Jednym z pierwszych newsów, na który natrafiłem wczoraj rano po włączeniu komputera, była informacja o rezygnacji Mariana Kowalskiego z udziału w dopiero co powołanej przez niego samego inicjatywie Narodowcy RP.
O ile sam fakt ponownego odejścia Mariana Kowalskiego z kolejnej organizacji nie jest dla mnie niczym niezwykłym, o tyle warto zapoznać się z oświadczeniem, które wydał w tej sprawie. Stanowi ono doskonały przykład właściwego nacjonalizmowi skażenia, jego błędu założycielskiego – nie uniemożliwiającego wprawdzie współpracy z obozem konserwatywnym lub monarchistycznym, ale nakazującego nam zachowanie wobec idei narodowej daleko posuniętą ostrożność.
W przedmiotowym oświadczeniu czytamy m. in.:
„Po Światowych Dniach Młodzieży nasiliły się ataki hierarchów katolickich na środowisko narodowe, jednocześnie odnotowujemy z tej strony ukłon w kierunku środowiska LGBT i tzw. uchodźców. Krytyka takiej postawy duchowieństwa katolickiego wywołuje sporo kontrowersji a wielu działaczy NRP nie jest w stanie zmierzyć się z tym problemem. Bycie Polskim Narodowcem uważam uniemożliwia bycie uległym wobec jakiejkolwiek organizacji ponadnarodowej politycznej, gospodarczej czy religijnej„.
Najbardziej rażące dla konserwatysty jest to zdanie: „Bycie Polskim Narodowcem, uważam, uniemożliwia bycie uległym wobec jakiejkolwiek organizacji ponadnarodowej politycznej, gospodarczej czy religijnej”.
Po pierwsze: mamy tu do czynienia z błędnym, do głębi protestanckim, rozumieniem uczestnictwa w Kościele katolickim, jakże często używanym w anty-katolickich paszkwilach najgorszej próby od wieku XVI po czasy współczesne.
Po drugie – i tu właśnie tkwi sedno problemu, o którym wspomniałem wyżej, autor tych słów czyni naród podmiotem nadrzędnym w swojej hierarchii politycznej, wobec którego wszystkie inne – łącznie z religią, spełniać winny rolę drugorzędną – jeżeli nie służebną.
P. Marian Kowalski nigdy nie ukrywał, że z opartą na nienaruszalnych dogmatach etyką katolicką nie jest mu wygodnie. Niestety dla konserwatyzmu, którego korzenie tkwią w katolickiej etyce, jest to zagadnienie fundamentalne. Każda ludzka zbiorowość posiada wyznaczone jej w Bożym planie dziejów posłannictwo i miejsce. Państwo, grupujące ludzi i tworzące materialne oraz organizacyjne podstawy ich społecznego bytowania, spala ich z czasem coraz bardziej. Więź wytworzona między lokalnymi społecznościami, wraz z upływem czasu coraz bardziej przywiązanymi do większej całości, w skład której wchodzą, jest zjawiskiem naturalnym (z tą jednak różnicą, dawniej czynnikiem spajającym była przede wszystkim wierność Tronowi i Domowi Panującemu). Wspólnota taka ciągle powinna jednak pamiętać o prawie naturalnym, któremu musi być podporządkowany każdy przejaw jej istnienia i funkcjonowania, a także hierarchii zarówno politycznej, jak i tej wyznaczonej Bożym porządkiem stworzenia.
Tymczasem ujmowanie narodu takie, jakie zdaje się prezentować p. Kowalski, jest (być może nieświadomie) niemalże skopiowane z logiki rozumowania właściwej architektom Rewolucji Francuskiej. Zakłada ono istnienie narodu jako odrębnego bytu meta-politycznego, będącego źródłem i najwyższym suwerenem, mogącego wedle swej woli burzyć kościoły i gilotynować królów… Narodowiec jest – zdaniem p. Kowalskiego – tym, który czci naród i nie dopuszcza do jego ołtarzy żadnych innych świętości. Nawet Boga, w którego może wprawdzie wierzyć lub nie, ale nie zajmuje to w jego refleksji miejsca nawet zbliżonego do rangi, jaką przyznaje on nacjonalizmowi.
Dla konserwatysty pojęcie takie stanowi polityczną i religijną herezję. Nacjonalizm może być dla nas ideą wartą wspólnego zwarcia szeregów, ale nie wówczas, gdy staje na pozycjach takich, jak te opisane wyżej. Naród należy umieszczać w odpowiednim dla niego miejscu Bożej hierarchii. Pięknie pisał o tym Karol Stefan Frycz, jeden z najwybitniejszych polskich publicystów narodowych doby międzywojennej:
„Cała nasza cywilizacja rzymsko-łacińska wyrosła w cieniu krzyża i tylko pod warunkiem wierności jemu może się nadal rozwijać, co oczywiście automatycznie dotyczy także i stanowiącej jej współtwórczą cząstkę kultury polskiej.
Uznanie tego prowadzi do uznania [tej prawdy] za obowiązujący systemat, centrum swoje uznający w osobowości jednostki, obdarzonej nieśmiertelną i dążącą do Boga duszą. Dopiero wokoło tego zasadniczego punktu, będącego również i najbardziej niesporną rzeczywistością, układają się jako koncentryczne jego kręgi, wzbogacające osobowość kolejne społeczności: rodziny, rodu, stanu, narodu i wreszcie tej realnej 'ludzkości’, jaką jest wspólnota narodów, należących do tej samej cywilizacji, a więc wierzących w te same ideały i żyjących według tej samej i jednako rozumianej metody.
W naturze nie ma przypadkowości i kolejność tych kręgów, uzupełniających jaźń człowieczą, również nie jest przypadkowa. Trzeba więc dobrze sobie zapamiętać, że w tej kolejności naród zajmuje miejsce nie pierwsze, ale przedostatnie, i rozważyć cały głęboki sens, jaki się w tej kolejności kryje„.
Sytuację, w której państwo i naród zaczynają uzurpować sobie prawo do niepodzielnego władztwa dusz, Frycz nazywa „herezją nacjonalizmu totalistycznego„.
Niezwykle płytkie i trudne do racjonalnego wytłumaczenia nie tylko dla katolika, ale także każdego człowieka rozumnego, jest też stwierdzenie, że z uwagi na wypowiedź jednego z hierarchów nacjonalizm musi czym prędzej zbudować mur, który odgrodzi go od Kościoła… Adam Kwocz, koordynator NRP na Dolnym Śląsku, słusznie konkluduje, że „Krzywdzące wypowiedzi niektórych hierarchów nie mogą świadczyć o całym obrazie Kościoła”.
Nacjonalizm pozbawiony ducha, którego tchnąć weń może wyłącznie chrześcijaństwo, zamieni się w kult bezrozumnego stada. Musi on wypływać, jak uczy ks. Jacek Międlar, z miłości – i tylko z miłości. Ale miłości w jej zdrowym porządku, ordo caritatis, gdzie na pierwszym miejscu jest miłość Boga, a dopiero później miłość bliźnich, narodu, a dalej – tego, co poza nim. Tylko taki nacjonalizm, przesiąknięty katolicką etyką i potrafiący zachować naturalną hierarchię, wynikającą z Bożej woli, konserwatysta może uznać za sojusznika, który we współczesnym świecie nie zabłądzi.
Mariusz Matuszewski
za: http://myslkonserwatywna.pl
Jednostronność w myśleniu o patriotyzmie.Dodatkowo skrupuły w sferze duchowej. Trafna diagnoza Mariusza.