiośle wojennym, kobiety zaś należało przeznaczyć na przedmiot rozrywki dla wojowników (oczywiście po uprzednim zabezpieczeniu przed niekontrolowanym rozpłodem)[17].

* * *

Oto tylko niektóre z szokujących poglądów włoskiego filozofa. W najlepszym razie można je uznać za zbiór herezji (w filozoficznym, chestertonowskim sensie), a w najgorszym – wręcz za propagandę piekła. Poszukiwanie prawd i wzniosłych ideałów w tym gnostycko-ezoterycznym systemie jest jednym z największych kuriozów środowisk wiążących się z Tradycją katolicką. Za najbardziej zaś absurdalne należy uznać pretensje, by tropicieli rzekomych dobrodziejstw myśli evoliańskiej uważać za kontynuatorów metody św. Tomasza z Akwinu. Jeden z najwybitniejszych katolickich filozofów i teologów XX wieku, o. Réginald Garrigou-Lagrange OP, komentując podobne w istocie próby wprowadzenia do katolickiej myśli elementów filozofii współczesnej – immanentyzmu, ewolucjonizmu itp. – pisał: „Mówi się niekiedy, że należałoby ochrzcić współczesne systemy filozoficzne, tak jak św. Tomasz ochrzcił arystotelizm. Jednak do tego celu byłyby potrzebne dwie rzeczy: najpierw trzeba by posiadać geniusz św. Tomasza, następnie zaś współczesne systemy filozoficzne musiałyby być w stanie przyjąć chrzest. Aby móc przyjąć chrzest, trzeba mieć duszę, a system, który w całości spoczywa na fałszywych zasadach [będących duszą tego systemu], nie może przyjąć chrztu”[18].

Te zastrzeżenia w najwyższym stopniu odnoszą się do nauk Evoli, nikt nie może mieć bowiem wątpliwości, że jego system spoczywa na całkowicie fałszywych zasadach. A jednak autorytet polskiej prawicy prof. Jacek Bartyzel nie uważał za stosowne odrzucić evolianizmu. We wspomnianym wyżej obszernym szkicu kompetentnie i szeroko przedstawia zdumiewające wręcz aberracje ideowe włoskiego barona. Jednocześnie uznaje, że należy te szaleństwa jakoś usprawiedliwić i „zniuansować”. Z niezwykłą wręcz wyrozumiałością proponuje uznać je za „zagadnienie wymagające bardziej subtelnych ujęć, niż «demaskowanie» Evoli jako myśliciela «antychrześcijańskiego» i «neopogańskiego», nie bez złośliwej satysfakcji pognębienia tym samym «reakcyjnej prawicy» w ogóle i uderzenia rykoszetem w tradycjonalizm katolicki”[19]. Profesor w bardzo wielu swych publikacjach przywołuje Evolę, posuwając się nawet do stawiania go w rzędzie największych Europejczyków[20].

Przytoczona wyżej „niuansująca” wypowiedź wymaga szerszego komentarza.

Po pierwsze, nieustanne i otwarte demaskowanie Evoli jako myśliciela antychrześcijańskiego jest w obecnej sytuacji obowiązkiem. Być może prof. Bartyzel jest przekonany, iż poglądy Evoli są szeroko znane, a ich antykatolicki charakter nie stanowi dla nikogo tajemnicy. Otóż jest inaczej. Bardzo wielu polskich katolików w ogóle nie wie o istnieniu kogoś takiego, jak Julius Evola, a dowiaduje się o nim od… katolickich tradycjonalistów. Na domiar złego ci ostatni chętnie cytują włoskiego barona lub wręcz uznają go za sojusznika w walce z liberalizmem i modernizmem, a rzadko lub niemal nigdy nie prezentują istoty jego poglądów. Gdyby to bowiem uczynili, naraziliby się na słuszny zarzut, że usiłują wypędzać diabła Belzebubem.

Po drugie, katolicyzm w najmniejszym stopniu nie ucierpi na potępieniu doktryny Evoli. Argumentów przeciw współczesnym błędom należy szukać w nauczaniu Kościoła. Katolicki integrysta winien natomiast potępić Evolę o wiele energiczniej, niż potępia liberalizm, protestantyzm, modernizm i inne heterodoksyjne nurty. Jeśli czyni inaczej, sprzeniewierza się swej tożsamości jako gorliwego miłośnika katolickiej ortodoksji. Nie ma wówczas moralnego prawa piętnować ani fałszywego ekumenizmu, ani najdalej nawet idących aberracji dialogu międzyreligijnego.

Po trzecie, można się spodziewać, że ewentualna polemika środowisk evoliańskich będzie szła po linii „subtelności” i „odrzucenia prymitywnych uproszczeń”. Otóż prawda katolicka w swych podstawach jest prosta. Wymaga raczej prostoduszności, niż wyrafinowanych subtelności, nie narzuca niemal (a może wręcz) ezoterycznej inicjacji. Istnienie trudnych zagadnień teologicznych temu nie przeczy. Ich rozwiązywanie polega na znajdowaniu prostej drogi w zawiłościach. Rzecz jednak w tym, iż evolianizm jest tak zasadniczo i radykalnie wrogi katolicyzmowi, że jakiekolwiek subtelności są tu zbędne. Dzieła Evoli pełne są zajadłej wrogości wobec chrześcijaństwa, nie brakuje tam też wulgarnych bluźnierstw. Sam autor nigdy nawet nie próbował ich odwołać czy potępić, a w testamencie zażądał, by jego pogrzeb odbył się z absolutnym wyłączeniem wszelkich, nawet najdrobniejszych manifestacji katolicyzmu.

Merytorycznie przygotowani kapłani i świeccy należący do środowisk katolickich już dawno zdemaskowali i potępili myślicieli w rodzaju Evoli, jego mistrza René Guénona czy innych przedstawicieli nurtu tzw. tradycji pierwotnej. Potrzeba takich działań okazała się szczególnie paląca we Francji i Włoszech, gdzie antykatolicki gnostycyzm próbował za wszelką cenę infiltrować do kręgów tradycyjnych katolików. Krytyczne studia opracowane przez specjalistów w dziedzinie zagrożeń okultystycznych dostarczają w tej mierze jasnych i rozstrzygających argumentów.

Profesor Bartyzel pisze w swoim eseju, że „evolianizm sytuuje się poza ortodoksją chrześcijańską, nie jest to jednak równoznaczne ani z «antychrystianizmem», ani z «neopoganizmem»”, uzasadniając to następująco: „«imperializm pogański» stanowił jedynie krótką fazę w rozwoju intelektualnym Evoli, porzuconą po przyjęciu «tradycjonalizmu integralnego», ten zaś nie jest nawiązaniem do żadnej konkretnej religii czy duchowości pogańskiej (jak np. «kult Wotana» czy inne odmiany «religii nordyckiej» w XX-wiecznych Niemczech, albo nieopoganizm Nowej Prawicy), tylko manifestacją wiary w istnienie ogólnoindoeuropejskiej «Tradycji Pierwotnej», niezależnej również od Objawienia”[21]. To prawda, że Evola przez większość życia nie deklarował żadnej wiary religijnej, co jednak począć z inspiracjami ezoterycznymi? Jak zakwalifikować posługiwanie się metodami magicznymi i tantrą? To nie są czyny obojętne religijnie i duchowo, niezależnie od tego, czy ktoś wierzy w stojące za nimi moce, czy też nie. Czy zaś system Evoli jest antychrześcijański? – to pytanie znalazło już wyżej udokumentowaną odpowiedź.

Przy tej okazji wręcz nasuwają się ważkie pytania. Czyż prof. Bartyzel nie zdawał sobie sprawy, jakie konsekwencje może przynieść podsuwanie Evoli „młodym gniewnym” polskiej prawicy? Czy sytuacja w innych krajach, gdzie o wiele wcześniej propagowano myśl Evoli, nie powinna pobudzić do refleksji? Czy naszym rodzimym konserwatystom nie wystarczało ograniczyć się w swych ideowych ekskursjach do XVIII- i XIX-wiecznych tradycjonalistów, jak Juan Donoso Cortés czy Joseph de Maistre? Co prawda wobec nich również należałoby wyrazić pewne zastrzeżenia, lecz nie sposób tego porównać z systemem evoliańskim. Tamci wymagają drobnych (co nie znaczy, że nieistotnych) korekt, ten zaś po prostu nie przetrwałby zabiegu usuwania błędów – cały jest bowiem jednym wielkim błędem zarówno w metafizyce czy teorii poznania, jak też we wnioskach praktycznych. Jak bowiem celnie podnosi ks. Nitoglia, nawet interesujące elementy teorii politycznych Evoli są przeniknięte ezoteryzmem i gnozą[22].

* * *

Wracając do wspomnianej na początku niniejszego tekstu wypowiedzi prof. Baryzela, zawierającej ocenę środowisk polskich evolian: prześledzenie wypowiedzi obu wspomnianych przez profesora grup prowadzi do wniosku, że nie różnią się one poglądami, lecz raczej intensywnością przyjęcia evoliańskiego ducha i otwartością w głoszeniu swych przekonań. Tak więc „evolianiści źli” to najczęściej ludzie młodzi, radykalnie zbuntowani, biorący Evolę jako przewodnika w poszukiwaniu sensu życia, być może nawet odnajdujący w meandrach jego systemu uzasadnienie dla swych etycznych braków. Evolianizm jest bardzo wygodny: usprawiedliwia wszelkie skrzywienia wyższością rzekomej „elity ducha”. Owa wygoda jest jednak niebezpieczna, by nie rzec diaboliczna.

„Dobrzy, katoliccy evolianiści” zaś mniej lub bardziej udatnie usiłują się odnaleźć w swych religijnych środowiskach, nie ustając jednakowoż w staraniach, by zaszczepić tam elementy systemu Evoli – na przykład poszukiwanie wiedzy w pogańskich mitach, baśniach i legendach, pogardę wobec „nieoświeconych pariasów” i „ochlokratycznych[23] hord” czy „duchowość” pseudoarystokratyczną.

Nieco spóźnione wydają się narzekania prof. Bartyzela na odchylenia „złych evolian”. Któż to bowiem, od lat propagując myśl Evoli, stał się dla owych „złych” jednym z ważnych źródeł inspiracji? Jeśli ta, początkowo młodzieńcza, fascynacja doprowadzi do zamknięcia się w obłąkańczym kręgu evoliańskiego Zakonu Stalowej Korony, może wywołać poważne uwikłanie w gnostyckiej duchowości.

Evola w żadnym razie nie jest biczem Bożym na modernizm. Wręcz przeciwnie, jest jednym z wykwitów modernità, współczesności, konglomeratem całkowicie nowoczesnych prądów: futuryzmu, immanentyzmu, nihilizmu… A to wszystko zostało przesycone dobrze znaną od wieków dualistyczną gnozą. Nie należy się więc łudzić. Ani postawa proponowana przez Evolę, ani wskazane przezeń środki nikogo nie doprowadzą do skutecznego pokonania rozpanoszonego dziś zła.

Jakie stąd wyciągnąć wnioski? Evolianizm jest tylko nowinką, która zwodzi z drogi zbawienia. Nie ma dobrych dróg obok Magisterium Kościoła, choćby z pozoru szły równolegle. Należy zawsze badać źródła nowych poglądów i zachowywać wobec nich ostrożność. Bogactwo Kościoła jest tak wielkie, że każdy w jego skarbcu znajdzie właściwy dla siebie pokarm duchowy. Tradycji poza Tradycją Kościoła nie znajdziemy. Brak tu miejsca na spektakularne odkrycia rzeczy nieznanych.

To są bezpieczne ścieżki, choć niektórym mogą się wydać nieco zbyt strome lub zbyt wąskie, pozbawione „szerszych perspektyw”. Lepiej jednak z nieco węższą perspektywą wejść do królestwa niebieskiego, niż z perspektywą szerszą być wrzuconym w ogień piekielny.

Witold Sroka Antologię J. Evoli można kupić w naszym sklepie TUTAJ


[1] Za serwisem Facebook, https://www.facebook.com/TSWDP/posts/810559932306468 [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[2] J. Bartyzel, O tradycjonalizmie integralnym, https://konserwatyzm.pl/artykul/11003/o-tradycjonalizmie-integralnym [dostęp: 12 kwietnia 2014]. Jest to tekst skopiowany przez redakcję portalu z serwisu Facebook.

[3] Fragmenty tego tekstu można znaleźć pod adresem http://www.piusx.org.pl/zawsze_wierni/artykul/1383, a całe studium jest dostępne w księgarni internetowej Wydawnictwa Te Deum (http://www.tedeum.pl/tytul/1246,Tradycja-pierwotna-a-Tradycja-katolicka).

[4] Pogląd sprowadzający cały świat do życia wewnętrznego podmiotu.

[5] W tej kwestii evoliańska koncepcja tradycji różni się od guenoniańskiej; więcej na temat poglądów Guénona zob.: o. Piotr Maria OP, Neopogaństwo na prawicy. Duchowa trucizna tradycjonalizmu integralnego na przykładzie René Guénona, http://pl.gloria.tv/?media=579802 [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[6] M. Fraquelli, Il filosofo proibito, Milano 1994, cyt. za: C. Nitoglia, Julius Evola, http://www.doncurzionitoglia.com/juliusevola.htm [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[7] J. Evola, Rivolta contro il mondo moderno, przekład za: „Zanik Zachodniej Tradycji”, portal tradycjonalizm.net [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[8] J. Evola, Rivolta contro il mondo moderno, op. cit., s. 350–352.

[9] J. Evola, Il cammino del cinabro, Milano 1972, s. 174.

[10] Manicheizm uważa, że istnieją dwie równorzędne, przeciwstawne potęgi, dobro i zło (dualizm); siły dobra zamieszkują północ, a siły zła – południe (podobnie u Evoli). M. potępia materię i w konsekwencji cielesność, odrzuca cierpienie, a szczególnie Chrystusowy krzyż. Wyzwolenie i odkupienie od zła (materii) osiąga się w m. dzięki gnozie (poznaniu i oświeceniu).

[11] Cytaty za: J. Bartyzel, Julius Evola, http://tradycjonalizm.net/juliusevola/bartyzel1.htm [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[12] C. Nitoglia, op. cit.

[13] W. Gadowski, Apologetyczny katechizm katolicki, Warszawa 2002, s. 35–36.

[14] T. Buhls, Fast Food and Low Wages: What’s it Got to do with Overpopulation?, http://tradyouthiu.blogspot.com/2013/12/fast-food-and-low-wages-whats-it-got-to.html [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[15] J. Evola, Zakon Stalowej Korony, http://tradycjonalizm.net/juliusevola/zakon.htm [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[16] N. Jackson, Julius Evola’s Political Testament, http://vho.org/tr/2004/2/Jackson187-203.html [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[17] Zakon Stalowej Korony, op. cit.

[18] R. Garrigou Lagrange OP, La structure de l’Encyclique «Humani generis», [w:] „Angelicum”, 28 [1951], 9–10.

[19] J. Bartyzel, Julius Evola, op. cit.

[20] J. Bartyzel, Wobec Unii Europejskiej, http://haggard.w.interia.pl/wue.html [dostęp: 12 kwietnia 2014].

[21] J. Bartyzel, Julius Evola, op. cit.

[22] Por. C. Nitoglia, op. cit.

[23] Ochlokracja – rządy motłochu.

Click to rate this post!
[Total: 3 Average: 3]
Facebook

6 thoughts on “Sroka: Dobry evolianizm? Nie, dziękuję…”

  1. Swoją drogą, dlaczego dopiero teraz nastąpiła właściwa reakcja na Evolę? Osobiście dotychczas znałem jego myśl tylko pobieżnie, z tekstów ukazujących się na polskich portalach prawicowych i w nich wcale nie jawił się jako opętany przez szatana. W sumie jawił się jako porządny gość, zatroskany o los Europy i Europejczyków. A tu teraz dopiero czytam takie rewelacje (dla mnie przynajmniej), z których wynika, że Evola to typ spod ciemnej gwiazdy, śmierdzący masonerią i siarką na kilometr.

  2. Evola to jeden z biegunów masońskiej wojny informacyjnej, skierowanej gł. w Kościół Katolicki. Nowa Prawica i Tradycjonalizm Integralny mówią mniej więcej tak: „Kosciół jest zły, bo semityzuje/judaizuje/feminizuje kulturę i cywilizację. Najpierw przychodzi misjonarz, potem lichwiarz, a na końcu banda feministek, ekologów, pacydistów i pedałów”. Z kolei lewacy i GoDF mówi mniej więcej tak: „Kościół jest zły, bo stygmatyzuje żydów, feministki, ekologów, pacyfistów i pedałów. Kosciół jest taki, jak mówią tzw. „faszyści””. Masońską/paramasońska lewice i prawicę łączy jedno: nienawiść do Kościoła. I to nienawiść do trzech aspektów Kościoła: 1/ nadprzyrodzoności „nie z tego swiata” 2/ uniwersalizmu („nie masz ani Żyda ani Greka …”) 3/ resztek „rzymskiej prawości”.

  3. Właściwa reakcja na Evolę jest od dość dawna, ale … była/jest zagłuszana przez Panów filozofów nie wiele mających z Tradycją katolicką. „Od czasów tzw. Renesansu, a zwłaszcza od Reformacji „wielu upodobało sobie filozofować zgoła bez najmniejszego respektu dla wiary, żądając całkowitej swobody myślenia (a zarazem wzajemnie sobie ją sobie ofiarowując) według własnego upodobania i własnych zdolności”. Od tej pory filozofia stopniowo przekształcała się w szkołę błędu, a sami filozofowie – w mistrzów argumentacji wymierzonej w prawdziwą wiarę. Szlachetna ta dyscyplina popadła w takie poniżenie, że w końcu zwróciła się przeciw samemu rozumowi i w ten sposób filozofia – jeśli można tak powiedzieć – zaczęła pożerać samą siebie. Tak oto spełniły się owe wielkie słowa Akwinaty: filozofia „tak długo jest mądrością, jak długo pozostaje poddana mądrości bożej; lecz gdy odchodzi od Boga, staje się głupotą”. o.Jakub Ramirez OP, De Auctoritate Doctrinali S. Thomae Aquinatis, Salmanticae 1952.

  4. Redakcja konserwatyzm.pl ma problemy ze spójnym myśleniem, skoro przy miażdżącej krytyce Evoli reklamuje jego książkę.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *