O przyjaźni łączącej Stefana Kisielewskiego i Bolesława Piaseckiego pisałem już w kilku innych miejscach, w tym w książce „Wielka gra Bolesława Piaseckiego” (2008) i w II jej wydaniu pod innym tytułem „Bolesław Piasecki 1939-1956” (2015). Prezentowany poniżej list nigdy nie był publikowany. Pisany ręcznie przez Kisielewskiego w gorących dniach Października 1956 jest unikatowym źródłem pokazującym nastroje dużej części polskiej inteligencji.
Kisielewski pisze do Piaseckiego jako przyjaciel i sympatyk, odcina się od nagonki na niego, jaka rozpętała się tuż po opublikowaniu artykułu pt. „Instynkt państwowy„ („Słowo Powszechne”, 16 października 1956), ale jednocześnie gani go za brak zrozumienia sytuacji, w jakiej znalazła się Polska.
Z pozoru Kisielewski ma rację, ale tylko z pozoru. Jego stwierdzenie, że sprawa artykułu Instynkt państwowy będzie się za nim ciągnąć całe lata była proroczą, jednak kolejne tezy tego listu świadczą o tym, że jego autor uległ euforii, która przesłoniła mu zdolność realistycznego myślenia. Jeśli „Kisiel” stwierdza, że polityka układów gabinetowych minęła i rządzenie wbrew „ekonomice mas” jest niemożliwe – to oznacza, że nie odczytał właściwie tego, co się dzieje. Owszem, tak mogło się początkowo wydawać, ale wiadomo, że bardzo szybko sytuacja wróciła „do normy”, a „ekonomika mas” nie miała żadnego znaczenia. Fala rewolucji szybko opadła, a PZPR przejęła ponownie ster rządów w swoje ręce. Owszem, nie była to już Polska stalinowska, ale ostrożność Piaseckiego wobec wielkiego zrywu „mas” była jednak uzasadniona.
Nie mniej zaskakujący jest także inny pogląd wyrażony przez Kisielewskiego, a mianowicie, że geopolityka (Polska między Rosją a Niemcami) nie będzie już miała takiego znaczenia. To też było złudzenie, o czym sam autor listu szybko się przekonał. Lektura jego „Dzienników” (Warszawa 2001) dotycząca lat późniejszych dowodzi, że tak właśnie się stało. Tak więc to Piasecki miał w perspektywie długofalowej rację i to on trafniej ocenił sytuację.
To co w liście „Kisiela” jest najważniejsze, to propozycja „ratowania” PAX-u, jaką przedstawia. Sprowadza się do prostej konstatacji – jeśli chcecie przetrwać na scenie politycznej musicie oddać nam, czyli środowisku „Tygodnika Powszechnego” i „Znaku”, pierwsze miejsce przy sterze „polityki katolickiej”. W podtekście chodzić mogło też o przejecie przez ludzi z tego obozu instytucji paxowskich, a więc bazy gospodarczej i koncernu prasowo-wydawniczego. To chyba ma na myśli Kisielewski pisząc o konieczności „wpuszczenia świeżej krwi”. Ludzie „Tygodnika Powszechnego” byli przekonani, że Partia teraz będzie sprzyjać im a nie PAX-owi. I tak się jesienią 1956 roku mogło wydawać, jednak już przełom roku 1956 i 1957 pokazał, że to także były złudzenia. Zarówno Prymas Stefan Wyszyński, jak i I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka sprzeciwili się planom likwidacji PAX-u i odejściu z życia politycznego Bolesława Piaseckiego. Gomułka, spotykając się z Piaseckim w dniu 4 stycznia 1957 roku, przesądził, że PAX pozostanie samodzielnym podmiotem na scenie.
Publikowany przez nas list znajduje się z zbiorach Jacka Frankowskiego, b. działacza PAX-u, obecnie bardziej znanego jako rysownik-karykaturzysta.
Jan Engelgard
„Zakopane 27 X 1956
Kochany Bolesławie!
Uznasz zapewne słowo „kochany” za przesadę, jako że sądzisz, iż chętnie bym Ci wbił nóż w plecy. Istotnie – chętnie bym to zrobił, ale dla Twojego dobra – to wcale nie żart. Rozumiem Cię lepiej niż sądzisz, śledzę rozwój Twojej działalności od czasów „Falangi” (znałem dobrze Wojtka Kwasieborskiego, [Onufrego] Kopczyńskiego i innych), rozumiem o co Ci chodziło i chodzi, widzę względy taktyczne i względy merytoryczne. Uważam, że niewielu mamy ludzi nadających się do polityki i dlatego nie mogę się przyłączyć do chóru literacko dziennikarskich piesków, które na Ciebie ujadają, a sami przez 10 lat robili, co im kazano. Ale też nie mam zamiaru Cię oszczędzać. Słuchaj.
Wiesz co powiedział Talleyrand do Napoleona po zamordowaniu księcia D`Enghien – Sire – to było więcej niż zbrodnia – to był błąd! Otóż tak się złożyło, że znam dość dokładnie kulisy przewrotu jaki przeżyliśmy (opowiem Ci to przy okazji) i wiem, że artykuł Twój z wielu powodów był straszliwą, niewybaczalną gaffą, z gatunku takich, jakich skutki wloką się za człowiekiem całe lata. Jeśli zaś polityk popełnia takie gaffy, to dowód, że z jego myśleniem politycznym jest coś nie w porządku.
Jesteś jeszcze człowiekiem młodym, nie masz sklerozy, nie widać powodu, abyś nie miał zmieniać poglądu na tę czy inną sprawę. Przyjąć poglądy przeciwnika za swoje – oto często dla polityka sprawa zbawienna. Jestem od Ciebie starszy o parę lat i sądzę, że pozwolisz, iż Cię trochę „pouczę”. Nie posłuchasz – Twoja sprawa – ale ja to robię z życzliwości.
Otóż w Twoim myśleniu politycznym widzę dwa przestarzałe ujęcia, nie przydane na pewno w etapie, który nadchodzi. Tyczą się one: 1) Zagadnienia czym jest polityka, 2) Zagadnienia polskiej racji stanu.
1) Za politykę uważasz zakulisową grę między mafiami i grupami – nie zaś odwoływanie się do społeczeństw. To jest przestarzałe. Żyjemy w epoce ekonomiki masowej i ona decyduje o polityce. Potężna, genialna w pewnym sensie indywidualność Stalina sprawiła, że przez długie lata rządzono Rosją wbrew ekonomice mas – w tej chwili jest to już niemożliwe. Ekonomika mas zaczyna decydować; ona wyniesie do góry Malenkowa czy kogoś innego, ona dyktuje politykę u nas. Nowoczesny polityk nie może w żadnym wypadku pozwolić sobie na luksus niepopularności; mafia ma już za krótkie ręce, ekonomika mas decyduje.
2) Polską racją stanu ujmujesz w sposób tradycyjny, jako grę między Niemcami a Rosją. Tymczasem są momenty, gdy racja stanu przenosi się na sprawy ekonomiczno-ustrojowe. Gdy kraj jest wyssany i bezprzykładnie wyniszczany gospodarczo, gdy antysowieckość społeczeństwa dochodzi do absurdu, gdy upada patriotyzm, gdy ludzie w Poznańskiem mówią: „niech przyjdą Niemcy i zrobią porządek”, wtedy pierwszym nakazem racji stanu jest zmienić ten stan rzeczy nawet za cenę strzelania na ulicach. Przestroga przed tym strzelaniem brzmi jak anachronizm, a przy tym mogła ona tylko osłabić nerwy ludzi z Biura Politycznego – a od tych nerwów zależało wiele. Twoje niezrozumienie nakazu racji stanu w tym momencie dowodzi, że pochłonięty karkołomnymi rozgrywkami mafijnymi w okresie stalinizmu straciłeś zupełnie kontakt ze sprawami społeczno-narodowymi – i to się zemściło.
Co będzie dalej? Sądzę, że na razie sprawę zaklajstrujecie – pewno żeście to już zrobili – pan G. nie ma czasu na sprawy katolickie i zechce na razie pozostawić wszystko po staremu. Ale byłoby zupełnie szaleńczą nieostrożnością, gdybyś się tym stanem rzeczy zadowolił. To jest tymczasowe a następny podmuch wyrzuci Cię z siodła na zawsze. Jedyne wyjście to gruntownie przekształcić „Pax”, rozszerzyć jego bazę, zmienić założenia i – co najważniejsze – uzyskać partnerów, wpuścić świeżą krew. Bez partnerów reprezentujących życie a nie mafię – nie ujedziesz. Pamiętasz, mówiłem ma naszym ostatnim zebraniu, że to nie Ty nam, lecz my tobie jesteśmy potrzebni – możność działania dla nas to bezwzględnie konieczny warunek Waszego istnienia. To zdaje się zaczynasz rozumieć, natomiast konieczność przekształcenia Waszego działania nie rozumiecie wcale.
Brniecie w starą, zgraną sztampę – dowodem bzdurne artykuły [Wojciecha] Kętrzyńskiego i [Mieczysława] Kurzyny, idiotyczne listy zgranych, zdartych ludzi w rodzaju [Stefanii] Skwarczyńskiej, wymuszone i sztuczne artykuły „odwilżowe”, brak zainteresowania problematyką ustrojowo-gospodarczą. Jeśli pójdziecie dalej tą drogą – nie rokuję Wam długiego życia – nie pomogą tu nic i czterej „posłowie katoliccy”. Jeśli ludzie Twoi nie umieją się przestawić – trzeba zmienić ludzi.
Piszę z życzliwości – nie wiem, czy to wyczuwasz. Może przyjmiesz ten list źle – ale to nie świadczyłoby dobrze o Twoim instynkcie i elastyczności – rzeczach dla polityka niezbędnych. Jeśli chcesz, przeczytaj ten list Andrzejowi Micewskiemu – on nie tylko umie myśleć, ale czuje coś ze spraw społecznych, co u Was nie częste.
Ściskam Cię
Twój wróg
Kisiel
Zakopane, „Astoria”
Myśl Polska, nr 19-20 (7-14.05.2017)