Łagowska: Braterstwo polsko-ukraińskie (cz. I): racja stanu czy zaślepienie?

 

Po zwycięstwie rewolucji na Majdanie kijowskim minęło trzy lata. Wówczas prawie nikt nie był w stanie przewidzieć, jak potoczą się dalsze wydarzenia na Ukrainie, wielu jednak wyrażało nadzieję, że po obaleniu przestępczej władzy prezydenta Wiktora Janukowycza i ostatecznym zrzuceniu poradzieckiego jarzma wpływów Rosji Ukraińcy wreszcie zaczną odbudowywać kraj według wzorców europejskich.

Oficjalnie Polska zajmuje stanowisko gorącego poplecznika Ukrainy, a media publiczne nieustannie opowiadają o wielkiej przyjaźni polsko-ukraińskiej, nie zważając na to, że nie wszyscy Polacy są entuzjastami tego spoufalania się. Przekonanie, że koniecznie należy bronić Ukrainę przed Rosją, tak głęboko się zakorzeniło, że zasłania przerażającą rzeczywistość wciąż pogorszającego się kryzysu na Ukrainie.

By zrozumieć obecną sytuację, warto przypomnieć jesień 2013 r., kiedy brak zgody Janukowycza na podpisanie umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską spowodował  protest na Majdanie kijowskim. Na początku głównymi jego uczestnikami byli studenci stolicznych uczelni, później na Majdan przyjechało sporo osób z innych (głównie zachodnich „proeuropejskich”) regionów Ukrainy. „Spontaniczny zryw ludzi do walki o wolność” wymagał dość złożonej organizacji: transport, zakwaterowanie (w hotelach i namiotach), opał, wyżywienie, toalety przenośne Toi Toi, a także scena wraz ze sprzętem technicznym      i oświetleniem. Później pojawiła się dodatkowa potrzeba w lekach i ciepłych ubraniach[1]. Na Majdanie nie brakowało ideowych rewolucjonistów-patriotów, święcie przekonanych, że tylko obalenie „złoczynnej bandy” Janukowycza da szansę Ukraińcom na lepsze życie.

Warto też przypomnieć, że największy tłum na Majdanie zebrał się dopiero   30 listopada 2013 r. na skutek brutalnego pobicia studentów. Zajście to niezwłocznie pokazano na kanale telewizyjnym Inter, którego reporterzy dziwnym trafem znaleźli się na miejscu wydarzenia o godzinie czwartej nad ranem. Zgromadzenie protestujących domagało się ukarania sprawców, jednak bezskutecznie. Później Janukowycz „na uchodźstwie” oznajmił, że w organizacji tej akcji podejrzewa byłego przewodniczącego kancelarii prezydenta, znanego ukraińskiego oligarchę Siergieja Lowoczkina. Ten fakt może wskazywać na to, że w organizacji przewrotu państwowego, zwanego też „rewolucją godności”, brali udział oligarchowie ukraińscy.

Rządy janukowyczowskiej Partii Regionów znacznie pogłębiły wszechogarniającą od lat korupcję, doprowadzając do wielkiego upadku wszystkich sfer życia publicznego. Niepohamowany gniew ludu wybuchnął z wielką siłą, rewolucję poparli również przedstawiciele inteligencji ukraińskiej, nie zważając na brak liderów oraz jakiegokolwiek precyzyjnego programu odbudowy państwa. W mediach rozpropagowywano wówczas obraz bezbronnych pokojowych manifestantów, bitych, a nawet mordowanych przez Berkut, porywanych i torturowanych. Entuzjaści Majdanu wyrażali skrajne oburzenie słabym zaangażowaniem społeczności międzynarodowej w tragedię prześladowanych rewolucjonistów.

W Polsce ukraińska „rewolucja godności” znalazła najgorętszych sprzymierzeńców, gdyż kojarzyła się z walką o wyzwolenie spod jarzma rosyjskiego, a Rosja, wiadomo, od zawsze była jednym z głównych ciemiężycieli narodu polskiego. Wyrazem entuzjastycznego poparcia Ukrainy były m.in. wypowiedzi polskich polityków[2], reakcja mediów[3] oraz protesty pod rosyjską ambasadą „przeciwko rosyjskiej interwencji na Ukrainie” w różnych miastach Polski.

Po zwycięstwie „rewolucji godności”, decydującej według jej zwolenników o europejskim „wektorze rozwoju” Ukrainy, minęło 3 lata. Trudno byłoby się spodziewać istotnego polepszenia sytuacji w tak krótkim czasie, jednak zachodni „wektor rozwoju” mógłby być bardziej lub mniej widoczny. Obecny stan Ukrainy niestety nie daje wiele powodów do optymizmu.

Niedługo po aneksji Krymu przez Rosję w marcu 2014 r. w obwodzie ługańskim i donieckim powstały dwie republiki ludowe – Doniecka (DRL) i Ługańska (ŁRL), które w maju tego roku proklamowały konfederację w Federacyjną Republikę Noworosji.  Od trzech lat na Donbasie toczy się wojna hybrydowa, która na Ukrainie nosi nazwę ATO – antyterrorystycznej operacji. Kim są terroryści, których należy za wszelką cenę unicestwić? To przede wszystkim mieszkańcy wschodniej części Ukrainy. Na czym polega ich niewybaczalna wina? Od wielu lat domagają się oni statusu języka rosyjskiego jako państwowego, podczas „rewolucji godności” nie dostrzegli bohaterstwa w rzucaniu kamieniami i „koktajlami Mołotowa” w milicjantów, na żadnych warunkach nie akceptują ani nowej „proeuropejskiej” władzy, (nazywając ją juntą), ani proklamowanej przez tę władzę nacjonalistycznej ideologii z kultem bohaterów OUN-UPA.

W Polsce powszechnie uważa się, że wojna na Donbasie wybuchła w wyniku separatyzmu – dążenia prorosyjskich mieszkańców wschodu do oddzielenia się od Ukrainy     i przyłączenia się do Rosji. Media publiczne tłumaczą: „dali się oni uwieść rosyjskiej propagandzie, która obiecuje im dostatek i straszy, że z Kijowa nadejdą faszyści”[4].  W rzeczywistości samozwańcze republiki DNR i LNR domagały się federalizacji kraju  i nadania im „szczególnego statusu” w obrębie Ukrainy. Wtedy Donieck i Ługańsk zyskałyby dużą autonomię od rządu centralnego. Prezydent Petro Poroszenko definitywnie wyklucza możliwość decentralizacji kraju, nazywając federalizację „infekcją obcego mocarstwa”,  która stanowi zagrożenie dla jedności Ukrainy[5].

Konflikt na Donbasie pochłonął ponad osiem tysięcy ofiar, dokładna liczba zabitych nie jest znana. Cały czas, zgodnie z podpisanym w Mińsku porozumieniem, zobowiązuje zawieszenie broni, jednak obie strony wciąż oskarżają się nawzajem o łamanie tych postanowień. Polskie społeczeństwo w większości jest przekonane, że  Rosja napadła zbrojnie na Ukrainę i na wszelkie możliwe sposoby wspiera swoich separatystów (m.in. dostarczając nowoczesną broń), a ingerencja obcego mocarstwa w sprawy wewnętrzne suwerennego kraju jest niedopuszczalna. Przy tym powściągliwa postawa państw Unii Europejskiej i USA w kwestii konfliktu na Ukrainie u wielu Polaków budzi niesmak, gdyż nie kwapią się one wesprzeć militarnie „zaatakowanego przez Rosję” kraju[6].

Pozostaje jednak pytanie, czy byłoby możliwe zwycięstwo „rewolucji godności”, gdyby nie aktywne poparcie jej innych krajów? Politycy i działacze społeczni z różnych państw przemawiali na Majdanie, spotykali się z ukraińską opozycją i konsultowali się z ówczesną władzą[7]. Parlament Europejski i Senat Stanów Zjednoczonych zatwierdziły wówczas kilka rezolucji w związku z Ukrainą.

Motywy etyczne ingerencji państw UE, USA i Kanady w sprawy wewnętrzne Ukrainy budzą wiele wątpliwości. Czyż uzasadnione jest oskarżenie Rosji ze strony ukraińskiej władzy o pomoc militarną w wojnie na Donbasie przy jednoczesnym żądaniu tej samej pomocy od zachodnich mocarstw? Przekonujący może się wydać argument naruszenia przez Rosję nietykalności granic suwerennego państwa, warto jednak uwzględnić fakt, że pomoc krajów UE   i USA była nieodzowną koniecznością dla objęcia władzy przez obecny ukraiński rząd. Warto też wziąć pod uwagę, że wojna oficjalnie nie była wypowiedziana, stosunki dyplomatyczne między Rosją a Ukrainą nie zostały zerwane, a słodycze koncernu Roshen, należącego do prezydenta Poroszenki, nie tylko są sprzedawane w rosyjskich sklepach, ale również produkowane w rosyjskim mieście Lipieck.

Polska była pierwszym krajem na świecie, który uznał proklamowaną w 1991 r. niepodległość Ukrainy. W dużym stopniu przyczyniła się temu postawa Jerzego Giedroycia, który na łamach swego słynnego pisma „Kultura” przez wiele lat przekonywał Polaków o tym, że „bez niepodległej Ukrainy nie ma niepodległej Polski”. Doktrynę Giedroycia można uznać za główną podstawę ostentacyjnego poparcia Ukrainy przez Polskę, której dowodem jest m.in. wizyta prezydenta Andrzeja Dudy do Kijowa. Podczas tej wizyty „zgodnie z polska racją stanu” niewypłacalnej Ukrainie udzielono kredytu w wysokości czterech miliardów złotych, zapewniono w dalszych żądaniach przedłużenia sankcji unijnych wobec Rosji, zapowiedziano poparcie dla udziału Ukrainy w warszawskim szczycie NATO w 2016 roku.

Gorące zaangażowanie polskiego establishmentu po stronie nowego ukraińskiego rządu nie zawsze znajduje pozytywny odzew w polskim społeczeństwie. Elity rządzące bezkrytycznie akceptują fakt, że tożsamość narodowo-polityczna Ukraińców obecnie budowana jest na tradycji nacjonalistyczno-banderowskiej i dokładnie taką Ukrainę Polska uznaje za swojego najważniejszego partnera politycznego na wschodzie[8]. Wielu obywateli polskich na skutek wmawiania im obowiązku bezwzględnego „stania po stronie Ukrainy” czują dezaprobatę i niesmak, o czym jednak w oficjalnych mediach wspominać „nie wypada”. 

Aleksandra Łagowska

 

[1] Zbiórki darów dla walczących Ukraińców, czyli „akcje poparcia wolnej Ukrainy” odbywały się na terenie całej Polski pod hasłami: „Ruszamy z pomocą Majdanowi!”, „Zbiórka dla Majdanu, dla przyjaciół z Ukrainy!”.

[2] Europoseł Paweł Zalewski na kanale TVN powiedział, że „snajperzy działali z ramienia Putina” (TVN 24, 26 stycznia). Przypomnę, że 18-19 lutego 2014r. na Majdanie kijowskim od strzałów snajpera zginęło 40 osób      (29 manifestantów i 11 milicjantów). Do dziś dnia nie udowodniono udziału w organizacji tej akcji ani Janukowycza, ani agentów innych państw: Rosjan, Polaków, czy Gruzinów, choć takie insynuacje też miały miejsce.  2 kwietnia 2014 r. były prezydent Ukrainy w wywiadzie, którego udzielił międzynarodowym mediom, zaznaczył, że nie wydawał rozkazu rozpędzenia demonstrantów, a strzelano z budynków zajętych   i kontrolowanych przez opozycję.

[3] W telewizji, prasie, radiu i Internecie podziwiano i wychwalano niebywały heroizm walczących o wolność Ukraińców, definitywnie potępiając przy tym „inspirujący morderstwa w Kijowie” Kreml.

[4]

Noch Jakub, FAQ Wojna na Ukrainie. Kiedy to się właściwie zaczęło, o co toczy się ten konflikt i czy przyjdzie do Polski? http://natemat.pl/134003,faq-wojna-na-ukrainie-kiedy-to-sie-wlasciwie-zaczelo-o-co-toczy-sie-ten-konflikt-i-czy-przyjdzie-do-polski

[5] Arlak Sylwia Ukraina. Petro Poroszenko: Jestem gotów przeprowadzić referendum w sprawie federalizacji państwa  http://www.polskatimes.pl/artykul/3813827,ukraina-petro-poroszenko-jestem-gotow-przeprowadzic-referendum-w-sprawie-federalizacji-panstwa,id,t.html

[6] Szkolenia armii ukraińskiej przez instruktorów Polski i USA wojskowi ukraińscy oceniają jako mało pomocne, nieprzydatne w warunkach rzeczywistej wojny na Ukrainie. O tym, że protesty na Majdanie zorganizowały USA, a sponsorowała UE dużo pisały media rosyjskie. Szczególną popularność zyskały zdjęcia, na których asystent sekretarza w amerykańskim Departamencie Stanu Victoria Nuland wraz z posłem USA na Ukrainie Geoffrey Pyattem podczas protestu na Majdanie kijowskim rozdają demonstrantom kanapki i ciasteczka.

[7] Warto wymienić m.in.: przewodniczącą Sejmu Republiki Litewskiej Lorettę Graużyniene, niemieckiego ministra spraw zagranicznych Guido Westerwelle, amerykańskich senatorów Jochna McCaina i Christophera Murphy. Nie zabrakło też delegatów ze strony Polski – byli nimi m.in. ówczesny prezydent Bronisław Komorowski, prezes partii Prawo i Sprawiedliwość Jarosław Kaczyński i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski.

[8] 4 kwietnia 2015 r. parlament Ukrainy po entuzjastycznym przemówieniu polskiego prezydenta Bronisława Komorowskiego przyjął ustawę, nadającą status prawny uczestnikom walk o niepodległość kraju w XX wieku, w tym członków Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Projekt ustawy wniósł syn komendanta UPA Jurij Szuchewycz. Według ustawy wszyscy, którzy okazywaliby lekceważenie kombatantom i podważali celowość ich walki, podlegają karze. To oznacza, że w świetle nowego ukraińskiego prawa jakiekolwiek zaprzeczanie informacjom podawanym przez stronę rządową uznane jest za przestępstwo.

 

Click to rate this post!
[Total: 0 Average: 0]
Facebook

1 thoughts on “Łagowska: Braterstwo polsko-ukraińskie (cz. I): racja stanu czy zaślepienie?”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *