Wielomski: Donald Trump Prezydentem USA. Koniec epoki neokonów

 

Właściwie wszystkie sondaże dawały zwycięstwo Hillary Clinton. Ale to tylko sondaże. Amerykanie nie mówili prawdy sondażowniom, ponieważ wyborcy boją się mówić prawdę wtedy, gdy czują przeogromny nacisk mass-mediów, nakazujących głosować na „właściwego” kandydata. Znamy to dobrze z polskiego podwórka, szczególnie z l. 90-tych, gdy nieboszczka Unia Wolności regularnie w sondażach miała dwukrotnie większe poparcie niż w rzeczywistości. Przy okazji tych wyborów w USA, wychodzących z lokali wyborczych pytano także o inne sprawy i 75% z nich stwierdziło, że media nie reprezentują interesów zwykłych ludzi, lecz elit polityczno-biznesowych z Waszyngtonu. Dlatego Amerykanie nie mówili prawdy na kogo zagłosują. Ameryka wskazywała w sondażach na Clinton, ale opowiedziała się za Trumpem.

Zwyciężyła stara dobra Ameryka, sprzed epoki neokonserwatystów, którzy absolutnie całą politykę państwa podporządkowali wojnie, ekspansji i agresji. Wojny toczono w obronie Izraela, dla zdobycia ropy naftowej, dla unicestwienia wpływów Rosji w świecie. Wojny musiały wybuchać jedne za drugimi – oczywiście w celu niesienia „demokracji i praw człowieka” – ponieważ rządzący Waszyngtonem establishment musiał eskalować zamówienia wojenne. Branża produkcji wojskowej jest najsilniej połączona z amerykańskim światem polityki. A koncerny zbrojeniowe potrzebowały wojny za wojną. Kolejnej wojny „o demokrację” za kolejną. Hillary Clinton i neokonserwatyści (którzy zdradzili Trumpa i faktycznie przeszli do Partii Demokratycznej) byli partią wojny, partią reprezentującą interesy przemysłu naftowo-zbrojeniowego.

Wybór Donalda Trumpa najprawdopodobniej oznacza dla świata pokój. Trump nie wyraża interesów koncernów zbrojeniowo-paliwowych. Reprezentuje świat nieruchomości, który preferuje stabilizacje i niskie podatki, zamiast nakręcania koniunktury za pomocą ustawicznych zbrojeń i rozdymania wydatków publicznych. Zwycięstwo Trumpa oznacza zapewne koniec sztucznie nakręcanej propagandy wojennej, stanowiącej uzasadnienie dla dalszych zamówień w zbrojeniówce. Trump to pokój.

Wybory te były decydujące dla przyszłości Stanów Zjednoczonych. Clinton i zbrojeniówka parły do ugruntowania wymykającej się Amerykanom hegemonii nad światem, którą należało odzyskać poprzez konfrontację z Rosją i z Chinami. Trump wydaje się godzić i popierać inną koncepcję świata, popularnie zwaną mianem wielobiegunowej, gdzie rządzić będzie koncert mocarstw: USA, Rosja, Chiny, Wielka Brytania, Francja, etc. Próba wymuszenia takiej hegemonii oczywiście prowadzi do wojen. Pogodzenie się ze światem wielobiegunowym oznacza szansę na trwały pokój.

Nowy Prezydent USA zapewne zaneguje politykę zagraniczną waszyngtońskiego establishmentu. Koniec konfrontacji z Rosją oznacza zaprzestanie popierania islamskich terrorystów w Syrii i ostateczne zwycięstwo Assada, czyli przywrócenie w Damaszku stabilizacji i pokoju. Oznacza zapewne także odpuszczenie prób „demokratyzacji” (=podboju) Rosji i zmianę polityki wobec Ukrainy. Bez wsparcia amerykańskiego Kijów samodzielnie nie pokusi się o wywołanie wojny z Republiką Doniecką. Jest zresztą prawdopodobne, że bez wsparcia amerykańskiego reżim w Kijowie zawali się jak domek z kart.

Wybór Donalda Trumpa oznacza także klęskę polityczną rządzących Polską ugrupowań post-solidarnościowych, szczególnie zaś PiS, zapatrzonego w USA w sposób graniczący z zaczarowaniem lubczykiem. W moim przekonaniu PiS kompletnie nie był przygotowany na to, że Hillary Clinton tych wyborów nie wygra. Cała polska polityka zagraniczna była podporządkowana realizacji scenariusza amerykańskiej konfrontacji z Rosją i popierania banderowskiej Ukrainy bez względu na koszty. Teraz zabraknie politykom PiS zagranicznego ośrodka przywódczego. Jarosław Kaczyński ma dziś wybór: samotnie iść na konfrontację z Rosją i udzielać wsparcia Ukrainie, albo realistyczne spojrzeć na świat, który zmienił się na jego oczach. To drugie rozwiązanie wymagać będzie zmiany polityki zagranicznej i poświęcenia ministrów Waszczykowskiego i Macierewicza.

Świat neokonserwatyzmu właśnie umarł, a świat z hegemonii jednobiegunowej – sprawowanej przez Waszyngton z coraz to wielkim trudem – przemienia się w świat wielobiegunowy. Jeszcze tylko zwycięstwo Marine Le Pen w wyborach prezydenckich we Francji, wyjście Francji z Unii Europejskiej i będziemy świadkami narodzin nowego świata. Mam nadzieję, że będzie lepszy.

Adam Wielomski

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *