Nie jest pewne, czy mistrzostwa świata w piłce nożnej odbędą się w Rosji w 2018 r. Olbrzymie koszty przygotowania imprezy powinny przy tej niepewności skłonić Rosjan do zrezygnowania z roli gospodarzy tego światowego zawracania głowy nogami. Zdaje się jednak, że na Kremlu znowu zwycięży kosztowny optymizm. Wygląda na to, że nie wyciągnięto wniosków z olimpiady w Soczi, która zamiast zwiększyć pozytywne zainteresowanie Rosją na szerokim świecie, jak się należało spodziewać, dała mediom zachodnim okazję do złośliwych komentarzy i przemilczeń, w czym, co łatwo było przewidzieć, nadgorliwością wykazały się media polskie. Jednoznacznym ostrzeżeniem było również niedopuszczenie rosyjskich lekkoatletów do olimpiady w Brazylii.
Może 10, a może mniej lat temu Zbigniew Brzeziński, rozważając możliwe sankcje przeciw Rosji, zalecał m.in. niedopuszczanie jej reprezentacji do wielkich międzynarodowych igrzysk sportowych. Histeria antydopingowa bardzo ułatwia stosowanie takiej sankcji.
Przez kilkadziesiąt lat Rosją rządzili skrajni pesymiści; byli nieufni wobec świata i samej Rosji również. Wprawdzie ich ideologia była optymistyczna, jeśli chodzi o daleką przyszłość (wieścili nieuchronny szczęśliwy koniec historii), teraźniejszość jednakże pełna była w ich głębokim przekonaniu zasadzek, wrogich sił jawnych i jeszcze groźniejszych ukrytych, co zmuszało do nieustannego dozbrajania się, szukania szpiegów i wysyłania swoich do wszystkich ważnych i nieważnych miejsc na świecie. Zarazem obok i wbrew tej paranoi zyskiwało na znaczeniu normalne życie społeczne, które w końcu znalazło swoich wyrazicieli w kręgu władzy najwyższej. Michaił Gorbaczow przestawił władzę najwyższą na tor optymizmu, jakiego świat nie widział. Przestał się bać Zachodu i oczekiwał, że Rosja, odrzucając komunizm na rzecz „ogólnoludzkiego humanizmu”, wyjdzie z wieloletniej wrogiej konfrontacji jako moralny zwycięzca, na co Zachód odpowie przyjaźnią. Jego następca myślał podobnie, prozachodnim optymistą był także Władimir Putin w początkowym okresie swego urzędowania. Zdaje się, że optymistą jest on nadal, lecz już nie bezwarunkowo prozachodnim.
Zachód nie odpowiedział przyjaźnią na gorbaczowowski humanizm i pacyfizm. Widząc, że Rosja bez komunizmu stała się słabsza, a nawet bardzo słaba, zaczął ją traktować odpowiednio do tego, czym się stała. Słabo broniona forteca zachęca do oblężeń i szturmów. Rosja rozumie tylko argument siły – powtarzają automaty dziennikarskie w Polsce i na Zachodzie. Otóż Rosja nie zawsze, natomiast człowiek jako gatunek biologiczny zawsze. Optymizm rosyjski zdaje się być obarczony niedocenianiem siły przeciwnika i zbytnią pewnością siebie.
Stany Zjednoczone za główny cel swojej polityki uznały niedopuszczenie do tego, aby Rosja znowu stała się mocarstwem światowym. Nie była to reakcja na politykę „dyktatora” Putina, strategia ta została przyjęta już rok po rozpadzie ZSRR. „New York Times” tak oto relacjonował stanowisko Pentagonu w roku 1992: „Naszym pierwszym celem jest zapobieżenie pojawieniu się nowego rywala, wszystko jedno, czy to na terenie byłego Związku Radzieckiego, czy gdziekolwiek indziej, który stanowiłby zagrożenie tego rodzaju, jakie dawniej wychodziło od Związku Radzieckiego” (cytuję za: Peter Bender, „Ameryka. Nowy Rzym”, s. 192-193). Kolejne rządy amerykańskie pod tym kątem obserwują Rosję i długo nie czekając, uznały, że pod prezydenturą Władimira Putina Rosja przekroczyła ograniczenia, w ramach których wolno jej istnieć. Mitt Romney, republikański kandydat na prezydenta USA, ogłosił, że „Rosja jest głównym wrogiem”; pogląd ten ma silne oparcie w amerykańskiej „klasie imperialnej” (termin wprowadzony przez Roberta D. Kaplana), która nie będąc wprost władzą, określa horyzonty ideologiczne władzy, wywiera przeważający wpływ na „wojnę informacyjną” i znaczny na przekonania obiegowe. Ta klasa w przeszłości nieraz mitygująco oddziaływała na agresywne dążenia Waszyngtonu, obecnie pobudza – nie cała oczywiście – nastroje antyrosyjskie w establishmencie. Z tych kręgów pochodzą impulsy, niekiedy wprost programy piarowskie urabiające odrażający wizerunek „Rosji Putina”. Rządy Stanów Zjednoczonych nie zamierzają prowadzić wojny z Rosją w dosłownym sensie, ale z wielką determinacją starają się osłabić ją gospodarczo. Temu służą sankcje, embarga, starania o to, aby eksport surowców, zwłaszcza gazu, nie przyniósł Rosji zbyt dużych korzyści. W tym celu Ameryka, a pod jej wpływem czy naciskiem także Unia Europejska znoszą wolność handlu międzynarodowego, która skądinąd wchodzi w pakiet ideologiczny – razem z demokracją i prawami człowieka – proponowany, a nawet narzucany innym narodom. Amerykanie nie chcą zniszczyć Rosji, lecz tylko ją zdemokratyzować, i nie stawiają pod tym względem zbyt wygórowanych wymagań – nie chodzi o demokrację w stylu brytyjskim czy niemieckim. Waszyngton, Londyn, Berlin zadowolą się, jeśli będzie to demokracja w stylu ukraińskim. Jak wiadomo, w Polsce i na Zachodzie Ukraina jest krajem demokratycznym, a Rosja nie jest. Rosja jest imperialna, na co dowodem jest Anschluss rosyjskiego Krymu i wspomaganie rosyjskich separatystów w Donbasie. Przyłączenie Krymu charakteryzuje Rosję, ale danie Ukrainie niepodległości Rosji nie charakteryzuje.
Można się zastanawiać, czy optymizm Putina wyostrza jego widzenie spraw międzynarodowych, czy je zamąca. Stosunki z Niemcami nie potwierdzają nadziei, jaka mu przyświecała, gdy przejmował władzę prezydencką. Niemcy są krajem najstaranniej obserwowanym przez Amerykę i nie zawsze biernie. Poza tym mają własne, historyczne porachunki z Rosją i nie wiadomo, w jaki sposób one się ujawnią i kiedy. Władimir Putin otrzymał dotkliwe lekcje pesymizmu, jednak wiele w nim zostało z optymisty. Pesymista mówi: nie drażnić dzikich zwierząt, nie wywoływać wilka z lasu, a optymista – dlaczego nie spróbować?
Bronisław Łagowski
za: https://www.tygodnikprzeglad.pl/pesymizm-optymizm-kremlu/
1 thoughts on “Łagowski: Pesymizm i optymizm na Kremlu”