Od Redakcji: Tekst ten jest zmienioną i poszerzoną wersją wystąpienia przygotowanego przez Autora na spotkanie w Towarzystwie Słowaków w Polsce, które miało miejsce 29 XI A.D. 2011 w Krakowie.
Tatry od wieków istnieją w polskiej zbiorowej świadomości jako szczególne miejsce na mapie Ojczyzny. Naród, który w przeważającej części zamieszkuje krainy równinne ze zrozumiałą estymą podchodzi do swoich wysokogórskich szczytów. Ten niewielki fragment masywu Karpat, który znajduje się w polskich granicach, bywa często idealizowany jako źródło odnowy sił fizycznych i duchowych – w czym z pewnością nie ma jednak przesady. Zapomina się przy tym często o narodzie, który znajduje się po „drugiej” stronie tej szczególnej krainy, szczepie z którym łączy nas znacznie więcej aniżeli miłość do Tatr. Tragiczna, zwłaszcza wobec Europy Środkowej, historia XX wieku sprawiła, że narody które przez wieki żyły w przykładnej, braterskiej zgodzie, dzisiaj, pomimo wielu podobieństw – z których wspólna wiara, krew i korzenie językowe należą tylko do tych najważniejszych – wydają się być odwrócone do siebie plecami. Nie zawsze tak jednak było.
Przeciwko czechosłowakizmowi.
Gdy w 1918 roku opadł kurz wojennej zawieruchy, Słowacy stanęli przed szansą na upodmiotowienie swojego narodu na arenie międzynarodowej. Ich sytuacja różniła się jednak diametralnie od sytuacji polskiej – Polacy byli wówczas wielkim narodem europejskim, który odbudowywał swoją blisko tysiącletnią państwowość po 123 latach niewoli – Słowacy mieli to zrobić po raz pierwszy. Perspektywy ogłoszenia pełnej suwerenności nie rysowały się jednak w pozytywnych barwach. Słowackie elity zdawały sobie sprawę, że państwo węgierskie pomimo wojennej klęski nie wyrzeknie się bez oporów swojego Felvideku, tj. Górnych Węgier i nim powojenny ład okrzepnie, może się o niego upomnieć. Niepewność i obawa przed ogłoszeniem pełnej suwerenności miały swe źródło w przekonaniu, że Słowacja była krajem który nie mógł podpierać dążeń niepodległościowych tradycją swojej państwowości. Istniały także wątpliwości, czy ewentualne państwo słowackie posiadałoby odpowiednią bazę ekonomiczną, oraz doświadczone, przygotowane do rządzenia elity, które byłyby w stanie nim pokierować. Zwracano też uwagę, że na Słowacji brakowało jednoznacznie słowackich – pod względem narodowościowym i kulturowym – ośrodków o takim znaczeniu, jak Praga dla Czechów, lub Warszawa i Kraków dla Polaków.1 Wszystkie te konstatacje bezpośrednio wpłynęły na faktyczne zwycięstwo idei czechosłowakizmu – koncepcji wspólnego państwa Czechów i Słowaków. Za takim rozwiązaniem opowiedziały się najważniejsze słowackie nurty polityczne: narodowo-katolickie środowiska tzw. ruchu ludackiego, czyli Słowackiej Partii Ludowej (SPL) ks. Andrzeja Hlinki, oraz narodowo-demokratycznej Słowackiej Partii Narodowej. Podstawą takiego związku, w myśl założeń i życzeń słowackich liderów, miała być jednak „równoprawność” polityczna narodu słowackiego i czeskiego, a także możliwość samostanowienia tychże, w ramach jednego organizmu państwowego.2 Rzeczywiste, formalno-prawne ustanowienie tej równoprawności odkładano jednak do czasu, gdy młode państwo czechosłowackie okrzepnie i ustabilizuje się wewnętrznie – jak trzeźwo bowiem zauważano, Praga była daleko, a wojska Karolyiego tuż, tuż.3
Nawet w tak niepewnych czasach nie wszyscy na Słowacji byli jednak zwolennikami oddania katolickiego narodu pod jurysdykcję laickiej republiki Tomasza Masaryka. Jedna z czołowych postaci ówczesnego ruchu ludackiego, ks. Frantisek Jehlicka (1879-1939), były poseł parlamentu węgierskiego, a następnie czechosłowackiego (szybko został jednak pozbawiony mandatu), uważał unię z ateistycznymi, nastawionymi antykatolicko Czechami za zagrożenie dla Kościoła i religijnej tożsamości Słowaków. Opowiadał się za powrotem Słowacji pod węgierską Koronę Świętego Stefana, lub zbliżeniem z innym katolickim narodem – Polakami. Na łamach założonego przez siebie, wydawanego w Krakowie pisma „Slovak” przekonywał o bankructwie idei czechosłowakizmu:
„Jeśli przyłączymy się do Polaków, tym samym zabezpieczymy naszą wiarę i religię. Będziemy mieli zabezpieczoną także naszą narodowość, lub nawet swoją samodzielność. A zatem precz z Czechami, niech żyje federacja polsko-słowacka!“4
Głos ten spotkał się wówczas z wielkim protestem słowackich środowisk emigracyjnych w Ameryce, zaś do politycznej ekskomuniki „kontrowersyjnego“ zwolennika rozwodu z Czechami przychylił się również ks. Andrej Hlinka, piastujący już wówczas funkcję lidera SPL.
Polskie paszporty dla Słowaków i sprawa autonomii.
Wraz z zainstalowaniem w Żylinie czechosłowackiego Ministerstwa Pełnomocnego ds. Administrowania Słowacją, Praga zaczęła stopniowo przejmować inicjatywę. Uchwalono konstytucję Republiki Czechosłowackiej, która nie gwarantowała Słowakom obiecanych wcześniej praw, zaś odwoływała się do „narodu czechosłowackiego” uznawanego wszak przez ruch ludacki za fikcję.5 Jednocześnie rozpoczęła się zainicjowana przez prezydenta Republiki Czechosłowackiej kampania przeciwko Kościołowi Katolickiemu, w której domagano się „demokratyzacji” struktur kościelnych, zniesienia celibatu i wprowadzenia „narodowej” liturgii. Korzystając z polskiego zaangażowania w wojnę z bolszewicką Rosją, Czechosłowacja zajęła Śląsk Cieszyński; zablokowała także pociągi z dostawami broni dla Polski broniącej się przed pochodem Armii Czerwonej. Stało się jasne, że naród słowacki wiążąc swój los z Republiką Czechosłowacką znalazł się w państwie nie szanującym słowackiej odrębności, co więcej antykatolickim i prowadzącym agresywnie antypolską, prosowiecką politykę.6
W sierpniu 1919 roku ks. Hlinka wyruszył do Warszawy, by prosić polskiego Naczelnika Państwa, marszałka Piłsudskiego, o wydanie słowackiej delegacji polskich paszportów, tak aby mogła bez przeszkód udać się na konferencję pokojową do Paryża, gdzie chciała szukać międzynarodowej protekcji dla zdradzonej sprawy słowackiej. W trakcie spotkania Piłsudski niedwuznacznie sugerował, że zamiast paszportów, może zaoferować suwerenność Słowacji pod polskimi auspicjami. Hlinka nalegał jednak na wydanie paszportów, wykluczając tym samym polską interwencję.7 Paszporty wydano, lecz słowacka delegacja niczego w Paryżu nie osiągnęła. Lider ruchu ludackiego został natomiast internowany przez władze Czechosłowacji zaraz po powrocie z Konferencji. Pozostawał w areszcie przez 7 miesięcy – aż do czasu, gdy ogłoszono amnestię i otrzymał w wyborach mandat poselski. Gdy w latach późniejszych Czechosłowacja podpisała z ZSRR układ o wzajemnej pomocy, ks. Hlinka w swym parlamentarnym wystąpieniu otwarcie zagroził zwróceniem się Słowacji ku Polsce:
„Kiedy wy pozwalacie sobie robić pakty z komunistami, to my będziemy czynić pakty z Polakami w interesie narodu słowackiego i naszej republiki. Nam nie są najbliżsi rosyjscy bolszewicy – nam bliżsi są katoliccy Polacy.”8
Przywódca ruchu ludackiego posługiwał się kwestią Polski zazwyczaj w kontekście wewnętrznej, czechosłowackiej walki politycznej. Odniesienia te miały raczej instrumentalny charakter; jednym zdaniem można by je opisać jako granie polską kartą przeciwko Czechom w sprawie autonomii Słowacji.
Karol Sidor i frakcja propolska.
Postawę z gruntu odmienną, bo integralnie polonofilską, prezentował natomiast Karol Sidor (1901-1953) uznawany za jednego z głównych ideologów słowackiego narodowego-katolicyzmu, a z czasem za drugą najważniejszą postać ruchu ludackiego. W 1938 roku po śmierci Hlinki przejął faktyczne przywództwo w Słowackiej Partii Ludowej, przez kilka dni sprawował funkcję premiera autonomicznej Słowacji, w Republice Słowackiej pełnił funkcję ministra spraw wewnętrznych. Był również pierwszym komendantem paramilitarnej Gwardii Hlinki, która powstała jako kontynuacja zdelegalizowanej „Rodobrany”, słowackich „czarnych koszul”.
Od początku swojej aktywności politycznej Sidor był zadeklarowanym zwolennikiem opcji propolskiej. Został członkiem, a następnie prezesem Związku św. Wojciecha, który jeszcze przed powstaniem Czechosłowacji prowadził prężną działalność wydawniczą w celu podtrzymania słowackich tradycji językowych. W tym celu tłumaczono, a następnie kolportowano dzieła Mickiewicza, które zdobywały wielką i żarliwą popularność na Słowacji. Publikowano także Sienkiewicza, Prusa, Reymonta, Żeromskiego, Przerwę-Tetmajera, Konopnicką, Kossak-Szczucką i wielu innych znanych polskich autorów. Wydano także serię kalendarzy odwołujących się do polskiej poezji i prozy, które znalazły się w niemalże każdym słowackim domu. Sidor swoją miłością do polskiej kultury „zaraził” całe młode pokolenie słowackich literatów, dość wspomnieć o takich postaciach jak Andrej Zarnov, Milo Ubran, Jozo Niznansky i Koza-Matejov.9
Z biegiem czasu swoje propolskie sympatie Sidor zaczynał realizować także na płaszczyźnie politycznej. Był zwolennikiem powołania środkowoeuropejskiej federacji pod polskim przywództwem, która wypełniłaby przestrzeń między Niemcami, a Rosją tak, by była ona podmiotem stosunków międzynarodowych, a nie boiskiem dla rozgrywek wielkich mocarstw. W poglądach tych utwierdziło go zwycięstwo Polaków 1920r. w wojnie przeciwko Rosji bolszewickiej; Polska jawiła się wówczas w europejskich środowiskach katolickich i antykomunistycznych niemalże jako zbawiciel narodów i nowy, naturalny słowiański lider po upadku carskiej Rosji. W odróżnieniu od czeskich elit, które wyraźnie kibicowały sowietom i ustami swojego prezydenta, Tomasza Masaryka, zupełnie niedyplomatycznie wyrażały zainteresowanie jak najdłuższymi granicami czechosłowacko-rosyjskimi, w katolickiej Słowacji po dotarciu wieści o zwycięskiej Bitwie Warszawskiej rozległy się kościelne dzwony. W środowisku Karola Sidora nigdy nie wybaczono Pradze jej postawy w najcięższych dla Polski dniach wojennych, kiedy władze Czechosłowacji zablokowały transporty z zaopatrzeniem dla znajdującego się w krytycznej sytuacji Wojska Polskiego, w intencji utrzymania czeskich nabytków terytorialnych na Zaolziu. Postawy tej nie zapomniała Republice Czechosłowacji również Warszawa, co rzutowało na całokształt stosunków polsko-czeskich, a w konsekwencji także polsko-słowackich przez cały okres dwudziestolecia międzywojennego.
Sidor dołączył do redakcji wydawanego w Krakowie pisma „Slovak”, które w 1923r. konsolidowało już dość szerokie środowiska Słowaków niezadowolonych z praktycznej realizacji idei czechosłowakizmu. Podczas, gdy w Republice nasilała się akcja przeciwko słowackiej tożsamości narodowej, a „kolonialne” podejście Pragi wobec Słowacji przekładało się na jej fatalną sytuację gospodarczą, nędzę i powiększające się bezrobocie, „Slovak” publikował w czarnych ramkach długie listy nazwisk Słowaków, którzy wyjeżdżali za chlebem do Australii i Ameryki. W tym samym roku Sidor doprowadził do zorganizowania konferencji w Krakowie, która przerodziła się w manifestację na rzecz zbliżenia polsko-słowackiego. Słowackim studentom umożliwiono dokształcanie się na polskich uczelniach, z której to możliwości powszechnie korzystano, co przyczyniało się do dodatkowego zacieśniania więzów kulturowych.10
Przewrót majowy i zaostrzenie polityki.
Gdy w 1926 roku doszło w Polsce do zamachu majowego, zaś porządek oparty na „parlamentarnej” konstytucji marcowej został zakwestionowany i faktycznie zawieszony, do polskich inspiracji Karola Sidora dołączyły także kwestie ustrojowe. W swojej publicystyce ruch ludacki, m. in. za sprawą Sidora, coraz częściej odchodził od paradygmatów demokratycznych przyjętych na początku działalności w ramach Republiki Czechosłowackiej. Opowiadano się raczej za „mocniejszymi” formami ustrojowymi; pewnym wzorem dla Słowaków okazała się być również polska konstytucja kwietniowa – ustawa zasadnicza pozostawiająca szerokie pole dla różnych interpretacji, lecz interpretowana autorytarnie.
Dojście do władzy obozu tzw. sanacji rozpoczęło nowy etap w stosunkach polsko-słowackich. Niestety, wbrew ustrojowym impresjom i początkowemu entuzjazmowi, był to proces wyraźnego ochłodzenia relacji. Warszawa relatywnie zaostrzyła swój kurs wobec Republiki Czechosłowackiej, co pośrednio odbiło się także na relacjach ze Słowakami.
Pierwszym symptomem nowej polityki polskich władz okazały się być wyjątkowo huczne obchody dziesiątej rocznicy przyłączenia do Rzeczpospolitej ziem północnego Spisza i Orawy zorganizowane 15 sierpnia 1930 roku. Feliks Gwiżdż (1885-1952), poseł na Sejm RP i prezes „Związku Podhalan” nieformalnie utożsamiany z polityką polskich władz na odcinku „południowym”, w swoim okolicznościowym przemówieniu zupełnie niedwuznacznie zasugerował, że celem polityki nowych władz jest zjednoczenie wszystkich Polaków w granicach ojczyzny. Dokładna relacja z obchodów szybko dotarła na Słowację i została wykorzystana do próby zdyskredytowania propolskiego nastawienia ogromnej części ruchu ludackiego. Przemówienia wygłoszone na uroczystościach zostały odebrane zarówno wśród niewielkiej mniejszości polskiej, jak i dominującej ludności słowackiej jako zapowiedź przyszłych korekt granicznych. Sidor bywając w Polsce niejednokrotnie przestrzegał, by historyczne, dziejowe zbliżanie się do siebie dwóch narodów, będące w ich obopólnym, żywotnym interesie, nie zostało zaprzepaszczone z powodu kilku „skał, kamieni i jeleni”11. Najgorszy scenariusz zaczął realizować się na jego oczach.
Karol Sidor trwał konsekwentnie na swoim propolskim stanowisku, w swojej publicystyce częściej jednak ostrzegał przed „krótkowzrocznością” w planowaniu polityki w Europie Środkowej, a także niewłaściwym rozumieniu „mocarstwowości”. W Polsce jego przychylne stanowisko względem Polaków stało się znane wśród szerokich mas dzięki upowszechnieniu jego książki „Cestou po Polsku”, w której to nie ukrywał słów zachwytu nad polską przyrodą, kulturą i obyczajami zapoznawanymi podczas podróży na „drugą” stronę Tatr. Jego kariera polityczna w latach ‘30 uległa przyśpieszeniu. W 1931r. zostaje redaktorem naczelnym pisma „Slovak”. Awansuje również w hierarchii Słowackiej Partii Ludowej, zaś za działalność „sprzeczną z ideą czechosłowakizmu” zostaje w 1934r. aresztowany na siedem tygodni przez władze Republiki. W 1935r. został posłem czechosłowackiego parlamentu – nie przyczyniło się to jednak do złagodzenia jego „niepokornych” poglądów wobec Pragi, a w niemalże każdym swoim wystąpieniu atakował politykę prezydenta Benesza względem Polski. Warszawa dostrzegła potencjał zdobywającego coraz szersze wpływy Sidora i sama zaangażowała się w umocnienie jego pozycji poprzez udostępnianie mu nowych kontaktów. Do Bratysławy na stanowisko konsula wydelegowano posiadającego słowackie korzenie Wacława Łacińskiego, natomiast Ambasadorem RP w Pradze został Kazimierz Papee, zwolennik słowackiej niezależności – w sprawach dotyczących Słowacji, jej ewentualnej autonomii lub niepodległości kontaktowali się oni zawsze bezpośrednio z Sidorem. 12 W 1938 roku, po śmierci ks. Hlinki, Sidor staje się wiodącym politykiem ruchu ludackiego. W tymże roku zaczyna sprawować funkcję nadrzędnego redaktora wszystkich pism partyjnych; równolegle rozpoczyna formowanie paramilitarnej „Gwardii Hlinki” będąc jej pierwszym Komendantem.
Układ Monachijski i polskie naciski na powołanie państwa słowackiego.
W początkowych października 1938r., na mocy Układu Monachijskiego, Czechosłowacja stanęła przed faktem rozbiorów – Niemcy rozpoczęli obsadzanie Sudetlandu, Węgrzy włączyli do swojego terytorium południowe fragmenty Słowacji. Na zajęte w 1919r. przez CSR ziemie Śląska Cieszyńskiego wkroczyło witane entuzjastycznie Wojsko Polskie. Warszawa w obliczu rosnącego zaangażowania niemieckiego u swoich południowych granic planowała jednak „kompleksowe rozwiązanie” kwestii Czechosłowacji. W tym celu rząd Rzeczpospolitej zakomunikował czechosłowackiemu ministrowi spraw zagranicznych, Franciszkowi Chvalkovskiemu , chęć bezpośrednich pertraktacji z przedstawicielami słowackimi. W kontaktach z Polakami naturalnym przedstawicielem Republiki Czechosłowacji, a także nowoutworzonej pod wpływem wydarzeń monachijskich Autonomii Słowacji, był Karol Sidor. Polskim władzom wyraźnie zależało na czasie. Sidor do Warszawy wyruszył 19 października nad ranem wsiadając na pokład wojskowego samolotu wraz z rodziną konsula Łacińskiego. Na lotnisku w Warszawie wylądował tuż po południu, gdzie został powitany przez Feliksa Gwiżdża, urzędników polskiego MSZ oraz przedstawicieli Słowaków w Polsce. Niemalże natychmiast rozpoczęto trwające przez następne trzy dni rokowania. Sidor dyskutował z Gwiżdżem, Janem Szembekiem pełniącym wówczas funkcję podsekretarza stanu MSZ, a także z ministrem spraw zagranicznych, Józefem Beckiem. Polskie stanowisko było jednoznaczne: Sidor uzyskał zapewnienie, że od samodzielnej Słowacji Polska nie domagałaby się skrawka ziemi, ale wobec Słowacji będącej częścią Republiki Czechosłowackiej strona polska będzie żądać dokonania pewnych korekt granicznych. Akcentowano przy tym wyraźnie, że preferowany jest pierwszy scenariusz, zaś strona słowacka może liczyć na polską pomoc przy ogłoszeniu niepodległości. Sidor w odpowiedzi przekonywał, że Słowacja nie jest gotowa na ogłoszenie niepodległości; poza organizacjami paramilitarnymi nie posiada własnych sił zbrojnych, co wobec półmilionowej armii czeskiej nie pozwala na żadne radykalniejsze posunięcia. Jedyną drogą, która według Sidora była możliwa, to droga ewolucyjna realizowana przez stojącego na czele autonomicznego rządu słowackiego ks. Józefa Tiso. Według relacji Szembeka, Sidor próbował przekonać przedstawicieli polskich władz, że niepodległość Słowacji może być osiągnięta legalnymi środkami w ciągu kilku miesięcy: po wyborach nowy prezydent Czechosłowacji pod wpływem postępującej decentralizacji miałby ogłosić federalizację Republiki, w ramach której Słowacy mogliby zorganizować własną policję, żandarmerię i formację wojskową – wobec niezgodności polityki zagranicznej Pragi ze słowackim interesem narodowym, słowacki sejm miał wówczas ogłosić niezależność. Końcowym efektem tych przemian powinna być niepodległa Słowacja, oparta jednak politycznie i wojskowo o Polskę – pozostając z nią także w silnych kontaktach kulturowych – zaś gospodarczo o Niemcy i Węgry.13
Korekty graniczne na Spiszu i Orawie.
Taka odpowiedź nie była satysfakcjonująca dla strony polskiej, ponieważ Warszawa domagała się natychmiastowego ogłoszenia niepodległości Słowacji; stanowisko to mogło jednak wpłynąć na ograniczenie roszczeń terytorialnych, faktycznie sprowadzając je do „korekty granicznej”. Gdy w 1920r. Rada Ambasadorów obradująca w Spa wykorzystując niekorzystną sytuację Polski wytyczyła arbitralnie granice, domagano się przyłączenia całości ziem Spisza i Orawy do Rzeczpospolitej.
Polska wystosowała do Bratysławy (!) ultimatum domagając się przekazania okolic miejscowości Czadca, góry Jaworzyna wraz przyległościami, rzeki Poprad, wąskiego pasa Pienin i tatrzańskich lasów. Były to niewielkie, prawie bezludne obszary zamieszkane przez ok. 6 tys. osób.14 Żądania te wywołały na Słowacji falę oburzenia, stawiając propolsko nastawioną frakcję Sidora w kłopotliwej sytuacji. Z perspektywy Słowaków złowieszczym tłem dla całej akcji była podnoszona przez Warszawę i Budapeszt sprawa wspólnej granicy polsko-węgierskiej; nie pomogły też oświadczenia polskiej strony o swojej „wielkoduszności” z uwagi na ograniczenie swojej części zaboru do niewielkich rozmiarów. Bratysława odrzuciła polskie żądania i zaproponowała podział ziem według etnicznego pryncypium, lecz centralne władze czechosłowackie ugięły się pod groźbą użycia siły i zleciły władzom autonomicznym powołanie komisji delimitacyjnej. Kiedy jednak polska delegacja została obrzucona przez miejscową ludność kamieniami, na sporny rejon wyruszyła polska Samodzielna Grupa Operacyjna „Śląsk” i po dwudniowej walce ze skoncentrowaną w tym obszarze armią czechosłowacką, opanowała go siłą.15 Pomimo usilnych starań Sidora o ograniczenie atmosfery nieufności, wśród Słowaków zapanowało raczej antypolskie nastawienie, a polonofilska frakcja zaczęła stopniowo tracić na znaczeniu. Sidor nabrał natomiast przekonania, że Polacy jako naród ponownie przegrali swoją wielkość i możliwości – zupełnie tak, jak ostrzegał jeszcze w 1926r. – na rzecz kilku „skał, kamieni i jeleni”.
Powstanie Republiki Słowackiej.
W nocy z 9 na 10 marca 1939r., pod wpływem nacisków niemieckich, centralny rząd Republiki Czechosłowackiej wprowadził stan wyjątkowy na terenie Słowacji by położyć kres jej „dążeniom separatystycznym”. Ze stanowiska premiera rządu autonomicznego został usunięty Tiso, zaś na jego miejsce powołano Karola Sidora. Berlin natychmiast przejął inicjatywę, wysyłając swoich emisariuszy by namowami i brutalnymi groźbami skłonili nowego premiera do proklamowania niepodległej Słowacji i ostatecznego rozbicia Republiki – bez rezultatu, gdyż doświadczony polityk widział w tych „propozycjach” zinstrumentalizowanie i ubezwłasnowolnienie Słowacji w obszarze niemieckich planów. Zmieniono więc taktykę i zwrócono się do zdymisjonowanego premiera, ks. Tiso. Zaproszono go, podobnie jak kiedyś Sidora w kontekście podróży do Warszawy, na pokład wojskowego samolotu, którym 13 marca udał się do Berlina. W stolicy Rzeszy przyjęto Jozefa Tiso z honorami głowy państwa, a następnie zaproszono na rozmowy – wpierw z Ribbentropem, a następnie z Hitlerem. Poinformowano go, że w ciągu najbliższych godzin Czechosłowacja zostanie zlikwidowana przez wkraczające na jej terytorium wojska niemieckie, zaś nowe państwo słowackie ma być proklamowane „blitzschnell”, gdyż w innym razie jego los jest niepewny. Niedwuznacznie wspominano także o wojskach węgierskich koncentrowanych na granicy ze Słowacją. W razie szybkiej decyzji Tiso w sprawie ogłoszenia słowackiej niepodległości, Hitler wspaniałomyślnie oferował niemieckie gwarancje dla terytorialnej integralności nowego państwa, możliwość dokonania aktu jego proklamacji za pośrednictwem berlińskiego radia, oraz przedstawił listę członków przyszłego słowackiego rządu.16 Tiso oponował przed natychmiastowym ogłoszeniem niepodległości i wynegocjował zwłokę do południa następnego dnia, by akt proklamacji został ogłoszony z terytorium Słowacji. 14 marca na zamkniętym posiedzeniu słowackiego sejmu Józef Tiso wygłosił przemówienie w którym dokładnie zreferował przebieg berlińskich rozmów. W relacji Pavla Carnogurskeho „… z chwilą otwarcia posiedzenia sejmu ławy poselskie ogarnął ciężki, wprost duszny nastrój. Każdy z nas wiedział, że ogłaszając niezależność państwową Słowacji staniemy się tylko narzędziem Hitlera, nie wyrazicielami woli narodu.”17 Proklamowanie nowego państwa uchwalono poprzez odśpiewanie hymnu „Hej Slovaci”.
Ostatnie próby współpracy i klęska polityki „południowej”.
W Warszawie łudzono się, że nie jest jeszcze za późno na pozyskanie Słowacji na rzecz bliskiej współpracy, dlatego Rzeczpospolita już na drugi dzień uznała powstanie państwa słowackiego. W nowej rzeczywistości przychylny Polakom Karol Sidor otrzymał tekę ministra spraw wewnętrznych. Po utworzeniu poselstwa w Bratysławie strona polska nawiązała kontakty z przedstawicielami dowództwa armii słowackiej. 21 marca 1939 r. chargé d’affaires Mieczysław Chałupczyński informował polskie MSZ o życzliwym stosunku do Polski gen. Ferdinanda Čatloša, który pełnił funkcję naczelnego dowódcy armii słowackiej. W rozmowie z Chałupczyńskim Čatloš wyraził pogląd, że współpracę z Niemcami uważa za „smutną konieczność, z której należy wynieść możliwe największe korzyści przy minimum ofiar”. 15 czerwca 1939 r. poselstwo polskie informowało Warszawę, że Čatloš odmówił opracowania planu operacyjnego przeciw Polsce18.
Były to jednak ostatnie dni propolskiej orientacji na Słowacji. Gdy stało się jasne, że Polska nie przyjmie niemieckich ofert sojuszniczych, ani późniejszych roszczeń terytorialnych odnośnie „eksterytorialnego korytarza”, Berlin rozpoczął rugowanie polskich wpływów pod każdą postacią. 23 marca doszło do podpisania układu niemiecko-słowackiego, będącego gwarancją integralności terytorialnej Słowacji, a także przyczynkiem dla współpracy wojskowej obydwu państw i zainstalowania niemieckich baz na zachodzie Słowacji. W kwietniu, pod wpływem nacisków Berlina, odwołano Karola Sidora z funkcji ministra spraw wewnętrznych i wyekspediowano go na polityczne zesłanie do słowackiej Ambasady przy Stolicy Apostolskiej.
Tragiczny epilog polskiej „polityki południowej” rozegrał się jednak dopiero we wrześniu 1939r., gdy z terenów Słowacji niemieckie lotnictwo przeprowadzało naloty m. in. na Kraków i Warszawę. Słowacy mieli także swój bezpośredni udział w agresji na Polskę, tworząc na potrzeby kampanii złożony z trzech dywizji korpus o kryptonimie „Bernolák” , którego zadaniem było osłanianie wschodniego skrzydła niemieckiej 14. Armii dowodzonej przez gen. Wilhelma Lista. Słowacka armia nie była jednak zaangażowana w ciężkie walki na najważniejszym teatrze działań, pozostając raczej w odwodzie i rejonach o znikomej koncentracji Wojska Polskiego, z uwagi na swoje słabe przygotowanie i wyekwipowanie.
Wyzwania współczesności.
Głównym błędem założeń „międzymorskiej” polityki polskich władz w latach 1918-1939 było przekonanie, że Polska posiada wystarczający potencjał by zbudować wokół siebie blok małych państw wymierzony jednocześnie w dwa potężne mocarstwa, z którymi środkowoeuropejska „federacja” musiałaby sąsiadować. Polityka tworzenia „przeciwwagi” dla potencjału Niemiec i ZSRR, była tym samym, co polityka „równowagi” i próbą oparcia polskiego bezpieczeństwa na dalekich sojusznikach – niebezpieczną mrzonką i niewłaściwym ocenieniem potencjałów. Polska próbując tworząć swój blok w jednoczesnej opozycji wobec dwóch potężnych, sąsiednich mocarstw nie była wiarygodna jako gwarant bezpieczeństwa.
Współcześnie Polska i Słowacja przynależą do bloku państw europejskich, co automatycznie stawia Warszawę w lepszej sytuacji wyjściowej dla koordynowania polityki w regionie; ceną współpracy np. w ramach państw Grupy Wyszehradzkiej nie jest bowiem konfrontacja z Berlinem, zaś jej efekty byłyby korzystne dla całej Europy. Obecnie brakuje przede wszystkim woli politycznej dla pełniejszej realizacji idei współpracy w ramach bloku europejskiego – wszystkie instytucjonalne próby zawiązania ściślejszej współpracy, takie jak Grupa Wyszehradzka (V4), czy wyszehradzka grupa bojowa, której powstanie ministrowie spraw zagranicznych Polski, Słowacji, Czech i Węgier wyznaczyli na 2016r., to wciąż za mało by Europa Środkowa odgrywała podmiotową rolę w ramach bloku europejskiego, a Polska mogła cieszyć się statusem regionalnego mocarstwa reprezentującego interesy swojego wewnętrznego bloku. Należy jednak uznać, iż zacieśniająca się współpraca V4, wyznaczanie Polski na tzw. państwo ramowe nowego, środkowoeuropejskiego porozumienia wojskowego, to kroki we właściwym kierunku. Z perspektywy historii i obopólnych interesów, Warszawę i Bratysławę musi łączyć coś więcej, aniżeli tylko miłość do Tatr.
Przypisy:
1 A. Bartlova, Andrej Hlinka, Bratysława 1991, s. 33-34.
2 Tamże, s. 36-37.
3 I. Kamenec, Tragedia polityka, księdza I człowieka, Warszawa 2001, s. 23.
4 P. Carnogursky, 6. Oktober 1938, Bratysława 1993, s. 300.
5 I. Kamenec, dz. cyt., s. 29.
6 P. Carnogursky, dz. cyt., s. 305.
7 Tamże, s. 299.
8 M. Gniazdowski, Obóz piłsudczykowsko-sanacyjny wobec słowackiego ruchu autonomistycznego, Wrocław 2006, s. 32.
9 P. Carnogursky, dz. cyt., s. 298.
10 P. Carnogursky, dz. cyt., s. 307.
11P. Carnogursky, dz. cyt., s. 302-303.
12 P. Carnogursky, dz. cyt., s. 312-313.
13 P. Carnogursky, dz. cyt., s. 318-324.
14 Ž. Borák, „Ukradené“ vesnice, Czeski Cieszyn 1993, s. 20.
15 Tamże, s. 21.
16 I. Kamenec, dz. cyt., s. 62-64.
17 P. Carnogursky, 14.marec 1939, Bratislava 1992, s. 247-251.
18 J. Kupliński, Udział armii słowackiej w agresji niemieckiej przeciwko Polsce we wrześniu 1939 r., Wojskowy Przegląd Historyczny 1989, nr 4, s. 63-64
aw
Falanga na portalu konserwatyzm? Ja co prawda narodowym radykałem nie jestem, ale przypadku pp. Bekiera czy Laseckiego jestem na tak. Ekstremizm tradycjonalistyczny uodpornił ich przynajmniej na przejawy religii smoleńskiej.
@ Tadeusz Matuszkiewicz – „ale przypadku pp. Bekiera czy Laseckiego jestem na tak” – Popiera Pan zastąpienie chrześcijaństwa islamem i neopogaństwem?
Jestem zszokowany: Bekier na konserwatyzm.pl. to przedruk bez zezwolenia autora czy sam przysłał tekst?
Wiem że można mieć do autora różne zastrzeżenia, ale ten text jest na tym portalu jak najbardziej na miejscu i warto go przeczytać.
Odrzucam rewolucyjne myślenie polityczne, ale popieram narodową rewolucję w obszarze kultury. Dlatego rewolucję, ponieważ nic w obecnej demoliberalnej kulturze nie widzę wartego zachowania. Stąd sojusz tradycjonalistów z obozu konserwatywnego i narodowo-radykalnego jest tu naturalny.
No cóż, to strasznie w Polsce brzmi, ale chcąc realizować politykę na odcinku słowackim, powinniśmy się byli zastanowić o co nam chodziło w tej miłości do Węgier, tzn. jaki jest cel polityczny naszych zabiegów pod tytułem „kochamy Węgry”? W Bratysławie zaszkodziły nam one straszliwie, co nam potem wydłużyło front we wrześniu ’39, a rząd i tak wiał przez Rumunię. Beckowi chodziło po głowie, że może uda się Słowację rozebrać, co okazało się rzecz jasna mrzonką (co wiedzieli nawet Węgrzy). Tymczasem przy odrobinę rozsądniejszej polityce (no, ale to by musiał nie być Beck…) można było spróbować Słowaków wziąć pod opiekę (oczywiście w ramach scenariusza, w którym porozumiewamy się z Niemcami). Z kolei podczas DWS, na emigracji środowiska stojące na gruncie dwuczłonowej CzechoSłowacji (jak grupa Hodży) również ciążyły ku Polsce, tu jednak decydował zdecydowanie lepszy PR Benesza. A swoją drogą pamiętam, jak ze 20 lat wziąłem sobie na UMCS do czytania piękne dwutomowe wydawnictwo o Słowacji z 1938r. Nierozcięte.
Kościelak w nowej monografii: „Historia Słowacji” zwraca uwagę na jeszcze większą skalę działań antysłowackich (tak w zakresie wynarodawiania, jak i w zakresie obsady stanowisk w administracji i szkolnictwie) w państwie Czecho-Słowackim w okresie międzywojennym ze strony Czechów, niż wcześniej ze strony Węgrów. Nastroje antyczeskie miały na Słowacji charakter masowy.