Wielomski: Zamordyzm w internecie

Pamiętam jak mniej więcej ze dwadzieścia lat temu oglądałem program na temat „komunizmu” w Chinach. Było to na fali zachwytów nad polską demokratyzacją i wolnością słowa, gdy faktycznie wszystko wolno było w naszym kraju mówić i pisać, nawet jeśli pewna gazetka z Czerskiej decydowała co jest „racjonalne”, a co „ciemnogrodzkie”. I pamiętam, że w trakcie tego reportażu na temat Chin pojawił się fragment dotyczący tamtejszej cenzury w internecie. Podano informację, którą sobie jakoś szczególnie mocno zapamiętałem, że w CHRL 30.000 osób zatrudnia urząd zajmujący się cenzurowaniem świata wirtualnego. Podano to jako szokującą informację, pokazującą, że jest to państwo zamordystyczne.

Dziś liczba 30.000 cenzorów na nikim nie zrobiłaby żadnego wrażenia. Są pewne liczby, jak się zdaje niejawne, które byłyby nie mniej interesujące w przypadku liberalnej demokracji. Ilu cenzorów zatrudnia Facebook? Ilu Tweeter? Nie mam konta na tym drugim, więc nie będę się wypowiadał, acz najpierw wielokrotne cenzurowanie, a w końcu zamknięcie konta urzędującego Prezydenta Stanów Zjednoczonych było sporym szokiem i zaskoczeniem dla wielu. Obserwuję to na Facebooku, na którym działam we wzmożony sposób. Mamy tutaj nieprawdopodobnie rozbudowany, wielostopniowy system cenzury. Składają się na niego automaty, które banują za określone słowa, wyrażenia lub obrazy, nie wnikając w ogóle w jakim kontekście się pojawiły. Było o tym głośno, gdy masowo banowane były sklepy z rowerami i częściami rowerowymi, w których raz za razem pojawiało się słowo „pedał”, nie bardzo mające w języku polskim jakikolwiek zamiennik. Potem pojawiły się automaty wyszukujące określone symbole, szczególnie nazistowskie. Sam dostałem kiedyś bana za krytykę osobliwego dla mnie kultu Léona Degrelle’a – belgijskiego kolaboranta z III Rzeszą i ochotnika, który założył mundur Waffen SS. Tekst krytyczny okrasiłem – a czym innym miałem go zilustrować? – zdjęciem tegoż nazisty w mundurku pułkownika Waffen SS. I za zdjęcie dostałem bana, zapewne od jakiegoś automatu.

Drugi stopień cenzorski to stworzony system donosicielstwa. Użytkownicy Facebooka sami mogą zgłaszać posty, komentarze i zdjęcia, które uznają za „łamiące standardy społeczności”. Na wniosek jednych użytkowników cenzorzy banują drugich, przy czym jest powszechnie znane, że co jest zgodne ze „standardami społeczności”, a co nie jest, zależy przede wszystkim od ideologicznych i politycznych sympatii ekipy Marka Zuckerberga, które określiłbym mianem lewicowo-liberalnych z naciskiem na agendę LGBT. Domyślam się, że liczba konflidentów donosząca na innych użytkowników jest tutaj nie mniejsza niż liczba agentów Służby Bezpieczeństwa z okresu PRL, a jedyną ich motywacją jest chęć szkodzenia innym ludziom, którzy mają inne poglądy. Ostatnio dostałem bana na 24 godziny za wstawienie zdjęcia książki Adolfa Hitlera „Mein Kampf”, którą zupełnie legalnie kupiłem w Polsce w jednej z księgarni internetowych. Dodam, że książkę wydała „Bellona”, którą Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego uznało za wydawnictwo naukowe. Okazuje się, że książka ta jest zakazana na Facebooku.

Podobny system cenzorski, jak się zdaje, funkcjonuje na popularnym YouTubie. Tutaj także mamy jakiś system banujący automatycznie oraz rozbudowany system donosicielstwa „prywatnego”. Przyznam, że tutaj mam dopiero pierwsze doświadczenia. Występując przez lata w rozmaitych telewizjach internetowych dostrzegłem, że borykają się on z permanentną cenzurą. Bana dostać można za wszystko, włącznie ze sceptycyzmem co do rządowych obostrzeń w walce z koronawirusem. Ja jednakże miałem ostatnio kilka własnych doświadczeń, ponownie związanych z Adolfem Hitlerem, który wydaje się działać na systemy cenzorskie niczym płachta na byka. Wraz z żoną prowadzimy na Youtubie kanały „Adam Wielomski. Naukowo o polityce” (gdzie publikuję wykłady na temat myśli politycznej) i „Pro vita bona”. Ostatnio zamieściliśmy tutaj naszą dyskusję na temat świeżo wydanego „Mein Kampfu”, w cyklu „III Rzesza. Anatomia zbrodniczego systemu”. I okazało się, że same słowa „Adolf Hitler” i „Mein Kampf” wystarczyły, aby system YouTubowy odmówił zamieszczania w nich reklam! No, to w kolejnym odcinku zaczęliśmy używać słowa „Adolf H.”. System okazał się jednak czuły i nie pozwolił się oszukać, i znów wyłączył nam w tych filmach reklamy. Dobrze, że przynajmniej nie dostaliśmy bana lub nie zlikwidowano nam kanałów!

Skutkiem tego typu idiotyzmów i narastającej cenzury w Internecie rozpoczyna się, znany w PRL i za komuny, proces tworzenia się alternatywnego języka. Z tego co pamiętam, to na początku dotyczyło to homoseksualistów i Żydów, dla których zaczęto tworzyć rozmaite synonimy, typu „homosie” czy „Eskimosi”, aby nie narazić się systemowi cenzorskimi. Swoją drogą to ciekawe, że cenzorzy blokowali filmy na temat roszczeń żydowskich do tzw. mienia bezspadkowego, bo „naruszały standardy społeczności”, gdy roszczenia eskimoskie do tzw. mienia bezspadkowego już nie naruszały tych „standardów”! Na naszych kanałach YouTubowych słuchacze zwrócili już nam uwagę, i doradzili, żeby nie używać żadnych pojęć w rodzaju „Adolf Hitler” czy „Adolf H.”, gdyż polityk ten funkcjonuje pod bezpiecznym pojęciem „Austriacki Akwarelista”. Każdy użytkownik Facebooka, który publikuje na nim treści polityczne, szczególnie te o konserwatywnym i prawicowym charakterze, ma przynajmniej po dwa-trzy konta „zapasowe”, których używa po zabanowaniu na koncie głównym.

Język zastępczy, zawierający kody słów używanych powszechnie, zapasowe konta w mediach społecznościowych – przecież to są praktyki znane z okresu PRL, gdy po 1956 roku już nie katowano w kazamatach SB, lecz represjonowano i szykowano tych, którzy za dużo mówią. W porównaniu z systemem totalitarnego nadzoru w mediach społecznościowych świata liberalno-demokratycznego, charakteryzującego się „wolnością słowa”, te 30.000 chińskich cenzorów internetu to przysłowiowy pryszcz.

Adam Wielomski

Tekst ukazał się w Najwyższym Czasie!

Click to rate this post!
[Total: 30 Average: 4.8]
Facebook

2 thoughts on “Wielomski: Zamordyzm w internecie”

  1. Żona Autora (oraz całe grono 'wychowanków’ NAI) świat tłumaczy wg zasad socjoCYBERNETYKI
    to się winno wiedzieć co to jest 'algorytm’ czy 'model’
    tzn. że KTOŚ ten 'algorytm’ czy 'model’ WYMYŚLIŁ.
    Zarządzania corona-wirusa zarówno między Bugiem a Odrą ale też w całym tzw. 'wolnym świecie’ odbywa się wg MODELI, etc
    i uprzejma prośba o wskazywanie PALUSZKIEM
    KTO jest 'WŁAŚCICIELEM’ modelu-algorytmu
    bo to, że chodzi o kasę (zasady 'cui bono’ ><'cui prodest' czy trywialne 'follow money' czy lokalne 'kasa, misiu, kasa') nie powinno stanowić zaskoczenia.
    Przywołam pytanie Lenina z 1905:
    CO ROBIĆ??
    i jest chyba jak najbardziej na miejscu. GO AHEAD!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *