Jeśli w pojęciu Ojczyzny nie ma miejsca na świątynie i groby, jeśli staje się ona sumą interesów, wówczas patriotyzm jest hańbą.
Nicolás Gómez Dávila
Wymowa śmierci śp. Andrzeja Leppera nie stanowi punktu zwrotnego w refleksji nad kondycją dyskursu politycznego w Polsce. Na podstawie tego, co sugerują jego współpracownicy i zaufane osoby domniemające przyczyn takiego kroku ze strony przewodniczącego Samoobrony – samobójstwo polityka ma związek z niemożnością poradzenia sobie przezeń z problemami politycznymi, pozostałościami dusznej atmosfery koalicji PiS – Samoobrona – LPR i ciążącego na prezesie partii odium afer „gruntowej” i „rozporkowej”. Od dawna było wiadomo, że gmach polskiej polityki jest konstrukcją w znaczącym stopniu pochłoniętą przez rdzę korupcji, niekompetencji i nepotyzmu. Nie stanowi ona novum w dziedzinie tego, co pozamainstreamowi obserwatorzy mogli zauważyć już ładnych parę lat temu. Pozamainstreamowi, gdyż ci związani z salonowymi mediami wydają się wciąż nie uświadamiać sobie rzeczywistej natury stosunków politycznych III Rzeczypospolitej, sprawiając wrażenie zahibernowanych pod wieczną zmarzliną roku 1989. Karmieni fantastyczną papką o pokojowym przejściu od dyktatury do demokracji i bezkrwawym oddaniu władzy przez komunistów trwają wysoce zadowoleni, że przyszło im żyć w najlepszym ustroju, jaki człowiek kiedykolwiek wymyślił, szczerze wierząc w oficjalną wersję wydarzeń. Wydaje się, że ich ani tekst ten, ani najbardziej sugestywny nawet obraz coraz bardziej pogrążającej się w normatywnej próżni przestrzeni publicznej nad Wisłą przekonać nie jest w stanie. Raz uwierzywszy w dobrodziejstwo losu w postaci życia pod szczęśliwą gwiazdą III Rzeczypospolitej, zmieniać już niczego nie chcą i nie potrafią. Magdalenka i Okrągły Stół to dla nich symbole stanowiące integralną część ich własnej tożsamości.
Gwoli wyjaśnienia pragnę zaznaczyć, iż daleki jestem od politycznych sympatii do śp. Andrzeja Leppera, nie zamierzam również pisać apoteozy jego politycznej drogi. Nie jest moją intencją gloryfikacja metody ani poglądów wyznawanych przez byłego wicepremiera. W zasadzie jakiś czas temu porzuciłem pisanie o bieżącej polityce, stanowiącej – w moim odczuciu – materię nieciekawą i wysoce nieprzyzwoitą. Tekst ten potraktować można jako potwierdzający regułę wyjątek, a zarazem swego rodzaju protest song przeciwko temu, co przedstawia liberalna demokracja w naszym kraju. Dzisiejsze wydarzenie stanowi dla mnie potwierdzenie przekonania, iż przestrzeń polityczna, jak próchniejący drewniany dom zbudowany na podmokłym terenie ( czy raczej na ruchomych piaskach norm moralnych ), znajduje się w stanie daleko posuniętego rozkładu, a z roku na rok obserwujemy nasilającą się dekadencję kondycji moralnej demokratycznego półświatka. Jesteśmy świadkami zjawiska triumfu antywartości i procesu degrengolady, którego metodami parlamentarnymi powstrzymać się już nie da. Niniwa zburzoną być musi. I zostanie.
Bliższe wniknięcie w rzeczywistość polityczną ujawnia obraz, który nie napawa optymizmem. Ci, którym z racji pełnionych funkcji ( posła, senatora, członka sejmiku, radnego ) dane było sięgnąć ad fontes, dają świadectwo istnienia sieci wielorakich powiązań świata polityki i biznesu, wzajemnych zależności politycznych i personalnych. Do rozpuku śmieją się z ideowców, którym jeszcze o coś w tej polityce chodzi. Oni wiedzą, że mają za sobą aparat państwowy, który nie pozwoli im zginąć w trudnych czasach, a w razie niezdobycia mandatu parlamentarzysty – zapewni miejsce w radzie nadzorczej czy lukratywne stanowisko w przedsiębiorstwie biznesowego mecenasa. Wraz z kolejnym szczeblem partyjnej kariery, kolejnym bankietem wśród zaprzyjaźnionych lobbystów gdzieś z wolna rozmyciu ulega przywiązanie do wyznawanej idei, chęć obrony słuszności twierdzeń, z którymi szło się do wyborów i które głosiło w kampanii wyborczej. Ot, polityczna rzeczywistość w pigułce. W demokracji pięknych haseł nie brakuje – wydałoby się, że dżentelmeni zebrani w sejmowych ławach i zgromadzeni tam z łaski narodu nie zasypiają gruszek w popiele, by ułatwić obywatelom egzystencję we wspólnej Ojczyźnie. Zaś ta część społeczeństwa, która scenę polityczną obserwuje z oddalenia, z pewnej perspektywy, siłą rzeczy skazana jest na pośrednictwo mediów. To one w głównej mierze ( oprócz oczywiście politycznych i wojskowych projektantów ustrojowej transformacji ) odpowiedzialne są za wykreowanie mitu III Rzeczypospolitej. Mitu, którego pośrednią ofiarą stał się Andrzej Lepper. Mit zaś ma to do siebie, że składają się nań półprawdy i przekonania akurat uważane za słuszne i wiarygodne.
Wzniesiemy nową arkę – katolicką, klasyczną, hierarchiczną, ludzką, w której idee nie będą już nigdy słowami rzucanymi na wiatr, instytucje bezkształtnym oszustwem, prawa rozbojem, a służby administracyjne złodziejstwem i marnotrawstwem; gdzie zmartwychwstaną – jeśli zasłużą na odrodzenie – małe republiki zwieńczone królestwem, a nad wszystkim wznosić się będzie papiestwo – pisał w swym liście do Piotra Boutanga Charles Maurras ( 1951 ). Wyznanie to stanowi swego rodzaju ideologiczne credo, aksjologiczny fundament, na którym możliwe byłoby zbudowanie struktur państwowych. Każda państwowość potrzebuje swego mitu założycielskiego – tragiczny paradoks naszego kraju, w którym przez ostatnie ponad 200 lat poziom wierności rozmaitym ideom i zaangażowania się w ich realizację bez wątpienia stawiał Polskę w europejskiej czołówce, polega na braku filozoficzno – moralnych podwalin, jakie winny być położone przy wznoszeniu gmachu III Rzeczypospolitej. Przy jego wznoszeniu zapomniano o wartościach wywodzonych z Dekalogu i katolickiej nauce o państwie.
Gómez Dávila jako pierwszy komponent budowanej konstrukcji państwowej wymienia katolicki charakter tegoż przedsięwzięcia. Nie sposób nie przyznać mu racji – państwo indyferentne religijnie stanowi bezpośrednie zagrożenie dla poziomu zaangażowania w sprawy eschatologiczne i praktyki religijne swoich obywateli. Wydaje się, że casus ten w pełni zaistniał w III Rzeczypospolitej. Czymże innym jak brakiem przekonania o obiektywnym istnieniu Boga i prawdziwości nauki Kościoła katolickiego jest zawarta w konstytucji formuła autorstwa Tadeusza Mazowieckiego, traktująca o aksjologicznym fundamencie państwa polskiego: zarówno wierzący w Boga, będącego źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna, jak i nie podzielający tej wiary, a te uniwersalne wartości wywodzący z innych źródeł . Pomijając gnostycki charakter tej konstatacji, nie ma ona z pewnością charakteru stricte katolickiego, a tylko takiego zobowiązany jest żądać polityk odwołujący się do katolickiej nauki o państwie. Również z logicznego punktu widzenia zapis konstytucji budzić może zastrzeżenia: jeśli Bóg jest źródłem Prawdy ( tej Prawdy przez duże „P”, mającej charakter ontologiczny i istniejącej obiektywnie ), to niemożliwe jest wywodzenie jej z innych koncepcji filozoficzno – moralnych, a tym bardziej – teologicznych. Polityk – katolik na powyższe posunięcia swego imprimatur udzielać nie powinien. Nie całkiem pewna wydaje się wiara autorów preambuły w istnienie Prawdy katolickiej – duch tego tekstu zdaje się wskazywać raczej na oświeceniowe uniwersalne wartości humanistyczne wspólne całej ludzkości niż Prawdę, którą jest Chrystus.
Państwo polskie, mimo prawowierności dużej części społeczeństwa i integralnym zrośnięciu tradycji katolickiej z kulturą polską i dziejami narodu, nie ma charakteru katolickiego. Nie zmieni tego odwołanie do Boga w tekście Ustawy Zasadniczej ani krzyż wiszący w sali Sejmu. Religia katolicka nie cieszy się w Polsce statusem wyznania uprzywilejowanego, głowa państwa nie musi być w doktrynalnej jedności z Rzymem. Przede wszystkich duch ustaw i stanowionych praw nie jest katolicki – brak pełnej ochrony życia, zakazu praktyki in vitro, biskupi nie są wirylistami w Senacie. Szkolnictwem, niegdyś znajdującym się w rękach Kościoła, zawładnęło dziś zbiurokratyzowane i uprawiające kult europeizmu państwo o wyraźnie libertyńskim i sekularnym nastawieniu. Dziś w sposób szczególny akcentuje się tolerancję dla fałszywych religii, kultywuje postawę wielowyznaniowości i neutralności państwa, która jest de facto aprobatą ateizmu. Do czego prowadzi zrzeczenie się przez państwo roli arbitra dającego świadectwo znaczenia religii w życiu zbiorowości? Pisze o tym abp Marcel Lefebvre w swej pracy Kościół przesiąknięty modernizmem: Dalszym nieuchronnym skutkiem (neutralności państwa.) jest niemoralność, ponieważ wszystkie owe religie posiadają moralność inną aniżeli moralność Kościoła: poligamię, rozwód oraz inne praktyki, sprzeczne z katolickim małżeństwem. Protestantyzm, buddyzm etc., są religiami niemoralnymi, a ich niemoralność przenika w końcu do środowiska katolików. Dlatego też katolickie państwa stawiały sobie jako obowiązek uniemożliwienia tego katolikom . Państwo, które nie daje swym obywatelom apostolskiego przykładu, skazane jest na nędzę indyferentyzmu i staczanie się w próżnię bezwyznaniowości, która w dłuższej perspektywie czasowej grozi uzyskaniem przez inną religię prymarnego charakteru w społeczeństwie.
Czy państwo polskie propaguje wzorce i rozwiązania filozoficzno – systemowe, które można by określić mianem klasycznych? Ciężko o tego typu stwierdzenie. Brak w Polsce upowszechnionej wiedzy na temat kultury i dorobku antyku, stanowiącego wszakże fundament cywilizacji zachodniej. A przecież właśnie rzymsko – grecka i katolicka jest od wieków kultura naszego regionu. To także owa łacińskość ( latinité ) stanowi od momentu Chrztu Polski jeden z filarów, dziś już nieco zapomnianych, dawnego Christianitas. Klasyczny charakter wiązałby się także z autentycznym, a nie tylko deklaratywnym, zakorzenieniem prawa polskiego w tradycji rzymskiej i czerpaniu przezeń wzorców z lex Romana. A jakże tu mówić o szacunku dla prawa rzymskiego w naszym kraju, skoro notorycznie łamane jest w Polsce święte prawo własności, o omijaniu, mówiąc delikatnie, reguły nemo iudex in causa sua nie wspominając.
W zasadzie nie istnieje w Polsce wychowanie klasyczne. Inspiracje antycznym dziedzictwem mają charakter słaby, praktykowane są na zajęciach w ramach filologii klasycznej i lekcjach łaciny w szkołach – występujących już naprawdę w szczątkowym wymiarze. O całkowitym niezrozumieniu antycznych fundamentów kultury szeroko pojętego Zachodu świadczy niedawna decyzja min. Katarzyny Hall zmierzająca do ograniczenia możliwości wyboru łaciny jako przedmiotu maturalnego Dzieła starożytnych autorów – filozofów, mówców, literatów – znane są nielicznym, a utwory typu Gorgiasz czy Chmury zalegają najczęściej na półkach bibliotek, zbierając kurz i czekając na lepsze czasy w nadziei, że w końcu ktoś przypomni sobie o pradawnym wzorcu wychowania w myśl zasady καλὸς κἀγαθός. Ale umiłowanie klasycyzmu winno łączyć się także z powszechną obecnością pierwiastków filozoficznych konstytutywnych dla starożytności: odwagi, chęci poznania i zrozumienia materii wszechświata, samodzielności młodzieży, dynamiki i poświęcenia pro publico bono. W miejsce tych ideałów młodzieży wpaja się – typowo socjalistyczną – postawę uzależnienia od państwa, asekuracji, ubezpieczenia od wszystkiego i umiłowania państwa opiekuńczego. Ginie duch w narodzie – niegdyś prężny i ognisty, jak ułańska fantazja, którą nasi rodacy zadziwiali świat. Dla człowieka prawicy, dla świadomego swych korzeni klasyka nastają ciężkie czasy, gdy kulturowi barbarzyńcy w zgodzie ze swoimi autochtonicznymi wyobrażeniami poczęli dokonywać powtórnego stworzenia człowieka: będącego produktem barbaryzacji kultury i atomizacji społeczeństwa, bezideowego homo europaeus.
III Rzeczpospolita nie ma, niestety, także charakteru hierarchicznego. Można by wręcz stwierdzić, iż w dzisiejszych czasach – przepojonych szaleńczym dążeniem do zrównywania wszystkiego i wszystkich – słowo hierarchia ma charakter tabu, brzmi złowrogo, posiadając niemalże tak negatywne konotacje, jak faszyzm. Dziś ideałem rozwiązań prawnych i szeroko stosowanych w ramach inżynierii społecznej działań mających ulepszyć społeczeństwo jest sprowadzona do wspólnego mianownika rzesza ludzi, a właściwie szara masa, spośród której nikomu nie przyjdzie do głowy myśl, by zechcieć się wyróżniać. Kobiety mają być równe mężczyznom, homoseksualiści jednostkom heteroseksualnym, chorzy zdrowym, niezdolni zdolnym. I biada tym, którzy się wyłamią: rychło dosięgnie ich karzący miecz egalitarnej Temidy, której upadek ( ze śmiechu ) stanowi wizualizację katastrofalnej kondycji współczesnej kultury na Starym Kontynencie. We współczesnej Europie zapomniano, że – jak pisał de Maistre – nie istnieje człowiek w ogóle, że można mówić jedynie o konkretnych jednostkach z uwzględnieniem ich narodowych i kulturowych specyfikacji. W projekcie o nazwie III Rzeczpospolita zaburzone zostały naturalne różnice między ludźmi. Wszystkich postanowiono potraktować jedną miarą – podług tego samego klucza. Wyrastające ponad przeciętność kłosy są wyrywane – innym dla przykładu.
III Rzeczpospolita ma charakter nieludzki. Przede wszystkim ze względu na niezliczoną ilość obciążeń, jakim poddana jest jednostka w tym kraju – poczynając od restrykcji gospodarczych ( absurdalne podatki, wysokie koszty pracy i utrudnienia dla przedsiębiorców ), poprzez społeczne ( przymus ubezpieczeń, ingerencja państwa w sferę prywatną jednostki, stopień inwigilacji i infiltracji przez tajne służby ) i administracyjne (wszechwładza urzędników, których liczba zwiększa się w zastraszającym tempie, aparat biurokratyczny będący zmorą dla funkcjonowania obywateli ). Państwo demokratyczne z zasady przejawia tendencję do rozrastania się i wchłaniania indywidualnej wolności jednostki, czyniąc to pod pozorem dobra pojedynczego człowieka i lepszego zrozumienia jego interesów ( jakoby obywatel posiadał – w przeciwieństwie do omnipotentnego państwa – fałszywą świadomość ). III Rzeczpospolita nie jest republiką wolnych ludzi, niewiele ma też wspólnego z cnotami republikanizmu. Nie istnieje tu prymat dobra publicznego w sferze publicznej, surowość obyczajów, troska o moralność i przykładne wychowanie młodego pokolenia. Triumfuje duch anarchizmu i fałszywie pojętej swobody – pozbawionej cnoty odpowiedzialności. Państwo jest w stanie zaoferować tylko jedną wolność – od pasa w dół, akceptując parady i meetingi kochających inaczej. Kultura europejska, niczym swego czasu starożytny Rzym zdominowany przez kulty wschodnich bóstw i moralne rozpasanie, znajduje się w fazie agonalnej. Dotychczas wydawało się, że Polska skutecznie przeciwstawia się temu zjawisku. Okazuje się, że i ona także została zainfekowana wirusem nowoczesności.
Andrzeja Leppera zabił duch III Rzeczypospolitej. Przede wszystkich brak jasno wykształconego etosu polityczności i oparcia rywalizacji politycznej na normach etyki katolickiej. Mit założycielski współczesnego państwa polskiego ma charakter niesprecyzowany i – poprzez zbiorową amnezję co do grzechów PRL-u – wątpliwą moralnie. Prezesa Samoobrony pokonało partyjniactwo, polityczna wojna domowa na wyniszczenie toczona od 2005 roku, a nie koncentrująca się na absolutnie żadnych kwestiach programowych i ideowych. Typowa zażarta wojna personalna bez końca i bez sensu. Wreszcie obłuda, zakłamanie elit i ich nieumiejętność prowadzenia dyskusji w sposób cywilizowany – z niepohamowanym gadulstwem i przekonaniem o konieczności wydania riposty na oświadczenie politycznego przeciwnika, potem riposty na ripostę, sprostowania riposty ripsoty i tak do końca kadencji. Skoro nawet tak odporny i silny mentalnie człowiek, jak śp. Andrzej Lepper postanowił w ten sposób skrócić swą polityczną mękę, to winien to być dla polityków jasny sygnał, że obecna klasa polityczna stoi dziś przed obowiązkiem podjęcia głębokiej refleksji co do swej formuły. Póki co, jest bezładną tratwą dryfującą po wezbranych wodach emocjonalnego szaleństwa.
http://www.sejm.gov.pl/prawo/konst/polski/kon1.htm [ 5 VIII 2011 ]. http://www.piusx.org.pl/kryzys/Kosciol_przesiakniety_modernizmem/2 [ 5 VIII 2011 ]
Adam Raszewski
@Autor – „Andrzeja Leppera zabił duch III Rzeczypospolitej. Przede wszystkich brak jasno wykształconego etosu polityczności i oparcia rywalizacji politycznej na normach etyki katolickiej” – a skąd Pan wie ? A może „zabiły” go problemy finansowe ? Albo krewny Anety Krawczyk ?
„Prezesa Samoobrony pokonało partyjniactwo, polityczna wojna domowa na wyniszczenie toczona od 2005 roku, a nie koncentrująca się na absolutnie żadnych kwestiach programowych i ideowych” – kompletny frazes pozbawiony treści. Jaka „wojna domowa” ? Dlaczego od 2005 ? Cała polityka jest wojną, nie tylko polska i nie tylko demokratyczna i nie od 2005 ale od początku świata. I daruje Pan, ale co ma „hierarchiczny charakter” państwa, cywilizacja grecko-rzymska czy Davila do śmierci Leppera?????? Przedobrzył pan mocno i wyszły bzdury, kompletnie od rzeczy….
III Rzeczpospolita jako pewna wysoce wadliwa konstrukcja (bez)ideowa – w sensie doktrynalnym,w sensie personalnym – nie wiem i sądzę, że się nie dowiemy. Poziom zakłamania „klasy politycznej” i wymiaru sprawiedliwości, który śledztwa prowadzi pod interes akurat rządzących ekip, jest tak znaczny ( co pokazuje Smoleńsk,a wcześniej sprawa Olewnika,mafii węglowej itp itd ), że dowiedzenie i ujawnienie prawdy graniczy z cudem.Natomiast widać, jak elity rozprawiają się z niewygodnymi dla siebie ludźmi – sprawa „Olina”, Cimoszewicza,Leppera.Uważam, że obecne państwo polskie niespecjalnie zasługuje na identyfikację z nim obywatela.Polityka została opanowana przez grupy mentalnych meteków,a reszty katastrofy dopełniają media.Myślę, że w takiej sytuacji dobrowolnie do bagienka nie ma po co wchodzić.
Zrodel patologii nalezy szukac u Machiavellego. Nalezy jednak unikac takich sformulowan jak to, ze jakis system kogos zabil.
Machiavelli jedynie opisał rzeczywistość. Idę o zakład, że nie więcej niż 0,5% polskich polityków go przeczytało. Źródeł „patologii” należy szukać w naturze ludzkiej a nie u N.M. Zresztą – to nie żadna patologia, to codzienność…
Śmiechu warte. Lepper doskonale pasował do kraju, gdzie wszystko jest oparte na układach politycznych, i lukratywne posadki są dostępne tylko pod państwowym parasolem. Ten człowiek nie posiadał żadnej idei, zresztą jak wszyscy socjaliści. Bredził cały czas jak typowy lewak. Robienie z tego człowieka jakiegoś ideologa jest dla mnie komiczne. Gdy tylko dostał państwowy stołek przestał krzyczeć.
@Tomasz Dalecki : Pan nie rozumie, w jaki sposob idee polityczne ksztaltuje rzeczywistosc spoleczna. Nie trzeba czytac Machiavelliego, zeby podazac za jego ideami. Natura: czlowieka mozna wychowac, o czym duzo pisal Arystoteles i Tomasz z Akwinu. Tylko ktos to musi robic.