Kingi Dunin hołd dla przymusu

Czyli – zdaniem Pani Kingi – im mniej podatków, tym mniej wspólnoty, a więcej egoistycznego indywidualizmu. I odwrotnie – im więcej podatków, tym więcej wspólnoty, a mniej egoistycznego indywidualizmu. Idąc w ślad za tym rozumowaniem – społeczność, w której podatki nie istnieją nie jest w ogóle wspólnotą, tylko zbiorem egoistycznych indywiduów. Za to społeczność, w której podatki są maksymalnie wysokie jest wspólnotą w najwyższym możliwym stopniu.

Podatki, oczywiście, są – przynajmniej „w takim świecie, jaki jest”, mówiąc słowami Pani Kingi – przymusowe. To nie dobrowolne składki, ofiary ani opłaty za usługi. Wszyscy wiemy, że jeśli ktoś nie chce płacić podatków, to grozi mu ściągnięcie ich pod przymusem, a dodatkowo kara. Może nawet trafić do więzienia.

Czyli – jak widać – tym, co konstytuuje wspólnotę w oczach Pani Kingi, jest przymus. Przymus w jego najpospolitszej formie groźby odwołującej się do zwykłej fizycznej przemocy: w tym przypadku komornika, policyjnych kajdanek i więziennych krat. Im więcej przymusu, tym więcej wspólnoty. Myśl, że wspólnota może opierać się na dobrowolnych relacjach międzyludzkich i dobrowolnie przyjmowanych wartościach wydaje się w ogóle nie przychodzić jej do głowy. Przeciwnie – wymieniane przez nią przykłady takich relacji i wartości, jak rynek czy „anachroniczna tradycja” nie tworzą według niej autentycznej wspólnoty, ograniczają „nasze możliwości rozwoju”. „Coraz większa sfera naszego życia, skolonizowana przez rynek, traci charakter moralny”, a „silne forsowanie tradycyjnych wzorów stanowi poważną barierę na drodze do stworzenia autentycznych wspólnot”.

Trzymając się konsekwentnie założenia, że przymus – w postaci podatków – tworzy wspólnotę, a rynek odbiera życiu moralny charakter, trzeba dojść do wniosku, że autentyczną wspólnotą rodzinną (która wg Pani Kingi powinna być, oczywiście, grupą „ludzi połączonych moralnymi relacjami”) jest taka, w której na przykład mąż i ojciec pod groźbą pobicia odbiera żonie i dzieciom część, a jeszcze lepiej całość zarobków, wydając je następnie po to, by w rodzinie „było ładniej, bezpieczniej, czyściej, zdrowiej”. Natomiast rodzina, w której mąż, żona i dzieci po wzajemnych targach dobrowolnie uzgadniają domowy budżet i zrzucają się na wspólne potrzeby, zostawiając sobie jak najwięcej na różne niezdrowe i niebezpieczne przyjemności nie jest w ogóle wspólnotą, ale grupą egoistycznych indywiduów. Czy tak Pani uważa, Pani Kingo?

A jeśli jednak nie, to dlaczego?

http://sierp.libertarianizm.pl/?p=716

a. me.

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *