Amerykański sojusz ekstremów? – z Cynthią McKinney rozmawia Konrad Rękas

Rozmowa z Cynthią McKinney, byłą członkinią Kongresu USA z ramienia Partii Demokratycznej (1993–2003 i 2005–2007), w 2008 r. kandydatką Partii Zielonych na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych dla kanału internetowego Without Censorship.

 

Konrad Rękas: Dr. McKinney, wielu ludzi w USA i na całym świecie dało się nabrać przed ośmiu laty na rzekomo antysystemowy wizerunek Donalda Trumpa. Jak to możliwe, że niektórzy po raz kolejny wpadają w tę samą pułapkę? Dlaczego dla tak wielu ludzi Trump oznacza pokój, a nie kolejną wojna, tylko w innej części świata? O co chodzi w fenomenie prawicowego populizmu i sukcesów takich polityków jak Trump, Johnson czy Netanjahu?

Cynthia McKinney: Trudno mi wypowiadać się na temat sukcesów Netanjahu, w końcu nie jestem politykiem izraelskim. Co się tyczy Trumpa, to jego powodzenie wynika z upadku lewicy. Mówiąc o lewicy mam na myśli różne jej odcienie, sama uważam się za przedstawicielkę skrajnej lewicy, ale w obliczu dzisiejszych perturbacji, gdy cała polityka przewraca się do góry nogami, muszę czasem przyznawać, że jestem tak dalece lewicowa, że aż… prawicowa. W amerykańskiej polityce doszło do trzęsienia ziemi, jeśli więc jesteś przeciw wojnie – nie znajdujesz oparcia w wśród członków i sympatyków ugrupowań uważających się za postępowe. Oni są zdecydowanie prowojenni i jak podejrzewam – zawsze tacy byli. Cała ta dychotomia, czerwoni kontra niebiescy, lewica przeciw prawicy, czarni kontra biali, jakkolwiek by jej nie opisywać – jest całkowicie fałszywa. Odkąd obroniłam swój doktorat w 2015 r. staram się wykazywać na bardzo konkretnych przykładach, że ten paradygmat został nam narzucony z zewnątrz i w żaden sposób nie nadaje się do realnego opisu polityki Stanów Zjednoczonych. Massmedia zawsze eksploatują sztuczny podział: Demokraci kontra Republikanie, lewica przeciw prawicy, bo taki paradygmat same promują, bez związku z rzeczywistością. Tymczasem w przeszłości realną była twarda lewica, za której część się uważałam, a potem coś się z nią stało. George Soros, członkowie Fundacji Clintonów zadecydowali o stworzeniu Nowej Lewicy, z której wyeliminuje się ludzi nie podatnych na łapówki i naciski. Musieli tylko znaleźć takich, którzy zaśpiewają ich śpiewkę. I zrobili to wszędzie w amerykańskiej polityce, także na tak zwanej prawicy, z którą często się nie zgadzam, ale której przechwycenie również obserwuję. W efekcie bowiem prawdziwie lewicowy i prawdziwie prawicowy przekaz zostały niemal całkowicie wyeliminowane, polityka została postawiona na głowie i coraz trudniej rozpoznać prawdziwych przyjaciół. Chcąc pozostać konsekwentną, podkreślić, że jestem przeciwko obecnym i wszystkim pozostałym amerykańskim wojnom imperialistycznym – musiała znaleźć sobie nowych przyjaciół politycznych.

KR: Sądzę, że nie jest to problem wyłącznie amerykański. Jeszcze kilkanaście lat temu obserwując polską czy brytyjską scenę polityczną nie mogło być mowy o „pro-izraelskiej prawicy”, nie mówiąc oczywiście o pro-izraelskiej lewicy. Dziś jednych i drugich jest już pełno. Trudno znaleźć kogoś bardziej pro-izraelskiego od brytyjskiej Partii Pracy, a brytyjska tak zwana „skrajna prawica” próbuje atakować marsze poparcia dla Palestyny. Niestety, bardzo podobnie jest też w Polsce i w całej Europie.

 

Ale mówiąc o tak zwanym siłach postępowych w Stanach, wszyscy zauważyliśmy, że establishment Demokratów co wybory straszy wyborców rzekomym „efektem Nadera”, czyli rozbijaniem głosów lewicowych, co pomagać ma tylko Republikanom. Ciebie też tak atakowano, gdy 2008 wystąpiłaś przeciw temu schematowi, startując jako kandydat Partii Zielonych przeciw Barackowi Obamie i Johnowi McCain. Dziś nadzieją dla wielu wydaje się być Robert Kennedy Jr. Na ile jego kampania jest zagrożeniem dla elit obu partii i czy w związku z tym nic nie zagraża… życiu tego kandydata? RFK junior twittował niedawno, że chciałby państwowej kontroli nad Systemem Rezerwy Federalnej, przez m.in. takie pomysły jego stryj nie wrócił niegdyś z Dallas…

CMK: Właśnie udzielałam wywiadu, w którym podkreśliłam, że gdybym kiedykolwiek ponownie kandydowała do Kongresu, to moim pierwszym projektem byłoby uchylenie Ustawy o Rezerwie Federalnej z 1913 r., uważam bowiem, że dopóki nie odzyskamy kontroli nad naszym systemem walutowym, tak długi jak jest on w rękach międzynarodowej finansjery, tak długo będą oni dzielić nasze pieniądze między swoich przyjaciół, toczących wojny nie z powodów moralnych, ale dla zysków, co jest największą tragedią naszych czasów. Taka jest rzeczywistość, to nie tylko Rezerwa Federalna, ale także Bank Anglii i Europejski Bank Centralny, które powinny być rozwiązane, a decyzje powinny zostać przekazane w ręce osób odpowiedzialnych przed społeczeństwami i samych społeczeństw. Wierzę w demokrację bezpośrednią, także na tym poziomie zarządzania.

KR: Zdecydowanie imperium finansów jest dziś znacznie potężniejsze od jakiejkolwiek hegemonii państwowej i to w rękach finansjery jest aparat realnego rządu światowego.

CMK: Co do kampanii Roberta Kennedy’ego, decydujący był moment, w którym zdecydował, że nie rzuci bezpośredniego wyzwanie Joe Bidenowi, startując w prawyborach demokratów. W efekcie jego kampania stała się mało istotna, nie zwracam już na nią szczególnej uwagi, inaczej niż wcześniej, kiedy były pewne szanse na znokautowanie Bidena. Z pewnością Kennedy zna się na kwestiach ochrony zdrowia, na sprawach szczepień, jest natomiast fatalny w kwestii izraelskiej, bo ile się orientuję międzynarodowe prawa człowieka odnosić się powinny do wszystkich istnień ludzkich i nie ma pod tym względem wyjątków. Niestety, mam całkowitą pewność, że pro-izraelskie lobby w Stanach Zjednoczonych, używając swoich wpływów finansowych, podjęło jasną decyzję, że Kennedy może wystartować jedynie jako kandydat niezależny. W efekcie nie wiemy nawet w ilu stanach jego nazwisko będzie na listach wyborczych, bo to bardzo złożony proces prawny. Jeśli wystartuje w najwyżej dwudziestu – w żaden istotny sposób nie wpłynie to na wynik wyborów.

KR: Zgadzam się, najbardziej rozczarowującym momentem kampanii Kennedy’ego było jego stanowisko w sprawie palestyńskiej. Niestety, chyba każdy kandydat w amerykańskich wyborach, których chce nazywać się poważnym musi dokładać wszelkich wysiłków, by przestawić się jako jeszcze bardziej pro-izraelski niż pozostali poważni kandydaci.

CMK: Masz rację! Ale to taki sam problem jak z Rezerwą Federalną, problem skąd pochodzi większość pieniędzy w amerykańskim systemie politycznym – są to właściciele Rezerwy Federalnej, międzynarodowe korporacje bankowe, banksterzy, jak to się dziś po prostu określa. Oni finansują swoich przyjaciół, pozbawiają funduszy swych wrogów i kupują ludzi, robią z nich petentów, poświęcających najświętsze nawet wartości, jeśli tylko cena jest odpowiednia. Tak było od dawna z polityką zagraniczną, a teraz także z wewnętrzną w Stanach. Dokładnie jak powiedział Henry Kissinger: „nie ma miejsca na moralność w amerykańskiej polityce zagranicznej”, a teraz to samo stało się z polityką krajową. Ludzie w USA umierają nie mając dostępu do opieki zdrowotnej. Mój syn idąc do szkoły we Włoszech na podstawie swojej wizy miał szerszy dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego niż większość Amerykanów. Coś takiego nie istnieje w Stanach Zjednoczonych! Krokiem na przód miał być program ObamaCare, ale ludzie w Azji, gdzie teraz mieszkam, nazywają takie ruchy pudrowaniem, coś niby istnieje, niby coś zmienia, ale tylko na niby. ObamaCare miał zapewnić Amerykanom dostęp do ochrony zdrowia, ale faktycznie udostępnił jedynie ubezpieczenia zdrowotne, czyli transfer publicznych funduszy do prywatnych firm ubezpieczeniowych. To nie jest ochrona zdrowia! I jeśli sprawdzimy dowolny wskaźnik związany ze zdrowiem, na przykład oczekiwanej dalszej długości trwania życia – wszystkie nadal się obniżają! Poza wydawanymi na tak zwaną ochronę zdrowia dolarami – ich liczba tylko rośnie. Właściwie prawie wszystko w Stanach jest dziś tak właśnie pudrowane, więc kiedy Trump mówi o „oczyszczeniu systemu” rozumiem, że ludzie mogą się z tym identyfikować. Jako Afroamerykanka od dawna widzę jak bardzo ten system jest zmanipulowany i tak naprawdę był taki już kiedy ustanowiono Konstytucję, wykluczającą prawa kobiet, a także mężczyzn pozbawionych majątku. System Stanów Zjednoczonych zawsze był oparty na manipulacji i musimy i to wreszcie dostrzec. Patrzmy na sprawy realnie! I jeśli chcemy prawdziwych rozwiązań nie możemy ich oczekiwać, jeśli prawidłowo nie zdiagnozujemy problemów. A więc kiedy Trump mówił, że system zmanipulowano – miał absolutną rację. Ludzie zaczynali zatem śledzić jego kampanię, a nawet ją popierać, bo mówił ich językiem. Takim, jaki przeciętny Amerykanin posługuje się dyskutując przy kolacji.

Trump powiedział też, że zamierza „osuszyć bagno”. To prawda, Waszyngton i stolice stanowe są bagnem! Wiele jest do osuszenia, trzeba wyjąć korek i niech wszystkie te brudy spłyną. Oczywiście, że to jest cały czas potrzebne! I jeszcze jedna rzecz, mam nadzieję, że nie puszczasz tego na YouTube, bo za to kasują, ale Trump opowiedział się przeciw tej wielkiej operacji BigPharma związanej z masowymi szczepieniami, w wyniku której tak wyraźnie rośnie liczba zgonów na całym świecie.

KR: To prawda, ludzie oczekują kogoś mówiącego ich językiem, widzieliśmy to także na przykładzie Brexitu. W Wielkiej Brytanii hasło „Odzyskaj kontrolę!” było interpretowane nie tylko przeciw Komisji Europejskiej, ale jako postulat wyraźnie skierowany przeciw rodzimemu establishmentowi: „Odzyskajmy kontrolę Z RĄK ELIT!”, co zresztą, jak wiemy, dotąd się nie stało. Był to więc rodzaj fałszywego lekarstwa na prawdziwą chorobę.

 

CMK: Dokładnie, prawdziwa choroba, ale fałszywe lekarstwo! Dobrze powiedziane!

KR: Obawiam się, że to trochę jak w tym memie: część ludzi wierzy, że system jest zepsuty, więc należy go naprawić, ale sęk w tym, że system nie został zepsuty, tylko działa dokładnie tak, jak go zaplanowano, a więc musi zostać zniszczony i zastąpiony czymś nowym.

CMK: Dokładnie tego uczę moich studentów o teorii zepsutego systemu Ronalda Heifetza, która uważa, że praktycznie każdy system jest uśrednionym odbiciem jego najpotężniejszej części. Patrząc na systemy polityczny czy społeczny, jeśli zawodzą, to widocznie tak zostały zaprojektowane, działając zgodnie z wolą i intencjami tych, którzy mają w ich ramach władzę.

KR: Wracając do kwestii politycznych, lewicowa, postępowa strona polityki amerykańskiej jest wciąż podzielona, skłócona. Obserwowałem kilka ostatnich miesięcy kampanii prezydenckiej w USA, w tym m.in. problemy Cornela Westa, uznanego autora i filozofa, szanowanego także poza granicami kraju, który ma wyraźne trudności z zorganizowanie swojego zaplecza politycznego, najpierw starając się o nominację People’s Party, potem Green Party, wreszcie zapowiadając start jako niezależny. Wszystkie te wysiłki na każdym etapie spotykały się z krytyką ze strony wydawałoby się najbliższej ideowo. Amerykańska lewica lubi pozycjonować się w roli mędrców z gór, udzielając z wyższością wielu rad, ale nie przedstawiając żadnych realnych rozwiązań. Łatwo jest krytykować kogoś, kto jest aktywny, jak np. Ty, politycznie i społecznie, ale kiedy dochodzi do kwestii samoorganizacji – zawsze pojawiają się problemy i to nie tylko z tak zwanymi lewicowymi intelektualistami. Skąd bierze się ta słabość?

CMK: Po części odpowiedzią jest poparcie Amerykanów dla hasła Donalda Trumpa o zmanipulowaniu systemu. A w mojej opinii, gdy system jest zmanipulowany, a my działamy w jego ramach – wówczas i my ulegamy manipulacji. Społeczeństwo Stanów Zjednoczonych jest manipulowane także poprzez podtrzymywanie podziałów. Gilad Atzmon w swojej książce „Being in Time” opisywał bałkanizację współczesnego życia publicznego, zwłaszcza w Ameryce, jednak dotyczy to także innych państw i społeczeństw. Trudno mi to stwierdzić w przypadku innych, ale zdecydowanie jestem pewna, że tak właśnie dzieje się w Stanach Zjednoczonych. Ludziom z trudem tylko potrafią wykroczyć poza ramy swojej zbałkanizowanej egzystencji. W dodatku strumienie informacyjne są, jak określił Simon Hirsch, silosowane, co m.in. pozwoliło lobby wojennemu Stanów Zjednoczonych, za pomocą agencji wywiadowczych sfabrykować dowody przeciw Saddamowi Husajnowi, a potem za pośrednictwem tychże służb przekazać je bezpośrednio do Białego Domu, do biura wiceprezydenta. Była to informacja kierunkowa, nie przekazywana dalej tak, by to Biały Dom mógł potwierdzić „Tak, mamy taką wiedzę, bla, bla, bla. Tak właśnie jest i dlatego musimy iść na wojnę”. Nie było żadnej debaty, bo nikt więcej nie widział tych materiałów. Właśnie w taki sposób zarządza się ludnością Stanów Zjednoczonych, kierunkując opinie polityczne. Mamy zatem do czynienia z bałkanizacją społeczeństwa i z silosowaniem informacji oraz opinii publicznej, a w takich warunkach bardzo łatwo jest dzielić i rządzić, podzielonym społeczeństwem rządzi się przecież najłatwiej. Dlatego właśnie amerykańskie społeczeństwo jest tak politycznie dysfunkcyjne.

KR: Zgadzam się, do najbardziej niebezpiecznych narzędzi w rękach nie tylko amerykańskiego, ale w ogóle zachodniego establishmentu należą alienacja i polaryzacja…

CMK: Pełna zgoda, także jeśli chodzi o przekaz informacyjny. Z jednej strony mamy deep state, którego przekaz jest wszechobecny, gdzie by się nie obrócić. Nawet, jeśli pojawiają w nim fakty, to i tak zmanipulowane. Kiedy idziesz na mecz footballu czy koszykówki oglądasz sportowców, którzy przekazują poglądy służące zmanipulowaniu cię. Do tego samego służą piosenkarze i inni celebryci – z każdej strony masz otrzymywać taki sam przekaz. Przeciętny odbiorca niemal nie ma szans się od tego uwolnić i jest to bardzo istotny element całego problemu.

KR: Docieranie z niezależnym przekazem jest sprawą absolutnie kluczową, dotyczy to także prawdy o imperialistycznych wojnach. Z tym właśnie związane jest moje kolejne pytanie, o Twój udział w marszu Rage Against the War Machine przeciw inspirującej roli administracji amerykańskiej w wojnie na Ukrainie. Było to bardzo inspirujące nie tylko ze względu na skalę tego wydarzenia, przypominającego, że ruch antywojenny nadal w Stanach istnieje, a niegdyś był naprawdę potężny…

CMK: Potężny, ale przecież poprzednie takie marsze nie zakończyły wojny w Iraku. Przed tamtymi, wielkimi marszami jako Kongreswoman rozmawiałam z wieloma członkami Kongresu, radzącymi „Nie możesz tam iść!”. Pięcioro z nas odpowiedziało „Nie będziecie nam mówić co mamy robić!”. Ale kiedy przyszedł czas, wybiła godzina 11, to na scenę spośród członków Kongresu weszłam już tylko ja, reszta stchórzyła. Widać nie ma kogoś takiego, jak odważny polityk… Skoro są politykami – baaardzo poważnie traktują zasadę mimikry w swojej służbie. Ale prawdziwa służba publiczna nie jest tym samym, co polityka. Po prostu jest służeniem interesom narodu.

Mówiąc szczerze nie jestem pewien na jakim obecnie etapie jest ruch antywojenny, w każdym razie w Stanach Zjednoczonych. Trudno w ogóle mówić o zorganizowanym ruchu. To, jest mu najbliższe to akcje Stop the War przeciw bombardowaniom Gazy. To oczywiście działania bardzo potrzebne i zdecydowanie je popieram, ale powtórzę, przeciw poprzednim wojnom protestowały tysiące i miliony, w wielkim marszu przeciw wojnie w Iraku, na którym przemawiałam uczestniczyło 300 tysięcy ludzi – i nie zatrzymaliśmy wojny! Był to rok, kiedy po raz drugi partia wojny pozbyła się mnie z Kongresu. Oczywiście partiami wojny są zarówno Demokraci, jak i Republikanie. A usunięto mnie, bo zbliżało się głosowanie nad finansowaniem wojny w Iraku. Oczywiście byłam przeciw, a więc wszystkie wojenne interesy zbiegły się w Georgii, byle tylko zagwarantować, że nie wygram. I tak też się stało, użyto elektronicznych maszyn głosujących, bardzo użytecznych przy manipulacjach wyborczych (a w Georgii użyto ich po raz pierwszy).  W ten sposób ukradziono mi te wybory. Mój następca (jak się okazuje teoria zastąpienia jest prawdą!) głosował za funduszami na wojnę w Iraku i proszę zgadnąć, ile głosów było potrzeba, by ten wniosek przeszedł? 218. A ile głosów padło za wnioskiem o finansowanie wojny? Dokładnie 218! Nie doszłoby do tego, gdybym nadal była w Kongresie.

KR: Problemem ruchu antywojennego, nie tylko w USA, są jego podziały. To bardzo słuszne i szlachetne żądać zawieszenia broni w Gazie, potępiać ludobójstwo, którego dopuszczają się siły izraelskie, ale to wszystko wydaje się mało konsekwentne. Wiele z tych ruchów, mimo niewątpliwie dobrych intencji boi się dotknąć źródła problemu. W Stanach są nim oczywiście ogromne wpływy lobby syjonistycznego na politykę Waszyngtonu, bardzo mocno powiązaną z celami Tel Awiwu. Podobna jest zresztą sytuacja w Wielkiej Brytanii. Nie chodzi więc tylko o zawieszenie broni, ale o zabezpieczenie praw Palestyńczyków, włącznie z ich prawem do posiadania własnego, niepodległego państwa. Trzeba zrobić kolejny krok, bo powstrzymanie bomb to tylko początek drogi do pokoju na Bliskim Wschodzie. Problemem ruchu antywojennego jest właśnie brak tego kolejnego kroku.

 

Ale wspomniałem o ostatnim marszu Rage Against the War Machine także z jeszcze jednego powodu. Akcję tę współorganizowały People’s Parti, bez wątpienia lewicową i Libertarian Party, czyli w warunkach amerykańskich prawicę. Obie partie zostały zaatakowane za swoją współpracę, z obu stron sceny politycznej. To podobnie jak Twoja uwaga, że jesteś tak dalece na lewo, że niemal na prawicy…

CMK: O tak!

KR: Byłaś atakowana w podobny sposób, na przykład kiedy promowałaś broadcast Ayo Kimathiego, zdecydowanego krytykiem syjonizmu. Ktoś wyraźnie nie chce, żeby osoby i grupy o różnych podstawach ideowych współpracowały ze sobą w takich sprawach, jak przeciwdziałanie groźbie wojny globalnej czy ludobójstwu w Gazie.

CMK: Oczywiście, że nie chcą. Jeśli cofniemy się do programu kontrwywiadowczego COINTELPRO, prowadzonego przez FBI na polecenie rządu USA, programu nielegalnego i antyamerykańskiego, jak określił go senator Frank Church, prowadzący śledztwo w tej sprawie. A prowadził je dlatego, że w marcu 1971 r. grupa odważnych aktywistów włamała się do biura FBI w Pensylwanii odkrywając dokumenty na temat inwigilacji niezależnych środowisk politycznych. Dokumenty te są obecnie dostępne online, napisano na ten temat szereg książek, autorów takich jak Jim Vander Wall i Ward ChurchillThe COINTELPRO Papers” oraz „Agents of represssion”. Ta druga skupia się zwłaszcza na inwigilacji ruchów Indian amerykańskich przez rząd amerykański i całość administracji, w sprawę bowiem zaangażowane było nie tylko FBI, ale także CIA i lokalne policje, prowadzące nielegalne działania przeciw obywatelom amerykańskim, których jedyną winą było pragnienie wyegzekwowania swoich konstytucyjnych praw. Te dokumenty nie pozostawiają złudzeń. Oni nie chcą, by czarni i biali działali wspólnie, nie chcą, żeby młodzi działali razem ze starymi. To jest tam wprost napisane! A skoro myśl, że możemy działać razem spędza im sen z powiek – to właśnie to powinniśmy zrobić! I nie byłam pierwsza dochodząc do takiego wniosku, podobnego zdania był już w latach 1930-tych sam Marcus Garvey, Jamajczyk organizujący politycznie czarnych w Stanach przeciw uciskowi. I to on właśnie zapowiedział, że niezbędna jest koalicja białych i czarnych nacjonalistów. Przeczytałam niegdyś to zdanie, a mój przyjaciel i polityczny syn, Ayo Kimathi ma odwagę, by to naprawdę robić. Bierze więc białych nacjonalistów, takich, którzy nigdy nawet by się nie odezwali do czarnego, ale teraz rozumieją, że może tematy wspólne, że zachodzi konwergencja niektórych celów i aspiracji, że są sprawy w wyjątkowy sposób, w cudzysłowie, „amerykańskie”, nad którymi możemy pracować wspólnie. I wspaniale to widzieć. Oczywiście to trudne, mówiliśmy już o silosowaniu, o bałkanizacji, potrzeba naprawdę szczególnej umysłowości, by się od tego uwolnić, by się zbuntować, by powiedzieć „Nie zamierzam dać się kształtować przez cudze wartości. To ja ukształtuję siebie, zgodnie z moimi wartościami”. Spotykam wielu młodych ludzi z tej drugiej strony, byli tnie tylko tak bardzo anty-…, ale raczej tak bardzo pro-biali, że widzieli tylko białych. Do tego stopnia, że nie widzieli we mnie obywatelki Stanów Zjednoczonych. Historycznie czarni w Stanach Zjednoczonych lamentują „Ach, to łamie konstytucję, przecież to miał być wolny kraj…!”. Dziś prawa konstytucyjne zostały nam wszystkim odebrane, m.in. przez cenzurę i stało się to tak wyraźne dla wielu ludzi, że owi biali nacjonaliści przyznają „nie damy sobie z tym rady sami, potrzebujemy sojuszników!”. I świetnie było być tego świadkiem

KR: Miałem bardzo podobne doświadczenie kilka lat temu, gdy w Iranie uczestniczyłem w antyimperialistycznej konferencji New Horizon, poświęconej sprawie Palestyny. Fantastycznie było tam spotkać ludzi z różnych stron politycznej barykady, od skrajnej lewicy po ideową prawicę, byli wśród nas także delegaci Nation of Islam. Było to tym wyraźniejsze, że przecież w tak wielu kwestiach trudno byłoby nam uzgodnić wspólne stanowisko, jednak gdy dyskutowaliśmy np. o poparciu dla Palestyny czy akcjach na rzecz pokoju zgadzaliśmy się absolutnie we wszystkim.

CMK: W tym właśnie rzecz i dlatego uważam, że współpraca pomiędzy różnymi silosami informacyjnymi jest tak ważna. Bo kiedy odkrywamy, że możemy z takim powodzeniem współpracować w jednej sprawie – gwarantuję, że znacznie łatwiej odkryjemy kolejne., w których możemy działać razem.

KR: Tak, musimy tylko zrobić ten pierwszy krok, chociaż wróg czuwa, nie chcąc takiej naszej współpracy. Mówiłaś o cenzurze, o represjach policyjnych. To nasza codzienność tak w Polsce, jak i Wielkiej Brytanii. Moi znajomi z partii komunistycznej zostali kilkanaście dni temu aresztowani podczas pro-palestyńskiego marszu tylko za kolportaż ulotek przedstawiających prawdę o syjonistycznym ludobójstwie w Palestynie. Zaostrza się też cenzura. Brytyjska Partia Pracy przeprowadza własną czystkę, usuwając wszystkich popierających wolną Palestynę, w tym nawet swoich radnych. Łańcuch, na którym jesteśmy trzymani skraca się z dnia na dzień.

CMK: Wiesz, kiedyś nie zdawałam sobie sprawy z powiązania wielu spraw, tak było do 11. września. Byłam potem w Paryżu na konferencji „Prawda o 11-tym września”, gdy dowiedziałam się, że prawda o 11-tym września jest… antysemicka! I zapytałam sama siebie: dlaczego dochodzenie w jaki sposób cztery razy jednego dnia trylionowej wartości infrastruktura wojskowa i wywiadowcza Stanów Zjednoczonych mogła tak zawieść – miałoby być antysemickie?! I twierdzą tak osoby, które nawet nie są semitami… Wtedy właśnie uderzyło mnie, że może to być po prostu zagrożenie dla tych samych ludzi, którzy drukują nasze pieniądze, dla międzynarodowej klasy banksterów, która chce nam odebrać nasze konstytucyjne prawo do dyskutowaniu o sprawach żywotnej wagi dla amerykańskich podatników. Wówczas wydawało się to szokujące, podczas gdy dziś widzimy już wyraźnie jak nasi wybieralni przedstawiciele tańczą dokładnie do tek melodii. Dlatego właśnie nie badają 11. września, podsuwając nam w zamian pudrowane, zmanipulowane pseudo-śledztwo. Nadal nie mamy więc odpowiedzi, tak jak nie znamy wyjaśnienia globalnej, politycznej tzw. epidemii, przez którą niemal cały świat został zamknięty i pod której pretekstem zmuszano ludzi do wstrzykiwania sobie substancji nieznanego składu i pochodzenia. Jak mogło do tego dojść? A może to wciąż te same interesy i siły, które nie chcą, żeby ktokolwiek zadawał jakiekolwiek pytania, nie chcą podać żadnych odpowiedzi i nie chcą, żeby ludzie o tym czytali i słuchali.

KR: Zamiast dawać nam odpowiedzi czy raczej pozwalać, byśmy sami do nich doszli – pojawiają się tylko kolejne pytania i coraz więcej tajemnic. Właśnie zaczęła się kolejna wojna, zachodnia napaść na Jemen, którego ludność jest bombardowana przez lotnictwo amerykańskie i brytyjskie i wciąż nie można wykluczyć, że następnym etapem będzie pełnowymiarowa inwazja. Niedawno amerykańskie siły powietrzne zaatakowały milicje szyickie w Syrii i Iraku. Reelekcja Joe Bidena oznacza zapewne, że obecny konflikt rozleje się znów na cały Bliski i Środkowy Wschód, nie wyłączając Iranu…

CMK: Nie nazwałabym tego reelekcją, bo Joe Biden nie został przecież wybrany przez amerykańskich wyborców, te wybory zostały ukradzione i to, że nie wolno tego głośno mówić nie znaczy, że tak nie było. Byłam wybierana sześciokrotnie do amerykańskiego Kongresy i dwa razy do legislatury Georgii, mam więc doświadczenie i wiem także jak kradnie się wybory, bo mnie też zostały ukradzione.

 

KR: W tym cała rzecz, że nadal nazywają to „liberalną demokracją”, tymczasem z pewnością nie jest to już demokracja, a jeśli przez liberalizm rozumiemy odwołanie się do wolności, to również w żaden sposób nie liberalna.

CMK: Tak jest! Tak jest!

KR: Chciałem zapytać jeszcze o jedno. Niektórzy zgadzając się z nami np. w kwestii prawa Palestyńczyków do posiadania własnego państwa – nagle zatrzymują się przy innych kwestiach. Kilka tygodni temu naszemu wspólnemu przyjacielowi, George’owi Galloway’owi, uznanemu aktywiście pokojowemu, odmówiono zabrania głosu podczas antywojennego marszu w Birmingham. Organizatorzy stwierdzili „OK, wiemy co robiłeś dla Gazy…” (gdzie byliście przecież razem w konwojach humanitarnych podczas pierwszej blokady!), „…szanujemy co zrobiłeś dla Gazy, ale teraz mówisz także o wojnie na Ukrainie, jesteś pro-putinowski, pro-rosyjski, anty-ukraiński, więc nie możesz przemawiać o pokoju!”. Czyżby ludzie umieli sobie wyobrazić świat, w którym wprawdzie jest się przeciw ludobójstwu, ale tylko niektóremu? „Możesz być za pokojem, ale nie wszędzie!”. Co się dzieje?

CMK: Sytuacja George’a Galloway’a to kolejna parodia polityczna w UK. Znam Georga i wiem, że on zdecydowanie powinien być w parlamencie. Nie ma żadnego powodu, by w nim nie był, oczywiście z wyjątkiem wpływów i pieniędzy tej samej międzynarodowej klasy banksterów, która zadecydowała, że jego głos jest zbyt głośny, a jego idee zbyt prawdziwe, więc nie ma dla niego miejsca w brytyjskiej polityce. To absurd! Zupełny absurd.

To są zresztą problem szerszy, popierałam niegdyś Zielonych, tymczasem Green Party także się sprzedała. Międzynarodowa klasa banksterów naprawdę może kupić niemal każdego. Zieloni nie są już partią pokoju, jaką się wydają, w Niemczech otwarcie kolaborują z machiną prowojenną, już podczas wojny w Iraku w pełni ją popierali. Lewica w Niemczech równie się podzieliła, właśnie na tle stosunku do imperialistycznych kłamstw, Zieloni są już jednak definitywnie straceni. W UK realizowany jest ten sam scenariusz, bez większych różnic. Ta partia, która występowała niegdyś przeciw imperializmowi, przeciw kolonializmowi dziś wyciszyła takie głosy. Obecni liderzy partyjni nie wyznają dawnych wartości, prostytuują się, sprzedają. A ludzie tacy jak George Galloway nie sprzedadzą się nigdy. Ja zresztą również nie, dlatego teraz pracuję w Azji, ucząc studentów, bo nie ma dla mnie miejsca w polityce amerykańskiej.

Tymczasem taki głos jest potrzebny, potrzebny w środku[i].. Byłam w takiej sytuacji i wiem, że to robi różnicę. To nie przełom, ale zawsze duży postęp. RFK (nie junior), ale Robert Kennedy ojciec powiedział: „Jeden akt sprawiedliwości jest tylko małą falą, ale gdy powstaną ich miliony – obalą cały mur ucisku!”. To od takich małych fal się zaczyna!

 

KR: Dziękuję bardzo za rozmowę, Doktor McKinney Wszyscy chyba rozumiemy, że pokój nie nastąpi, jeśli nie będziemy o niego walczyć. Wojny imperialistyczne nie znikną, jeśli nie położy im nasze zwycięstwo nad nędzą, nad głodem, nad uciskiem. Musimy więc działać, musimy być razem, spotykać się i rozmawiać bez cenzury – Without Censorship!

[i] 29. lutego 2024 r. George Galloway, lider Workers Party of Britain oraz ruchu No2NATO/No2War został wybrany do Izby Gmin z okręgu Rochdale, zdobywając 39,7 proc. głosów.

Click to rate this post!
[Total: 6 Average: 4]
Facebook

7 thoughts on “Amerykański sojusz ekstremów? – z Cynthią McKinney rozmawia Konrad Rękas”

  1. Jak widać lewactwo wszystkich odcieni, czy to nacjonalistyczne, czy to „klasowe” dąży do zjednoczenia, a jednocześnie coraz bardziej się radykalizuje. Ten narastający sojusz populizmów jest, wbrew pozorom, dobrą informacją. Im bliżej bowiem problemy są rozwiązania, tym bardziej żerujący na nich ekstremiści są bardziej ekstremalni, bo rozwiązania nie są w ich guście.

    1. Im bliżej Polska jest kapitalizmu, tym bardziej Korwin się radykalizuje i brnie w anarchokapitalizmy. Już zwykły, centrowy liberalizm europejski w stylu Verhofstada i FDP nie wystarczy.

      1. Pilaster jest na tyle wiekowy, że pamięta czasy, kiedy JKM NIE TWIERDZIŁ, że wolny rynek panuje w ChRL, czy w Rosji. 🙂 A za wzór stawiał Tajwan i USA. JKM radykalizuje się wraz ze zwiększaniem polskiego IEF. Zgodnie z opisaną regułą.

  2. Wiadomo, że p. Rękas nie traktuje poważnie tego typu rozmówców. Oni po prostu mają służyć do siania fermentu w Stanach Zjednoczonych i to jest dla p. Rękasa istota sprawy – osłabiać USA – a nie jakieś tam walki o „sprawiedliwość społeczną”. Na tej wojence z globalnym liberalizmem USA Panu Rękasowi każdy bagnet wydaje się dobry.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *