Zakończyła się manifestacja w obronie Telewizji Trwam. Pod Kancelarią Premiera przemówił Jarosław Kaczyński. Przemówił w stylu iście ZChNowskim. Takim, o którym na początku lat 90-tych mówił, że jest najkrótszą drogą do dechrystianizacji Polski.
Jak ocenić to wystąpienie? Jakie wnioski z niego – i całej tej manifestacji – płyną dziś dla polskiego Kościoła? Interpretacje mogą być trzy. Dwie w miarę pozytywne i jedna negatywna. Osobiście, niestety uważam tą ostatnią za najbardziej prawdopodobną. Jakie one są?
Pierwsza jest więc taka, że z racji wieku i tragicznych wydarzeń ostatnich lat Jarosław Kaczyński przeszedł osobistą przemianę. Że postulaty społeczne, których zgłaszanie przed 20 laty uznawał za prostą drogę do laicyzacji polskiego życia społecznego, dziś szczerze i autentycznie uznaje za własne. Że chce ich bronić. Doświadczenie prezydenckiej kampanii roku 2010 każe mi jednak taką wersję odrzucić.
Druga jest taka, że Jarosław Kaczyński postulaty te przyjmuje za własne funkcjonalnie. Na zasadzie: nie wygramy wyborów bez wsparcia kolejarzy więc postulaty kolejarskie uznajemy za własne. Nie zgadzamy się z nimi, nie rozumiemy ich, ale jesteśmy gotowi – dla politycznych korzyści – trwale je popierać. Argumentację taką w roku 2001 przedstawiał Marek Jurek przekonując w ten sposób niechętnych byłemu PC działaczy ZChN do współpracy z PiS. Jak wyglądało to później w praktyce? Marek Jurek jest tu najlepszym exemplum tejże praktyki. Czy coś się w tej sprawie zmieniło? Nie wiem. Trzeba by zapytać o to samego Marka Jurka.
Jest wreszcie interpretacja trzecia. Negatywna. Że oto Jarosław Kaczyński na trwale uczynił z dużej grupy aktywnych, polskich katolików propagandową tubę swych politycznych postulatów. Że środowiska te staną teraz na każde jego wezwanie. A wezwania te będą dotyczyły postulatów stricte politycznych, a nie chrześcijańskich i społecznych. Kazanie biskupa Dydycza przed rozpoczęciem marszu, gdzie to ni z przysłowiowej gruszki ni z pietruszki pojawił się biblijny cytat o prawie i sprawiedliwości jest właśnie najlepszym dowodem na tę trzecią, negatywną tendencję. Symbolem tego było też proste zestawienie liczby podpisów pod społecznymi inicjatywami: za obroną życia 600 tysięcy, w obronie TV Trwam – 2 miliony. Tak negatywnie rysuje mi się niestety krajobraz po tym marszu,
Acha. I jeszcze jedno. Ten marsz nie skończył się dobrze dla Solidarnej Polski. Bo jeśli Zbigniew Ziobro naprawdę chce wracać, to na chrześcijańskie miłosierdzie Prezesa nie ma co liczyć. To będzie egzekucja, tyle że – by zacytować znane wystąpienie Antoniego Macierewicza o wojnie Polski z Rosją – odłożona w czasie.
Jan Filip Libicki
www.facebook.com/flibicki
aw
@Autor: Czego się PO tak na prawdę bardziej boi: PiSu czy o. Rydzyka? Bo mam wrażenie, ze jednak bardziej się boicie RM – przy wszystkich swoich wadach, pro-PiS-owskim skrzywieniu etc., etc. – jedynego medium które odważa sie mieć inne zdanie niz pozostałe, „salonowe”, ośrodki? Dlatego pewnie te 2 mln vs. 600 tys. wywołuje taka Judaszową troskę – że niby o obronę zycia tak sie ludzie mało troszczą. Powiem tak: obawiam sie, że bez RM niespecjalnie bedzie nawet gdzie usłyszeć o obronie zycia.
PO drży ze strachu. Bójcie się, bo wasz koniec jest bliski! Nie da się w nieskończoność okłamywać narodu.
Problem w tym, że zarówno PO, jak i PiS są tylko innymi łbami okrągłostołowej hydry. Trzeba tej bestii odrąbać WSZYSTKIE łby.