Na portalu WPolityce.pl ukazał się ciekawy artykuł redemptorysty, ojca Dariusza Drążka (tutaj). Artykuł mówiący w skrócie o tym, że ten polityk, który publicznie deklaruje się jako katolik, w swoich decyzjach politycznych musi kierować się zasadami wypływającymi z jego wiary. Artykuł, z którym zgadzam się w 100%. Tak, mamy z tym w Polsce problem. Problem – można by rzec – permanentny. Artykuł ten wymaga jednak kilku – drobnych, ale ważnych – uwag.
Pierwsza jest bardzo pozytywna i dotyczy publicystyki ojca Drążka. Wypada się tylko cieszyć, że młody, wykształcony – absolwent Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Poznańskiego Uniwersytetu – duchowny odważnie i bez kompleksów zabiera głos w świeckich mediach. Zabiera go, przypominając o obowiązkach odwołujących się do chrześcijaństwa osób publicznych. Brawo!
Druga i kolejne moje uwagi pozytywne już jednak nie są. Bo dotyczą konkretnych przykładów. Przykładów braku wsparcia przez medialny koncern ojca Rydzyka – którego ojciec Drążek jest ważnym współpracownikiem – dla tych polityków, którzy właśnie taką, integralną postawą się wykazali. Najpierw więc słynny już przykład heroicznej walki Marszałka Marka Jurka o konstytucyjne wzmocnienie prawa do życia. Gdy próba ta zakończyła się niepowodzeniem, to nie dzielny Marszałek był gwiazdą toruńskich mediów. Ich bohaterem był Jarosław Kaczyński, który wraz ze swym śp. bratem robił co mógł, by to – płynące stricte z nauczania Kościoła polityczne działanie – po prostu zablokować. W duchu troski o prawdę w życiu publicznym należy więc zapytać dyrektora Radia Maryja – a może i samego ojca Drążka – dlaczego tak się stało? Dlaczego wtedy zabrakło współdziałania z tą – wypływającą z nauki Kościoła, integralną, polityczną postawą, o którą dziś – tak gorąco i jak najbardziej słusznie – apeluje toruński redemptorysta? Czy może wtedy, od Marka Jurka i jego walki o nienarodzonych, ważniejszy był torpedujący ją prezes PiS, bo miał dostęp do funduszy zapewniających rozwój geotermii? A może mógł zapewnić jakieś nowe częstotliwości? Bo prawdę mówiąc, to nie pamiętam by była wtedy mowa o słynnym już dziś multipleksie…
I wreszcie uwaga trzecia. To przykład obywatelskiej inicjatywy obrony życia z końca poprzedniej, sejmowej kadencji. Przykład zebrania 600 tysięcy podpisów, w której to akcji toruńskie media brały udział więcej niż słabo, skoro jej aktywiści musieli z własnej kiesy i bez żadnych zniżek, wykupywać w Naszym Dzienniku, wymagane prawem ogłoszenia prasowe.
Piszę to wszystko, bo gdy dziś czytam, niezwykle trafne i żarliwe, wezwania ojca Drążka do rozliczania uznających się za katolików polityków z ich publicznych działań, to zastanawiam się czemu robi on to dopiero teraz? Czemu nie wtedy? Czyżby sprawa drobiazgowych badań nad przyczynami wypadku smoleńskiego zagospodarowywała dotąd naprawdę całą uwagę toruńskich mediów?
Gdy więc uważnie czytam ów przywołany powyżej tekst to jak nic przychodzi mi na myśl ewangeliczna przypowieść o dostrzeganym włosie w oku bliźniego, gdy w tym samym czasie w oku własnym nie widzi się belki. A w opisanych powyżej przypadkach owa przysłowiowa belka w oku Radia Maryja jest całkiem spora.
Lubię ojca Drążka. W 2008 roku rozmawiałem z nim w Toruniu, w Telewizji Trwam, ale w tym przypadku prawda mi przyjacielem, a nie Plato…
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw
Najpobożniejszemu senatorowi Rzeczypospolitej, a w każdym razie – Platformy Obywatelskiej pokazuje odpowiem tak: Lepiej pozno niz wcale 🙂