Znakomity, bez wątpienia, poeta i dramaturg hiszpański Federico García Lorca (1898-1936) jest jedną z wielkich ikon światowej lewicy – i to z dwu powodów. Po pierwsze, jako ofiara „faszyzmu” (w rzeczywistości raczej przypadkowa i z powodów pozapolitycznych) w wojnie domowej. Po drugie – co dziś staje się chyba nawet większą „zasługą” – jako homoseksualista, w dodatku zabity zapewne z tego powodu przez brata młodzieńca, którego uwiódł.
Nie zamierzamy bynajmniej proponować tu jakiejś zasadniczej reinterpretacji czy rewizji ideowej sylwetki tego artysty (również malarza, pianisty i kompozytora), bo jest ona trudna do jednoznacznego określenia. Poeta indagowany w kwestii swoich preferencji politycznych, w różnych okresach życia odpowiadał, że jest katolikiem, komunistą, anarchistą, libertarianinem, tradycjonalistą i monarchistą, ale najczęściej, że „integralnym Hiszpanem”, przywiązanym ciałem i duszą do swojego kraju, lecz odrzucającym abstrakcyjne idee nacjonalistyczne, nakazujące kochać ojczyznę ślepo, z opaską na oczach. Znał i cenił założyciela Falangi Hiszpańskiej, José Antonia Prima de Riverę (rozkochanego w jego poezji), a nawet po wybuchu powstania chciał przeczekać niespokojny czas w domu falangistowskiego poety, i swojego przyjaciela, Luisa Rosalesa [1]. Kimkolwiek więc był García Lorca, interesujące światło na jego postawę duchową rzuca przetłumaczony i poniżej zamieszczony list – napisany przezeń do rodziny z Nowego Jorku, w niedzielę 14 lipca 1929 roku, politycznie zupełnie incorrecto.
Najbardziej interesujące w tym ogromnym mieście jest kłębowisko różnych ras i obyczajów. Mam nadzieję móc zbadać wszystkie i ogarnąć cały ten chaos i tę zawiłość.
Uczestniczyłem również w obrzędach religijnych różnych religii. I wychodziłem napełniony życiem cudownym i pięknym, prawie jak katolicyzm hiszpański.
Nie da się tego powiedzieć o obrządkach protestanckich. Nie mieści mi się w głowie (w mojej łacińskiej głowie), jak tylu ludzi może być protestantami. Jest to najśmieszniejsza i najohydniejsza rzecz na świecie.
Wystawcie sobie kościół, gdzie zamiast wielkiego ołtarza są organy, a przed nimi pan w surducie (pastor), który gada. Potem wszyscy śpiewają – i na ulicę. Słowem, jest tam usunięte wszystko, co ludzkie, pocieszycielskie i piękne. I nawet tutejszy katolicyzm jest inny. Jest podminowany przez protestantyzm i ma ten sam chłód. Tego poranka poszedłem zobaczyć mszę katolicką mówioną po angielsku. I teraz widzę wspaniałość [mszy] odprawianej przez któregokolwiek księdza andaluzyjskiego. W ludzie hiszpańskim jest wrodzony (innato) instynkt piękna i wzniosłe wyobrażenie obecności Boga w świątyni. Teraz rozumiem to żarliwe przedstawienie (el espectáculo fervoroso), jedyne na świecie, jakim jest msza w Hiszpanii. Niespieszność, wzniosłość (grandeza), ozdobność ołtarza, serdeczność w uwielbieniu Sakramentu, kult Dziewicy, są w Hiszpanii absolutnie osobiste oraz przepełnione poezją i pięknem.
Teraz, mając przed sobą kościoły protestanckie, rozumiem także rdzenny powód wielkiej walki Hiszpanii z protestantyzmem i najczystszą hiszpańskość (españolísima) postawy wielkiego króla, tak niesprawiedliwie traktowanego przez historię, Filipa II.
To, co jest katolicyzmem w Stanach Zjednoczonych, nie ma tej okazałości (solemnidad), to znaczy ludzkiego ciepła (calor humano). Okazałość w tym, co religijne, jest serdecznością, ponieważ jest żywym dowodem, testem dla zmysłów, bliskiej obecności Boga. To jak powiedzieć: Bóg jest z nami, przyjmuje od ludu cześć i uwielbienie. Dlatego jest wielkim błędem lekceważyć ceremoniał. Bo to jest wielka sprawa Hiszpanii. To są formy wyśmienite, to jest szlachectwo (hidalguía) z Bogiem.
Źródło: F. García Lorca, Epistolario completo, Ed. Cátedra, Madrid 1997, ss. 626-627.
Przekład Jacek Bartyzel
za: legitymizm.org
1 Na marginesie: wszyscy znają słynny, poświecony Lorce, wiersz republikańskiego i prokomunistycznego poety (zresztą wybitnego) Antonia Machado – Zbrodnia była w Grenadzie. Mało kto chyba wie natomiast, że 11 marca 1937 roku, w falangistowskim periodyku „Unidad”, wychodzącym w San Sebastian, ukazała się elegia Luisa Hurtado Álvareza, zatytułowana Hiszpania imperialna zamordowała swojego najlepszego poetę.