Kto jest Francuzem?
Wniosek Jonathana Le Bris i Richarda Juhel-Paquet został odrzucony w oparciu o art. 23 Kodeksu Cywilnego ograniczający procedurę zrzeczenia się obywatelstwa wyłącznie do przypadków trwałego zamieszkania zagranicą i przyjęcia obywatelska innego państwa przez dotychczasowych obywateli Republiki Francuskiej. Zainteresowani odmówili podpisania rozstrzygnięcia zaznaczając, że nie odnosi się ono do przywołanej przez nich przez nich sytuacji prawnej, jak i samej treści wniosku – w którym obaj powodowie domagali się uznania ich za „obywateli europejskich narodowości bretońskiej”. Sprawę komplikuje brak we francuskim systemie polityczno-prawnym rozróżnienia między „narodowością” a „obywatelstwem” w rozumieniu naturalnym dla reszty Europy, co jest jednym z wielu absurdów odziedziczonych po rewolucji z jej teoriami i praktyką centralistyczną i unifikacyjną. Różne, XIX-wieczne jeszcze eksperymenty z ustaleniem zasady obywatelstwa – również owocowały takimi choćby rozwiązaniami, jak ustawa z 16 grudnia 1874 r., ograniczająca możliwość zrzeczenia się „francuskości” (co następnie dodatkowo wzmocniono kolejną regulacją z 1889 r.). Co ciekawe jednak – choć już w ostatnim ćwierćwieczu, w związku z napływem do Republiki imigrantów wprowadzono na mocy tzw. loi Méhaignerie instytucję deklaracji woli przyjęcia obywatelstwa/narodowości przez potomków przybyszów – to nie złagodzono zapisów dotyczących, którzy „Francuzami”, w tym czy innym znaczeniu tego słowa bynajmniej się nie czują.
Bretoński holocaust
Obaj Bretończycy uważają jednak te i inne problemy prawne Francji za mało interesujące z ich punktu widzenia – skoro, na mocy Traktat w Rennes, ich ojczyzna, Bretania miała zachować swą faktyczną, prawną i ustrojową odrębność zaś żadne zmiany tego stanu rzeczy nie mogły być legalnie dokonywane przez zgody Parlamentu i Zgromadzenia Stanów Księstwa, podczas gdy już nawet „uznanie praw” Bretanii w 1532 r., mimo pozornie uroczystego charakteru – odbyło się nielegalnie, drogą jednostronnego francuskiego aktu, w dodatku ogłoszonego w ramach interwencji zbrojnej. „Konsekwencje tej brutalnej aneksji, nigdy przez mieszkańców Bretanii nie uznanej były i do dziś są katastrofalne. Łamanie naszych praw, przemoc – stały się stałymi elementami okupacji francuskiej.. Bretania została pozbawiona własnych instytucji i suwerenności była za to eksploatowana przez władców z Wersalu, gnających Bretończyków na swoje wojny” – piszą protestujący podnosząc, że jeszcze straszniejsza stała się sytuacja Księstwa i jego mieszkańców po 1789 r., kiedy to „Bretończycy padli ofiarą holocaustu”, jakiego dopuściła się na nich rewolucyjna Francja. Wyliczenie krzywd (w tym szczegółowo okrucieństw, jakich wojska jakobińskie dopuszczały się w walkach z Szuanami) poniekąd uzupełnia zarzuty formalne, na podstawie których J. Le Bris i R. Juhel-Paquet chcą odwołać się do wyższej instancji – a następnie skierować wnioski do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Nie ich saboty
Cała sprawa nie ma bynajmniej charakteru jedynie historycznego happeningu, wpisuje się bowiem w toczącą się w Francji burzliwą dyskusję na temat obywatelstwa, w tym możliwości pozbawiania go terrorystów, czy zasad nabywania przez nowych imigrantów. Bretońskie organizacje separatystyczne animują akcję wysyłania pism do władz, w których podnosi się, że „cała dyskusja po pierwsze odbywa się na terytorium i w odniesieniu do obcego państwa [tj. Francji – red.], a ponadto jest absurdalna, po przecież przestępców nie powinno się zapraszać się do własnego domu, ale jeśli się już w nim znaleźli, to nie mogą uchybiać regułom gościnności”. Skoro zaś już Francja wzięła sobie kłopot na głowę, nie konsultując go uprzednio z Bretanią (do czego od 517 lat winna czuć się zobowiązana) – to niech go sama teraz rozwiązuje, zostawiając Bretończyków w spokoju w ich własnym kraju.
Ruchy bretońskie wykorzystują kryzys imigracyjny w Francji by przypomnieć o swoim istnieniu i – inaczej niż niektóre inne formacje separatystyczne – odciąć się od polityki wobec uchodźców realizowanej przez poszczególne rządy centralne państw Unii Europejskiej. Co charakterystyczne – Bretończycy bez ceregieli starają się wykorzystać w swych staraniach fakt, że UE de facto jest państwem, posiadając wszystkie jego atrybuty – a więc można by uznać, że nie ma też przeciwwskazań, by posiadało ono także własnych obywateli BEZ POŚREDNICTWA specyficznego w obowiązującym systemie organu pośredniego, jakim są utrzymane dla celów głównie polityczno-propagandowych odrębne państwa składowe/członkowskie. Postulat ten i tendencja, choć pozornie wzmacniające Unię i jej centralizm – mogą mieć jednak paradoksalnie zarazem charakter rozsadowy, z jednej strony ujawniając faktyczny charakter projektu unijnego, jak i osłabiając te ośrodki, które – jak Francja – stanowią jego najbardziej konsekwentnych zwolenników i realizatorów. I byłoby to bodaj najciekawsze i spełnienie testamentu Anny Bretońskiej, i pozagrobowe zwycięstwo szuanerii.
Konrad Rękas