Gulewicz: Prawosławie i rozłam, czyli amerykański sabotaż

Prawosławie! Rozłam w prawosławiu na Ukrainie cieszy amerykańskich neoliberałów, widać to w publikacjach amerykańskich mediów. I byłoby dziwne, gdyby środowiska te, nie szanujące wszak świętości kościelnych instytucji – wypowiedziały się w obronie prawosławnych na Ukrainie, którzy okazali się zakładnikami osobistych ambicji patriarchy Konstantynopola, Bartłomieja i geopolitycznych gierek, prowadzonych za jego plecami.

Prawosławie jest niewygodne dla zwolenników obecnego porządku światowego ze względu na swoją fundamentalność i zakorzenienie w tradycji. Kościół ten to jedna z nielicznych instytucji publicznych najmniej dotkniętych świeckim wpływem i opierających się przemianie w bierny dodatek do społeczeństw ery kapitalizmu. Kościół wzywa do powściągliwości, zawierania małżeństw, rodzenia dzieci, duchowej dyscypliny, prymatu pierwiastka duchowego nad ziemskim. A w dzisiejszych czasach kierownicy światowej ekonomii szacują, że osoby samotne zużywają o 38% więcej produktów, o 42% więcej opakowań, o 55% więcej energii elektrycznej i o 61% więcej gazu niż rodzina składająca się z czterech osób (dane wg brytyjskiego „The Gurdian”). Kościół, jako twierdza konserwatyzmu, stoi na drodze wielkiego kapitału do zdobycia jeszcze większego kapitału, i dlatego jest przezeń skazany na podejmowanie niszczących reform, które pozwolą przekształcić zinstytucjonalizowaną religię w narzędzie usprawiedliwienia nasiąkniętych kapitałem grzechu namiętności – pazernego gromadzenia, egoizmu, związków jednopłciowych itd.

Patriarcha Bartłomiej – amerykański agent wpływu?

W przypadku Ukrainy w grę wchodzą także aspekty geopolityczne. Zbieżność działań patriarchy Bartłomieja i Stanów Zjednoczonych jest tak zauważalna, że zapewne nie pomylilibyśmy się uznając za decydujący wpływ Waszyngtonu na decyzję patriarchy Konstantynopola o nadaniu Tomosu niekanonicznym ukraińskim Cerkwiom. Charakterystyczną zresztą cechą patriarchatu Konstantynopola jest pogrążanie się w sprawach doczesnych, świeckich i politycznych. W 1997 r. Bartłomiej został odznaczony Złotym Medalem Kongresu USA. Jest to najwyższa nagroda obywatelska USA, a osoba nią nagrodzona musi wykazać się osiągnięciem, mającym szczególne znaczenie dla kultury i historii USA. Nagradzać tych, którzy nie podzielają ideologicznych poglądów Waszyngtonu, Amerykanie nie będą. Dlatego, Bartłomiej – nazwany przez nich „swoim”, występuje jako przydatny i niezbędny pionek w bardzo dużej geopolitycznej grze. Jej istotą jest kardynalny przełom geopolitycznej przestrzeni na granicy Europy Wschodniej i Rosji. Pierwszy Majdan 2004 r., na czele z Wiktorem Juszczenko, pokazał Amerykanom, że popularność niezdarnej majdanowej władzy szybko się skończyła, społeczeństwo od sympatii do niego szybko przechodzi do nienawiści. Wynikiem rządów Juszczenki stał się więc triumfalny powrót Wiktora Janukowycza na fotel prezydencki. Drugi Majdan 2014 r. zorganizowano już jako scenariusz bez odwrotu. Ukrainę, należy raz na zawsze oderwać od Rosji (żeby nie było nowego triumfalnego powrotu nowego Janukowycza), działając na wszystkich frontach, w tym religijnym. Rozłam ukraińskiego Kościoła prawosławnego powinien na religijno-światopoglądowym poziomie ostatecznie scalić sprowokowany polityczny rozłam między Ukrainą i Rosją. Stawka jest wysoka, trzeba było działać szybko. Odegrały swoją rolę i osobiste ambicje Bartłomieja. Jego inwazja na kanoniczne terytorium Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (RCP) i przekazanie Tomosu niekanonicznym Cerkwiom, Ukraińskiemu Kościołowi Prawosławnemu Patriarchatu Kijowskiego (UKP PK) i Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej, przyniesie patriarchatowi dodatkowe 7 tys. parafii na Ukrainie. Zarówno w Konstantynopolu, jak i w Waszyngtonie wiedzą, że jest to naruszenie tysiącletnich kościelnych kanonów, ale przecież neoliberałowie liczyć się z nimi nie zwykli.

Parochowie modlą się za SS

Trzeba jednak zauważyć, że UKP PK i UACP nie radziły sobie z powierzonymi zadaniami, czyli z rozprzestrzenieniem ideologii ukraińskiego nacjonalizmu wśród prawosławnych Ukraińców. A UKP Patriarchatu Moskiewskiego, oczywiście, proces ten tym bardziej utrudniał i utrudnia. UKP PK i UACP nie mogły też konkurować w tej kwestii z Ukraińskim Kościołem Grecko-Katolickim (UKGK) tradycyjną konfesją ukraińskich nacjonalistów. Kapłani uniccy wspominają w swoich modlitwach bojowników OUN-UPA i Dywizji SS „Galicja„, czego duchowni prawosławni nigdy by nie uczynili. W tym sensie kanoniczy kościół prawosławny na Ukrainie jest o wiele bardziej zdolny do międzywyznaniowego dialogu z polskim Kościołem katolickim niż… greko-katolicy. Ukraińscy esesmani i banderowcy to przecież postacie jednakowo nie do przyjęcia tak dla Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, jak i dla Kościoła katolickiego w Polsce.

Jednak UGKK obejmował tylko 15% ludności Ukrainy, głównie zachodnich obwodów. W środowisku prawosławnym nacjonaliści wprawdzie również występują, jednak nie w takiej ilości, jaka potrzebna jest Amerykanom. Pierwszym z prawosławnych hierarchów na Ukrainie, który zdecydował się na promowanie tez nacjonalistycznych – był przywódca UKP PK – Filaret. I dlatego, w ślad za przeniesieniem do Kijowa siedziby zwierzchnik UKGK, Światosława Szewczuka, nastąpiło uznanie przez Konstantynopol rozłamu UKP PK i UACP i wykorzystanie tego faktu jako kolejnego ataku antyrosyjskiej histerii, choć rola Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego w tej grze jest więcej niż pasywna.

Kanoniczne ukraińskie prawosławie i Rosyjską Cerkiew Prawosławną łączy tylko rozmowa poprzez modlitwę. Wszystkie majątkowe i administracyjne sprawy organizacyjne UKP PM załatwia sama, niezależnie. Ale rzecz w tym, że władzom w Kijowie i ich nadzorcom chodzi o przerwanie nawet i tego modlitewnego obcowania, aby między Rosją i Ukrainą nie było już żadnych kulturowo-cywilizacyjnych więzi. Wspominanie podczas nabożeństw rosyjskiego patriarchy Cyryla, obecność w jej świątyniach ikon świętych – z pochodzenia Rosjan itp. – pozwalało zachować duchowe powiązanie między Rosją i Ukrainą. Po rozpoczęciu wojny na Donbasie wielu duchownych UKP PM otwarcie poparło kijowski reżim. Błogosławili ukraińskich żołnierzy za wykonanie rozkazów prezydenta Poroszenki, potępiali wolę mieszkańców Krymu itp. Nie uratowało to jednak kanonicznej Cerkwi przed agresją ze strony Kijowa, a świątynie Patriarchatu Moskiewskiego na Ukrainie są regularnym celem ataków zgrai ukraińskich nacjonalistów, wykonujących polecenia kijowskich władz.

Inwazja na Polskę

Sytuacja religijna na Ukrainie jest także zagrożeniem dla Polski. Szef Polskiego Kościoła Prawosławnego, metropolita Sawa nie uznał ukraińskiej autokefalii, określając zwierzchnika nowego rozłamowego Kościoła, Epifaniusza – jako „osobę świecką”. Zrozumienia nie znalazła także niekanoniczna ukraińska autokefalia u innych Cerkwi: Bułgarskiej, Estońskiej i Białoruskiej. W rzeczywistości, Bartłomiej sam okazał się rozłamowcem, co odciśnie piętno na jego kontaktach z innymi Kościołami prawosławnymi. Decyzje dotyczące roskołu, podjęte 15. grudnia 2018 r. podczas „Ukraińskiego Soboru Zjednoczeniowego”, nie znalazły zrozumienia i wsparcia w prawosławnym świecie. O jednoczącym charakterze tego „soboru” nie może być mowy. Z grona przedstawicieli kanonicznego patriarchatu wzięły w nim udział tylko dwie osoby, bez odpowiedniej zgody swoich władz kościelnych. Metropolita Sawa wskazał wreszcie na przyszłe zagrożenia wynikające z decyzji Bartłomieja: w Polsce jest blisko trzy miliony Ukraińców i Epifaniusz może spróbować stworzyć swoje parafie na terenie Polski. Metropolita poinformował również, że dotarła do niego informacja o gotowości Prawego Sektora do zorganizowania wizyty Epifaniusza w Polsce. Czeka nas chaos” – podsumował metropolita Sawa.

 Na funkcję przywódcy wszystkich ukraińskich prawosławnych – Epifaniusza namaścili naziści z Prawego Sektora, a wspólnie – wykonują tylko polecenia Waszyngtonu, nie mając pod tym względem żadnej samodzielności. Amerykanie ich rękoma niszczą więc podstawy środowiska kulturowo-religijnego, widząc w nich przeszkodę dla realizacji swoich interesów geopolitycznych. Wszystkie inne kwestie, w tym także oczywiście bezpieczeństwo Polski – mają rzecz jasna znaczenie podrzędne dla USA.

Władysław Gulewicz, Ukraina

Click to rate this post!
[Total: 17 Average: 4.5]
Facebook

1 thoughts on “Gulewicz: Prawosławie i rozłam, czyli amerykański sabotaż”

  1. … smutne pisanie, elementarny brak merytorycznych argumentów, niezwykle tendencyjny tekst inspirowany przez wiadome źródła, oczywista i prymitywna manipulacja nawet nie warto komentować …

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *